sobota, 27 grudnia 2014

#140 "Dar Julii"

Tytuł: Dar Julii
Oryginalny tytuł: Ignite Me
Seria: Dotyk Julii
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 384

Julia przeżyła starcie z Andersonem i jest gotowa na zemstę. Chcąc tego dokonać musi mieć wsparcie osoby, której nigdy wcześniej o pomoc by nie prosiła - Warnera. Dziewczyna dowiaduje się prawdy o nim, on dowiaduje się prawdy o sobie i o ludziach, których niegdyś nienawidził. Wszystko się zmienia. Julia w końcu widzi swoją moc w dobrym świetle. Wojna nadchodzi. Nastał czas, by tyrańskie rządy Andersona w końcu zostały obalone. 



  Po przeczytaniu całej serii mogę powiedzieć, że Julia w każdej książce była inną osobą. W "Dotyku..." poznajemy ją jako przestraszoną samej siebie dziewczynę. W "Sekrecie..." jest nieznośnie płaczliwa i niezdecydowana. Jednak w "Darze..." jest osobą silną, niezależną i zdeterminowaną. Taka chyba najbardziej przypadła mi do gustu. Wie do czego jest zdolna , wie czego chce i dąży do tego. O takiej postaci można czytać z wielką przyjemnością. 
  Warner zawsze był moją ulubioną postacią z tej serii. Widać było, że kryje się w nim coś więcej, niż na początku można było wyczytać, ale to w tej części całkowicie rozkwitł - wiele rzeczy stało się jasne i pokazało bohatera w lepszym świetle. Podobała mi się ta jego wielowarstwowość. 
  Pojawiło się kilku innych bohaterów, jednak nie mieli oni zbyt dużo do powiedzenia. Większości imion nawet nie pamiętam - jedynie Adam i Kenji, którzy również grali zaskakująco małe role w akcji, są tymi, których kojarzę, choć to pewnie spowodowane jest poprzednimi częściami... 

  Autorka ma specyficzny styl pisania, który bardzo mi przypadł do gustu. Świetnie buduje napięcie i reguluje tempo akcji. 

  Akcja jest ciekawa, choć może lekko przewidywalna. Rozczarowała mnie trochę końcówka, miałam nadzieję na coś bardziej dramatycznego (zero litości), ale jednak myślę, że mimo to wypadła nieźle. Pisząc teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę w środku powieści nie działo się nic tak ciekawego, żeby przytrzymać mnie na dłużej, jednak mimo to nie rzuciłam tej książki w kąt - po prostu wciągnęło mnie całkowicie. 
  
  Można się zastanawiać nad kontynuowaniem tej serii po drugiej części, jednak według mnie warto. Książka jest ciekawa, łatwo się ją czyta - i to w błyskawicznym tempie. Dobra lektura, choć niewymagająca dużo od czytelnika. 7.5/10 

|Dotyk Julii|Sekret Julii|Dar Julii|Julia. Trzy tajemnice|

środa, 17 grudnia 2014

#139 "Odmieniec"

Tytuł: Odmieniec
Oryginalny tytuł: Changeling
Seria: Zakon ciemności
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 288

 Izolda - córka krzyżowca, mająca odziedziczyć majątek, zostaje pozbawiona wszystkiego i odesłana do klasztoru. Wkrótce po jej przybyciu inne zakonnice zaczynają mieć wizje, popadają w obłęd. Oskarżycielski wzrok sióstr ukradkowo pada na dziewczynę i jej służkę. Na polecenie papieża młody inkwizytor, Luca Vero przybywa do klasztoru, by rozwiązać zagadkę dziwnego zachowania zakonnic.



  Na książki pani Gregory czyhałam już od dłuższego czasu, więc tak szybko, jak było to możliwe zabrałam się za lekturę "Odmieńca". Już na początku akcja książki skojarzyła mi się z filmem "Imię Róży" (jeszcze z książką porównać nie mogę, ale nadrabiam). 

  Pomysł na książkę okazał się być genialny! Przez zdecydowaną część książki śledziłam wydarzenia z zapartym tchem. Niemal do samego końca można było się jedynie domyślać prawdy, a i to nie zawsze było trafione. Szczególnie podobała mi się sprawa, która pojawiła się dopiero na ostatnich stronach lektury. Bałam się przez chwilę, że autorka poddała się popularnym trendom i postanowiła dodać do historii wątek fantastyczny, jednak na szczęście obyło się bez tego. 

  Niesamowicie polubiłam Izoldę i Iszrak - wbrew temu, jak nakazywała kultura tamtych czasów, były pokornymi kobietami jedynie z pozorów. Gdy trzeba było, zachowywały się rozsądniej niż "lepsi" od nich mężczyźni. Spodobała mi się ich natura i ich siostrzana miłość. 
  Jeśli chodzi o Lucę - start miał dobry, wydawał mi się porządną postacią. Jednak gdy objął stanowisko inkwizytora zmienił się diametralnie - miałam wrażenie, że pokornego zakonnika, którym wciąż powinien być, pozostawił gdzieś daleko za sobą. Wierzył święcie w swoje sądy i nieomylność, a sposób, w jaki czasem traktował swojego, jakby nie było, przyjaciela, był karygodny. Bardzo natomiast spodobał mi się Freize - traktowany nieco jak głupiec, czasem co prawda się tak też zachowujący, w końcu okazał się najmądrzejszą postacią - wcale nie przez ilość przeczytanych ksiąg.

  Podobał mi się styl, w jakim książka została napisana. Pani Gregory ma lekkie pióro, książkę czyta się w błyskawicznym tempie. Niemal przez całą powieść wyczuwa się aurę tajemniczości. Myślę, że książka jest naprawdę warta przeczytania. 9/10


niedziela, 7 grudnia 2014

#138 "Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża."

Tytuł: Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża.

Oryginalny tytuł: The Dark Heroine: Autumn Rose.
Seria: Mroczna Bohaterka
Autor: Abigail Gibbs
Wydawnictwo: Muza S.A.
Ilość stron: 464

Jesienna Róża jest Mędrcem urodzonym w rodzinie zwykłych ludzi. Przez swoją przynależność do gatunku nie jest lubiana, ludzie się jej boją - w szkole, którą chroni ma tylko kilka koleżanek. Gdy Extermino zaczynają atakować, Fallon, książę Athenei, pojawia się, by pomóc dziewczynie. Róża musi powrócić na dwór królewski - do miejsca, do którego nie ma ochoty wracać. Okazuje się bowiem, że jest kimś więcej, niż tylko Mędrcem i księżną, a także, że łączy ją coś z Violet Lee - Pierwszą Mroczną Bohaterką.

  Kto czytał poprzednią część słyszał już o bohaterce tej książki. Jesienna Róża pojawiła się na kilka chwil w "Kolacji z wampirem" i choć nie zabawiła tam długo, jej postać była znacząca dla kolejnych wydarzeń. Wydarzenia z tej książki dzieją się na jakiś czas przed, chwilę równolegle i chwilę po historii Violet.

