Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 6/10. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 6/10. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 lipca 2017

#209 Gra o jedno życzenie - "Caraval. Chłopak, który smakował jak północ"

  Scarlett i Tella całe życie mieszkały na wyspie, całkowicie podporządkowane okrutnemu ojcu. Zaaranżowane małżeństwo, jakie ma zawrzeć Scarlett z człowiekiem, którego zna jedynie poprzez listy, jest dla sióstr jedyną szansą na ucieczkę, przynajmniej do czasu, gdy w ich ręce dostają się trzy zaproszenia od Mistrza Legendy na Caraval, grę, w której stawką jest spełnione marzenie. Pomoc siostrom ofiaruje czarujący żeglarz, Julian. Na wyspie Tella zostaje uprowadzona, a jej odnalezienie staje się celem gry. Scarlett musi to zrobić jak najszybciej, jeżeli chce zdążyć na własny ślub. Trudność polega jednak na tym, że na Isla de los Suenos nikomu nie można zaufać, każdy może zdradzić. 


   Koncepcja powieści wydaje mi się być dość oryginalna. Autorka stworzyła świat baśniowy, wręcz jak ze snów - zgodnie z nazwą wyspy. Ta atmosfera była wyczuwalna przez całą historię. Jednak nie wszystko było tu idealne. Mam kilka zastrzeżeń. Zacznę, jak zazwyczaj, od bohaterów. 

  Z jednej strony poznajemy uwodzicielskiego Juliana, nieco zuchwałego młodzieńca, który przykuwa uwagę swoją złożonością. Oprócz tego tajemniczy Mistrz Legenda, znany z opowieści, obiekt zainteresowania ze względu na swoje zdolności. Z drugiej zaś otrzymujemy z lekka irytujące rodzeństwo, z którego jedna bohaterka jest tą główną. Scarlett ulega opiekuńczemu instynktowi wobec swojej siostry i to on ją napędza przez całą powieść. Ta siostrzana miłość w pewnym momencie zrobiła się, dla mnie, mdła, przesadzona. Dodatkowo dziewczyna jest dumna, a przy tym jednocześnie niezaradna życiowo, czym również budziła moją irytację. 
Tak naprawdę to drugoplanowi bohaterowie są tymi, którzy zasługują na więcej uwagi. Oni są tymi, którym nie można zaufać, którzy zaskakują, są dynamiczni. Gdyby nie oni, całą powieść spowiłaby nijakość.

   Zamysł autorka miała bardzo ciekawy, jak już wspomniałam wyżej. Potencjał został dość dobrze wykorzystany. W momentach, gdy zaczynałam się nudzić, zawsze coś przykuwało na nowo moją uwagę. Zaskakujące było też dla mnie zaskoczenie, którego przebiegu nijak nie przewidziałam. Do ideału brakowało mi tylko takiego dopracowania, rozwinięcia wątków, na przykład dotyczącego tajemnic jako waluty. Miałam nadzieję, że powieść pójdzie trochę w tę stronę, obracając co nieco z tego, co Scarlett wyznała, przeciwko bohaterce, a jednak tego zabrakło, przez co wątek ten stał się, według mnie, niepotrzebny... 
Źródło
  Akcja na ogół trzyma dobre tempo, mniej wciągające momenty, mimo iż się zdarzały, nie wpływały drastycznie na moją chęć do poznawania dalszej historii. 

  Reasumując, powieść nie jest zła. Ideałem bym jej z
pewnością nie nazwała, wybitną literaturą tym bardziej. Jednak jako młodzieżówka na odstresowanie się sprawdziła. Myślę, że jeśli ktoś podejdzie do niej właśnie w ten sposób, bez nastawiania się na ambitną pozycję, to nie będzie zawiedziony.


Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰

Tytuł: Caraval. Chłopak, który smakował jak północ
Oryginalny tytuł: Caraval
Seria: Caraval
Autor: Stephanie Garber
Wydawnictwo: Znak
415 stron 


P.S. 
Mam nadzieję, że mój wywód jest zrozumiały :D Cierpię (znów -.-) na niemożność logicznego pisania, szczególnie przy tej powieści, która zostawiła mnie z nieco sprzecznymi opiniami. Żyję myślą, że jednak sens moich wypocin gdzieś tam można odnaleźć :) 

poniedziałek, 20 lutego 2017

#203 "Dzięki za tę podróż"

Nie wiedziałam, czy ta książka przypadnie mi do gustu. Wręcz obawiałam się, że będzie banalną historią, jedną z wielu. Na szczęście okazało się, że autor z lekko oklepanego tematu wyciągnął ile się dało i stworzył naprawdę ciekawą powieść. Z tą książką jest tak: ciężko jest napisać jej krótki opis, nie zdradzając przy okazji  najciekawszych elementów, przez co, według mnie, "fabryczny" opis nie pokazuje potencjału powieści... Mogłam przez to zrezygnować z lektury, czego później pewnie bym żałowała.

