Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dreams. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dreams. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 czerwca 2017

#206 Za górami, za lasami, żyła sobie Mała Królowa - "Baśniarz"

  "Baśniarz" to jedna z tych powieści, których szukałam długo, po czym gdy już była w moich rękach powędrowała na półkę, gdzie długo grzała miejsce. Gdy w końcu przyszedł na nią czas moje oczekiwania były ogromne - średnia ocen na Lubimy Czytać to nieco ponad 8. Tym większe było moje rozczarowanie...

  Abel Tannatek, szkolny dealer i outsider, przykuwa uwagę Anny, przykładnej dziewczyny z dobrego domu. To jej pozwala on poznać swoje drugie oblicze troskliwego opiekuna siostry podczas nieobecności matki, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach, i utalentowanego baśniarza. Baśń, którą snuje, jest jednak czymś więcej, niż tylko opowieścią. W międzyczasie w miasteczku dochodzi do kilku tajemniczych morderstw, a Anna nabiera coraz większych wątpliwości co do tego, czy chłopak, którego pokochała, jest na pewno tym, za kogo go brała.


  Pomysł na książkę wydaje się być świetny. Autorka pokazała historię opuszczonego przez rodziców rodzeństwa i brata walczącego o prawo opieki nad siostrą. Motyw baśni też był niezwykle obiecujący. Problem w tym, że książka ciągnie się niemożliwie przez większość stron, historia płynie jednostajnym tempem, nawet morderstwa które się przewinęły nie wpłynęły na dynamikę. Podczas czytania nie odczuwałam niemal żadnych emocji, chciałam wręcz, żeby w końcu móc odłożyć tę książkę i zacząć coś ciekawszego. Tak było do mniej więcej dwóch ostatnich rozdziałów. Zakończenie książki okazało się świetne, wyjaśniło wszystko i zagrało mi w końcu na emocjach. Opowiadana baśń również nabrała sensu w tych sprawach, które były dla mnie niezrozumiałe przez większość powieści. Zakończenie to jednak za mało, żeby całą powieść ocenić dobrze. 
  Z bohaterami jest natomiast tak: albo są świetnie wykreowani, albo są irytująco kiepscy. Dobrze wykreowany był właściwie jedynie Abel, który miał mnóstwo twarzy, które powoli odkrywał przed czytelnikiem, a i tak nie wiadomo było czy jest prawdziwa. Z Anną jest natomiast problem taki, że dziewczyna jest bardzo naiwna, przez co irytuje czytelnika, i brak jej jakiejkolwiek cechy, przez którą poczułabym cokolwiek więcej aniżeli tylko niechęć wobec niej. Pojawiający się bohaterowie drugoplanowi na ogół nie byli wykreowani w żaden szczególny sposób, nie za dużo się o nich dowiadujemy mimo, że niektórzy dla fabuły byli znaczący. 

 
Język autorki byłby całkiem w porządku, gdyby była ona w stanie zbudować nim napięcie czy dopasować sposób wypowiedzi bohaterów do ich wieku (przykład - Michi, siostra Abla, której wypowiedzi były według mnie zbyt dziecinne). Poza tym był on dość plastyczny i widać potencjał, jaki w tej powieści był zawarty.

OCENA: ★★★★★✰✰✰✰✰
Tytuł: Baśniarz 
Oryginalny tytuł: Die Märchenerzähler 
Seria: -
Autor: Antonia Michaelis
Wydawnictwo: Dreams
400 stron

poniedziałek, 16 maja 2016

#190 "Password"

 Wyobraźcie sobie, że podczas Waszej wizyty u przyjaciela ten traci przytomność. Przyjeżdża pogotowie, zabiera go. Kiedy w końcu wychodzi ze szpitala czujecie, że coś jest nie tak - zachowuje się inaczej, jego przyzwyczajenia są zupełnie inne. A jednak widzicie, że to wciąż ta sama osoba. Czy aby na pewno? 