  Bardzo przypadła mi do gustu główna bohaterka. Nie wiem dlaczego, może trochę z przekory, ponieważ zazwyczaj takich osób nie lubię. Dziewczyna jest odrobinę nieśmiała, ale odważna. Czasem rozsądna, a czasem robi głupoty. Przez większość czasu była jednak osobą, której odechciało się żyć - choć wprost było to powiedziane raz czy dwa, czułam wypływające z niej pragnienie śmierci. 
  Fallon również był ciekawie stworzony, chociaż zdarzało mu się mnie denerwować swoim zachowaniem w stosunku do Róży. Co prawda w niemal 100% miał swoje powody, by się tak zachować, ale mimo wszystko... Autorce udało się jednak sprawić, bym zapałała sympatią do tego bohatera. 
  Poza tymi bohaterami nie było raczej takiego, przy którym czułabym, że autorka bardzo się wysiliła kreując go, aczkolwiek nie czuję niedosytu, myślę, że główni bohaterowie spokojnie zaspokoili mój głód - przynajmniej w tym punkcie. 

  Co może najlepiej wpływać na rozwój akcji? Zdrady. To jest coś, co lubię - i dostałam to. Ciekawe były też momenty, w których wkraczali Extermino. Jednak zabrakło mi tego czegoś pod koniec, co sprawiłoby, że nie umiałabym oderwać się od lektury. Owszem, było ciekawie, ale mogło być lepiej. Liczyłam na jakiś emocjonujący koniec, a dostałam może połowę tego, czego oczekiwałam. Gdy pojawiła się Violet zaczęłam też tracić wątek, nie wiem, czy to przez to, że czytałam do późna, czy przez nieco chaotyczny styl, jednak udało się szybko z powrotem wkręcić w akcję. Brakowało mi dreszczyku emocji, który pojawiał się często w pierwszej części i na który tak bardzo liczyłam... 

  Podsumowując, książka do słabych nie należy, ale słabsza jest od poprzedniczki. Niemniej podobała mi się, szybko się ją czytało, a czas, jaki z nią spędziłam, nie jest zmarnowany. Myślę, że 7/10 jest adekwatną oceną. 

|Kolacja z wampirem|Jesienna Róża|t.III (?)|


wtorek, 25 listopada 2014

#137 "Kolacja z wampirem"

Tytuł: Kolacja z wampirem.
Oryginalny tytuł: Dinner with a vampire.
Seria: Mroczna bohaterka
Autor: Abigail Gibbs
Wydawnictwo: Muza S.A.
Ilość stron: 560

  Violet Lee jest świadkiem masakry - na Trafalgar Square z zimną krwią zabitych zostaje 30 mężczyzn. Pech chce, że mordercy ją zauważają. Dziewczyna zostaje uprowadzona do luksusowej posiadłości, należącej do, jak się okazuje, istot nie z tego świata. Ponadto, istnieje przepowiednia, której Violet zdaje się być częścią. Dziewczyna będzie musiała podjąć decyzje, których nikt nie powinien nigdy musieć podejmować.



  "Angielska odpowiedź na amerykańską sagę Zmierzch" - napisano na Lubimy Czytać. Jednych to zachęci, innych zniechęci, jednak fakt, że przed wydaniem książka miała ponad 17 milionów odsłon w internecie o czymś świadczy. Po książkę sięgnęłam i ja, i choć fenomenem bym jej nie nazwała, to przeżyłam miłe chwile czytając tę książkę.

  Główna bohaterka jest zadziorna, ma charakterek taki, jaki lubię. To samo Kaspar - niebezpieczny, ciekawy, wielowarstwowy. Na początku wydaje się odpychający, ale wczytując się w książkę poznajemy jego inne oblicza. Ogólnie bohaterów jest dość dużo, wielu do końca nie kojarzyłam, jednak najważniejsi wyróżniali się spośród reszty.

  Przeżyłam, czytając tę książkę, chwile grozy, romansu, atmosfera była napięta, tajemnicza. Bardzo długo nie wiedziałam do końca co Mroczna bohaterka z nazwy serii ma do historii, o której czytałam. Gdy jednak mogłam się już tego domyślić wcale nie straciłam zainteresowania lekturą - wręcz przeciwnie. Wciąż pojawiały się nowe, ciekawe (choć pewnie tylko ze strony czytelnika) sytuacje. 
  Uwielbiam mocne napięcie w książkach i, choć nie spodziewałam się tego, takie tu otrzymałam. Bałam się cukierkowej miłości, ale udało się autorce tego, na szczęście, uniknąć. 

  Widać, że autorka miała pomysł na powieść, jednak rzuciło mi w oczy coś, co prawda niewielkiego, ale co nieco obniżyło moją ocenę książki. Przez dłuższy moment sądziłam, że Violet pakuje się w miłosny trójkącik. Poza tym wypowiedzi bohaterów brzmiały jak dla mnie jakoś tak... nienaturalnie? Często się to nie zdarzało, ale miały one jakiś taki zbyt oficjalny ton, choć teoretycznie takie nie były. Tak samo postawa głównej bohaterki w kilku sytuacjach, np. zbyt cięty język w sytuacjach, kiedy, w moim odczuciu,  w prawdziwym życiu po prostu nie byłaby zdolna się nawet odezwać. Nie wiem też, czy to przez moją nieuwagę nie wiem, o co chodziło w Ad Infinitum, jednak jak dla mnie nie miało ta "uroczystość" zbyt wielkiego sensu...

  Powieść nie jest taka, jak poprzednie książki o wampirach, jakie czytałam. Jest naprawdę ciekawa, dobrze, szybko się ją czyta. Myślę, że warto po nią sięgnąć, jeśli się lubi takie klimaty. Moja ocena: 7.5/10


piątek, 21 listopada 2014

Wymiana książek - co o tym myślicie?

Tak mnie jakoś naszło na refleksję nad wymianą książek. Przez pół roku wymieniałam się z różnymi ludźmi bez jakiegokolwiek problemu, najgorsze co się mogło zdarzyć to opóźnienie 1-2 dniowe w wysyłce, a nowe-używane książki są chlubą mojej półki. Ale tak naprawdę nie wiadomo, z kim się wymieniamy. Jest to ryzyko, choć często nie stawiamy na szali więcej niż 30-35 złotych, to zawsze są to jakieś pieniądze. Jestem jednak teraz w sytuacji, w której książka do mnie dotrzeć nie może już od tygodnia, choć "wymiennik" zarzeka się, że ją wysłał. Numeru przesyłki niet, pomimo próśb. Może spotka mnie miłe zaskoczenie i książka jednak dotrze, jednak moje nadzieje na to coraz bardziej się kurczą - wszystko wskazuje na oszusta... Co w takiej sytuacji zrobić? Chyba czekać z nadzieją na cud, że czyjeś sumienie poruszą nieustające wiadomości z żądaniem numeru/książki/czegokolwiek. Przykre jednak jest to, że ludzie mogą chcieć oszukiwać w ten sposób. 

Uf.. Wy...pisałam się, teraz kolej na Was. Macie jakieś doświadczenia z wymianą książkami? Czekam na dyskusję :)  


środa, 12 listopada 2014

Językowo: English Matters wyd. specjalne nr 12/2015 + English Matters nr 49/2014


1) English Matters nr 49/2014 (po lewej) 

  Okładka chyba mówi sama za siebie i wiadomo już, kto jest ważnym elementem tego numeru, mylę się? Tak - to "Sherlock", czyli Benedict Cumberbatch. Jemu, oraz jego bohaterowi, zostało poświęconych kilka ładnych stron. I to jakich ciekawych - to głównie one sprawiły, że w końcu się zabrałam za serial i... Nie, o tym może innym razem. Jest to naprawdę godny uwagi artykuł. Ba! nawet dwa! 

