Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 10/10. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 10/10. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 czerwca 2017

#207 Powstaniemy. Czerwony niczym świt - "Czerwona królowa"

źródło
  Blogosfera, zdaje się, pokochała tę powieść. Ocena na Lubimy Czytać to potwierdza. Koleżanki zachęcały do sięgnięcia po tę książkę. I w końcu stało się - dorwałam "Czerwoną królową" i, jako że okoliczności były sprzyjające, od razu zabrałam się do lektury. 

  Mare jest Czerwona - kolor jej krwi sprawia, że dziewczyna zaliczana jest do warstwy służących. Niedługo jednak zegar wybije jej pełnoletność, a ona, poza byciem drobnym złodziejem, nie ma wyuczonego zawodu, co oznacza wyjazd na wojnę. Jedna kieszeń, do której wślizgnęła się jej ręka, odgania jednak, choć na chwilę, wiszące nad Mare widmo śmierci. Dziewczyna trafia między Srebrnych, ludzi u władzy, posiadających dodatkowe, nadprzyrodzone talenty, a przy okazji poznaje również prawdę o sobie. Prawdę, która może zostać użyta przeciwko innym Czerwonym, lub odmienić ich los. Okazuje się bowiem, że kolor krwi nie decyduje o sile drzemiącej w człowieku, a dyktatura Srebrnych ma szansę zostać obalona. Pytanie brzmi, komu można przy tym zaufać.
"Powstaniemy. Czerwoni niczym świt."

  Z jednej strony pomysł autorki bardzo przypadł mi do gustu i jego potencjał został dobrze wykorzystany. Z drugiej zaś mam gdzieś z tyłu głowy "to już było". Nie jestem w stanie podać tytułów, ale ogólny szkielet powieści, mam wrażenie, jest dość typowy. Biedna dziewczyna o przesądzonym losie, nagle jej życie się odmienia, a ona sama okazuje się być kimś wyjątkowym.
Niemniej, tak jak wspomniałam, to tylko szkielet. Autorka dobudowała do tego pomysłu porywającą fabułę, wciągający świat przedstawiony i ubarwiła go nietuzinkowymi bohaterami. Wyszło to, co musiało z takiej mieszanki - świetna powieść, z której czytelnik nie jest w stanie się wyrwać nawet po przewróceniu ostatniej strony. 

źródło
  Bohaterowie na początku wydają się być jasno zdefiniowani, widać kto jest dobry, kto zły. Co jednak mnie zaskoczyło to to, że autorka zdecydowała się nadać im wiele odcieni szarości - w trakcie czytania zdarza się zmieniać zdanie na temat postaci wraz z ich kolejnymi decyzjami, czasem ich jednoznaczna ocena nie jest możliwa, ze względu na różne okoliczności, jakie im towarzyszą. To sprawia, że wydają się o wiele bardziej prawdziwi. Dodatkowo, autorka zadbała o elementy zaskoczenia, które zostawiły mnie ze szczęką na podłodze.

  Jak już może niektórzy z Was kojarzą, jestem wielką fanką bohaterskich czynów, poświęcenia, takich z góry przesądzonych akcji podejmowanych w imię większego dobra. To jednak łatwo przedobrzyć, a wtedy nawet ja potrafię się "pacnąć" w czoło. Tu oddaję autorce należne honory, bo dostałam wystarczająco tego, co tak uwielbiam, bez przekraczania magicznej granicy. Nie zawiodło również dynamiczne tempo akcji. Całą powieść dopełniło zakończenie, które zakwestionowało wszystko, czego się dowiedzieliśmy przez podróż przez kilkaset stron. Sprawiło ono, że moja ciekawość została rozbudzona i z niecierpliwością wyczekuję magicznego momentu, w którym położę moje tłuściutkie łapki na kolejnym tomie. 


Ocena: ★★★★★★★★★★
Tytuł: Czerwona królowa
Oryginalny tytuł: Red Queen 
Seria: Czerwona królowa
Autor: Victoria Aveyard
Wydawnictwo: Otwarte
488 stron 

|Czerwona królowa|Szklany miecz|Królewska klatka|

wtorek, 15 września 2015

Filmowo #13 "Lawa. Opowieść o Dziadach Adama Mickiewicza"

Tytuł: Lawa. Opowieść o Adama Mickiewicza
Reżyseria: Tadeusz Konwicki
Rok produkcji: 1989
Obsada: 
Artur Żmijewski - Gustaw/Konrad
Gustaw Holoubek - Gustaw/Upiór/Konrad
Henryk Bista - senator 

Kto nie zna jeszcze słynnych "Dziadów" Mickiewicza wystąp, zawróć i do lektury marsz. Dopiero po tym zapraszam na recenzję filmu opartego o dramat naszego wieszcza. Bo ja jestem wielką wielbicielką jego dzieł - choć poznaję je przez szkołę, (wyjątkowo) nie czuję się do nich zniechęcona. Ale dość już o Mickiewiczu, czas powiedzieć coś o filmie. Po pierwsze: to nie jest ekranizacja dramatu. Choć zdecydowana większość została z niego zaczerpnięta, nie jest to kropka w kropkę takie samo. Do tego reżyser wplótł w XIX wieczną akcję sceny współczesne, w jakiś sposób pasujące do danego momentu. Samej akcji nie ma sensu streszczać, o co chodzi w "Dziadach" chyba każdy mniej więcej wie. 