Taka sytuacja przydarzyła się głównemu bohaterowi książki, Mickowi. Podejrzliwy nastolatek nie chce jednak uwierzyć w tę nagłą zmianę. Przeczuwając podstęp prosi Jerrego o ustalone wcześniej hasło...
Stefan spotyka dziwnego mężczyznę proponującego układ, za który otrzyma równy milion. Sytuacja finansowa zmusza go do przystania na propozycję, splatając przy okazji losy obcych mu nastolatków ze swoim.
Ciężko jest napisać zgrabny opis tej książki bez spoilerowania, mimo iż nie jest ona szczególnie skomplikowana. Podzielona jest ona na kilka części, w których historia opowiadana jest z perspektywy każdego z chłopca, a każda jest częścią układanki. Ciekawe rozwiązanie, urozmaica lekturę, a dodatkowo plusuje tym, że nie ma przeplatania - autorka nie przeskakuje z jednego bohatera na drugiego co rozdział. Niestety, ma to też swoją ciemną stronę, ponieważ część poświęcona Stefanowi tłumaczy wiele zagadek, podczas gdy do końca książki jeszcze trochę zostaje...
Cała historia jest ciekawa, aż chce się poznać całą intrygę. Nie wiadomo, czy rzeczywiście Jerry się zmienił, czy Mick słusznie podejrzewa, że coś jest nie tak. Dodatkowo pojawiają się wydarzenia z historii, które doprowadziły do całego zdarzenia.

Bohaterowie są dość dobrze zarysowani, nie są płascy ani bezbarwni. Mają różne charaktery i można poczuć z nimi swoistą więź. Ostatecznie nie można ich jednoznacznie ocenić, nawet Stefana, przez okoliczności łagodzące, jakie utworzyła autorka. Miło, że byli to bohaterowie działający, a nie przerażone nastolatki. 

Mimo, iż książka podobała mi się, mam wrażenie, że jest ona skierowana do odrobinę młodszych odbiorców - dla osób w wieku 15-16 lat mogłaby być idealną. Nie oznacza to jednak, że starszym się ona nie spodoba. Język jest na tyle dopracowany, że pozostawi po sobie pozytywne wrażenia. Reasumując, nieco młodszej młodzieży polecam, starszej młodzieży nie odradzam. 


Ocena ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Password
Oryginalny tytuł: Password 
Seria: -
Autor: Mirjam Mous
Wydawnictwo: Dreams 
327 stron 


wtorek, 7 stycznia 2014

Recenzja #85 "Morza szept"

Tytuł: Morza szept
Oryginalny tytuł: Meeresflüstern
Seria: Morza szept
Autor: Patricia Schröder
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 334
Wysokość: 2.7 cm

  Jako morska istota pewnego dnia przed Elodie pojawia się Gordian. Tajemniczy. Magiczny. Oszałamiający. Odtąd nie może przestać o nim myśleć, o jego turkusowo-zielonym spojrzeniu, jego dłoniach, które dotykają jej z zaciekawieniem. I zaczyna się domyślać, jakie tajemnice rzeczywiście kryje w sobie ocean i jak bardzo jej osobiste przeznaczenie jest związane z mrocznymi legendami Wysp Normandzkich.

Upojna saga miłosna z zapierającym dech w piersi krajobrazem wybrzeża wyspy Guernsey w tle – wstęp do porywającej morskiej trylogii.

- lubimyczytac.pl

  Zaczęłam czytać tę książkę przepełniona nadzieją. Na co? Na dobrą powieść o syrenach, a przynajmniej czymś podobnym do nich. Takowych jest stosunkowo mało na rynku, przeważają wampiry, wilkołaki i podobne temu stwory (w literaturze młodzieżowej, oczywiście). Co jednak otrzymałam? Czytajcie dalej. 

  Po śmierci ojca Elodie wyjeżdża do ciotki. Dziewczyna panicznie się boi wody, lecz powoli zbliża się do tego żywiołu, gdy w morzu pojawia się tajemniczy chłopak. W międzyczasie poznaje Cyrila, któremu wpadła w oko. Podczas jej pobytu na Guernsey dochodzi do zabójstwa dziewczyny w dziwnych okolicznościach. Okazuje się, że chłopak z morza może być przez to w niebezpieczeństwie. W dodatku Cyril nie wydaje się być zwykłym człowiekiem.

  Patricia Schröder urodziła się w 1960 roku w Wesermarsch, a mieszkała przez wiele lat w Dusseldorfie. Studiowała projektowanie tkanin i przez kilka lat pracowała w tym zawodzie. Po urodzeniu dzieci przeprowadziła się nad morze, które popchnęło ją do pisania. Obecnie jest jedną z najbardziej znanych autorek książek dla młodzieży. 