  Pozosatając przy filmach - vlogi stają się coraz bardziej popularne. EM przedstawia kilka najciekawszych przykładów. Nawet jeśli ktoś nie interesuje się zbytnio tą formą aktywności w sieci, ten artykuł może go w pełni usatysfakcjonować.
  
  Znalazło się w tym numerze coś, co uwielbiam, a mianowicie słówka - nie byle jakie i nie chodzi mi o słowniczki! Wiadomo, że Szekspir czy Dickens byli wielkimi pisarzami. Co jest może nieco mniej znanym faktem: oni jako pierwsi używali pewnych słów w swoich dziełach. Ten artykuł jest właśnie o neologizmach, które przeszły do naszego języka dzięki literaturze Szekspira czy Dickensa właśnie, ale również Tolkiena czy Carrolla. 

  To moja pierwsza trójka ulubionych artykułów. Co jeszcze można tu znaleźć? Dla fascynatów podróży: wycieczka do Pekinu. Dla zainteresowanych polityką, w szerokim tego słowa znaczeniu - co nieco o emeryturach w Wielkiej Brytanii. Pojawiły się również wskazówki przydatne w przypadku anglojęzycznych rozmów telefonicznych, a także co nieco o ćwiczeniach. 

  Dodano ciekawe rzeczy, np "buzzword", "grammar alert" czy "vocab trainer", czyli wstawki, które pomagają zrozumieć tekst czy też wyjaśniają trudniejsze zagadnienie - przyznam, że jest to przydatne. 


  2) English Matters wydanie specjalne 12/2015 FOR MEN ONLY

  Ten numer jest w dwóch wersjach - dla kobiet i dla mężczyzn. Dziwnym trafem dostałam wersję "męską", ale cóż - można spróbować zerknąć na świat oczami płci przeciwnej. 

  Pierwszy artykuł jest o wszystkim znanym Billu Gatesie, a właściwie jego mieszkaniu. Napisany jest ciekawie, ale mimo wszystko nie jest to tematyka, która by mnie szczególnie interesowała. 

  O czym możemy przeczytać następnie? Przez żołądek do serca - zazwyczaj mogą to chyba usłyszeć kobiety, gdyż to raczej one więcej czasu spędzają w kuchni (ach, to moje stereotypowe myślenie... :)). Artykuł ten ma pomóc mniej pełnosprytnym w kuchni mężczyznom uwieść kobietę przez potrawy. Również niesie pomoc w sprawach bardziej intymnych - pojawiła się lista afrodyzjaków.  

  Kim jest Hugh Hefner czy Bob Guccione? Z pewnością nie są to nazwiska, które mogłyby się kojarzyć dobrze i grzecznie. Dlaczego? O tym przeczytać można w kolejnym artykule, o dość niegrzecznej tematyce. 

  Kalendarz Pirelli - każdy słyszał, każdy wie? Nawet jeśli tak, to artykuł ten jest naprawdę ciekawy i przykuł moją uwagę, nie oszukujmy się, jako jeden z nielicznych w tym numerze...

  Z ciekawych rzeczy wymienić można również listę książek dla mężczyzn - bardzo zróżnicowana, myślę że i ja chwyciłabym się za co najmniej kilka z nich. 

  Dla kobiet ten numer może nie należeć do najlepszych, no ale popatrzmy na odbiorcę docelowego. Jeśli trafi w ręce panów, to myślę, że może on ich naprawdę zaciekawić. 


środa, 29 października 2014

#136 "Grobowiec z ciszy"


Tytuł: Grobowiec z ciszy
Oryginalny tytuł: I tystnaden begravd
Seria:
Autor: Tove Alsterdal
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 496
Wysokość: 3 cm

  Dawna gwiazda sportu Lars-Erkki Svanberg, mieszkający w Kivikangas, zostaje zamordowany w tajemniczych okolicznościach.
  Katrine, na codzień mieszkająca w Londynie, wraca do Sztokholmu by zająć się chorą matką. W trakcie krótkiego pobytu w rodzinnym domu zauważa stertę rachunków i propozycję kupna domu, o którym nigdy nie słyszała. Dziwna jest również cena, jaką za niego oferują - niespodziewanie wysoka, jak na zaniedbany dom, właściwie pośrodku niczego. Zaintrygowana kobieta jedzie do Kivikangas, miejsca, w którym urodziła się jej matka, i zaczyna poszukiwania prawdy o swojej rodzinie. 

  Mój opis książki chyba nie jest zbyt spójny. Widzę to, ale nic nie mogę poradzić. Dlaczego? Otóż obie sprawy, zabójstwo i poszukiwania prawdy przez Katrine, występowały w książce i zasłużyły na wzmiankę. Jednak miałam wrażenie, że to morderstwo jest jedynie na doczepkę, choć z początkowych stron wydawałoby się, że jest to główny wątek książki. Nie jest. Miałam wrażenie, że było to zepchnięte na dalszy plan, podczas gdy skupiono się na więzach rodzinnych głównej bohaterki. 

  Jako iż jest to kryminał, to oczekiwałam jakiejś dużej tajemnicy, której odkrycie zmieniłoby moje spojrzenie na świat, lub co najmniej zaskoczyło mnie. Niestety, w tej książce takiej nie znalazłam. Miałam nadzieję, że będzie jakieś niebezpieczeństwo, zawikłane sytuacje czy jakiekolwiek momenty przyprawiające o szybsze bicie serca w trakcie dochodzenia do sprawcy zabójstwa, a tu... Nic! Zabójstwo zostało tak odsunięte, że nawet nie zwróciłam uwagi na rozwiązanie.
  Początek powieści dał mi nadzieję na ciekawą lekturę, jednak akcja okazała się dość monotonna, nie działo się w niej nic, co by przytrzymało mnie przy niej na dłużej, toteż przeczytanie jej zajęło mi więcej czasu, niż przewidziałam. 

  Bohaterowie zostali wykreowani jednak w miarę dobrze. Są oni różnorodni i wielowarstwowi. Ciekawą postacią był Michaił Lebiediew, który skradł moje serce nie tylko dlatego, że ma rosyjsko brzmiące imię. Był wyrazisty, tajemniczy i... niebezpieczny. Uwielbiam takie charaktery (oczywiście tylko w książkach). 

  Język jest na dobrym poziomie, choć nie najwyższym - myślę, że to również przez niego nie można było zatracić się w powieści w stu procentach. 