Ten film plus książka (będę do dramatu chyba jeszcze nawiązywać parę razy, wybaczcie :)) daje kaca. Ogromnego. Od chwili obejrzenia go o niczym innym nie myślę. Upatrzyłam sobie też dwie sceny, obie z udziałem Konrada, które za nic nie chcą wyjść mi z głowy. Mowa o samym początku części III (choć w filmie nie ma na nie podziału) - śnie, jeszcze wtedy, Gustawa oraz o spotkaniu więźniów w jego celi, gdy śpiewają "Zemstę na wroga". Obie te sceny przekazują ogromną ilość emocji, od rozpaczy przez tęsknotę i bezsilność, do silnej determinacji. 

Do Artura Żmijewskiego nie pałałam dotychczas wielką sympatią. Ot, aktor z "Na dobre i na złe", nic szczególnego. Po obejrzeniu tego filmu moja opinia zmieniła się diametralnie. Sposób, w jaki odegrał swoją postać miał pewnie znaczący wpływ na mój odbiór zarówno wyżej wspomnianych scen, ale i całego filmu. Jednak nie jest on jedyną gwiazdą na tym niebie. Zarówno pan Holoubek, jak i cała reszta aktorów grających role drugoplanowe, nadali takiego charakteru i pokazali tyle emocji, że nie potrafiłam oderwać oczu od ekranu, a bohaterowie, głównie ci trzecioczęściowi, stali się dla mnie niezwykle bliscy - potrafiłam się wczuć w ich położenie aż za dobrze. 

Muzyka pełni w tym filmie ważną rolę. Jest dobrana idealnie, świetnie podkreśla tragiczny charakter akcji. Na uznanie zasługuje również operator kamery - bądź reżyser - za niesamowite ujęcia. Widz momentami zmienia się w bohatera, patrzy na świat z jego perspektywy. Czasem miałam poczucie, jakby inni zwracali się właśnie do mnie. 

Brak mi słów by wyrazić to wszystko, co dzieje się w mojej głowie. Wypełnia mnie bezbrzeżny zachwyt, smutek. Odczuwam też niedosyt - chcę więcej "Dziadów" w jakiejkolwiek formie, chcę dalszych losów bohaterów, ale jednocześnie wiem, że niewiele więcej mogę otrzymać. Mogę jedynie nadal pałać starą-nową (do ballad od dawna, do dłuższych tekstów od kilku miesięcy) miłością do Mickiewicza i świeżymi uczuciami do interpretacji pana Konwickiego. Wam wszystkim również polecam ten film. No bo o pierwowzorze wspominać chyba nie muszę? 


Ocena: ★★★★★★★★★★


poniedziałek, 27 lipca 2015

#164 "Pachnidło. Historia pewnego mordercy."

Tytuł: Pachnidło. Historia pewnego mordercy.
Oryginalny tytuł: Das Parfum: die Geschichte eines morders 
Seria: -
Autor: Patrick Suskind
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 252

Dziecko, które nie powinno przeżyć, którego pierwszy krzyk sprowadził śmierć na matkę. Zwykły młodzieniec obdarzony niezwykłym węchem, popadający w obłęd podsycany zapachami.
Jan Baptysta Grenouille to niewyróżniający się z tłumu początkujący perfumiarz owładnięty obsesją skomponowania najpiękniejszego zapachu świata, nawet za cenę kilku żyć.


sobota, 18 lipca 2015

#161 "Mara Dyer. Tajemnica."

Tytuł: Mara Dyer. Tajemnica
Oryginalny tytuł:
Seria: The Unbecoming of Mara Dyer.
Autor: Michelle Hodkin
Wydawnictwo: Young Adult
Ilość stron: 412

Mara w tragicznych okolicznościach traci trójkę bliskich jej przyjaciół. Sama cudem wychodzi żywa. Przez zespół stresu pourazowego jest faszerowana prochami i pod kontrolą psychologa. Jednak nic nie pomaga jej poradzić sobie z przeszłością... Szczególnie gdy ta wraca w nieoczekiwanych momentach. 
Mara ma umiejętność, która jest tajemnicą również dla samej dziewczyny. Okazuje się, że jeśli ktokolwiek może pomóc ją odkryć, jest to Noah, nowopoznany, intrygujący młody człowiek.

niedziela, 12 lipca 2015

#159 "Portret Doriana Graya"

Tytuł: Portret Doriana Graya
Oryginalny tytuł: The picture of Dorian Gray
Seria: -
Autor: Oscar Wilde
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 304

Dorian jest niezwykle urodziwym młodzieńcem. Jego przyjaciel, Bazyli, zauroczony jego wyglądem maluje jego portret. Po ukończeniu dzieła, Dorian, zachwycony swoją urodą i przerażony możliwością jej utraty, wypowiada życzenie, by to obraz, z biegiem lat, tracił młodość. Marzenie się spełnia, lecz cena, jaką mężczyzna za to płaci jest wielka. 

czwartek, 28 maja 2015

#154 "Pierwsza spowiedniczka"

Tytuł: Pierwsza spowiedniczka
Oryginalny tytuł: The first confessor
Seria: Miecz prawdy
Autor: Terry Goodkind
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 424

Bohaterami serii są Richard i Kahlan. Jednak jak rozpoczęła się historia miecza i spowiedniczek? Skąd wzięła się ich magia w Midlandach? Ich początki sięgają Magdy Searus, zwykłej kobiety zdolnej do niezwykłych poświęceń. Baraccus, mąż Magdy, po powrocie z ważnej misji popełnia samobójstwo z nieznanego powodu. Magdzie pozostawia list z instrukcjami, które prowadzą kobietę do Meritta - odrzuconego przez Radę czarodzieja. Razem odkrywają prawdę co do rządów w Wieży Czarodziejów -  prawdę, której ujawnienie może uratować cały Nowy Świat. 