  Główna bohaterka, oprócz pięknego imienia Elodie, nie ma w sobie nic urzekającego. Przeżyłabym, gdyby okazała się bohaterką, jakich wiele, byle nie miała tego czegoś, co mnie irytuje. Co to takiego? Nie wiem, po prostu nie umiałam jej znieść. Może wypowiedzi, które wydawały się nienaturalne, zachowanie, które niby nic nie odbiegało od jakiejś tam normy, ale jednak coś z nim było nie tak, a z pewnością rzeczy typu "Kocham Cię, na pewno będziemy jakimś wyjątkiem i będziemy mogli być razem. Mówiłam Ci już, że zrobię dla Ciebie wszystko, nawet zaryzykuję życie?". Gordian również mojego serca nie zdobył, lecz on ma ten plus, że nie jest człowiekiem i jego postać z tego powodu intryguje mnie. Jednak najciekawszą osobą był Cyril, którego nie rozszyfrowałam do końca i nie znam w 100% jego zamiarów, motywów, i jeśli będę czytać serię dalej, to tylko dla niego. 

  Akcja porywająca nie jest. Dużą część książki zajmują rozterki głównej bohaterki, które zbyt szybkiego tempa powieści nie nadawały. Zaczęło się dziać ciekawie, gdy doszło do morderstwa, lecz brakło mi dramatyzmu, napięcia. Tajemniczy morski chłopak uchylał co jakiś czas rąbka tajemnicy, aczkolwiek informacje, których się od niego dowiadywałam, nie szokowały mnie zbytnio, mimo, że były na swój sposób ważne. Jako takiego dynamizmu nadawało zachowanie Cyrila i użeranie się Elodie z jej hmm... niby-prześladowcą (nie wiem, jak lepiej to nazwać :)). 

  Język autorki jest bez zarzutu, pomijając jeden szkopuł, o którym wspomniałam wcześniej: niektóre wypowiedzi głównej bohaterki nie wydawały mi się naturalne. Na plus działają jednak plastyczne opisy, dzięki którym książkę dało się przeczytać i dość dobrze sobie wszystko wyobrazić. 

  Nadzieja matką głupich, jak to mówią, a książek po okładce się nie ocenia - a okładkę ta ma cudowną... Książka jest przeciętna, serca mi nie podbiła. Może komuś innemu spodobała się bardziej, niż mi, ale ja wystawiam ocenę 5/10. 

+ Od dziś faszeruję Was muzyką klasyczną i baletem - może kogoś zarażę? 
"Walc godzin" z baletu "Coppelia" - Balet Bolshoi

___________________________________________________

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytamy fantastykę" oraz "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu"

sobota, 3 sierpnia 2013

Recenzja #48 "Dotyk"

Tytuł: Dotyk
Oryginalny tytuł: Touch 
Seria: Denazen
Autor: Jus Accardo
Wydawnictwo: Dreams 
Ilość stron: 344 
Moja ocena: 7.5/10

Pewnego dnia tajemniczy chłopak po upadku z nadrzecznego wału ląduje u stóp Deznee Cross, szalonej 17-letniej miłośniczki mocnych wrażeń. Dziewczyna uznaje to za świetną okazję, żeby wkurzyć ojca i sprowadza błękitnookiego przystojniaka do domu.
Jednak nie wszystko jest z nim w porządku. Kale zachowuje się na tyle dziwnie, że nawet Deznee zaczyna coś podejrzewać. Okazuje się, że chłopak był więziony przez Denazen Corporation, organizację, która wykorzystuje ludzi o specjalnych umiejętnościach jako broń. A umiejętności Kale'a są wyjątkowo niebezpieczne – jego dotyk zabija...

  Zanim zaczęłam tę książkę spodziewałam się stereotypowego "paranormala". Obawiałam się tego, ale po książkę mimo wszystko sięgnęłam. Moje obawy się spełniły w niewielkim stopniu, ale i tak jestem pod wrażeniem tej książki. 