  Nie wiem, czy mogę polecić tę książkę. Jest ona dość przeciętna, ale może znajdą się i fani tej powieści. Ja się do nich niestety nie zaliczam. Moja ocena: 4.5/10 


środa, 22 października 2014

Wspierajmy polskich autorów - pomoc dla Aleksandry Zimnik

Wiadomo, że polscy autorzy nie mają łatwego życia - ciężko jest się przebić, znaleźć wydawnictwo chętne wydać książkę nieznanej jeszcze osoby. A jednak, zdarza się, że szczęście się do kogoś uśmiecha - tym razem szansę otrzymała Aleksandra Zimnik. Wydaniem jej powieści zainteresowało się pewne wydawnicto, ale... no właśnie, ale. By doszło do wydania książki autorka musi znaleźć kogoś, kto dofinansuje projekt. Debiutantka wzięła udział w projekcie PolakPotrafi.pl i zbiera pieniądze na spełnienie marzenia ( http://polakpotrafi.pl/projekt/sudaz ). Zwracam się więc w jej imieniu z prośbą do Was: pomóżcie, oczywiście w miarę możliwości, tej młodej pisarce. Aby projekt został dofinansowany, musi ona uzbierać 6000 zł. Na chwilę obecną ma ona około 1/4 tej sumy. Oczywiście, jeśli się nie uda, pieniądze powrócą na konta darczyńców. Do końca pozostało tylko 31 dni. Liczy się każda złotówka. 

Ale tak w ciemno wpłacać pieniądze? Na stronie PolakPotrafi (wyżej) można zapoznać się z fragmentami powieści. A o czym ona jest? Oto co pisze o niej sama autorka:

„Sudaz” jest książką fantastyczno-przygodową przełamującą schematy i bazującą na postaciach całkiem nowych w literaturze. Dzięki podróży, w jaką zaangażuje się główna bohaterka, czytelnik będzie mógł poznać takie istoty, jak: birater, Excogitator czy swetorianie. Dowie się również, z jakimi skutkami ubocznymi związane są zabiegi kwinthibernacji czy askuriacji. Odwiedzi takie miejsca, jak: Dossabra, Grota Smoka, Instartus czy Sudor. Przygody Laury, Nadii i Igora sprawią, że czytelnik będzie mógł choć na chwilę zapomnieć o rzeczywistości i przenieść się w magiczny świat Gravidosu. 

A kim jest sama autorka? Oto co pisze o sobie:

Aleksandra Zimnik (ur. 08.01.1990 r. w Myszkowie), absolwentka Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach na wydziale filologicznym. Kobieta o wielu zainteresowaniach, wielu pasjach, która była m.in. przedsiębiorcą, stażystką w TVP Katowice, copywriterem, specjalistką ds. marketingu i mediów społecznościowych. Ponadto wolontariusz udzielający się w takich akcjach dobroczynnych, jak Szlachetna Paczka stowarzyszenia Wiosna. Zaczytana w fantastyce, thrillerach i kryminałach. Zakochana w Islandii. Szczęśliwa żona i właścicielka dwóch kotów.


wtorek, 14 października 2014

#135 "Złośliwa trzynastka"

Tytuł: Złośliwa trzynastka
Oryginalny tytuł: Lean Mean Thirteen
Seria: Stephanie Plum
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 368
Wysokość: 2.9 cm

  Pierwsze (i jak na razie jedyne) małżeństwo Stephanie skończyło się po 15 minutach. Plum żyła z nadzieją, że nigdy już nie będzie musiała oglądać swojego eks na oczy. Praca z Komandosem sprawia jednak, że jej pobożne życzenie nie może się spełnić. Pech chce, że Dickie Orr znika niedługo po gwałtownej wizycie eksmałżonki, przez co ta zostaje główną podejrzaną, a jego wspólników znajdują martwych. Tymczasem Śliweczka odkrywa, o co toczy się gra i że to ona ma klucz. Pytanie tylko, czym on jest?

  Janet Evanovich jest amerykańską pisarką powieści kryminalno-sensacyjnych. Jej seria o przygodach Stephanie Plum cieszy się dużą sławą. Autorka wydała łącznie 21 tytułów z tej serii. W Polsce ukazało się dotychczas ich 13, z czego ostatni właśnie Wam prezentuję. 

  Nie będę ukrywać, że nie jest to jedna z najlepszych części tej serii, lecz i do najgorszych bym jej nie zaliczyła. Książka ma dużo plusów, ale i bez złych stron się nie obeszło. Zacznę może jednak od pozytywów.

  Zdecydowanie mocną stroną powieści są bohaterowie: Stephanie, Morelli, Lula i moja ulubienica, babcia Mazurowa. Są oni świetnie wykreowani, bardzo charakterystyczni, nie do podrobienia. Wszyscy tryskają humorem, choć przyznam, że nie aż tak bardzo, jak w kilku poprzednich częściach. 

  Jakoś bardzo przypadło mi do gustu to, że gdy zdarzają się sytuacje, można by powiedzieć dramatyczne czy szokujące, dla bohaterki jest to już normalnością. Ktoś podłożył bombę? Poluje na mnie psychopata? Czym tu się przejmować? Być może nie jest to naturalne, ale autorka opisuje te sytuacje tak, że często są one komiczne w swojej dramatyczności. 

  Sama akcja jest dość ciekawa, ale nuda, niestety, też się raz na jakiś czas wkradła. Wydaje mi się, że w porównaniu do poprzednich dzieł z tej serii, ta nie jest aż tak porywająca, jak na to liczyłam. Poza tym wydaje mi się, że dostrzegam schematyczność w tych książkach: niemal za każdym razem jest nieco pościgów za NS-ami, odrobina romansu, bomby różnego rodzaju, kasacja samochodu też choć raz musi się pojawić, a do tego dochodzą psychopaci/gangsterzy chcący czegoś od głównej bohaterki. Jednak pomimo tego książka mocno wciąga i ciężko jest się od niej oderwać na dłuższą chwilę.

  Zdaje się, że humor to ważny element tej serii. Niestety, nie otrzymałam go w tak dużej dawce, jak na to liczyłam, choć, na szczęście, nie zabrakło go całkowicie i były momenty, w których się uśmiałam. 
  To samo mogę powiedzieć, jeśli chodzi o napięcie w książce - liczyłam na coś więcej, ale w ostateczności mi wystarczy. 

  Według mnie ta książka jest warta przeczytania, aczkolwiek jeśli chcielibyście zacząć przygodę ze Śliweczką, to polecam Wam poprzednie części. Nie odradzam jednak przeczytania tego tomu - myślę, że wielu osobom może się on mimo wszystko spodobać. 6/10


środa, 1 października 2014

#134 "Złoty most"

Tytuł: Złoty Most
Oryginalny tytuł: Die goldene Brücke
Seria: Poza czasem
Autor: Eva Voller
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 439
Wysokość: 2.9 cm

  Sebastiano i Anna wracają z misji w czasie i mają nadzieję na trochę spokoju. Dziewczyna wraca do Frankfurtu i jest nieświadoma tego, iż jej chłopak ma poważne problemy - utknął w XVI-wiecznym Paryżu. Anna bez wahania rusza w podróż, by jak najszybciej sprowadzić go z powrotem, lecz on... nie chce! Sebastiano stracił pamięć, stał się muszkieterem kardynała Richelieu, a jego cele wyraźnie różnią się od tych, które ma przed sobą Anna i przyjaciele królowej. 