  PO PIERWSZE: BOHATEROWIE
Jak już zauważyłam w "Pierwszym prawie magii", autor ma niezwykły talent do tworzenia postaci. Każda z nich jest wyrazista, ma swój wyjątkowy charakter. Ich różnorodność jest wręcz zadziwiająca, a kunszt, którym autor się wykazał przy ich kreacji, jest niebywały. Bardzo spodobała mi się postać Meritta - spokojny, ale zdecydowany człowiek, przyjemny w odbiorze, bardzo naturalny. Magda, jako główna bohaterka również wyszła bardzo dobrze, jednak czarodziej to zdecydowanie mój numer jeden w tej książce. 

PO DRUGIE: AKCJA
Wydarzenia nie zawsze mają zawrotne tempo, jednak wciągają bez reszty nawet w spokojniejszych fragmentach. Niemal do samego końca nie można dotrzeć do źródła spisku, wszystkiego dowiadujemy się wraz z bohaterką. Myślę, że sam pomysł na akcję okazał się dość oryginalny, a potencjał, jaki w nim drzemał, został w pełni wykorzystany. Były momenty, w których przeżywałam razem z bohaterami ciężkie chwile, były momenty, w których wstrzymywałam oddech niepewna co do ich dalszego losu - wszystko to złożyło się na arcyciekawą lekturę. 
Dobrze został też ukazany wątek miłosny - delikatny, nie wybijał się na pierwszy plan, a jednak był zauważalny. Spodobał mi się bardzo sposób, w który autor wplótł go do treści. 

PO TRZECIE: STYL
Nie chcę się rozwodzić zbytnio nad stylem pisania - jest on na wysokim poziomie, przez co książki tej się nie czyta, lecz chłonie. Wydarzeniami z niej żyłam, do teraz zajmuje ona część moich myśli. 

Czy polecam? Chyba głupie pytanie... Zachęcam do zapoznania się z tą książką każdego fana fantastyki! 10/10

czwartek, 14 maja 2015

#152 "Pierwsze prawo magii"

Tytuł: Pierwsze prawo magii
Oryginalny tytuł: Wizard's first rule
Seria: Miecz prawdy
Autor: Terry Goodkind
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron: 696

Richard Cypher, przewodnik po lasach Hartlandu, ratuje nieznajomą przed oddziałem zabójców wysłanych przez władcę Midlandów, Rahla Posępnego. Kobieta okazuje się być ostatnią Matką Spowiedniczką. Wyruszyła ona w podróż, by odnaleźć czarodzieja w nadziei, iż ten naznaczy Poszukiwacza Prawdy - jedyną osobę, która może pokonać okrutnego władcę. 




PO PIERWSZE: BOHATEROWIE
Co za uczta! Taki bukiet charakterów nieczęsto się zdarza. Każdy idealnie zarysowany, ciekawie stworzony, wielowarstwowy - nic dodać, nic ująć! Mój ukochany (już od czasów serialu) Zedd obronił tytuł najlepszego bohatera wszech czasów. Jest on czynnikiem, który dodaje chyba 100 procent komizmu do książki. Kahlan widziałam (niestety) przez pryzmat serialu, co nieco zmieniało mi jej wyobrażenie - "tamta" dziewczyna miała mocniejszy charakterek, przez co lepiej zapadła mi w pamięć. Myślę, że ona jest w tym tomie najsłabszym ogniwem, jeśli chodzi o kreację, co nie zmienia faktu, iż i tak jest ona stworzona na wysokim poziomie. 

PO DRUGIE: AKCJA
Akcją się delektowałam powoli - nie z własnej woli co prawda, a przez brak czasu. Gdyby nie to, pochłonęłabym tę książkę kilka tygodni wcześniej. Wydarzenia brną do przodu w szybkim tempie, zaskakują czytelnika i gdy już się człowiek porządnie zaczyta, nie pozwalają się oderwać od lektury. 
Godny pochwały jest pomysł, a także jego realizacja. Widać, że autor miał wyraźnie zarysowaną koncepcję i wykorzystał potencjał. 

PO TRZECIE: STYL
Jedyne, co mi przeszkadzało, to kilka dialogów, które wydały mi się infantylne - nie tyle przez treść, co przez styl, jakim zostały napisane. Poza tym jednym mankamentem nie mam nic do zarzucenia autorowi. Książka jest lekko napisana, dobrze się czyta i zapada w pamięć. 

