wtorek, 29 kwietnia 2014

Recenzja #106 "Bez śladu"

Tytuł: Bez śladu
Oryginalny tytuł: No time for goodbye
Seria: -  
Autor: Linwood Barclay
Wydawnictwo: Świat książki
Ilość stron: 432
Wysokość: 2.1 cm

  Cynthia jako nastolatka nie była aniołkiem. Tamtego wieczoru wdała się w kłótnię z rodzicami, powiedziała kilka niemiłych słów i poszła spać. Rano okazało się, że cała rodzina zniknęła bez śladu. Lata później Cynthia wciąż nie wie, co się stało i nie ustaje w poszukiwaniach. Nikt się jednak nie spodziewał, jaką historię odkryje.




  
  Pierwsze sto stron szło mi w ślimaczym tempie - akcja nie była jakaś porywająca, czasu brak, to i książka w kącie często leżała i czekała na lepsze czasy. Jednak dobrze, że przez tą setkę przebrnęłam!

  Pierwszym, ogromnym plusem jest to, że do samego końca nie wiedziałam, co się stało z rodziną Cynthii. Zakończenie było dla mnie prawdziwą zagadką do ostatnich stron. Niewielu rzeczy mogłam się domyślić, a jeśli już, to nie były one kluczowe. 
  Kolejny plus - świetnie budowane napięcie. Przez całą książkę wyczuwalna była atmosfera tajemniczości i niepewności.
  Następną mocną stroną są bohaterowie. Główna bohaterka desperacko próbuje się dowiedzieć co się stało z jej rodziną. W pewnym momencie zadawałam sobie pytanie, czy aby ona na pewno nieco nie zwariowała, choć jej najbliżsi stanowczo odpierali takie spostrzeżenia innych bohaterów. Najlepiej jednak zarysowani zostali "ci źli", mimo iż tak naprawdę poznajemy ich dopiero pod sam koniec. Wyczuwałam w nich przebiegłość i okrutność. Byli oni naprawdę inteligentni i wiedzieli jak poprowadzić sprawę do końca tak, żeby żadne podejrzenia nie spadły na nich. 

  Akcja wciągnęła mnie, choć, jak wspomniałam, trochę z początku musiałam się pomęczyć. Co jakiś czas pojawiały się w tekście krótkie rozdziały będące rozmową nieznanych bohaterów. Były one zupełnie wyrwane z kontekstu i nieco mnie dezorientowały. Jednak mimo to nie mam nic do zarzucenia akcji - po tym, jak się rozwinęła, była niezwykle interesująca. Z każdą stroną coraz mocniej chciałam poznać rozwiązanie sprawy. Zakończenie usatysfakcjonowało mnie: było szybkie, adrenalina mi podskoczyła, było trochę wzruszenia i, co najważniejsze, nie przewidziałam go. 

  Jest to lektura godna polecenia, jedna z lepszych, jakie ostatnio czytałam. Polecam naprawdę każdemu - myślę, że się nie zawiedziecie :)  8.5/10
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:





czwartek, 24 kwietnia 2014

Filmowo #11 "Niezgodna"

Tytuł: Niezgodna
Oryginalny tytuł: Divergent 
Reżyseria: Neil Burger
Scenariusz: Evan Daugherty, Vanessa Taylor 
Czas trwania: 143 min
Obsada: 
Shailene Woodley - Beatrice Prior
Theo James - Cztery
Jai Courtney - Eric















  Społeczeństwo zostało podzielone na pięć frakcji. Każdy obywatel musi dołączyć do jednej z nich, z którą się identyfikuje, jeśli chce żyć w miarę spokojnie. Problemy i zagrożenie życia pojawia się wtedy, gdy ktoś czuje, że może należeć do każdej z frakcji. Taką właśnie osobą jest Tris. Dziewczyna musi za wszelką cenę ukrywać to, kim jest naprawdę, jeśli chce nadal żyć w miarę spokojnie... o ile można tak powiedzieć o życiu w jej frakcji.

  Mimo iż książka nie do końca spełniła moje oczekiwania, obejrzałam film. Mam po nim mieszane uczucia. Może więc zacznę od minusów. 