  Opinie dotyczące tej książki bywały różne - jedni chwalili, inni ostro krytykowali. Jako że nie lubię pozostawiać rozpoczętych serii zdecydowałam się sama sprawdzić, jak to jest z tą książką i muszę powiedzieć, że nie jestem zawiedziona, choć, przyznam, w pełni usatysfakcjonowana również nie. Dlaczego? Czytajcie dalej. 

niedziela, 21 września 2014

#133 "Partials. Częściowcy"

Tytuł: Partials. Częściowcy. 
Oryginalny tytuł: Partials
Seria: Partials
Autor: Dan Wells 
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 480
Wysokość: 3 cm

Wojna z Częściowcami uwolniła groźny wirus, przez co rasa ludzka wymiera. Noworodki umierają zaraz po narodzinach. 99% ludności zniknęła z powierzchni Ziemi. 
Kira, młoda medyczka, ma dość wszechobecnej śmierci i za wszelką cenę usiłuje odnaleźć antybiotyk na RM. By to osiągnąć jest zmuszona przeprowadzić badania na największych wrogach, Częściowcach. Rząd nie jest zadowolony, wojna wisi w powietrzu, bunt jest tylko kwestią czasu. Kira staje się wrogiem publicznym numer 1, ale ważne jest tylko jedno: uratowanie ludzkości. 

  Brzmi nieco heroicznie? Być może i takie jest. Co nie zmienia faktu, że książka jest świetna. Tak, to co czytacie można zaliczyć chyba do hymnów pochwalnych. Jeśli chcecie wiedzieć, co takiego cudownego znalazłam między stronami tej powieści, czytajcie dalej. 

  Postapokaliptycznych książek jest mnóstwo na naszym rynku wydawniczym. Mało która może jednak się równać z tą. Bohaterowie, a głównie Kira, są bardzo dojrzali jak na swój wiek - główna postać ma tylko 16 lat, czego w życiu bym nie powiedziała po jej zachowaniu. Nie przeszkadzało mi to jednak, a wręcz pomagało zrozumieć, jak zła jest sytuacja, skoro losy ludzkości zależą od tak młodych osób. 
  Każda postać jest bardzo naturalna, każda jest inna. Co prawda zachowują się dość heroicznie, ale w dopuszczalnym stopniu, nie jest to jeszcze irytujące. 
  Ciekawym, o ile nie najciekawszym, bohaterem okazał się Częściowiec - do samego końca nie mogłam poznać jego zamiarów, jego zachowanie zmieniało się całkowicie, a co najlepsze, zawsze było to logicznie wyjaśnione i nie powodowało sprzeczności, co czasami niestety się zdarza. 

  Do teraz rozmyślam nad akcją. Co prawda początek zapowiadał się nieco nudno (i jest to jedyny, niewielki minus książki), ale ta rozkręciła się tak, że nie sposób było oderwać się od niej. Ciągły ruch, ciągłe starcia, walki o życie, swoje a zarazem całej ludzkości, sprawiały, że znajdowałam się nie w ciepłym łóżku, a na nieosłoniętym terenie wraz z bohaterami, wyczekując strzału oznajmiającego "koniec gry" dla siebie i innych. Dosłownie. 
  Książka jest wypełniona po brzegi nieustannym napięciem, zdradami, niepewnością, sprzecznymi uczuciami, przyjaźnią. Nie sposób opisać, co czułam czytając - to trzeba samemu przeżyć. 

  Pokochałam tę powieść. Nie mam nic więcej do powiedzenia, po prostu idźcie do księgarni/biblioteki/obcego człowieka, który akurat czyta tę książkę przy Was, weźcie ją do ręki i czytajcie! 10/10

P.S. Wie ktoś, czy w Polsce wydadzą kontynuację? Bo coś chyba się nie zapowiada :(


czwartek, 11 września 2014

Językowo: English Matters wyd. specjalne 9/2014 + English Matters nr 48/2014

1) English Matters wydanie specjalne:

  Numer ten jest w 100% poświęcony modzie i jej pochodnym. Poruszone zostały chyba wszystkie możliwe zagadnienia dotyczące właśnie tego tematu. Poczytać możemy o centrum świata mody, czyli Mediolanie, a także o historii jednego z najbardziej znanych i renomowanych domów mody - a mianowicie chodzi o Louis Voitton. Najbardziej mi odpowiadającym artykułem jest chyba ten dotyczący mody wiktoriańskiej. Jest on jednym z ciekawszych w tym numerze.

  Skoro mówimy o modzie, to nie może zabraknąć informacji na temat największych projektantów, prawda? Toteż możemy poczytać trochę o takich osobistościach jak Alexander McQueen, Vivienne Westwood czy Stella McCartney. Szczególnie spodobał mi się fragment poświęcony temu pierwszemu, ale cóż... McQueen jest (a właściwie był) moim idolem, jeśli chodzi o modę, więc nie mogło być inaczej.

  Wart uwagi jest również wywiad z Teresą VanHatten-Granath - kobietą, od której wyszła inicjatywa tworzenia eko-toreb z rzeczy, które normalnie byśmy wyrzucili. Jest również ciekawy konkurs związany z tym właśnie!

  Dużo by jeszcze wymieniać ciekawych artykułów, podałam Wam te najlepsze, według mnie, kąski w tym numerze. Jak zwykle można douczyć się nieco słówek dzięki słowniczkom, a także osłuchać się z językiem przez nagrania.
  Dla ciekawskich pełny spis treści poniżej, a wszystkim mogę polecić ten numer, jest on naprawdę wart uwagi.


2) English Matters nr 48/2014

  To jest coś, co lubię! Artykuły z tego numeru wyjątkowo mi przypadły do gustu! Wydanie rozpoczyna "This & that", w którym znaleźć można nieco gramatycznych zagadnień na wesoło. Fanki (i fani) Bruno Marsa będą zadowolone, gdyż ich idolowi poświęconych zostało kilka stron, z których można dowiedzieć się wielu ciekawych informacji o wokaliście. Również na podstawie jednej z jego piosenek została przeprowadzona "lekcja", czyli wytłumaczone zostały pewne zawiłości i niejasności językowe. 
   
  Następnie mamy coś dla rozrzutnych - czyli artykuł o tym, jak nauczyć się oszczędzać. No, ale jak tu trzymać pieniądze, skoro jest tyle różnych butów, których nie ma jeszcze w szafie? Właśnie butom, a dokładniej szpilkom, poświęcono kilka kolejnych stron - materiał obowiązkowy dla kobiet i dziewczyn! 
  
  Z materiałów, które jeszcze naprawdę mocno mi się spodobały, wymienić mogę artykuł o, jakże by inaczej, książkach, choć może nie dosłownie - przeprowadzony został wywiad z ekspertką od powieści Jane Austen. 

  Nie brakuje tu również czegoś o sporcie. Tym razem na tapecie jest... Zumba! Jedna z nielicznych hmm... Dyscyplin (jak to doniośle brzmi...), które toleruję, a nawet bardzo lubię. 

  Oprócz wymienionych tu artykułów znajdzie się coś dla lubiących podróże, a mianowicie czeka ich papierowa wycieczka do Bath. 