  Tą stereotypową częścią są postaci, co nie oznacza, że ich nie lubię :) 
Mam wrażenie, że w książkach z gatunku paranormal romance występują dwie skrajności żeńskich postaci - albo są kompletnie nieporadne, czekają na ratunek, albo są buntowniczkami, ryzykują, nie dbają o wiele. Nie ma takiego czegoś pomiędzy, zazwyczaj występuje jedna ze skrajności. Dez jest tym drugim typem. Dziewczyna jest zdolna zrobić wiele, by tylko wkurzyć ojca, który kompletnie nie zwraca na nią uwagi. Plusem jest to, że nie tylko chłopak skrywa pewien sekret (który na marginesie trochę zbyt szybko przestaje być dla Dez sekretem). Oczywiście dziewczyna ma tylko ojca, to również zalicza się do szablonu. Polubiłam tę postać Mimo, że są elementy szablonowe, to została wykreowana całkiem dobrze. Właściwie, to to tyczy się większości bohaterów w tej książce.  
  Kale, mimo że jest dorosłym facetem, wie mało o świecie. Całe życie był w zamknięciu zmuszany do strasznych rzeczy. Przez to czasem wydawał mi się taki trochę jak małe dziecko. Pamiętacie Uri'ego z poprzedniej recenzji? Powiedzmy, że Kale trochę mi go przypominał. 

  Książka nie nudziła, czytałam ją z ciągle rosnącym zainteresowaniem. Pewne wydarzenia zaskakiwały, do samego końca nie można było być pewnym nawet tak ostatecznej rzeczy, jak śmierć. Plusem było to, że do końca jesteśmy zwodzeni, strony, po których stają niektóre postaci, się co chwila zmieniają. Przez to powieść o dziwo nie była przewidywalna.
 Oczywiście,  Kale zabija wszystkich dotykiem, ale cudem Dez żyje nawet po dłuższym dotykaniu chłopaka... Do tego bardzo szybko się w sobie zakochują - może nieco zbyt szybko..? Myślę, że byłoby ciekawiej, gdyby ta możliwość dotyku dziewczyny była efektem jakiegoś niespodziewanego zdarzenia, ale narzekać nie będę, a jeśli chodzi o miłość... Mam mieszane uczucia do wątku miłosnego. Z jednej strony byłam z niego zadowolona, z drugiej - był podobny do każdego innego z "paranormali". Pozytywnie się rozczarowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że właściwie nie występował tu trójkącik, może przez jedną-dwie strony była dla niego szansa, ale na całe szczęście autorka zdecydowała się nie niszczyć wątku miłosnego :) Plusem dla mnie było też zachowanie Dez w stosunku do Kale'a. 

  Jak już wspominałam, książkę czytało się szybko, z rosnącym zainteresowaniem. Co prawda na początek patrzyłam nieco sceptycznie, nie do końca mi się spodobał, aczkolwiek potem dałam się wciągnąć w akcję. Może nie była to najlepsza książka, jaką miałam okazję czytać, ale z pewnością była to jedna z lepszych pozycji typu paranormal romance. 

środa, 31 lipca 2013

Recenzja #47 "Tam, gdzie śpiewają drzewa"

Tytuł: Tam, gdzie śpiewają drzewa
Oryginalny tytuł: Donde los árboles cantan 
Autor: Laura Gallego
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 399 
Moja ocena: 10/10

  Viana jedyna córka księcia z Rocagrís wraz z nadejściem wiosny planuje swój ślub z ukochanym Robianem z Castelmar, któremu przyrzeczona została jeszcze gdy byli dziećmi. Jednak podczas święta zimowego przesilenia na zamek przybywa Wlik, rycerz z gór, aby ostrzec króla Nortii o zbliżającej się inwazji stepowych barbarzyńców. Robian, książę, jak i pozostali rycerze, zmuszeni są bronić swojego króla i ziem. Większość z nich ginie w walce i królestwo zostaje podbite przez barbarzyńców. Pozostałymi przy życiu rebelianci wraz z Vianą postanawiają uwolnić królestwo Nortii spod panowania okrutnego i pozornie nieśmiertelnego króla Haraka. Aby zwyciężyć, muszą poznać tajemnicę Wielkiego Lasu i dotrzeć tam, gdzie śpiewają drzewa... Wzruszająca i niezwykle wciągająca historia o miłości i pokonywaniu przeszkód.

  Na książkę nabrałam ochoty głównie przez jej okładkę. Oprawa graficzna książki jest przepiękna, a do tego odezwała się moja słabość do sukni. Miałam nadzieję, że nie zawiodę się na treści. 