  Po pierwsze: bardzo nie lubię tego, gdy jest walka, dużo tarzania się w kurzu, wysiłku fizycznego, a bohaterowie wychodzą z tego, nie dość że szczęśliwym trafem cało, to jeszcze bez żadnego zadrapania, rozdarcia na ubraniu, czy nawet pyłku czy potu na twarzy. Niestety, w tym filmie z czymś takim się spotkałam. Zastanawiające jest również to, że uciekający w deszczu pocisków bohater umyka bez żadnej rany...
  Kolejną rzeczą, jaką mogę zarzucić temu filmowi, są aktorzy. Jeśli chodzi o wygląd - w porządku, pasują. Jednak gdy przyszło im pokazać trochę uczuć... Klapa, przynajmniej w przypadku głównej bohaterki... Shailene Woodley mogę określić jako aktorkę jednej miny. Cała reszta aktorów poradziła sobie w miarę dobrze.

  No, to teraz pozytywy, bo całkiem się nie wykruszyły. Wielki plus ode mnie za to, że trzymano się dość ściśle papierowego pierwowzoru - przynajmniej z tego, co pamiętam, a przyznaję, że jakiś czas temu to było. 
  Dobrze, że nie skupiono się na tym, żeby wybuchy były jak największe i jak najefektowniejsze. Uwagę zwrócono głównie na bohaterów, a nie na popisy efektami specjalnymi.

  Podobał mi się ogół - wszystko, choć może momentami nieidealne, złożyło się w dość spójną, dobrze stworzoną całość, która pozostawiła po sobie pozytywne wrażenia. Nie wiem, co na to wpłynęło, ale po prostu nie mogę powiedzieć, że czas spędzony na oglądaniu tego filmu jest stracony. Cokolwiek to było sprawiło, że nie będę Wam odradzać wyjścia do kina. Film okazał się być dobrym na rozluźnienie, był ciekawy i wciągający. Mogę spokojnie polecić :)


Wyniki!

Miały być następnego dnia po zakończeniu konkursu, wiem, ale miałam lekkie zawirowanie wokół egzaminów, więc dodaję je dopiero dziś :) Losowanie przebiegało tak:


Jak widać na załączonym obrazku, wygrywają:

Lenka ^^ - wybraną książkę
oraz Gracenta - zakładki

Gratuluję zwycięzcom, a całej reszcie mówię, że najpóźniej na początku tygodnia pojawi się kolejny konkurs - módlcie się tylko, żeby książki na nagrody w końcu dotarły...!


P.S.
Dodaję w razie, gdyby ktoś był ciekaw zakładek (może coś jeszcze wymyślę :))



poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Recenzja #105 "Rywalki"

Tytuł: Rywalki
Oryginalny tytuł: Selection
Seria: Selekcja 
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 335
Wysokość: 2.4 cm














  W Illei rozpoczynają się Eliminacje - konkurs, w którym 35 dziewczyn walczy o serce Maxona, księcia Illei. Swoje zgłoszenie niechętnie wysyła America. Jest przekonana, że nie będzie wśród wybranych. Los się jednak do niej "uśmiecha" i dziewczyna trafia do pałacu, by stanąć do rywalizacji o przyszłego władcę, który okazuje się być kimś zupełnie innym, niż się wydawał. 

  Po przeczytaniu tej książki mam totalną pustkę w głowie, jeśli chodzi o to, co mogę o niej napisać. Walczą we mnie dwie opinie, jedna pochlebna, jedna odrobinę mniej. Może pisząc tę recenzję sama sobie ułożę wszystko? 

  Największy dylemat mam przy akcji - płynie ona sobie spokojnie, równym tempem, z wybuchami płaczu jako najczęstszymi "zakłóceniami". Nie ma raczej nic, co by sprawiło, że adrenalina podskakuje, choćby na chwilę. Większość książki była przeznaczona na rozmowy Maxona i Ami, przekomarzanie się oraz kłótnie. Teoretycznie coś takiego spisane jest u mnie raczej na straty. Ale nie ta książka. Dlaczego? Szczerze powiem, że sama nie wiem... Może to przez umiejętnie wplecione humorystyczne scenki? A może po prostu przez styl pisania autorki? Cokolwiek to było, spisało się na medal!
  Jest jednak coś, co mi się nie do końca podobało. Denerwowały mnie, wcześniej wspomniane, nagłe wybuchy płaczu głównej bohaterki, często jak dla mnie bezsensowne. Zdarzały się również ataki grup rebeliantów, które miały chyba urozmaicić nieco akcję. W praktyce wyglądało to tak: chowamy się, przeczekamy, ktoś przeżyje załamanie, wyjdziemy bez szwanku nie widząc rebeliantów na oczy. Myślę, że można było dodać więcej dramatyzmu dzięki tym właśnie atakom. 