Reasumując, nie zostaje mi nic, tylko pozazdrościć wyobraźni autorowi, a Was wszystkich zachęcić do lektury. W końcu, z czystym sercem, mogę postawić czyste 10/10. 



niedziela, 25 stycznia 2015

#143 "Love, Rosie"

Tytuł: Love, Rosie (wcześniej: Na końcu tęczy)
Oryginalny tytuł: Where rainbows end
Seria: -
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 512

  Rosie i Alex znają się od dzieciństwa, są najlepszymi przyjaciółmi. Dorastają razem, planują wyjechać na studia i spełniać marzenia - oczywiście też wspólnie. Wszystko zmienia się w noc balu, kiedy jedno wydarzenie pociąga za sobą konsekwencje przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Przyjaźń trwa, ale czy to jest to, czego oboje oczekują? Niestety, nie dane im się tego dowiedzieć przez przeciwności losu, które co chwila wyrastają na ich drogach. 


czwartek, 8 stycznia 2015

#141 "Legenda. Rebeliant"

Tytuł: Legenda. Rebeliant
Oryginalny tytuł: Legend
Seria: Legenda
Autor: Marie Lu
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 304

June - piętnastoletnia dziewczyna, cudowne dziecko republiki, oficjalnie jedyna osoba, która zdała Próbę przy maksymalnej ilości punktów. 
Day - piętnastoletni chłopak, przestępca w oczach Republiki, wywodzący się z najniższych warstw społecznych.
Day, próbując zdobyć lek na epidemię dla brata napada na szpital, Przez serię niefortunnych wydarzeń chłopak jest zmuszony zranić żołnierza. Okazuje się on bratem June, która zostaje wyznaczona do odnalezienia podejrzanego o zabójstwo Day'a. Zbiegi okoliczności sprawiają jednak, iż na jaw wychodzą tajemnice, które sprawiają, że punkt widzenia bohaterów i ich postrzeganie dobra i sprawiedliwości zmienia się diametralnie. 

  Ostatnio antyutopie to mój ulubiony gatunek powieści, ale stały się one teraz tak popularne, że ciężko trafić na coś oryginalnego. Na szczęście tym razem trafiło na "Legendę...". Dlaczego? Zapraszam do recenzji!

niedziela, 21 września 2014

#133 "Partials. Częściowcy"

Tytuł: Partials. Częściowcy. 
Oryginalny tytuł: Partials
Seria: Partials
Autor: Dan Wells 
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 480
Wysokość: 3 cm

Wojna z Częściowcami uwolniła groźny wirus, przez co rasa ludzka wymiera. Noworodki umierają zaraz po narodzinach. 99% ludności zniknęła z powierzchni Ziemi. 
Kira, młoda medyczka, ma dość wszechobecnej śmierci i za wszelką cenę usiłuje odnaleźć antybiotyk na RM. By to osiągnąć jest zmuszona przeprowadzić badania na największych wrogach, Częściowcach. Rząd nie jest zadowolony, wojna wisi w powietrzu, bunt jest tylko kwestią czasu. Kira staje się wrogiem publicznym numer 1, ale ważne jest tylko jedno: uratowanie ludzkości. 

  Brzmi nieco heroicznie? Być może i takie jest. Co nie zmienia faktu, że książka jest świetna. Tak, to co czytacie można zaliczyć chyba do hymnów pochwalnych. Jeśli chcecie wiedzieć, co takiego cudownego znalazłam między stronami tej powieści, czytajcie dalej. 

  Postapokaliptycznych książek jest mnóstwo na naszym rynku wydawniczym. Mało która może jednak się równać z tą. Bohaterowie, a głównie Kira, są bardzo dojrzali jak na swój wiek - główna postać ma tylko 16 lat, czego w życiu bym nie powiedziała po jej zachowaniu. Nie przeszkadzało mi to jednak, a wręcz pomagało zrozumieć, jak zła jest sytuacja, skoro losy ludzkości zależą od tak młodych osób. 
  Każda postać jest bardzo naturalna, każda jest inna. Co prawda zachowują się dość heroicznie, ale w dopuszczalnym stopniu, nie jest to jeszcze irytujące. 
  Ciekawym, o ile nie najciekawszym, bohaterem okazał się Częściowiec - do samego końca nie mogłam poznać jego zamiarów, jego zachowanie zmieniało się całkowicie, a co najlepsze, zawsze było to logicznie wyjaśnione i nie powodowało sprzeczności, co czasami niestety się zdarza. 

  Do teraz rozmyślam nad akcją. Co prawda początek zapowiadał się nieco nudno (i jest to jedyny, niewielki minus książki), ale ta rozkręciła się tak, że nie sposób było oderwać się od niej. Ciągły ruch, ciągłe starcia, walki o życie, swoje a zarazem całej ludzkości, sprawiały, że znajdowałam się nie w ciepłym łóżku, a na nieosłoniętym terenie wraz z bohaterami, wyczekując strzału oznajmiającego "koniec gry" dla siebie i innych. Dosłownie. 
  Książka jest wypełniona po brzegi nieustannym napięciem, zdradami, niepewnością, sprzecznymi uczuciami, przyjaźnią. Nie sposób opisać, co czułam czytając - to trzeba samemu przeżyć. 

  Pokochałam tę powieść. Nie mam nic więcej do powiedzenia, po prostu idźcie do księgarni/biblioteki/obcego człowieka, który akurat czyta tę książkę przy Was, weźcie ją do ręki i czytajcie! 10/10

P.S. Wie ktoś, czy w Polsce wydadzą kontynuację? Bo coś chyba się nie zapowiada :(


poniedziałek, 8 września 2014

#132 "Wybrani"

Tytuł: Wybrani
Oryginalny tytuł: Night School
Seria: Nocna Szkoła
Autor: C.J. Daugherty
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 440
Wysokość: 3.2 cm

  Zaginięcie brata Allie załamuje ją. Dziewczyna odreagowuje robiąc nielegalne rzeczy. Jednak gdy po raz kolejny zostaje aresztowana, jej rodzice podejmują decyzję: jedzie ona do prywatnej szkoły z internatem, Akademii Cimmeria. Obowiązują w niej dziwne zasady, a większość uczniów to dzieci bogatych i wpływowych ludzi. Allie powoli dostosowuje się do nowego trybu życia, gdy nagle dochodzi do zabójstwa jednej z uczennic - wychodzi wtedy na jaw ciemna strona szkoły. Dziewczyna chce poznać sekret szkoły i dowiedzieć się prawdy o sobie.