Parker po tragicznym wypadku milknie. Od dawna nie wypowiedział ani słowa, komunikując się ze światem poprzez dzienniki. Te jednak służą mu również do oddawania się swojej pasji - pisarstwu. Oprócz tego, jego ulubionym zajęciem jest przebywanie w hotelach i okradanie ich gości. W ten sposób poznaje tajemniczą dziewczynę z srebrnymi włosami. Jej zachowanie przykuwa jego uwagę - Zelda zdaje się nie przywiązywać uwagi do zaginionego pliku banknotów. Zamiast tego dziewczyna decyduje się pomóc Parkerowi otworzyć się na świat, choćby miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. W życiu, które było dłuższe, niż na to wygląda, i które powoli zbliża się do końca. 

Zacznę od bohaterów, którzy są mocną stroną powieści. Parker i Zelda są bardzo wyrazistymi postaciami. Są to osoby z charakterem, wyróżniające się na tle innych postaci. Wydali się mi również bardzo realni, poczułam do nich sympatię. Dodatkowo, autor nie ujawnia przed czytelnikiem od razu wszystkich tajemnic skrywanych przez Zeldę, a nawet gdy już karty zostają odkryte, pozostaje w niej nutka niejasności. Niemal do ostatnich stron nie wiadomo, czy można wierzyć w słowa dziewczyny. 

Jeden ogromny plus, jeśli chodzi o akcję: właściwie do ostatnich słów powieści nie wiadomo, jaki finał będzie mieć ta historia, nadzieja nie opuszcza do samego końca. Jednak powieść to nie tylko punkt kulminacyjny. Opowieść o tej wyjątkowej parze nastolatków jest bardzo ciekawie poprowadzona, pokazuje ich znajomość pełną emocji i codziennych wyzwań. Nie jest to typowa historia o młodzieńczej miłości, autor miał na nią nieco bardziej oryginalny pomysł i dobrze go wykorzystał. Warto też wspomnieć o humorze, który dyskretnie przewijał się przez całą powieść.
Ciekawym zabiegiem było wtrącenie kilku opowiadań napisanych przez Parkera. Ich fabuła sama w sobie bardzo mi przypadła do gustu, a użycie ich jako wtrąceń do powieści urozmaiciło ją. 




















Jedyne, co przeszkadzało mi w powieści, to język. Z jednej strony dobrze odzwierciedlał ten używany przez młodzież, wydał mi się dość autentyczny, jednak z drugiej strony, mam wrażenie, że, poza kilkoma fragmentami, nie niósł ze sobą większej wartości artystycznej. Nie jestem fanką skrajności i wolę, gdy podczas lektury mowa potoczna nie przeważa. Nie zniechęciło mnie to jednak do lektury i mam nadzieję, że Was również to nie odstraszy, bo według mnie jest to powieść naprawdę warta uwagi. Mocno wciąga, a jej kolejne strony przewraca się w błyskawicznym tempie. 

OCENA: ★★★★★★✰✰✰✰

Tytuł: Dzięki za tę podróż 
Oryginalny tytuł: Thanks for the trouble
Seria: - 
Autor: Tommy Wallach
Wydawnictwo: Bukowy las
272 strony

piątek, 30 grudnia 2016

#200 Żegnamy stary rok ze Śliweczką - "Płomienna siedemnastka"

Kto by pomyślał, że z moim *khe khe* ogromnym ostatnio zapałem uda mi się dobić równych 200 recenzji jeszcze w tym roku? Ostatnia książka, o jakiej macie szansę u mnie przeczytać w 2016 roku to kolejna, siedemnasta już część serii o Stephanie Plum. 

Tym razem Stephanie poza szukaniem zbiegów ma na głowie klątwy Belli, romanse z Komandosem i Morellim oraz swatanie jej przez matkę z dawnym znajomym, Davem. A, no i warto by wspomnieć, że na nowej parceli wykupionej pod budowę nowego biura znaleziony został trup będący pierwszym z wielu. Gdyby tego było mało, kilkoro z nich okazuje się być nietypowym prezentem dla Plum. Jeśli doliczyć do tego garść osób chcących pozbyć się łowczyni nagród, wyłania się zarys dnia codziennego w Trenton.

Po przeczytaniu kilku tomów serii zauważyłam, że są one dość schematycznie zbudowane. Pomiędzy aferą z głównego wątku przewijają się "polowania" na zbiegów i amory głównej bohaterki. Jednak osobniki, które się jej trafiają do aresztowania wciąż są dość absurdalne, co dodaje humoru powieści. Nie ma również momentów, w których akcja zwalnia, bohaterka ciągle pakuje się w ciekawe sytuacje. Strony przewijałam bezwiednie, nie zauważając ich upływu, ponieważ akcja mocno mnie wciągnęła. Jest jednak jeden dość poważny minus - zdecydowanie zbyt szybko odkryłam mordercę, choć na potwierdzenie tego faktu oraz poznanie motywów czekałam do ostatnich stron. 

Bohaterowie są dużym atutem książek Evanovich. Są bardzo wyraziści, każdy jest inny. Zbiegowie również są oryginalni, w każdej części autorka znajduje nowe, dość zabawne charaktery. 

Autorka pisze lekko i z taką przyjemną dawką ironicznego humoru pokazującego beznadzieję egzystencji głównej bohaterki, że książkę czyta się szybko i z przyjemnością. Nie jest to może wybitna literatura i zapewne nie każdemu przypadnie do gustu, ale myślę, że wiele osób spędzi z nią miły czas.