  Główna bohaterka czasem była bohaterką idealną, a czasem bardzo irytującą. Momentami wydawała się być naturalną, prawdziwą dziewczyną, żeby chwilę potem stać się osobą przesadzającą we wszystkim. Jej relacja z księciem również nie była stabilna. Raz było naturalnie, dobrze, a na następnej stronie już coś wyglądało mi na manipulację, czy też było przesłodzone. 
  Podobało mi się, że każdy bohater, czy to drugo czy pierwszoplanowy, był dobrze zarysowany. Wszyscy mieli jakąś swoją cechę, dzięki której go pamiętam. 

  Powiem szczerze, że dawno się tak nie odprężyłam przy czytaniu. Jest to lekka, niewymagająca szczególnego wysiłku książka, idealna na jeden, dwa wieczory. Może książka ta ma swoje wady, ale nie rozczarowała mnie. Myślę, że mimo wszystko, zostanie w mojej pamięci jeszcze na długo. Zastanawiam się nad oceną, ale uważam, że 8/10 będzie w porządku - nie jestem w stanie się zmusić, by dać niższą.

| "Rywalki" | "Elita" | "The One" |
 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:







sobota, 19 kwietnia 2014

Recenzja #104 "Dziecię ognia"

Tytuł: Dziecię ognia
Oryginalny tytuł: Child of fire
Seria: - 
Autor: Harry Connolly
Wydawnictwo: Fabryka słów
Ilość stron: 431 
Wysokość: 2.5 cm

 W miasteczku Hammer Bay, w tajemniczych okolicznościach giną dzieci, a wszyscy wydają się tego nawet nie zauważać. Jedną z nielicznych osób, które wiedzą, że coś złego dzieje się w mieście, jest Ray Lilly, który wraz z towarzyszącą mu Annalise próbuje odkryć, co jest powodem tych śmierci i powstrzymać je.






  Mocną stroną książki są główni bohaterowie, który zostali naprawdę dobrze przedstawieni. Główna postać, Ray Lilly, odsiadywał swoje w więzieniu, lecz został zwolniony, by pomóc Towarzystwu Dwunastu Pałaców. Jest wrażliwą osobą, jak na opryszka. Podobał mi się jego sposób bycia - nawet w poważnych sytuacjach nie tracił humoru (którego był jedynym źródłem w książce, nawiasem mówiąc). Annalise jest całkowitym przeciwieństwem - bezwzględna, nie liczy się z niczyim życiem, skupiona jedynie na wykonaniu zadania. Była to osoba, której na pewno nie chciałabym spotkać na swojej drodze, aczkolwiek do powieści pasowała wręcz idealnie. 
  Niestety, bohaterowie drugoplanowi nie byli już tak dopracowani. Do samego końca mi się mylili, ze wszystkich pamiętam może ze dwa imiona i kojarzę, co te osoby zrobiły - z grubsza.

  Akcja jest bardzo ciekawa, naprawdę wciągająca. Znajdziemy tu magię, lecz nie w stylu Harry'ego Potera. Są to głównie runy. Oprócz tego w pewnym momencie do akcji wkroczyły wilkołaki, co dla mnie było zaskoczeniem. Plusem był fakt, że nie okazały się one być słodziutkimi, dobrymi zwierzątkami, pomagającymi biednym, bezbronnym ludziom.
 Jeśli chodzi o tempo wydarzeń, to nie mam w sumie nic do zarzucenia. Momentami na chwilę zwalniało, ale nie na tyle, bym rzuciła książkę w kąt. 
  Uważam, że całość została bardzo dobrze obmyślona, wydarzenia były spójne, czasem zaskakujące. Niespodzianką był dla mnie brak wyraźnego wątku miłosnego.  

  Język autora jest na dobrym poziomie. Książka okazała się być całkiem w porządku, co mnie nieco zdziwiło, bo biorąc ją do ręki nie byłam pewna, czy aby na pewno przypadnie mi do gustu. Wydaje mi się jednak, że niekoniecznie każdemu się spodoba. Ja wystawiam ocenę 8/10.

 __________________________________________________
 Recenzja bierze udział w wyzwaniach:















piątek, 18 kwietnia 2014

MINI-AKCJA "ODKRYĆ MAGIĘ LISTÓW" - PRZYPOMNIENIE

  Kiedy ostatnio dostaliście list? Nie rachunek, nie paczkę, nie pocztówkę, ale właśnie list. Ja, powiem szczerze, że dobrych kilka lat temu. Papierowe wiadomości zostały prawie całkowicie wyparte przez e-maile, sms, czy chociażby facebooka. Dlatego wychodzę z inicjatywą: napiszmy do siebie listy! 

  Każdego chętnego do otrzymania i wysłania listu proszę o wiadomość o temacie "LISTY" na julia321998@gmail.com (tak, ta hipokryzja... :D). Co w niej zawrzeć? 

 -Imię i nazwisko
 -Adres korespondencyjny
-Chcę tylko wysłać/Chcę wysłać i otrzymać
 + Zgadzam się na przekazanie adresu wylosowanej osobie 
(dla tych, co chcą otrzymać - żebym nie miała wątpliwości, że się zgadzacie :))

  Na maile czekam miesiąc - od dziś do 30.04.2014 roku. Po tym terminie losowo przydzielę każdemu adres, na który mielibyście wysłać list - otrzymacie je w wiadomości zwrotnej. Aby akcja ruszyła, przyłączyć się musi co najmniej 10 osób.

  O czym w takim czymś napisać? Zależy od Was. Możecie opisać swój dzień, sytuację z życia, napisać coś o sobie - cokolwiek przyjdzie Wam do głowy. Mam nadzieję, że pomysł się Wam spodoba i weźmiecie w nim udział :) 

  P.S. Myślę, że można by coś dołączyć do listu, np. jeśli ktoś zajmuje się rękodziełem, zbiera zakładki czy coś takiego, to przesłać coś dodatkowo - zakładkę właśnie, czy jakiś swój drobny wyrób, tak na pamiątkę, aczkolwiek to tylko taka dodatkowa propozycja :)



  P.S. 2 Miło by mi było, gdybyście dali podlinkowany banerek na bloga:


czwartek, 10 kwietnia 2014

Recenzja #103 "Dziesięć kawałków"

Tytuł: Dziesięć kawałków
Oryginalny tytuł: Ten Big Ones
Seria: Stephanie Plum t.10
Autor: Janet Evanovich 
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 378
Wysokość: 2.4 cm














  Długo nie pojmowałam dlaczego większość ludzi zachwyca się serią o słynnej Śliwce. Wyjaśnienie przyszło wraz z pierwszą przeczytaną książką pani Evanovich. A co też takiego wymyśliła ona w tym tomie? 

  Stephanie Plum, łowczyni nagród, która przyprowadza zbiegów do sądu, ma ogromne szczęście. Do czego? Do kłopotów i zabawnych (z punktu widzenia czytelnika) sytuacji. Nasza Śliweczka i tym razem oddaje się spokojnie swemu powołaniu, lecz przy okazji podpada gangowi Zabójców. Szybko staje się głównym celem seryjnego zabójcy zwącego siebie Złomiarzem. 

  Styl pisania autorki bardzo mi przypadł do gustu. Potrafi ona zwykłą sytuację zmienić w komediowy spektakl, lub wymyślić takie zdarzenie, które samo w sobie jest komiczne. Często są one śmieszne w swej absurdalności. Plusem jest również to, że mimo wszechobecnego humoru wciąż wyczuwalne jest napięcie, które serwowane jest w odpowiednich momentach we właściwych proporcjach. 

  Bohaterowie są bardzo naturalni, z takimi chyba się jeszcze nie spotkałam w żadnej książce. Zapałałam sympatią do każdego z nich, ale moje serce wciąż należy do babci Mazurowej - ta staruszka ma więcej wigoru niż niektórzy młodzi ludzie w realu. Wielu bohaterów zostało przedstawionych w taki sposób, że przy każdej próbie wyobrażenia sobie ich dostawałam niekontrolowanego napadu śmiechu - i za to ich uwielbiam! 

  Z początku jest humor, jest akcja, jednak oba nieco zanikają w środku - powiedzmy, że wtedy mogłam nieco lepiej panować nad bananem tworzącym się na mojej twarzy. Jednak po tym niewielkim kryzysie wszystko zostało nadrobione. I to chyba z nadwyżką. No bo jak tu się nie śmiać, gdy ze szkolnego autobusu wysiada owłosiony facet w sukience wieczorowej na szpilkach z uzi w dłoniach? 

  Ta książka to według mnie mistrzostwo! Czyta się ją lekko, szybko i przyjemnie. Jest zdecydowanie w czołówce moich ulubieńców! Oczywiście 10/10!

P.S. 
Dla tych niedoinformowanych: jeśli nie czytaliście poprzednich części i tak możecie sięgnąć po ten tom - każda książka jest osobną historią mimo, iż opowiadają o tej samej osobie. :)

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

 




PRZYPOMINAM O: 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

SZYBKI KONKURS

Ogłaszam konkurs-rozdanie, oczywiście do wygrania książki. Większość jest czytana, ale w stanie dobrym, wszystkie pochodzą z mojej biblioteczki. A co można wygrać? 
  • "Magiczny ogród" Sarah Addison Allen
  • "Słodki zapach brzoskwiń" Sarah Addison Allen
  • "Zdradzona" P.C Cast + Kristin Cast
  • "Osaczona" P.C. Cast + Kristin Cast
  • "Wybrana" P.C. Cast + Kristin Cast
  • "Blask księżyca" Rachel Hawthorne
  • "Pamiętnik nastolatki 7" Beata Andrzejczuk
  • "Anielska" Cynthia Hand
  • "Zagubieni" Sharon Sala

baner na szybko.. :D

Regulamin:
  • sponsorem jestem ja, wszystkie książki pochodzą z mojej biblioteczki. 
  • niewymagane jest obserwowanie bloga ani lubienie na facebooku, aczkolwiek byłoby to dla mnie miłym dodatkiem.
  • zwycięzca zostanie powiadomiony mailowo o wygranej
  • konkurs trwa od dziś 7.04.2014 do 21.04.2014 do północy. Następnego dnia postaram się dodać wyniki. 
  • na adres zwycięzcy czekam tydzień
  • zwycięzców wyłonię drogą losowania
  • wygrywają dwie osoby - jedna otrzyma książkę wybraną przez siebie, druga zestaw zakładek robionych przeze mnie + obie coś słodkiego :)
  • jedyny warunek udziału: należy zagłosować na ten filmik: KLIK i wysłać dowód na maila (print screen lub inne)- julia321998@gmail.com. W temacie należy napisać KONKURS. 
JEŚLI LINK NIE DZIAŁA NALEŻY WEJŚĆ NA STRONĘ http://wytanczwitaminy.pl/, W ZAKŁADKĘ GALERIA/RANKING I W SZUKAJ WPISAĆ "WITAMINY PO". JEST JEDEN FILMIK, NALEŻY W NIEGO KLIKNĄĆ, ŻEBY ZAGŁOSOWAĆ :)

  • by zgłosić się do konkursu należy wysłać w.w. maila i dodać komentarz:
e-mail: 
nick: 
  • JAK MOŻNA GŁOSOWAĆ? 1) PRZEZ FACEBOOKA 2) PRZEZ MAILA - CODZIENNIE MOŻNA ODDAĆ ZE WSZYSTKIEGO 1 GŁOS. KAŻDY 1 GŁOS = 1 LOS W KONKURSIE. Oddanie głosu trwa mniej niż minutkę, nie ma spamu, jeśli odznaczy się odpowiednie okienko przy rejestracji!
+ jeśli wygramy cokolwiek... To liczcie na większą ilość zwycięzców - tych książkowych :)


Mam nadzieję, że wesprzecie mnie i braciszka [robią maślane oczka] :) 

Również będę wdzięczna za udostępnienie informacji o konkursie :)

środa, 2 kwietnia 2014

Recenzja #102 "Posępna litość"

Tytuł: Posępna litość
Oryginalny tytuł: Grave mercy
Seria: His fair assassin
Autor: Robin LaFevers
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 560
Wysokość: 3.5 cm














  Ismae miała się nie narodzić. Jej matka starała się pozbyć dziewczyny, gdy ta była jeszcze w jej łonie. Jednak przeżyła, a oznacza to jedno - Ismae jest córką samego boga śmierci. Wiele lat później trafia do klasztoru, który zrzesza jego potomków i zajmuje się niczym innym, jak zabijaniem. W końcu Ismae otrzymuje zadanie na dworze - musi odnaleźć i zlikwidować zdrajcę, zanim Francja całkowicie pozbawi niezależności osłabioną już Bretanię.

  Zacznę od rzeczy, a właściwie osoby, która mnie bardzo irytowała - wiecie może o kim mowa? Tak! O Ismae! Po pierwsze: ta dziewczyna zdawała się czerpać jakąś dziwną radość z pozbawiania innych życia. Gdy usiłowałam sobie wyobrazić niektóre sceny, dziewczyna ta miała niemal zawsze obłęd w oczach, wyglądała jak psychopatka. Nie wiem, czy o taki obraz głównej bohaterki chodziło autorce... Po drugie: przez większą część książki sprawiała wrażenie takiej osoby, która przez przypadkowe muśnięcie dłoni przez przechodnia zaczęłaby panikować.
  Ismae nie była zbyt pozytywną postacią. Zupełnie inaczej prezentował się Duval - idealny rycerz, gotów poświęcić się za księżną, zrobi wszystko dla sprawy. Czasem zdawał mi się być aż zbyt oddany, do przesady.

  Przez pierwszą połowę powieści ciekawej akcji brak. Coś się dzieje, coś gdzieś się plącze, ale nie jest to zbyt ciekawe... Gdy miałam już myśli, że może by zabrać się za coś ciekawszego - BUM! Coś się zaczęło dziać, tyle że tym razem wyszło ciekawie. I tak czytałam, czytałam i czytałam, aż stwierdziłam, że znów coś się zaczęło psuć. Jednak, mimo wszystko, nie było tak źle, czytało się dość szybko, aż w końcu ta książka zaczęła mnie wciągać.

  Plusem było wymyślenie choć podstaw, religii, wierzeń, kilku świętych, których czcili w Bretanii z powieści. Temat ten można by, co prawda, nieco rozwinąć, ale przynajmniej stworzono coś nowego.

  Dość denerwujące było nawiązywanie do współżycia - niby nie zdarzało się często, niby nie było jakoś źle umiejscowione, a jednak mi przeszkadzało. Ciągły strach Ismae, że ktoś ją chce wykorzystać był przytłaczający. Na usprawiedliwienie jednak ma ona przeszłość, przez którą dziewczynę rozumiem.

  Jeden cytat, a właściwie króciutki jego fragment, utkwił mi w głowie na stałe. Jaki? "Ciepło i ciemno jak w łonie". Hmm... Niby się zgadza, aczkolwiek wydał mi się całkiem nie na miejscu...

  Wydawało mi się, że autorka co jakiś czas zmienia język - przez chwilę był on współczesny, to znów chwilę później używała nieco archaicznych form, by zaraz znów przejść na nasz. Nie przeszkadzało to w czytaniu, aczkolwiek czasem po prostu dziwnie to brzmiało.

  Książka arcydziełem nie jest, jak widać, ale szczerze mówiąc nie zaliczyłabym jej do grupy najgorszych książek, jakie czytałam. Myślę, że plasuje się tak mniej więcej pośrodku - więc moja ocena to 5/10.

 __________________________________________________
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:





wtorek, 1 kwietnia 2014

Podsumowanie marca


W marcu się nie popisałam... 12 postów, mało przeczytanych książek... Ale jeszcze tylko niecały miesiąc i oddaję się czytaniu całkowicie - byle do egzaminów!
A teraz statystyki: 

  1. Czytamy fantastykę: 5 książek
  2. Jasna strona mocy: 6 książek = 2235 str. 
  3. Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 14.7 cm, czyli jeszcze...158 cm - 30.3 cm - 14.7 cm = 113 cm zostało
  4. Klucznik: 3 książki


 A jak tam marzec u Was? :) 

P.S. 
Przypominam o "Odkrywaniu magii listów" :) -> KLIK