  Był czas, że ta książka na wielu blogach była wychwalana pod niebiosa. Teraz jej sława chyba trochę przygasła, toteż ja zdecydowałam się w końcu po nią sięgnąć - ot, żeby nikt o niej nie zapomniał. Rozpoczęłam lekturę i... przepadłam. 

  Bardzo realistycznie i ciekawie zostali ukazani bohaterowie książki. Nikt nie jest tym, na kogo wygląda, pierwsze, a nawet czasem i kolejne wrażenia są mylne, nie ma komu zaufać. Spodobało mi się to - niczego nie mogłam być w stu procentach pewna, wręcz mogłam podejrzewać, że za moment ktoś wywinie jakiś numer, przez co całkiem zmienię o nim zdanie. 
  Główna bohaterka nie została ukazana jako bezradna dziewczynka bojąca się podjęcia decyzji - jest wręcz przeciwnie. Mimo iż wydawało się na początku, że jest skazana na wybieranie pomiędzy dwoma adoratorami, to autorce zgrabnie udało się wywinąć wszechobecnemu schematowi trójkątów miłosnych. Allie to postać dobrze zarysowana, ciekawa i niezwykle barwna. Na początku zdawała się być nieco rozpieszczoną, zbuntowaną nastolatką, ale, jak już pisałam, tu nic nie jest takie, jak się wydaje.  
  
  Akcja wciąga od pierwszych stron. Z każdą kolejną rodzi się coraz więcej tajemnic, co wciąż budziło moją ciekawość. Do samego końca nie można być niczego pewnym, a ilość pytań cały czas rośnie. Autorka wie, jak sprawić, by czytelnik nie rzucił książki w kąt. Tempo akcji może nie jest zbyt szybkie, aczkolwiek nie przeszkadza to w czytaniu. 

  Pani Daugherty miała świetny pomysł z Nocną Szkołą, cała otoczka wokół tego, samo wymyślenie tej instytucji było genialne. Nie potrafię znaleźć żadnej słabej strony tej książki. Jestem pod wrażeniem. Muszę jak najszybciej zdobyć kolejną część, ponieważ mimo iż skończyłam książkę, nie wszystkie sekrety zostały rozwiązane, a ciekawość zjada mnie od środka. 
Moja ocena: 10/10


czwartek, 24 lipca 2014

#122 "19 razy Katherine"

Tytuł: 19 razy Katherine
Oryginalny tytuł: An abudance of Katherines
Seria: -
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 304
Wysokość: 2.2 cm

  Colin, cudowne dziecko, mające niegdyś zadatki na geniusza, został porzucony przez Katherine. 19 razy. Mimo tak wielu porażek na polu uczuciowym zerwanie i tak chłopaka boli, dlatego Hassan, najlepszy przyjaciel Collina, zabiera go w podróż po Ameryce. Na jednym z przystanków spotykają Lindsey, która oprowadza ich po miejscowych atrakcjach turystycznych. Zbieg okoliczności sprawia, że chłopcy otrzymują tymczasową posadę w pracy w mieście. Collin mając spokój od wszelkich Katherine, postanawia stworzyć coś, dzięki czemu zostanie zapamiętany na tym świecie i wymyśla Teoremat o zasadzie przewidywalności Katherine, dzięki któremu możliwe ma być przepowiadanie przyszłości związków.



  Dawno chciałam się przekonać na czym polega fenomen tego autora - fabuła książek na pierwszy rzut oka nie wydaje się jakaś wymyślna, a i tak niemal wszyscy rozpływają się w pieśniach pochwalnych na cześć ich i geniuszu pana Greena. Kim jest sam autor? Według tego, co piszą o nim w książce mieszka w Indianapolis z rodziną, prowadzi z bratem wideobloga, zdobył wiele nagród literackich. Największą sławę zapewniła mu książka "Gwiazd naszych wina". W Polsce ukazały się jego cztery powieści. 



  Czytając tę powieść byłam pod niemałym wrażeniem. Bohaterowie są stworzeni po mistrzowsku - nietypowi, ale nieodstający (zbytnio) od reszty społeczeństwa. Przedstawieni zostali naprawdę ciekawie, ciągle odkrywałam ich kolejne cechy, powoli dokopywałam się w nich do kolejnych warstw. 

  Akcja - tu mam małe zawirowanie, ponieważ, szczerze mówiąc, nie było w niej nic, co powinno przytrzymać mnie na dłużej przy książce. Jednak - ale ci niespodzianka... - powieść ta porwała mnie całkowicie, nie umiałam się od niej uwolnić nawet gdy na moment ją odłożyłam. Na moment, ponieważ okazała się być tak ciekawa, że na dłuższą metę nie możliwe było danie sobie z nią spokoju. 
  W książce znalazło się miejsce i na humor, i na poważne rozmowy, i na delikatnie zaakcentowane uczucie, i na matematykę (nie przerazić się! :)), i wiele innych. 
   Co prawda zakończenie przewidziałam, aczkolwiek mimo to cała reszta książki często zaskakiwała. 