★★★★★★✰✰✰✰

Tytuł: Płomienna siedemnastka
Oryginalny tytuł: Smokin' seventeen
Seria: Stephanie Plum
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
368 stron















niedziela, 30 października 2016

#195 Klątwa, czy obłęd - co jest przyczyną nieszczęść w Sorrow? - "Serce z popiołu"


Powieści Kathrin Lange mają w sobie coś, co przyciąga do nich czytelnika. Pomimo wielu wad, jakich się doszukałam w trzeciej i, z tego co mi wiadomo, ostatniej części serii, "Serce z popiołu" dostarczyło mi rozrywki, na jaką liczyłam.
W Sorrow coraz gorzej się dzieje. Charlie wróciła z martwych komplikując życie Juli i Davida, a duch Madeline doprowadza ich do obłędu - dosłownie. Ktoś zdecydowanie chce, by klif Gay Head pochłonął kolejne ofiary. David chce uwolnić Juli spod wpływu klątwy, w którą powoli zaczynają wszyscy wierzyć, jednak ta nie chce tak łatwo wypuścić ich ze swoich szponów.
Zacznę od bohaterów. A właściwie od bohaterki, Juli, która niesamowicie działała mi na nerwy. Nie zmieniła się bardzo od pierwszej części - zapamiętałam ją jako najczęściej płaczącą postać wszech czasów i z taką też mamy do czynienia teraz. David natomiast... Ktoś mógłby uznać go (no, w sumie Juli też, ale skupmy się na Davidzie :)) za zbyt melodramatycznego, skłonnego do odgrywania cierpiętnika, ale... mi się to podoba. Coś w tej postaci jest, że budzi moją ogromną sympatię. 
Cieszę się też, że pojawiła się ponownie sprawa Charlie, która okazała się być bardzo ciekawą osobą. Za plus można poczytać autorce to, że znów pokazała, że nie można ufać żadnej ze stworzonych przez nią postaci - nienawiść połączona z obłędem daje zaskakujące efekty.
Duża część powieści skupia się bardziej na pokazaniu psychiki bohaterów i tego, co w nich "siedzi", niż na wartkiej akcji. Nie można się oczywiście spodziewać dogłębnej psychoanalizy, ale faktem jest, że autorka położyła nacisk bardziej na wnętrzu, niż na tym, co się dzieje wokół Juli, Davida i Charlie. Wręcz mogłabym powiedzieć, że, zanim doszło do punktu kulminacyjnego, powieść cechowała lekka monotonia, a gdy coś się zaczynało dziać, wydawało się to wstawiane trochę na siłę, jak gdyby autorka chciała jeszcze dołożyć Juli traumatycznych wspomnień. Na szczęście punkt kulminacyjny razem z zakończeniem bardzo mi przypadły do gustu. Znowu, było trochę melodramatycznie, było zaskakująco, a akcja nabrała tempa tak, że wciągnęła mnie całkowicie. Nie każdemu mogą odpowiadać te klimaty, ale mi - jak najbardziej!
Sama historia związana z klątwą Madeline wydawała mi się ciekawie skonstruowana - do końca nie do końca wiadomo, czy bohaterowie naprawdę są skazani za swoje uczucie, czy też ktoś nieżyczliwy stara się doprowadzić ich do obłędu. I gdy mówię, że do końca, mam na myśli samiutki koniec. 
Z jednej strony zakończenie przypadło mi do gustu, z drugiej jednak mam wrażenie, że autorka sama nie była zdecydowana na żadną z wersji, jeśli chodzi o klątwę i całą otoczkę, jaką wokół niej zbudowała. Nie wiem, czy nie miała pomysłu, jak wybrnąć z pewnych nierozwiązanych sytuacji, czy chciała sobie zostawić furtkę w razie natchnienia na kolejne części.
Język to kolejna rzecz, której mogłabym się czepiać. Często był najzwyczajniej w świecie infantylny, choć czasem miałam wrażenie, że to wina tłumaczenia. Nie przeszkadzało mi to jednak w czerpaniu przyjemności z lektury, która ostatecznie podobała mi się. Trzyma poziom poprzednich części - nie jest szczególnie wybitną powieścią, która zmieni Wasze życie, ale jest na tyle dobra, że czytelnik nie chce się od niej odrywać.
Ocena★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Serce z popiołu
Oryginalny tytuł: Herz zu Asche
Autor: Kathrin Lange
Wydawnictwo: Muza 
416 stron

poniedziałek, 5 września 2016

#194 PRZEDPREMIEROWO Mafia, wybuchy i szczęśliwa butelka - "Obłędna szesnastka"

lubimyczytac.pl
Kolejna, już szesnasta, książka z cyklu o łowcy nagród z przypadku, Stephanie Plum, nieoczekiwanie wpadła w moje rozleniwione łapki. A pomimo tego, że Śliweczka nie jest idealna, wciąż za nią przepadam, więc zabrałam się za czytanie niemal od razu. Co tym razem zaserwowała nam pani Evanovich?

Stephanie otrzymuje w spadku po wujku tajemniczą Szczęśliwą Butelkę. Szczęście nie sprzyja jednak jej pracodawcy - kuzyn Vinnie zaginął, wplątany w mafijne porachunki, i to na Stephanie zrzucona zostaje odpowiedzialność odnalezienia go. W takiej sytuacji jedno jest pewne: gdziekolwiek bohaterka się nie pojawi, będzie wybuchowo, a w powietrzu będzie wyczuwalny zapach skrzydełek z Gdaczącego Kubełka. 