  Jak już pisałam, numer bardzo przypadł mi do gustu. Jest ciekawy, zróżnicowany i niezwykle przyjemnie się go czyta. Naprawdę, szczerze polecam!





poniedziałek, 8 września 2014

#132 "Wybrani"

Tytuł: Wybrani
Oryginalny tytuł: Night School
Seria: Nocna Szkoła
Autor: C.J. Daugherty
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 440
Wysokość: 3.2 cm

  Zaginięcie brata Allie załamuje ją. Dziewczyna odreagowuje robiąc nielegalne rzeczy. Jednak gdy po raz kolejny zostaje aresztowana, jej rodzice podejmują decyzję: jedzie ona do prywatnej szkoły z internatem, Akademii Cimmeria. Obowiązują w niej dziwne zasady, a większość uczniów to dzieci bogatych i wpływowych ludzi. Allie powoli dostosowuje się do nowego trybu życia, gdy nagle dochodzi do zabójstwa jednej z uczennic - wychodzi wtedy na jaw ciemna strona szkoły. Dziewczyna chce poznać sekret szkoły i dowiedzieć się prawdy o sobie.

  Był czas, że ta książka na wielu blogach była wychwalana pod niebiosa. Teraz jej sława chyba trochę przygasła, toteż ja zdecydowałam się w końcu po nią sięgnąć - ot, żeby nikt o niej nie zapomniał. Rozpoczęłam lekturę i... przepadłam. 

  Bardzo realistycznie i ciekawie zostali ukazani bohaterowie książki. Nikt nie jest tym, na kogo wygląda, pierwsze, a nawet czasem i kolejne wrażenia są mylne, nie ma komu zaufać. Spodobało mi się to - niczego nie mogłam być w stu procentach pewna, wręcz mogłam podejrzewać, że za moment ktoś wywinie jakiś numer, przez co całkiem zmienię o nim zdanie. 
  Główna bohaterka nie została ukazana jako bezradna dziewczynka bojąca się podjęcia decyzji - jest wręcz przeciwnie. Mimo iż wydawało się na początku, że jest skazana na wybieranie pomiędzy dwoma adoratorami, to autorce zgrabnie udało się wywinąć wszechobecnemu schematowi trójkątów miłosnych. Allie to postać dobrze zarysowana, ciekawa i niezwykle barwna. Na początku zdawała się być nieco rozpieszczoną, zbuntowaną nastolatką, ale, jak już pisałam, tu nic nie jest takie, jak się wydaje.  
  
  Akcja wciąga od pierwszych stron. Z każdą kolejną rodzi się coraz więcej tajemnic, co wciąż budziło moją ciekawość. Do samego końca nie można być niczego pewnym, a ilość pytań cały czas rośnie. Autorka wie, jak sprawić, by czytelnik nie rzucił książki w kąt. Tempo akcji może nie jest zbyt szybkie, aczkolwiek nie przeszkadza to w czytaniu. 

  Pani Daugherty miała świetny pomysł z Nocną Szkołą, cała otoczka wokół tego, samo wymyślenie tej instytucji było genialne. Nie potrafię znaleźć żadnej słabej strony tej książki. Jestem pod wrażeniem. Muszę jak najszybciej zdobyć kolejną część, ponieważ mimo iż skończyłam książkę, nie wszystkie sekrety zostały rozwiązane, a ciekawość zjada mnie od środka. 
Moja ocena: 10/10


środa, 3 września 2014

#131 "Balet romantyczny w grafice"

Tytuł: Balet romantyczny w grafice
Oryginalny tytuł: -
Seria: -
Autor: Jan Stanisław Witkiewicz
Wydawnictwo: Iskry
Ilość stron: 183

  To nie będzie zwyczajna recenzja, bo i książka do takowych nie należy. Jest to bowiem album z (głównie) XIX-wiecznymi grafikami - tak jak wskazuje tytuł przedstawiają one wybrane sceny i tancerzy baletowych. Cena mnie powaliła na kolana, czekałam zrezygnowana na jakąś promocję i bingo! Allegro ratuje życie, przez co mogę teraz o tym cudeńku pisać!

  Album ten zawiera 126 grafik, przedstawiających zarówno fragmenty całych scenerii, poprzez same tancerki i tancerzy na scenie - bez żadnych elementów scenografii, kończąc na portretach niektórych artystów pojawiających się na grafikach.

  Autor, Jan Stanisław Witkiewicz, jest krytykiem baletowym i muzycznym, publicystą, fotografem oraz kuratorem. Jest autorem wielu publikacji, które pojawiły się zarówno w Polsce jak i za granicą.

  Obrazki są przepiękne, naprawdę miło się każdy z nich ogląda. Również każdy z nich ma informację, kto się na nim znajduje i jaką sztukę ilustruje. Również na tyle można znaleźć indeks, w którym pojawiają się najważniejsze informacje o nich. 

  Całość jest czytelna, przejrzysta - jedna grafika na stronę, wygląda bardzo estetycznie. Wielkość książki mnie pozytywnie zaskoczyła, ponieważ spodziewałam się, że będzie w zbliżonym rozmiarze do "zwykłych" książek, a otrzymałam album wielkości takowych dwóch - może nie jest to zbyt poręczne, ale dzięki temu grafiki nie są malutkie i można je dokładnie podziwiać. 

  Jeśli ktoś interesuje się sztuką, historią tańca, czy też kostiumami (czyt. jest moją bratnią duszą), jest to publikacja odpowiednia dla niego. Pozostawiam ją bez oceny, aczkolwiek wiedzcie, że jestem bardzo usatysfakcjonowana!

Wykorzystane tu przykłady grafik pochodzą ze strony zwierciadlo.pl.





piątek, 29 sierpnia 2014

Wyprzedaż książek!!!


Sprzedaję książki na allegro, może ktoś się skusi? :) Jest kilka czytanych raz, kilka zupełnie nowych, wszystkie w stanie niemal idealnym bądź idealnym właśnie! Zachęcam do kupna!
Link: http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=33643746

Posiadam również dość dużo starych (jak dla mnie) książek, jeśli ktoś byłby zainteresowany, mogę podesłać listę tytułów. 

środa, 27 sierpnia 2014

#130 "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"

Tytuł: Dziewczyna w czerwonej pelerynie
Oryginalny tytuł: Red riding hood
Seria: -
Autor: Sarah Blakley-Cartwright
Wydawnictwo: Galeria książki
Ilość stron: 368
Wysokość: 2.2 cm

  Siostra Valerie była "tą lepszą" - ładniejsza, z większą gracją, łagodnością. Ale to ona zginęła. Cztery uderzenia dzwonu oznajmiają, że Wilk złamał pakt i znów zaatakował. Przerażeni wieśniacy, chcąc się pozbyć potwora, ściągają pogromcę wilkołaków. Okazuje się, że zabójca może być wśród nich. 
  Podczas świętowania dochodzi do ataku - wtedy też Valerie odkrywa, że potrafi się porozumiewać z Wilkiem. Mówi on, że jeśli dziewczyna nie podporządkuje się jego woli, wszyscy, których kocha, zginą.
  
  Jak tylko dostałam w końcu tę książkę, od razu rozpoczęłam lekturę. Jako małe dziecko kochałam baśnie i bajki, szczególnie te, które opowiadała mi babcia. "Czerwony kapturek" był jednym z częstszych opowiadań, które słyszałam. Ucieszyłam się, że w nieco starszym wieku nie muszę rezygnować z przyjemności, której mi ona dostarczała - bowiem, jak może już się domyśliliście, "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" jest nieco bardziej rozbudowaną i odrobinę zmienioną wersją tej baśni. 