  Niewątpliwie, wielką zaletą książki jest język, jakim została napisana. Plusem są również częste przypisy autora, dzięki którym możemy poznać lepiej bohaterów, lepiej zrozumieć "matematyczny bełkot" czy choćby nauczyć się kilku słówek w... wielu językach. Nieraz przypisy te okazały się również być humorystyczne, co tylko umilało lekturę. 

  Eh, takie książki aż miło się recenzuje - 10/10

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


 

poniedziałek, 7 lipca 2014

#118 "Niezbędnik obserwatorów gwiazd"

Tytuł: Niezbędnik obserwatorów gwiazd
Oryginalny tytuł: Boy 21 
Seria: -
Autor: Matthew Quick
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Ilość stron: 320
Wysokość: 2.2 cm

  Witajcie w Belmont, gdzie rządzą czarne gangi oraz irlandzka mafia (zależy od dzielnicy) i gdzie mieszka Finley. Jego dziadek nie ma obu nóg, ojciec pracuje na nocną zmianę, a matka zginęła w okolicznościach, o których nikt nie chce mówić. Finley też nie chce mówić – odzywa się tylko wtedy, gdy musi. Woli grać w koszykówkę. Jedyną osobą, która rozumie Finleya, jest jego dziewczyna Erin. Oboje co wieczór spotykają się na dachu jego domu, patrzą w gwiazdy i marzą o tym, aby wydostać się z piekła, jakim jest Belmont. Pewnego dnia trener Finleya prosi go o dziwną przysługę… -lubimyczytac.pl


  Bardzo mocno, już od samego początku, spodobała mi się kreacja bohaterów. Autor nie stworzył typowych nastolatków, a mimo to zachowaniem (w większej części) nie odbiegali od reszty. Najciekawszy był tajemniczy Numer 21 - chłopak, którym Finley ma się "zaopiekować" w nowym otoczeniu. Chłopak wiele przeżył i miał swój własny sposób na odreagowanie wszystkiego - tego Wam nie zdradzę, aczkolwiek pomysł był oryginalny. Postać ta okazała się nieco złożona, właściwie do samego końca nie dało się chłopaka rozszyfrować. Równie ciekawym bohaterem okazał się Finley - cicha osoba, kochająca koszykówkę i Erin, swoją dziewczynę. Podobało mi się to, że praktycznie każdy bohater był inny, choć trochę, a i autorowi udało się wprowadzić coś oryginalnego w tej kwestii.

  Akcja, wbrew pozorom, okazała się bardzo wciągająca. To jest ten typ książki, który można odłożyć za "jeszcze jeden rozdział", przez co kończy się ją w błyskawicznym tempie. Książka była nieprzewidywalna, kilka rzeczy mnie pod koniec zaskoczyło. 

  Widać było, że autor ma lekkie pióro. Książka została naprawdę dobrze napisana, w ciekawy sposób. Mimo iż w pewnym sensie opowiada o ciężkich sprawach, to nastrój nie jest ciężki, czyta się ją łatwo i przyjemnie. 10/10
__________________________________________________
 Recenzja bierze udział w wyzwaniach:






niedziela, 29 czerwca 2014

Recenzja #116 "Parszywa dwunastka"

Tytuł: Parszywa dwunastka
Oryginalny tytuł: Twelve Sharp
Seria: Stephanie Plum
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 365 
Wysokość: 2 cm

  W trakcie kolejnego śledztwa Stephanie Plum odkrywa, że jest prześladowana przez uzbrojoną i niezrównoważoną psychicznie kobietę. W dodatku w jakiś tajemniczy sposób powiązaną z Komandosem: obrońcą, mistrzem i przyjacielem, który ukrywa co nieco przed Stephanie. Robi się niewesoło, trzeba ścigać mordercę i powstrzymać narastającą falę zbrodni. Czy Stephanie Plum zdąży tego dokonać nim zegar wybije parszywe dwanaście razy?
 - lubimyczytac.pl


  Uwielbiam takie niespodzianki, jakie ostatnio robi mi Fabryka Słów z kolejnymi częściami Śliweczki! Co prawda po poprzedniej części obawiałam się, że autorka nieco się już wypala (w końcu napisanie 16 tomów jednej serii musi trochę energii i pomysłów spalać), ale mimo to z radością przystąpiłam do lektury kolejnej książki. 

  Stephanie nie potrafi trzymać się z dala od kłopotów - byli wredni skazańcy, było wysadzanie kilku(nastu) samochodów, kobieta miała też na pieńku z gangiem i była ścigana przez płatnego zabójcę. Jeśli dołączy się do tego dwóch gorących facetów obok, to wrażeń mogłoby starczyć jej do śmierci. No, ale życie jakiego łowcy nagród obeszłoby się bez kradzieży tożsamości, czy choćby zazdrosną żonką i porwaniem w tle? 

  Powieść jest może nieco mniej zabawna, niż poprzednie, aczkolwiek akcja wciąga niesamowicie. Niemal do samego końca nie można rozwiązać sekretu, a gdy już wydaje się czytelnikowi, że wszystko pójdzie jak z płatka i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie... Wyskakują dodatkowe problemy. 

  Pisać o bohaterach nie będę zbyt dużo - nie zostało bowiem o nich wiele do powiedzenia. Nie mieli jakoś okazji się zmienić od poprzednich części. Dobrze wykreowani, każdy inny, każdy ciekawy, oryginalni, wyraziści. Nic dodać, nic ująć!