  Główną bohaterką książki jest córką księcia Corvena de Rocagris. Viana została wychowana na damę, miała beztroskie życie w zamku. Chcąc nie chcąc została nieco rozpieszczona, przyzwyczaiła się do wygód. Gdy musiała opuścić swoje miejsce zamieszkania los jej już tak nie dogadzał - musiała szybko nauczyć się, jak żyć w lesie, jak walczyć, pozbyła się sukni. Od początku książki, do samego końca, przeszła wielką metamorfozę. Szybko się uczyła, aczkolwiek nie była posłuszna. Mimo, że za każdym razem miała jak najlepsze intencje, to nie za bardzo wychodziło jej to, co chciała. Po stosunkowo krótkim pobycie w lesie nie potrafiła zrobić tego, czego ją uczono za dawnych czasów - nie umiała usiedzieć na miejscu, chciała wziąć sprawy w swoje ręce. Był to według mnie wielki plus, że bohaterka nie była taką panienką typu "zróbcie to za mnie, a ja zostanę bohaterką". 
  Pozostali bohaterowie również byli dość dobrze stworzeni. Jeśli o mnie chodzi, to autorce należą się brawa za stworzenie Uriego, chłopaka spotkanego w lesie przez Vianę. Wiemy, że coś jest z nim nie tak, ale właściwie do końca nie wiemy o co z nim chodzi. Co prawda ja domyśliłam się tego kilka stron przed wyjawieniem tajemnicy, aczkolwiek i tak długo się nad nim zastanawiałam. 
UWAGA SPOILER - JEŚLI KTOŚ CHCE PRZECZYTAĆ TRZEBA ZAZNACZYĆ TEKST Przez fakt, że dopiero przy Vianie "uaktywniły się" jego uczucia, był bezpośredni w sprawach miłosnych, co dodawało mu uroku oraz sprawiało, że nie dało się uwierzyć w jego słowa. On się nie wstydził tego, że się zakochał. KONIEC SPOJLERA
  
  Autorka wykreowała przepiękny świat, opisy Wielkiego Lasu mnie ujęły (zawsze takie rzeczy uwielbiam :)). Większość akcji dzieje się właśnie w tym lesie, czytając naprawdę się tam przeniosłam. Widać, że autorka miała świetny pomysł na scenerię, i wykorzystała go w 100%. Do teraz powracam myślami do Nortii. 

  Akcja idzie do przodu w odpowiednim tempie. Gdy już mogłoby się zacząć robić nudno, autorka wyskakuje z kolejnym pomysłem, który nie pozwala nam odłożyć książki. Tę pozycję pochłaniałam z zapartym tchem, spodobała mi się właściwie od samego początku. Rozwiązania tajemnic, sekretów były zaskakujące, zarówno to, kim tak naprawdę okazał się Uri, jak i to, jakim cudem Harak wydawał się nieśmiertelny. Mimo wszystko jest jeden minusik w całości - otóż jak już autorka zbudowała napięcie, to brakło mi takiego ostatecznego uderzenia, aczkolwiek żeby uzyskać taki efekt, na jaki liczę, musiałabym zacząć czytać thrillery... Tak to jest, jak już człowiek na jeden się zdecyduje, potem nie można się uwolnić...  

  Autorka ma naprawdę lekkie pióro. Książkę czytało się lekko, co chwila wyskakiwało coś nowego, a do tego nastąpiło niebanalne zakończenie. Jak zwykle miałam łzy w oczach. Zastanawiam się teraz, czy to z powodu treści, czy faktu, że już skończyłam przygodę z książką. Epilog zamiast wybiegać niedaleko w przyszłość, jak zazwyczaj, ciągnie się aż do kilkuset lat po wydarzeniach opisanych w książce. 

  Miłość, którą tutaj znajdziemy, zupełnie nie przypomina tych rodem ze "Zmierzchu". Ciężko mi to opisać, ale po prostu jest inna, wydawała mi się prawdziwsza, nie rozwinęła się ot tak, to trochę trwało. Cieszę się, że nie wychodziła ona na pierwszy plan, nie była najważniejsza, a do tego NIE BYŁO TRÓJKĄCIKA! 

  Podsumowując: obawiałam się nieco tej książki, mimo pozytywnych ocen. Niepotrzebnie. Żałuję, że tyle z nią zwlekałam, jestem całkowicie pod jej urokiem i na pewno jeszcze ją kiedyś przeczytam. Nie odmówiłabym sobie kolejnej wyprawy do miejsca, gdzie śpiewają drzewa.