  Pozytywne wrażenie wywarli na mnie główni bohaterowie, dość mocno zarysowani, nie każdego można było od razu rozszyfrować. Jednak relacja między Valerie a dwójką adoratorów (tak, znów...) Peterem i Henrym bardzo przypominała mi "Zmierzchową" miłość. Na szczęście autorka ograniczyła się do minimum w rozważaniach głównej bohaterki na temat odpowiedniego towarzysza życia, a więcej uwagi poświęciła samej akcji. Mam jednak zastrzeżenia, jeśli chodzi o postaci drugoplanowe. Nie były one chyba aż tak dobrze wykreowane, ponieważ praktycznie do samego końca myliło mi się, która dziewczyna była kim, a co zrobił ten mężczyzna, a co inny.

  Akcja, jak wspominałam, jest oparta na "Czerwonym kapturku", ale ta wersja jest zdecydowanie bardziej... mroczna? Chyba tak mogę to określić. Niemniej taki klimat bardzo mi odpowiadał. Plusem jest to, że utrzymywał się praktycznie przez całą powieść. Tempo wydarzeń jest odpowiednie, przyspiesza w odpowiednich momentach. Wydarzenia przez większość czasu trzymają w napięciu. 
  Do samego końca nie umiałam odgadnąć, kto jest wilkołakiem, podejrzewałam chyba... każdego. Oprócz tej właściwej osoby. Nie wiem, jak to się udało autorce, ale rzuciła cień niepewności na na niemal każdego bohatera i mieszała w głowie do ostatnich stron - dosłownie. Zakończenie również przypadło mi do gustu - nie było to ciastko z kremem polane lukrem obtoczone w cukrze, a takowego się trochę obawiałam. 

  Tym razem rzuciło mi się w oczy przeskakiwanie z myśli jednego bohatera do drugiego - pewnie w wielu książkach zastosowano ten zabieg, ale tylko tu go zauważyłam. Było to świetne posunięcie, między innymi chyba dzięki temu udało się do końca utrzymać mnie w niepewności. 

  Język autorki jest łatwy w odbiorze, ale nie jest infantylny. Książkę się pochłania jednym tchem, wciąga od pierwszych stron. Mogę polecić ją z czystym sumieniem! 8/10


piątek, 22 sierpnia 2014

#129 "Jestem numerem cztery"

Tytuł: Jestem numerem cztery
Oryginalny tytuł: I am number four 
Seria: Dziedzictwa Lorien
Autor: Pittacus Lore
Wydawnictwo: G+J
Ilość stron: 320
Wysokość: 2 cm

  Po zniszczeniu Lorien z planety zdołało uciec dziewiętnaście osób. Wylądowali na Ziemi, jako najbliższej planecie zdatnej do życia. Rozproszyli się po świecie pilnując, by się nie spotkać - inaczej czar rzucony na nich przestałby działać. Przez to właśnie zaklęcie uciekinierzy mogą być zabici jedynie w kolejności swoich numerów. John jest numerem cztery. Przyszła na niego kolej. 
  Chłopak wraz ze swoim przyszywanym ojcem wciąż przenoszą się z miejsca na miejsce uciekając przed niebezpieczeństwem. Trafiają do Paradise w Ohio. John poznaje miłość, przyjaźń, ale nie może zapomnieć, że nadal nie jest tu bezpieczny. 

  Pittacus Lore to pseudonim duetu: Jamesa Frey'a i Jobie'go Hughesa. W 2010 roku powstała pierwsza część serii o Lorieńczykach, kontynuowana przez kolejne cztery. Najnowsza ma mieć premierę na dniach. 

  Autorzy wykreowali całkiem niezłych bohaterów, choć do ideałów im nieco brakuje. Najbardziej do gustu przypadła mi postać drugoplanowa: Sam. Chłopak był nieco zdziwaczały, jak mógłby go ktoś określić w prawdziwym życiu. Ot, taki kujonek z obsesją na punkcie kosmitów. Jest to postać, która najbardziej się wyróżniała. Cała reszta, z Johnem włącznie, nie była w żaden sposób wyjątkowa (oczywiście nie mówię biorę pod uwagę mocy głównego bohatera). Bardzo podobne postaci można spotkać w wielu książkach. 

  Zaskoczył mnie bardzo szybki rozwój uczucia między Johnem a Sarą -to działo się aż w zbyt szybkim tempie. Było to wręcz nienaturalne. Jednak akcja sama w sobie była całkiem ciekawa. Nie było momentu, w którym bym się nudziła, a na sam koniec otrzymałam napięcie, szybkie tempo i odrobinę wzruszenia - czyli idealnie. 

  Nie mam nic do zarzucenia językowi autorów  - myślę, że jest odpowiedni dla nastoletnich czytelników. Książkę przeczytałam bardzo szybko, całkowicie dałam się pochłonąć wydarzeniom. 

  Powieść nie jest może wybitna, ale myślę, że warto ją przeczytać, choćby dla rozluźnienia. Moja ocena to 6.5/10


sobota, 16 sierpnia 2014

#128 "Elita"

Tytuł: Elita
Oryginalny tytuł: The Elite
Seria: Rywalki t.2
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 328
Wysokość: 2.5 cm

  Z 35 dziewcząt przybyłych do pałacu pozostało 6. Wśród nich znalazła się również America. Między nią a Maxonem rodzi się uczucie, lecz Ami ma wątpliwości - nie potrafi zapomnieć o Aspenie, swojej dawnej miłości. Obaj o nią walczą, ona do obu coś czuje. America musi jednak w końcu dokonać wyboru.

  Tak. I to tyle. Nic więcej w książce się nie dzieje. No, ale zacznę od pozytywów. Powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Rozdziały mają idealną długość, a język jest bardzo przystępny dla nastoletnich czytelniczek. A, no i oczywiście okładka - tak jak wszystkie z tej serii jest niezwykle przyjemna dla oka.

  Teraz trochę więcej narzekania. W książce nie dzieje się praktycznie nic. Raz na jakiś czas zdarzył się atak rebeliantów, ale oczywiście pałacowe schrony, spełniły swą funkcję, przez co nie dostałam swojej dziennej dawki napięcia. Autorka całkowicie skupiła się na uczuciach Ami, a te przez większość książki w ogóle się nie zmieniały - po prostu dziewczyna raz chciała być z Aspenem, raz z Maxonem, zmieniała zdanie szybciej niż Elena z "Pamiętników wampirów" (kto czytał lub oglądał, ten wie). Do tego dziewczyna, gdy znajdowała się w otoczeniu kogokolwiek, wyłączając króla i Maxona, przedstawiana była jako osoba cudowna, właściwie bez wad, dobroduszna - kojarzyła mi się z Kopciuszkiem: biedna, dobra dziewczynka nagle dostała wielką szansę na życie w pałacu. Ciągłe zwracanie się do niej przez służbę per "panienko" na dłuższą metę również było bardzo irytujące.

  Nie oszczędzę też samego księcia, ideału niemal każdej dziewczyny w Illei. Chłopak co rusz mówił, jak to bardzo kocha Americę, a chwilę później czytam, że znajduje się w ramionach innej. Tłumaczenie? Żyję w stresie. No proszę Was...