  Myślę, że do ideału tej książce brakuje niewiele. Naprawdę warto ją przeczytać! 10/10

P.S. 
Dla chcących zacząć przygodę ze Śliweczką - każdą książkę czytać można osobno, niekoniecznie po kolei :) 
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:




niedziela, 22 czerwca 2014

Recenzja #114 "Kobiety, które zawładnęły Europą. Najpotężniejsze królowe"

Tytuł: Kobiety, które zawładnęły Europą. Najpotężniejsze królowe
Oryginalny tytuł: La saga des Reines
Seria: -
Autor: Jean des Cars
Wydawnictwo: Muza SA
Ilość stron: 334
Wysokość: 2.6 cm













  Ucząc się historii zauważyć można, że to mężczyźni, jako władcy, zapisali się wyraźniej na jej kartach. Jednak było kilka kobiet, które starały się dorównać płci przeciwnej, choć nie zawsze im to ułatwiano. To właśnie o nich możemy przeczytać w tej książce. Skandale, romanse, troski o tron, państwo, potomstwo, wygnania, wojny - to wszystko było częścią życia tych królowych.

  Obawiałam się, że książka napisana będzie w stylu notek biograficznych, suche fakty, dużo dat i właściwie nic więcej. Jak się okazało, czytając miałam wrażenie, że czytam jakąś bardzo ciekawą powieść historyczną. Zostały tu ujęte naprawdę ciekawe zdarzenia, wiele ciekawostek na temat nie tylko samych władczyń, ale też bliższej czy dalszej rodziny. A o kim dokładnie można przeczytać? Oto królewska dwunastka: Katarzyna Medycejska (Francja), Elżbieta I (Anglia, Irlandia), Krystyna (Szwecja), Maria Teresa (Austria), Katarzyna II (Rosja), Maria Antonina (Francja), Wiktoria (Wielka Brytania), Eugenia (Francja), Elżbieta/Sisi (Austria). Zyta (Austria), Astrid (Belgia) oraz Elżbieta II (Wielka Brytania). 

  Na osobny akapit zasłużyła sobie również oprawa graficzna książki. Piękna okładka jest zapowiedzią
równie pięknego wnętrza książki - zarówno pod względem treści jak i estetycznym. Przed rozpoczęciem nowego rozdziału o kolejnej królowej wita nas jej portret. 

  Naprawdę, nie spodziewałam się, że książka tak mi przypadnie do gustu. Język autora sprawił, że ani się obejrzałam, przewracałam ostatnią stronę. Myślę, że pozycja ta spodoba się każdemu, kto choć trochę interesuje się historią! 10/10

 __________________________________________________
 Recenzja bierze udział w wyzwaniach:






sobota, 31 maja 2014

Recenzja #111 "Próby ognia"

Tytuł: Próby ognia
Oryginalny tytuł: The Scorch Trials
Seria: Więzień labiryntu t.2
Autor: James Dashner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ilość stron: 420
Wysokość: 2.9 cm

  Wyjście z Labiryntu zostało odnalezione. Chłopcy i Teresa mieli być już bezpieczni, miał to być koniec walki o przetrwanie. Jednak ktoś ma dla nich inne plany, takie, które nikomu nie przypadają do gustu. Rozpoczynają się próby ognia - w dwa tygodnie streferzy muszą dotrzeć do celu z najbardziej spalonej słońcem części świata.





  Poprzednia część zrobiła na mnie dobre wrażenie, choć nie od razu. Zupełnie inaczej było z tym tomem - wciągnął mnie niemal od pierwszej strony. Akcja jest szybka, bardzo dynamiczna. Jest wiele niespodziewanych zwrotów. Autorowi udało się również do samego końca nie podać rozwiązań wszystkich niewiadomych - dosłownie do końca: w tej części otrzymujemy jeszcze więcej pytań, odpowiedzi natomiast niewiele. Mam nadzieję, że w ostatniej części wszystkiego się w końcu dowiem, bo chyba oszaleję z ciekawości! 

  Jak i w poprzednim tomie, pan Dashner nie oszczędza bohaterów. Wszyscy mają ciężko, niektórzy mniej, niektórzy bardziej. Podziwiam autora za kreację bohaterów - właściwie wszyscy wypadli na tyle naturalnie, na ile można było w takich warunkach. Nie ma przesadnych aktów heroizmu ani tchórzostwa, wszystko jest odpowiednio wyważone. 

  Autor nie szczędzi mocnych słów, choć tak na prawdę większość z nich nie istnieje w naszym słowniku - kolejny plus dla autora za wymyślenie "języka" streferów. Książka jest napisana w taki sposób, że oderwać się od niej mogłam jedynie z wielkim trudem - a i tak po wszystkim w głowie kołatały mi się pytania typu "co będzie dalej". Pan Dashner ma lekkie pióro, stworzył niebanalną książkę, oryginalną i ciekawą. Mogę ją polecić z czystym sumieniem! 10/10 

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

 



piątek, 16 maja 2014

Recenzja #108 "Nieskończoność"

Tytuł: Nieskończoność 
Oryginalny tytuł: Everlasting
Seria: Poza czasem
Autor: H.J. Rahlens 
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 455
Wysokość: 3.5 cm

  Wiele dobrego naczytałam się o tej książce. Myślałam jednak, że opinie o niej są nieco przesadzone, że mi się aż tak bardzo nie spodoba... Podczas czytania spotkała mnie jednak przyjemna niespodzianka!