Im więcej części cyklu mam za sobą, tym wyraźniej widzę schematy, w które popadła autorka. To, co powodowało spazmatyczne wybuchy śmiechu (przesadzam? może, ale wiecie o co chodzi :)) przy pierwszym spotkaniu z Plum, teraz staje się codziennością. Manewrowanie między Komandosem a Morellim, łapanie zbiegów oraz niesamowite szczęście do niebezpiecznych przymusowych znajomych pojawiają się chyba w każdej z części. Mimo to jednak nie można skreślić z góry każdej kolejnej książki. Każdy z wyżej wymienionych elementów jest bowiem, mimo powtarzalności, tak a) zabawny, b) ciekawy c) absurdalnie (nie)normalny (niepotrzebne skreślić), że ja, jako czytelnik nie mogłam z własnej woli oderwać się od lektury. Jednakże miałam nadzieję na bardziej spektakularne poszukiwania zbiegów, które zazwyczaj były dla mnie główną atrakcją, a tym razem odbywały sie one zaskakująco spokojnie - oczywiście w skali śliwkowej.

Bardzo podobała mi się kreacja Vinniego, którego mieliśmy szansę poznać odrobinę lepiej. Z ciekawszych postaci wymienić można również Zakręta, który niejednokrotnie wywołał na mojej twarzy uśmiech. Jeśli chodzi o postaci pierwszoplanowe, Stephanie, Lulę oraz Connie, nie mam im nic do zarzucenia. Dziewczyny były wystarczająco wyraziste, ale nie zaskoczyły mnie niczym nowym. 

Nie jest to bardzo ambitna literatura. Język jest przyjemnie prosty. Cała książka jest natomiast pełna zabawnego absurdu, który zapewne nie każdemu przypadnie do gustu, ja jednak należę do grona fanów. Zaznaczyć też muszę, że mimo, iż to już szesnasta część, można po nią sięgnąć bez znajomości poprzednich. A myślę, że warto.

Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Obłędna szesnastka
Oryginalny tytuł: Sizzling sixteen
Seria: Stephanie Plum
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów
368 stron


piątek, 8 lipca 2016

#193 "Kamień łez"

Czytając tę książkę radowało mi się serce. Z jakiegoś powodu zapałałam sympatią do Richarda, Kahlan, Zedda i reszty bohaterów. Skończyłam ją już kilka dni temu i dopiero teraz jestem w stanie coś o niej naskrobać - takiej niechęci do pisania nie miałam od wieków!

Gdy Rahl Posępny otworzył jedną ze szkatuł Ordena, wypadł z niej kamień łez. Oznacza to, że zasłona została rozdarta, a Opiekun spróbuje wydostać się z zaświatów i pochłonąć świat żywych. Jedyną osobą, która może być w stanie temu zapobiec, wydaje się być Richard. Problemem mogą być Siostry Światła, które pojawiły się na jego drodze i twierdzą, że jedynie one mogą uratować go od śmierci przez nieokiełznany dar, niezwykle silny w jego przypadku. By jednak mogły to zrobić, muszą udać się z nim do Pałacu Proroków, co oznacza utratę cennego czasu i rozstanie chłopaka z ukochaną, która zaś staje twarzą twarz z okrucieństwem wojny, jaką przyszło jej stoczyć.

Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, i co do której nie potrafię zająć jednoznacznego stanowiska, są dialogi. W przypadku rozmów między "wtajemniczonymi" bohaterami, jak Zedd i Addie, w rozmowach przewijały się definicje rzeczy, jakich byli oni świadkami. Dla czytelnika to dobrze, gdyż inaczej nie wiedziałby o co dokładnie chodzi, jednak rozmowy wydawały się przez to nieco nienaturalne. 
Jeśli chodzi o język sam w sobie, to jest przyjemny, ale momentami jakby zbyt infantylny. Taki styl jednak pasuje do powieści i tworzy taki baśniowy klimat.

Źródło: empik.com
Bohaterowie są niezwykle rozwinięci. Nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać, zaufani przyjaciele okazują się zdrajcami, podczas gdy wróg staje się sprzymierzeńcem. Lubię takie zwroty akcji. Każdy był na tyle mocno zarysowany, że imiona mi się nie plątały, co w przypadku słabszych kreacji ma czasem miejsce... 

Akcja ciągnie się na początku, jednak po pierwszych stu-dwustu stronach tempo zaczyna przyspieszać i do ostatnich stron już nie zwalnia. Pojawiają się trzy wątki, które są ze sobą luźno związane. Najbardziej ciekawym dla mnie okazał się ten dotyczący Kahlan, pozostałe dwa przypadają na Richarda oraz Zedda.
Pojawiają się tu też treści erotyczne, które jednak nie skupiają się na szczegółach, czytelnik dowiaduje się tyle, ile niezbędne. 

Reasumując, nie jest to arcydzieło, jednak książka podobała mi się. Mimo, że to dopiero druga część, zdążyłam poczuć swego rodzaju sentyment do tej serii i na pewno nie skończę z nią szybko. Szczególnie, że przede mną jeszcze kilkanaście tomów. 

Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Kamień łez 
Oryginalny tytuł: The Stone of Tears
Seria: Miecz prawdy
Autor: Terry Goodkind
Wydawnictwo: Rebis
891 stron

|Pierwsze prawo magii|Kamień łez|Bractwo Czystej Krwi|Świątynia Wichrów|Dusza ognia|Nadzieja pokonanych|Filary świata|Bezbronne imperium|Pożoga|Fantom|Spowiedniczka|

czwartek, 23 czerwca 2016

#192 Gwiazdka z nieba - "Heaven. Miasto elfów"

Z czym nam się kojarzą elfy? Z małymi duszkami? Z dostojnymi postaciami rodem z "Władcy Pierścieni"? A może... Elfy żyją wśród nas? 

David Pettyfer nie znosi zamknięcia i tłumów. Dlatego też zamiast podróżować londyńskim metrem biega po dachach. Podczas swoich podróży zazwyczaj jest sam - do czasu gdy spotyka dziewczynę twierdzącą, że wycięto jej serce. Historia, w którą ciężko uwierzyć, nabiera barw, gdy David decyduje się pomóc spotkanej Heaven. Najgorsze wciąż przed nimi, gdyż złodziej serc nie zamierza pozwolić uciec swojej niedoszłej ofierze. Heaven natomiast czuje, że jej czas powoli dobiega końca i chce jak najszybciej odnaleźć swoje serce, przy okazji odkrywając tajemnice, jakie pozostawiła jej w spadku matka.

Z "Kamieniem łez" coś ciężko mi idzie, toteż skusiłam się na przerywnik w postaci "Heaven..." właśnie. Spodziewałam się, że przerwa potrwa jakiś czas, a tu w mgnieniu oka przewijałam ostatnią stronę książki. Powodem może być ciągła niewiadoma. Autor odkrywa karty powoli, nie zaspokajając ciekawości od razu. Choć od początku możemy się domyślać paru faktów, autor i tak je urozmaicił, dając nowe oblicze tym fantastycznym istotom, jakimi są elfy. 
Akcja jest wypełniona napięciem, które co jakiś czas na chwilę zanikało, robiąc miejsce lekkiej pustce emocjonalnej. Zapowiadało się jednak na porządny punkt kulminacyjny i... dostałam czego chciałam. Nie wiem, może dla niektórych zakończenie mogłoby się wydawać nieco przerysowane i zbyt nierealne (tak jak gdyby elfy były prawdziwe, duh!), ale to coś, co ja lubię - nie wiesz, co się stanie za dwa zdania, podczas gdy życie bohaterów wisi na włosku. 
Mogłabym mieć lekkie zastrzeżenia co do szybkości zaakceptowania niecodziennej sytuacji przez głównego bohatera oraz kilka osób postronnych. Mimo tego szkopułu postaci pierwszoplanowe zostały zarysowane poprawnie - szału nie ma, ale nie odczuwam niedosytu. Również epizodyczne role nie przechodziły bez echa, nawet po krótkiej wymianie zdań można było poczuć sympatię do większości z nich. Nie wiem jednak jakie mam odczucia do tego, że wszyscy bohaterowie od początku trzymali jedną ze stron, czarny to czarny, biały to biały, bez żadnych odcieni szarości. Chyba jednak wolę bardziej zaskakujące postaci...

Język jest bardzo przystępny i to pewnie w dużym stopniu było jego zasługą, że książkę skończyłam w dwa dni. Nie jest to bardzo ambitna pozycja, raczej zaliczyłabym ją jako lekką lekturę na odrobinę czasu wolnego. Myślę też, że bardziej spodoba się tej odrobinę młodszej ode mnie młodzieży - co nie oznacza, że odradzam ją starszym! Z pewnością będę ją dobrze wspominać. 

Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Heaven. Miasto elfów.
Oryginalny tytuł: Heaven. Stadt der Feen
Seria: - 
Autor: Christoph Marzi
Wydawnictwo: Muza S.A.
336 stron

poniedziałek, 16 maja 2016

#190 "Password"

 Wyobraźcie sobie, że podczas Waszej wizyty u przyjaciela ten traci przytomność. Przyjeżdża pogotowie, zabiera go. Kiedy w końcu wychodzi ze szpitala czujecie, że coś jest nie tak - zachowuje się inaczej, jego przyzwyczajenia są zupełnie inne. A jednak widzicie, że to wciąż ta sama osoba. Czy aby na pewno? 

Taka sytuacja przydarzyła się głównemu bohaterowi książki, Mickowi. Podejrzliwy nastolatek nie chce jednak uwierzyć w tę nagłą zmianę. Przeczuwając podstęp prosi Jerrego o ustalone wcześniej hasło...
Stefan spotyka dziwnego mężczyznę proponującego układ, za który otrzyma równy milion. Sytuacja finansowa zmusza go do przystania na propozycję, splatając przy okazji losy obcych mu nastolatków ze swoim.
Ciężko jest napisać zgrabny opis tej książki bez spoilerowania, mimo iż nie jest ona szczególnie skomplikowana. Podzielona jest ona na kilka części, w których historia opowiadana jest z perspektywy każdego z chłopca, a każda jest częścią układanki. Ciekawe rozwiązanie, urozmaica lekturę, a dodatkowo plusuje tym, że nie ma przeplatania - autorka nie przeskakuje z jednego bohatera na drugiego co rozdział. Niestety, ma to też swoją ciemną stronę, ponieważ część poświęcona Stefanowi tłumaczy wiele zagadek, podczas gdy do końca książki jeszcze trochę zostaje...
Cała historia jest ciekawa, aż chce się poznać całą intrygę. Nie wiadomo, czy rzeczywiście Jerry się zmienił, czy Mick słusznie podejrzewa, że coś jest nie tak. Dodatkowo pojawiają się wydarzenia z historii, które doprowadziły do całego zdarzenia.

Bohaterowie są dość dobrze zarysowani, nie są płascy ani bezbarwni. Mają różne charaktery i można poczuć z nimi swoistą więź. Ostatecznie nie można ich jednoznacznie ocenić, nawet Stefana, przez okoliczności łagodzące, jakie utworzyła autorka. Miło, że byli to bohaterowie działający, a nie przerażone nastolatki. 

Mimo, iż książka podobała mi się, mam wrażenie, że jest ona skierowana do odrobinę młodszych odbiorców - dla osób w wieku 15-16 lat mogłaby być idealną. Nie oznacza to jednak, że starszym się ona nie spodoba. Język jest na tyle dopracowany, że pozostawi po sobie pozytywne wrażenia. Reasumując, nieco młodszej młodzieży polecam, starszej młodzieży nie odradzam. 


Ocena ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Password
Oryginalny tytuł: Password 
Seria: -
Autor: Mirjam Mous
Wydawnictwo: Dreams 
327 stron 


niedziela, 8 maja 2016

#189 Na ile malutkich kawałeczków można potłuc jedno serce? - "Serce w kawałkach"

Nie umiałam się doczekać drugiej części tej serii, marzyłam o chwili wolnego czasu, by po nią sięgnąć! Mimo, iż pierwszy tom nie był idealny, historia Davida i Juli bardzo mnie pochłonęła i zapragnęłam poznać ciąg dalszy.
W Bostonie David i Juli znajdują spokój od legend, klątw i zmarłych narzeczonych. Życie obojga powoli zaczyna się układać, do czasu gdy otrzymują zaproszenia na urodziny ojca chłopaka. Choć niechętnie, ostatecznie wracają do ponurej rezydencji na wyspie, mimo dziwnych ostrzeżeń służącej. W ponurych murach Sorrow David próbuje przypomnieć sobie wyparte z pamięci wydarzenia tragicznej nocy, Juli natomiast stara się poznać lepiej historię rodziny i związanych z nią kobiet. Od dawna każda ukochana Bellów kończyła swój żywot tragicznie. Czyżby jednak Grace miała rację? Czy klątwy i duchy rzeczywiście istnieją?

Tej książki się nie czyta - ją się pochłania. Nie znajdziemy tu trzeszczących desek czy lewitujących przedmiotów, ale cała powieść jest przesiąknięta napięciem i poczuciem, że coś jest jednak nie tak, że bohaterowie tak łatwo się nie wywiną demonom wyspy. Spodobało mi się, tak jak i poprzednio, że tak naprawdę nic nie jest oczywiste, każdy może być tym, który dąży do zguby bohaterów, nie wiadomo, czy rzeczywiście dzieje się tam coś paranormalnego, czy to zupełnie przyziemni wrogowie na nich czyhają. 

Co ciekawe, zakończenie przewidziałam... w poprzednim tomie! Jednak wciąż nie wszystko jest jasne, jest to tylko jeden, niewielki element układanki. Tak naprawdę autorka niewiele wyjaśnia, tylko bardziej komplikuje sprawę. Całość to jest lekka powtórka z rozrywki, taki odgrzewany kotlet z panierką z traumy, ale mimo to wciąż smaczny.

Tym razem to David grał dla mnie pierwsze skrzypce w historii. Obłęd, w jaki wydaje się popadać, próby odkrycia przeszłości, czy też jego relacje z ojcem napędzają całą akcję. Nie chcę być niesprawiedliwa wobec Juli, jednak ona, pomimo wszystkiego, co robiła, wydawała mi się wciąż tylko płakać i walczyć z atrakcyjną rywalką o obiekt swoich uczuć. Nic dziwnego więc, że została nieco przytłumiona... 

Język nie wypadł lepiej, niż w pierwszej części, jednak myślę, że gorszy również się nie stał. Wydawał się być nieco infantylnym, ale nie przeszkadzało to zbyt mocno w odbiorze książki. 

Podsumowując, książka wypada podobnie do swojej poprzedniczki, nie straciłam zainteresowania serią po jej przeczytaniu i uważam, że warto po nią sięgnąć. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu!

Ocena ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Serce w kawałkach
Oryginalny tytuł: Herz in Scherben
Seria: Serce ze szkła
Autor: Kathrin Lange
Wydawnictwo: Muza S.A.
414 stron



|Serceze szkła|Serce w kawałkach|Serce z popiołu|

środa, 13 kwietnia 2016

#186 UWAGA! KRUCHA ZAWARTOŚĆ! "Serce ze szkła"

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby przeczytać tę książkę... Chyba same pozytywne recenzje, jakie czytałam w ostatnim czasie i chęć zweryfikowania owego fenomenu tej powieści, bo, powiedzmy sobie szczerze, na pewno nie okładka... Czy żałuję czasu spędzonego z tą książką? Na pewno nie. Czy jestem zachwycona? Tu odpowiedź nie jest już taka łatwa...

Juli ma swoje plany na przerwę świąteczną. Wyjazd do rezydencji wydawcy książek ojca i rozweselanie rówieśnika w depresji na pewno do nich nie należą, jednak dziewczyna ostatecznie się zgadza. Pobyt w luksusowej willi okazuje się być jednak bardziej niebezpieczny, niż mogła przypuszczać. Na wyspie tragicznie zginęła duża ilość kobiet, co ma związek z miejscową legendą i rzekomą dziewiętnastowieczną klątwą. Juli jest coraz bardziej zafascynowana ponurym Davidem, stara się go rozgryźć, lecz wkrótce i ona zaczyna wyczuwać zagrożenie, powoli wydaje się tracić rozum. Czy to oznacza, że świat, poza tym widzialnym, rzeczywiście istnieje? 

Pierwsze, o czym chciałabym wspomnieć, to narracja, która wydawała mi się być w trochę infantylnym stylu, przeważają proste zdania, napisane w stylu typowym dla powieści dla nastolatek. Ma to jednak taki plus, że powieść czyta się błyskawicznie i, jakby nie było, przyjemnie. 

Akcja przez znaczną część powieści nie jest porywająca, ja liczyłam ile razy do końca bohaterka się jeszcze rozpłacze (zgubiłam rachubę), miłosne rozterki też szczególnie oryginalne nie były. Mimo to książka wciąga! Ja, jako czytelnik, bardzo pragnęłam poznać to, co tak dręczyło Davida, czy też jaki związek faktycznie ma legenda o duchu zmuszającym do samobójstw kobiety przez dziesiątki lat z tym, co dzieje się z główną bohaterką. Choć przewidywałam różne scenariusze - od paranormalnych do wyjętych prosto z kryminału, rozwiązanie odgadłam niemal równocześnie z Juli. Dodatkowo napięcie wyciekające z ostatnich kilku rozdziałów bardzo działało mi na wyobraźnię - to są właśnie moje klimaty!

Bohaterowie są różnorodni i jakość ich kreacji też od siebie odbiega. Tak na przykład główna bohaterka była miejscami irytująca, natomiast David nieustannie mnie intrygował - niemal tak samo jak Henry, postać drugoplanowa. Nikt nie jest czarny ani biały od początku, odcienie szarości wciąż zakłócają odbiór. Dopiero koniec powieści wszystko wyjaśnia. 

Reasumując, książka nie jest ideałem, jednak zakończenie podnosi jej jakość. Choć początkowo się opierałam, chętnie dałabym szansę kolejnym częściom. 
Ocena ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Serce ze szkła
Oryginalny tytuł: Herz aus Glas
Seria: Serce ze szkła
Autor: Kathrin Lange
Wydawnictwo: Muza S.A.
448 stron


czwartek, 3 marca 2016

#184 Zostań moją marionetką! - "Władca marionetek"

Czy widzieliście kiedyś przedstawienie kukiełkowe? Jestem przekonana, że wielu z nas ma takie doświadczenie za sobą i zna tę magię, która poruszała drewnianymi lalkami. Milena, główna bohaterka powieści, zna ją aż zbyt dobrze - jej ojciec był prawdziwym Władcą Marionetek. Jego śmierć położyła kres jego teatrowi, jednak w Milenie zdążyła zakiełkować miłość do lalkowych spektakli. Nic więc dziwnego, że gdy na horyzoncie pojawia się tajemniczy mężczyzna reklamujący najbardziej magiczne przedstawienie, dziewczyna nie może się powstrzymać przed pójściem tam. Milena nie może jednak przestać myśleć o swojej matce, powszechnie uznanej za zmarłą, przez bohaterkę - za zaginioną. Jaki jest związek pomiędzy jej zniknięciem, przyjezdnym teatrem i czeskimi legendami? Milena powoli odkrywa prawdę o sobie.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, jest niezwykła oprawa graficzna. Aż chce się czytać! Ciekawa okładka skrywa piękne wnętrze - wybrane strony są klimatycznie ozdobione, a niektóre fragmenty tekstu pojawiają się w gazecie, czy na ogłoszeniu. Dodaje to autentyczności historii i pozwala lepiej wczuć się w lekturę. Powieść jest w ogóle niezwykle klimatyczna, urok XIX-wiecznej Pragi wręcz wypływa z jej kart. 

Ale żeby wczuć się w lekturę nie wystarczą obrazki. Akcja jest ciekawa i rozwija się w umiarkowanym tempie. Czytelnik nie nudzi się pokonując kolejne strony. Nie jest jednak idealnie - powieść jest przewidywalna i nieco infantylna, choć to drugie dodaje jej nieco baśniowego charakteru. Mimo, że to lubię, nie jestem do końca tym usatysfakcjonowana i myślę, że osoby kilka lat młodsze ode mnie czerpałyby o wiele więcej przyjemności z tej książki. 
Duży plus należy się autorce za użycie legend czeskich. Jestem wielką fanką podań różnego rodzaju, toteż poznanie tych kilku należących do naszych sąsiadów przysporzyło mi trochę radochy, choć, jak autorka sama przyznała w posłowiu, odrobinę je zmieniła.


Nie wiem, czy mogę polecić tę książkę każdemu. Starsi czytelnicy mogą czuć się odrobinę rozczarowani, choć myślę, że czas spędzony z nią nie byłby czasem straconym.

Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Władca marionetek
Oryginalny tytuł: Puppet Master
Seria: -
Autor: Joanne Owen
Wydawnictwo: Egmont
223 strony

wtorek, 8 grudnia 2015

Kalendarz adwentowy - dzień 8. #180 "W śnieżną noc"

Książka przeleżała na mojej półce już swoje, a zbliżające się święta zmotywowały mnie do sięgnięcia po nią. Nazwisko Greena przyciągało wielu czytelników i nie ukrywam, że to był główny (o ile nie jedyny) powód, dla którego i ja zdecydowałam się sięgnąć po tę lekturę.

Wielka śnieżyca w Wigilię świąt Bożego Narodzenia łączy bohaterów trzech klimatycznych opowiadań w Waffle House. Rodzice Jubilatki zostają aresztowani, przez co ona zmuszona jest wyjechać do dziadków. Problem w tym, że zasypane tory uniemożliwają dotarcie na miejsce. Trafia więc do przydrożnej knajpki, gdzie spotyka Stuarta. Te święta uświadamiają obojgu kilka ważnych rzeczy. Z tego samego pociągu wyłania się grupka cheerleaderek, na spotkanie których spieszy Tobin z przyjaciółmi. Przeszkody po drodze sprawią jednak, że to nie dziewczyny w kusych spódniczkach są tym, czego chłopak chce. Ostatnia historia opowiada natomiast o cudzie (po)świątecznej przemiany Addie.

Opowiadania są niezwykle klimatyczne, czytając je można poczuć ten zimowy chłód białych świąt, których każdy pragnie. Pierwsza z historii wydała mi się najbardziej zabawna. Sam powód aresztowania rodziców Jubilatki był dość nietuzinkowy. Dalsza część wciągała mocno, była bardzo ciekawa, jednak brakowało mi mocniejszego akcentu. 
Najbardziej zimową opowieścią był "Bożonarodzeniowy cud pomponowy". Pomysł był bardzo dobry, historia wciągała równie mocno, co poprzednia, a może nawet bardziej. Droga, którą bohaterowie przebyli, nie była jedynie trasą do Waffle House. Dzięki długiemu spacerowi w śnieżycy dowiedzieli się wiele o sobie nawzajem.
Ostatnia historia była w moim odczuciu najsłabsza. Dużo użalania się nad sobą dziewczyny, która sama zawiniła w związku i sprowokowała zerwanie z chłopakiem. Mało się działo, choć ilość pecha, jaki zaczął prześladować Addie była w pewnym momencie komiczna. 

Główni bohaterowie zostali dość dobrze zarysowani. Nikt nie wchodził w zbędne szczegóły, ale nie odczuwałam niedosytu w żadnym wypadku. Do postaci drugoplanowych żaden z autorów nie przywiązywał uwagi, choć pewne ciekawe osobistości epizodycznie się pojawiały. Co mi się spodobało, to to, że bohaterowie w każdym z opowiadań nawiązywali do siebie, przez co historie nie wydawały mi się oderwane od siebie. 
Kreacja Addie nie przypadła mi do gustu. To typ bohaterki użalającej się, nie widzącej świata poza czubkiem swojego nosa... Wiem, że było to specjalnie - w końcu historia opierała się na próbie zmiany zachowania dziewczyny, ale niezmiernie mnie ona irytowała.

Jeśli chodzi o język, to nie wiem, czy już wyrosłam z literatury młodzieżowej, czy był on rzeczywiście dość infantylny, niezależnie od opowiadania. Nie było tragicznie, książkę czytało się lekko i szybko, ale jednak autorzy napisali ją zbyt prosto, skupili się chyba bardziej na fabule, niż na stylizacji. 

Mimo wszystko z książką spędziłam miłe chwile, mogłam sie przy niej oderwać na chwilę od rzeczywistości. Jako lekka lektura na śnieżną noc jest idealna. :)

Ocena: ★★★★★★

Tytuł: W śnieżną noc
Oryginalny tytuł: Let it snow
Seria: -
Autor: M. Johnson, J. Green, L. Myracle
Wydawnictwo: Bukowy Las
336 stron

sobota, 25 lipca 2015

#163 "Mara Dyer. Zemsta."

Tytuł: Mara Dyer. Zemsta.
Oryginalny tytuł: The Retribution of Mara Dyer
Seria: Mara Dyer (t. 3)
Autor: Michelle Hodkin
Wydawnictwo: Young Adult
Ilość stron: 464

Mara budzi się osłabiona i otumaniona lekami. Mimo to wie jedno: musi uciekać i odnaleźć najbliższych, choć wszystko wskazuje na ich śmierć. 
Dziewczyna musi zmierzyć się z samą sobą, przyjaźnie zostają poddane próbie, a tajemnice, o których nikomu się nie śniło, wychodzą na jaw. 



Pierwszy raz przeczytałam serię jedna książka po drugiej. Cudowne uczucie... Jednak czy to poczucie spełnienia zostało wywołane przez samą książkę? Można się zastanawiać. Bo książka, choć dobra, nie jest bez wad. Ale po kolei...