  Jak już wspominałam, akcja nie zachwyca. Ciągle czekałam na jakiś zwrot akcji, na coś ekscytującego, a otrzymałam jedynie głupotę i rozterki głównej bohaterki. 

  Być może już to wywnioskowaliście, ale napiszę to: książka jest do bani. Gratuluję autorce, że udało jej się zniszczyć tak obiecującą serię. Żałuję pieniędzy wydanych na tę pozycję (a często się to nie zdarza...), a Wam radzę, jeśli już koniecznie musicie się z nią zapoznać, wypożyczyć ją z biblioteki. Moja ocena to 2/10 - tylko za okładkę. 


wtorek, 12 sierpnia 2014

#127 "Ostatni dzień lata"

Tytuł: Ostatni dzień lata 
Oryginalny tytuł: Labor Day
Seria: -
Autor: Joyce Maynard
Wydawnictwo: Muza S.A.
Ilość stron: 304
Wysokość: 2 cm

  13-letni Henry jest samotnikiem, jego najczęstszym towarzystwem jest mama, nieco rozchwiana emocjonalnie. Oboje wychodzą z domu tylko, jeśli koniecznie muszą, a ich spiżarnia przypomina schron, dzięki ogromnej ilości puszkowanego jedzenia. Nadszedł jednak dzień, w którym zwykłe zakupy dość niezwykle się kończą - obcy, ranny mężczyzna prosi o podwiezienie w zamian za trochę prac domowych. Od tamtego momentu życie Adele i Henry'ego zmienia się całkowicie, a dwie zagubione dusze znajdują w końcu siebie nawzajem.

  Joyce Maynard to amerykańska pisarka, znana głównie dzięki wielu esejom oraz bestsellerowym powieściom czy książkom o wychowywaniu dzieci i rodzinie. Uznanie zdobyła również dzięki dziełu "At home in the world", w którym opisuje swój związek z J.D. Salingerem.

  Pierwsza połowa książki nie była specjalnie pociągająca - mimo, iż gdybym komuś opowiadała, może wydałaby się ciekawa, aczkolwiek przez język, którym została napisana, przyjmowałam treść bez "przemielenia" jej. Ot, przeczytałam, zapomniałam. Nastrój, jaki wytworzyła pani Maynard, zdawał się być tak bardzo sielankowy, że nawet to, czego dowiedziałam się na temat mężczyzny, Franka, nie zmieniło mojego nastawienia. Jednak druga połowa - to już zupełnie inna bajka. Nie czytało się jej już tak beznamiętnie, w końcu wkręciłam się w akcję. Poczułam w końcu uczucia wylewające się spomiędzy kartek - naprawdę, ogromną ich ilość.

  Nie jestem ekspertem w sprawie dojrzewania chłopców, ale... Czy oni w wieku 13 lat naprawdę tak dużo myślą o seksie? Co prawda, na początku, autorka napisała, że to dzięki swoim synom potrafiła zrozumieć, co też dzieje się w umyśle młodego człowieka, aczkolwiek wydawało mi się, że zbyt dużo uwagi przywiązano, może nie do stosunku samego w sobie, co myślenia o nim i samego wspominania o tymże akcie. 

  Coś, co mi się spodobało, to matka Henry'ego, Adele. Przez całą powieść zachodzą w tej kobiecie zmiany - najpierw subtelne, lecz pod koniec ta kobieta jest zupełnie inną osobą. Frank również okazał się być całkiem ciekawym człowiekiem. Autorka w interesujący sposób ukazała jego historię, nie od razu odkrywając wszystkie karty. Z drugiej strony, poznawanie przeszłości bohaterów odbywało się za pomocą retrospekcji - często nieoczekiwanie, przez co zdarzało mi się zgubić wątek, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że najczęstsze powroty do przeszłości były w tej "nudniejszej" części. 

  Reasumując, myślę, że książka ma wady, ale i zalety. Na pewno jest wartościową powieścią, a przy tym nieco wzruszającą. Dzieła tego typu trzeba lubić, toteż nie poleciłabym go każdemu, ale pasjonat takich powieści będzie mógł się nią spokojnie rozkoszować. Moja ocena to 6/10.



P.S Na podstawie książki powstał film - jestem w trakcie i już mogę powiedzieć, że to kawał dobrej roboty. 

czwartek, 7 sierpnia 2014

#126 "Michael Vey. Bunt"

Tytuł: Michael Vey. Bunt
Oryginalny tytuł: Michael Vey. Rise of the Elgen.
Seria: Michael Vey
Autor: Richard Paul Evans
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 392 
Wysokość: 2.3 cm


  Korporacja Elgen, w wyniku eksperymentu, stworzyła elektryczne dzieci. Michael wraz z przyjaciółmi są poszukiwani i nie ma dla nich bezpiecznego miejsca. Jakby tego było mało, matka chłopca została porwana przez wrogą organizację. Elektroklan nie ma jednak zamiaru siedzieć cicho - z pomocą tajemniczych dobroczyńców udaje im się wyruszyć w podróż, by odnaleźć matkę Veya, a przy okazji pokrzyżować nieco szyki Elgenowi.




  Richard Paul Evans, amerykański pisarz, autor bestsellerowych książek. Cztery z nich doczekały się ekranizacji. Seria o Michaelu Veyu to jego pierwsza seria science-fiction, a zarazem pierwsza seria skierowana dla nastoletnich czytelników. Autor założył organizację charytatywną "The Christmas Box House International" na rzecz zaniedbanych i wykorzystywanych dzieci.

  Jak sam tytuł wskazuje, głównym bohaterem jest Michael Vey - nastoletni elektryczny chłopak. Jego przyjaciele również posiadają elektryczne moce - od likwidowania bólu, poprzez czytanie w myślach, aż do rzucania piorunami. Wszyscy bohaterowie są młodzi, mają około 15 lat. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ czytając miałam wrażenie, że czasem zachowują się jak dorośli. Do tego kojarzyli mi się z wszechmocnymi superbohaterami komiksów. Jeśli jednak pominąć tę kwestię, to okaże się, że są oni dobrze wykreowani. Podobało mi się też to, jak przedstawiono ich przyjaźń - nie przesadzona, bez zbędnych ozdobników, a mimo to wyraźna. 

  Powieść jest podzielona na kilka części. Większość jest przedstawiona oczami Michaela, ale jedna jest poświęcona doktorowi Hatchowi - jednemu ze złych charakterów. Część ta była niezbędna, żeby akcja mogła dalej się toczyć, aczkolwiek była to zdecydowanie najnudniejsza część książki. Będąc na jej etapie marzyłam o tym, żeby w końcu się skończyła. Szczęśliwie, większą część powieści zajmują ucieczki, gonitwy, walki - wszystko to, co ciekawe. Od książki nie mogłam się oderwać, kończyłam dopiero gdy mój mózg przestawał pracować (mimo, że oczy dalej by czytały) - raz była to 4 nad ranem. Pod koniec, mimo iż wierzyłam, że wszystko będzie dobrze, dostałam dużą dawkę napięcia - to lubię!

  Język jest prosty, dostosowany do nastoletniej grupy czytelników, a do infantylności mu na szczęście daleko. Jak już wspominałam, od książki nie można się oderwać, a czyta się ją w błyskawicznym tempie. 
Moja ocena: 8/10