  Jest rok 2264. Mroczna Zima już minęła. Średnia długość życia to sto pięćdziesiąt lat. Większość prac wykonują roboty. Ludzie posługują się mózgołączem, które pozwala im na zapisywanie wspomnień w globalnej bazie danych. Zaimek osobowy „ja” wyszedł z użycia. W tym stechnokratyzowanym społeczeństwie miłość jest czymś niepożądanym. Finn Nordstrom, dwudziestosześcioletni historyk i tłumacz martwego języka niemieckiego zostaje poproszony o zbadanie tajemniczego znaleziska – dziennika dziewczyny z XXI wieku. Tymczasem w innej czasoprzestrzeni Eliana odwiedza ulubioną berlińską księgarnię. Spotka w niej przystojnego mężczyznę, który nie wie… do czego służy guma do żucia. -lubimyczytac.pl

  Książek o podróżach w czasie jest już mnóstwo - przyszła moda na wampiry, odeszła, robiąc miejsce dla tej właśnie tematyki. Coraz trudniej jest wymyślić coś oryginalnego. A jednak się udało!

  Styl autorki ma coś takiego w sobie, co sprawia, że książkę czyta się z ogromną przyjemnością, gładko, można się nią delektować. Opisy nie nużą, czytanie to czysta przyjemność w tym przypadku.

 Spodobała mi się bardzo jedna scena, gdy główny bohater uczył się pisać. Z jakiegoś powodu wydała mi się niezwykle piękna i na swój sposób intymna. Nie wiem, jak udało się autorce tego dokonać, ale szczerze podziwiam!
  Nie tylko wyżej wspomniana scena zasługuje na uwagę. Coś jest w języku autorki co sprawia, że nawet najprostsza rzecz stawała się interesująca!
Praktycznie przez cały czas miałam wrażenie jakby to była jakaś nowoczesna baśń - tylko że w baśniach język jest prosty, czasem nieco tylko stylizowany, a ten tu zupełnie takowego nie przypominał. Naprawdę nie mam pojęcia, co wywołało to złudzenie, ale przyznam, że bardzo mi się to spodobało.  

  Świat przedstawiony został bardzo ciekawie - mózgołącze, roboty, specyficzny sposób mówienia, wszystko to było dość oryginalne. Choć... Przyuważyłam z początku kilka razy użycie czasownika w pierwszej osobie liczby pojedynczej w sytuacjach, gdzie nic by tego nie usprawiedliwiało...

  Książka rozsiewa wokół urok, bardzo pozytywnie mnie nastroiła. Prosta w odbiorze a mimo to nie zaliczyłabym jej do powieści typu "przeczytaj - zapomnij". Na pewno zostanie w mojej pamięci na długo. 10/10
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:





czwartek, 10 kwietnia 2014

Recenzja #103 "Dziesięć kawałków"

Tytuł: Dziesięć kawałków
Oryginalny tytuł: Ten Big Ones
Seria: Stephanie Plum t.10
Autor: Janet Evanovich 
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 378
Wysokość: 2.4 cm














  Długo nie pojmowałam dlaczego większość ludzi zachwyca się serią o słynnej Śliwce. Wyjaśnienie przyszło wraz z pierwszą przeczytaną książką pani Evanovich. A co też takiego wymyśliła ona w tym tomie? 

  Stephanie Plum, łowczyni nagród, która przyprowadza zbiegów do sądu, ma ogromne szczęście. Do czego? Do kłopotów i zabawnych (z punktu widzenia czytelnika) sytuacji. Nasza Śliweczka i tym razem oddaje się spokojnie swemu powołaniu, lecz przy okazji podpada gangowi Zabójców. Szybko staje się głównym celem seryjnego zabójcy zwącego siebie Złomiarzem. 

  Styl pisania autorki bardzo mi przypadł do gustu. Potrafi ona zwykłą sytuację zmienić w komediowy spektakl, lub wymyślić takie zdarzenie, które samo w sobie jest komiczne. Często są one śmieszne w swej absurdalności. Plusem jest również to, że mimo wszechobecnego humoru wciąż wyczuwalne jest napięcie, które serwowane jest w odpowiednich momentach we właściwych proporcjach. 

  Bohaterowie są bardzo naturalni, z takimi chyba się jeszcze nie spotkałam w żadnej książce. Zapałałam sympatią do każdego z nich, ale moje serce wciąż należy do babci Mazurowej - ta staruszka ma więcej wigoru niż niektórzy młodzi ludzie w realu. Wielu bohaterów zostało przedstawionych w taki sposób, że przy każdej próbie wyobrażenia sobie ich dostawałam niekontrolowanego napadu śmiechu - i za to ich uwielbiam! 

  Z początku jest humor, jest akcja, jednak oba nieco zanikają w środku - powiedzmy, że wtedy mogłam nieco lepiej panować nad bananem tworzącym się na mojej twarzy. Jednak po tym niewielkim kryzysie wszystko zostało nadrobione. I to chyba z nadwyżką. No bo jak tu się nie śmiać, gdy ze szkolnego autobusu wysiada owłosiony facet w sukience wieczorowej na szpilkach z uzi w dłoniach? 

  Ta książka to według mnie mistrzostwo! Czyta się ją lekko, szybko i przyjemnie. Jest zdecydowanie w czołówce moich ulubieńców! Oczywiście 10/10!

P.S. 
Dla tych niedoinformowanych: jeśli nie czytaliście poprzednich części i tak możecie sięgnąć po ten tom - każda książka jest osobną historią mimo, iż opowiadają o tej samej osobie. :)

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

 




PRZYPOMINAM O: