sobota, 31 sierpnia 2013

Recenzja #57 "Księga labiryntu"

Tytuł: Księga labiryntu
Oryginalny tytuł: Liberinto
Autor: Carlo Frabetti
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ilość stron: 192

Księga Labiryntu jest pełna zasadzek i fałszywych dróg, które wydają się słuszne. W tej książce to ty decydujesz o losach bohaterów. Dobrze się więc zastanów, bo określasz też swoją przyszłość. Postanawiając, co powinien uczynić sprawiedliwy król czy królewna szukająca męża, dowiesz się wiele o samym sobie. A poza tym... nie przejmuj się, jeśli zamienisz się w żółwia! 
Czy masz odwagę wejść do środka?





  Byłam pewna, że ta książka to opowiadanie, w którym sami decydujemy o losie głównych bohaterów. W pewnym sensie miałam rację. Dlaczego tylko w pewnym? Otóż głównymi bohaterami jesteśmy my. W tej książce mamy wybór dotyczący tego, jak chcemy postąpić, dostajemy rady od napotkanych stworzeń, jak i polecenia od hmm... narratora? Dzięki naszej wyobraźni stajemy się (a przynajmniej takie jest założenie, wszystko inne zależy od czytającego: czy się przykłada do tego, czy nie) zającem, czy żółwiem, polegamy przez cały czas na własnej intuicji. 

  Na samym początku mamy ostrzeżenie. Czego ono dotyczy? Mówi nam, że czytając tę książkę ryzykujemy mimo, że fizycznie nie ucierpimy. Co więc jest tak ryzykowne? Ano to, że nasz umysł może się zgubić w labiryncie naszych rozterek, słabości czy sprzeczności. Cóż, ja wyszłam z tego cało, przez co możecie teraz czytać te moje wypociny :) Na pewno nie można jej sobie ot tak przeczytać, na nią trzeba poświęcić trochę czasu, mieć w zanadrzu ołówek, kartkę, ew. kalkulator (dla tych całkiem ciemnych z matmy), przypomnieć sobie ile to mamy zębów, czy pomyśleć nad kodem, którym napisany został jeden z rozdziałów. 

  Historia, w której bierzemy udział, może nie jest bardzo porywająca, aczkolwiek ma jakiś morał, jest kilka mądrych cytatów, które dobrze by było wziąć sobie do serca. Oprócz tego, jeśli nasz wybór był zły, to mieliśmy pokazane dlaczego dalszą częścią historii, w której dopadały nas konsekwencje. 
  Bycie głównym bohaterem sprawia oraz niektóre polecenia wystawiają naszą wyobraźnię na próbę, czasem każą się zastanowić nad sobą lub samym zadaniem. 

  Może się domyślacie, a może nie, ale mimo, że powinnam czytać tylko to, gdzie zostałam pokierowana, to nie umiałam się oprzeć pokusie. Co najmniej do połowy czytałam wszystko, ale po pewnym czasie zbyt się zaplątałam, więc będę czytać jeszcze raz, tym razem już od deski do deski :D

  Napisanie takiej książki to nie lada zadanie, autor na pewno nie mógł jej napisać sobie ot tak, żeby wszystko się zgadzało, wszystkie strony, nawet słowa, czy wersy. Książka, mimo, że nie jest długa (szczególnie, że czyta się ją wybiórczo), bardzo wciąga. Spędziłam z nią niedługie, ale przyjemne chwile. Polecam każdemu, komu się chce porozwiązywać trochę zagadek, czy ma trochę czasu :)


piątek, 30 sierpnia 2013

Recenzja #56 "Jesienna miłość"

Tytuł: Jesienna miłość
Oryginalny tytuł: A walk to remember
Autor: Nicholas Sparks
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 208

Jest rok 1958. Beztroski siedemnastolatek, Landon Carter, rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej w Beauford w Karolinie Północnej. Jego ojciec kongresman pragnie, by syn zrobił karierę - tymczasem Landon, podobnie jak reszta klasy, nie zaczął jeszcze zastanawiać się, co zrobić z dorosłym życiem. Jedynie Jamie Sullivan, cicha, spokojna dziewczyna, opiekująca się owdowiałym ojcem, pastorem, jest inna. Nie rozstaje się z Biblią, nie chodzi na prywatki, a dzień bez dobrego uczynku uważa za stracony. Tymczasem zbliża się doroczny bal. Nie mając akurat dziewczyny, Landon w odruchu desperacji zaprasza Jamie, na którą nikt dotąd nie zwrócił uwagi. Znajomość nie kończy się na balu. Wykpiwany przez kolegów chłopak początkowo unika Jamie, wkrótce jednak ich kontakty przeradzają się w przyjaźń, a potem głęboką miłość. Landon odkrywa prawdziwy sens życia - piękno natury, radość, jaką sprawia pomaganie innym, ból po utracie najbliższej osoby... 

  Za dzieła pana Sparksa chciałam się zabrać od dłuższego czasu. Gdy w końcu znalazłam jego książkę na półce w bibliotece nie patrzyłam nawet na tytuł, tylko ją wzięłam. Nie wiedziałam, że aż tak mnie wciągnie.

  Bohaterowie książki, Jamie i Landon, to para nastolatków z dwóch różnych światów. Jamie to pobożna córka pastora, która nie rozstaje się ze swoją Biblią, ubiera się w plisowane spódnice i grzeczne sweterki. W szkole nie ma przyjaciół, uważana jest za nieco dziwną. Wydaje się, że we wszystkim jest w stanie znaleźć pozytywną stronę, sprawia wrażenie takiej zbyt optymistycznej osoby, z tym, że ona swoje pozytywne myślenie zawdzięcza głębokiej wierze. Landon natomiast to dość lubiany chłopak, który nie stroni od żartów z dziewczyny czy jej ojca. Gdyby nie był zmuszony do zaproszenia Jamie na bal pewnie nigdy by tego nie zrobił. Nie wiedział, że to właśnie w tym momencie jego życie zacznie się zmieniać. Z takiego hmm... Łobuza staje się zupełnie inną osobą. Pan Sparks bardzo dobrze wykreował główne postaci. Może się wydawać, że to jest częsty motyw: dwa światy i romans między głównymi bohaterami, jednak mimo wszystko nie można zarzucić tutaj powielania szablonu. Przemiana głównego bohatera jest widoczna, aczkolwiek nie następuje tak od razu. Świetnie widać odczucia, jakie towarzyszą Landonowi, na początku wstyd, że musi się pokazywać z Jamie, następnie niejakie zrozumienie jej perspektywy, z jakiej patrzy na świat, frustrację, gdy poznaje jej sekret. Bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani, nie są płascy, a w dodatku czytając mogłam sobie z łatwością wyobrazić ich w prawdziwym świecie.

  Pamiętam, że gdy oglądałam film (daawno temu, a w dodatku tylko połowę), to płakałam przy końcu jak bóbr. Nie lubię tego w sobie, że ryczę strasznie często, i obawiałam się, że w na książce będę również płakać. Stety bądź niestety, zależy jak na to patrzeć, przy czytaniu oczy jedynie mi zwilgotniały, może popłynęła jedna czy dwie łzy, ale nic więcej. Nie oznacza to jednak, że sama historia wzruszająca nie była. Mimo, że motyw jest może dość popularny, to nie czytałam wielu takich książek. Wszystko zostało pięknie ubrane w słowa, czyta się z przyjemnością, nie czuje się upływu stron.

  Nie znalazłam chyba żadnej wady w tej książce. Miałam duże oczekiwania, co do tego jakże popularnego autora, i nie zawiodłam się. Z pewnością powrócę do niego jeszcze nie raz - mam jeszcze wiele do nadrobienia, jeśli chodzi o jego twórczość. A Wam mogę tylko polecić tę książkę z całego serca :) 



Konkurs okładkowy z Fabryką Słów - "Jaki tytuł nosi książka, której niedokończoną okładkę przedstawiamy?" cz. II

Kochani! Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednią odsłoną :) Będzie mi niezmiernie miło, jeśli teraz również będzie tyle, a nawet może więcej :) Proszę więc piszcie tytuł, nawet, jeśli już to zrobiliście pod poprzednim postem! Liczę na Was! Zasady jak przy poprzedniej odsłonie :)


czwartek, 29 sierpnia 2013

Konkurs okładkowy z Fabryką Słów - "Jaki tytuł nosi książka, której niedokończoną okładkę przedstawiamy?"

Kochani, wiem, wiem, namnożyło się dziś postów tego typu, ale i ja kieruję do Was prośbę o pomoc :)
Proszę o udzielanie odpowiedzi na pytanie: Jaki tytuł nosi książka, której niedokończoną okładkę widzicie poniżej?
Odpowiedzi piszcie w komentarzach :) Nagroda to pakiet książek. Jeśli uda mi się go zdobyć chętnie "odpalę" jakieś pozycje na konkurs czy rozdanie :) 




Już jutro pojawi się druga odsłona :)


P.S. Liczy się ilość prawidłowych odpowiedzi, więc proszę pisać tytuł nawet, jeśli macie się powtórzyć :) Odpowiedzi typu: To, co wyżej itp. się chyba nie zaliczają :(
P.S.2 Odpowiedzi możecie pisać dziś i jutro - czyli w sumie dwa razy każdy może dać swoją odpowiedź :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Zwiastun nowej książki "Dziewczyna w stalowym gorsecie"

Już 30 sierpnia swoją premierę będzie miała książka pt "Dziewczyna w stalowym gorsecie" pióra Kady Cross (wyd. Fabryka Słów). W związku z tym faktem chciałabym zaprezentować najnowszy zwiastun ww. pozycji opublikowany na kanale wydawnictwa :) Zapraszam do obejrzenia trailera :)

Opis wydawcy:
Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami

Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.

Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.

Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód.



Co myślicie o zwiastunie? Przeczytacie książkę?
_______________________________________________


Przypominam o ankiecie oraz o zakładce BLOGI, w której możecie zareklamować swoje blogi :)



poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Recenzja #55 "Mistrz"

Tytuł: Mistrz
Seria: Seria z tulipanem
Autor: Katarzyna Michalak 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Filia 
Ilość stron: 312 

Gdy Sonia przypadkiem znajduje się w środku porachunków gangsterskich jej życie się zmienia. Zostaje porwana przez jedną ze stron i jest przetrzymywana w luksusowej willi. Mimo, że powinna czuć nienawiść do szefa gangu, kiełkuje w niej uczucie zupełnie przeciwne nienawiści. 
  Angelika przyjmuje zlecenie - ma się wkupić w łaski Raula i zdobyć coś, na czym jej pracodawcy zależy. Jednak to zadanie okazuje się nie być tak łatwe, jak przypuszczała...


  "Mistrz" to moje drugie podejście do literatury erotycznej. Po nieszczęsnym Grey'u przyszła kolej na książkę polskiej autorki. Jak sobie poradziła nasza rodaczka? Zapraszam do przeczytania recenzji. 

  Nie przypadła mi do gustu postać Andżeliki - dziewczyna zrobiłaby karierę jako prostytutka. Kobieta nie miała oporów przed pójściem "do łóżka" z facetem, którego zobaczyła pierwszy raz na oczy. Dlaczego w cudzysłowie? Bo nawet tego łóżka nie potrzebowała... Bardzo pewna siebie, czasem nawet trochę za bardzo, momentami sprawiała wrażenie pustej. Niemniej możliwe, że takie było zamierzenie autorki, więc się nie czepiam. 
  Sonia to całkowite przeciwieństwo Andżeliki. Delikatna, raczej spokojna, wciąż dziewica, do tego bardzo uparta. Trochę mi się chciało śmiać z niej, gdy zdecydowała się na coś w stylu strajku i nie wychodziła z pokoju, równocześnie nikogo do niego nie wpuszczając. Zdecydowanie polubiłam ją bardziej niż Andżelikę, ale i ona nie zyskała dużo mojej sympatii. Najbardziej polubiłam Pawła - najlepszego przyjaciela Raula. Na pewno można o nim powiedzieć jedno: był niezwykle lojalny. Dla Raula był w stanie znieść wiele, czego dowód mamy podany w powieści na tacy. Do tego jak na gangstera był dość... Nie wiem... Łagodnie nastawiony? Jakoś nie pasował mi na takiego faceta... 
  Momentami miałam wrażenie, że Raul ma takie rozterki miłosne, jak słynny Edward ze "Zmierzchu" - "kocham Cię, ale jestem niebezpieczny, więc trzymaj się ode mnie z daleka". Jednak tutaj motyw tych wahań był zupełnie inny, na pewno ten mężczyzna nie okazał się dziwnym stworem nie z tego świata, a wszystko wynikało z roboty, za którą się wziął. 
  Może bohaterowie nie byli jacyś wybitni, aczkolwiek nie mam raczej nic autorce do zarzucenia, jeśli chodzi o ich kreację. Na wszelkie niewielkie niedociągnięcia jestem w stanie przymknąć oko. 

  Po przeczytaniu Grey'a bałam się, że akcja w erotykach opiera się głównie na "zgodzić się, czy nie? Kocha mnie, czy jestem tylko zabawką?". Całe szczęście, że pani Michalak wyprowadziła mnie z błędu... Akcja w tej książce nieprawdopodobnie wciąga! Nie umiałam się po prostu oderwać od tekstu. Co prawda może była przewidywalna, momentami nawet bardzo, ale jakoś nie przeszkadzało mi to. Mimo, że w trakcie powieści można było się domyśleć wielu spraw przed ich rozwiązaniem, to zakończenie mnie zaskoczyło. Przy końcówce dowiedziałam się czegoś, czego bym nigdy nie brała pod uwagę. Dynamiczny punkt kulminacyjny również się znalazł. Nie umiałam uwierzyć w to, co zrobiła autorka tej biednej Sonii i miałam nadzieję, że jakoś to jeszcze odkręci - wiadomo, nadzieja umiera ostatnia. 
  
  Raczej oczywiste jest to, kto z kim będzie, nie wiadomo tylko kiedy w końcu to się stanie. Sceny łóżkowe zdarzały się (no w końcu to erotyk, ale zdziwienie :)), aczkolwiek język, którego autorka używała przy ich opisywaniu nie raził, jak to czasem bywa, nie był wulgarny. 
Cała powieść napisana jest przystępnym, prostym językiem. 

  Mimo wad książka jest naprawdę wciągająca, czyta się ją miło i szybko. Na pewno sięgnę po inne książki tej autorki, ponieważ to pierwsze spotkanie z nią wyszło całkiem nieźle. 


sobota, 24 sierpnia 2013

Recenzja #54 "Jutro, kiedy zaczęła się wojna"

Tytuł: Jutro, kiedy zaczęła się wojna
Oryginalny tytuł: Tomorrow, when the war began 
Seria: Jutro
Autor: John Marsden
Wydawnictwo: Znak Litera Nova
Ilość stron: 270 

Nie ma już żadnych zasad. 
Mam na imię Ellie. Kilka dni temu wybraliśmy się w siedem osób na wyprawę do samego Piekła. Tak nazywa się niedostępne miejsce w górach. Wycieczka była próbą naszej przyjaźni. Niektórych z nas połączyło nawet coś więcej. Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Ale to był powrót do piekła. Znaleźliśmy martwe zwierzęta, a nasi rodzice i wszyscy mieszkańcy miasta zniknęli.
Okazało się, że naszego świata już nie ma.
Że nie ma już żadnych zasad.
A jutro musimy stworzyć własne.


  Zachęcona wielką ilością pozytywnych recenzji nie mogłam się doczekać otwarcia tej książki. A ile musiałam się za nią nabiegać po bibliotekach... Eh... Czy było warto? Czytajcie dalej.

  Wyobraźcie sobie, że wyjeżdżacie z paczką przyjaciół na biwak do miejsca, gdzie mało kto się zapuszcza. Gdy po paru dniach wracacie,  zastajecie puste domy, martwe zwierzęta, brak prądu, niedziałające telefony. Nie wiecie, co się stało, gdzie są wszyscy, dlaczego zostawili zwierzęta na pastwę losu, nie zostawili Wam żadnej wiadomości. Wkrótce dowiadujecie się, że zostaliście zaatakowani przez wrogie wojska, a Wy jesteście jednymi z nielicznych, którym udało się uniknąć uprowadzenia. Właśnie to przydarzyło się grupce przyjaciół, o której jest książka. 

  Bohaterowie to grupa nastolatków -  Ellie, Robyn, Homer (którego najbardziej polubiłam :)), Lee, Kevin, Chris, Corrie i Fi.  Każdy z nich jest inny, ale się dopełniają. Nie wiedzieć czemu cały czas myślałam o Ellie jak o delikatnej dziewczynce - tak naprawdę jest przeciwieństwem takiej osoby. To chyba przez to imię... Mimo, że możemy dostrzec różnice pomiędzy charakterami poszczególnych bohaterów, to autor nie zrobił nic poza tym. Widać, że są odważni, a już na pewno nie są głupi. Widać ich inteligencję w ich działaniach, choć szczęście też ma tu coś do powiedzenia.
  Nie mogę narzekać na złe wykreowanie bohaterów, ale można by poznać ich nieco lepiej.  Niemniej wiem, ile ta seria ma tomów, więc mam nadzieję, że w kolejnych książkach będziemy mieć do tego okazję.

  Pierwsze rozdziały książki były nieco nudne, trochę się ciągnęły, ale niedługo zaczęło się robić ciekawie. Ukrywanie się przed żołnierzami, usiłowanie przeżycia w miarę bez szwanku, to naprawdę wciągało. Mimo wszystko wydaje mi się, że można by wycisnąć z tej książki coś więcej, czegoś mi brakło, choć nie jestem w stanie nazwać tego po imieniu... Jednak jak na pierwszy tom serii wypadł całkiem dobrze. Po prostu jest tu trochę niedokończonych spraw, niepewności, widać, że jest to dopiero początek przygód. Kolejne tomy zapowiadają się obiecująco po takim wprowadzeniu w temat. 
  Zabrakło mi napięcia oraz takiego porządnego momentu kulminacyjnego, ale dużą nadzieję wiążę z kolejnymi częściami.
  Brak napięcia rekompensował wątek miłosny - może trochę nawet zanadto. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez przytulanek w takiej grupie, aczkolwiek to, co zastałam przerosło moje oczekiwania. Dostałam dawkę miłosnych rozterek Ellie, nieco podchodów Homera do jednej z dziewczyn, trochę obściskiwania... Szczerze mówiąc mam wrażenie, że to właśnie wątek miłosny był najmocniej rozbudowany. 

  Język, którym została napisana książka jest prosty i zrozumiały, co sprawia, że książkę czyta się łatwo i bardzo szybko. Tu nie mam raczej nic do zarzucenia autorowi.
 Nie wiem czemu, ale brnąc przez pierwsze rozdziały na myśl przyszła mi seria GONE - tak właściwie nic nie łączy tych cykli, oprócz tego, że na moment nie ma w książce dorosłych. 

  Czy dostałam to czego oczekiwałam? Nie do końca. Czy sięgnę po kolejne tomy? Zapowiadają się nieźle, więc czemu nie? Mam nadzieję, że wypadną lepiej. Chyba trochę zjechałam tę pozycję, ale mimo minusów, których się namnożyło, warto jest przeczytać tę książkę. Czytało mi się naprawdę przyjemnie i myślę, że po tym wprowadzeniu w akcję prawdziwa jazda zacznie się w kolejnych częściach. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Filmowo #1 "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy. Morze Potworów"

Tytuł: Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy. Morze Potworów
Oryginalny tytuł: Percy Jackson and the Olympians. Sea of Monsters 
Reżyseria: Thor Freudhental
Scenariusz: Marc Guggenheim
Czas trwania: 106 min.
Premiera: 16.08.2013 (Polska), 7.08.2013 (Świat)
Obsada:
Logan Lerman - Percy Jackson
Alexandra Daddario - Annabeth Chase
Douglas Smith - Tyson
Leven Lambin - Clarisse La Rue
Brandon T. Jackson - Grover Underwood
Jake Abel - Luke Castellan
Anthony Head - Chiron

Druga część ekranizacji serii o Percym Jacksonie. Bariera chroniąca obóz rozpada się. Sosna zapewniająca bezpieczeństwo umiera. Jedyne bezpieczne miejsce dla półbogów przestaje być azylem. Percy, Grover, Annabeth, Tyson i Clarisse wyruszają w niebezpieczną podróż po Złote Runo - jedyną rzecz mogącą ocalić ostoję herosów.

  Po obejrzeniu pierwszej części wiedziałam mniej więcej na co się nastawiać - na pewno nie na porządną adaptację książki. Film potraktowałam jak coś zupełnie osobnego i praktycznie nie powiązanego z książkami. Dobrze zrobiłam, bo bez odpowiedniego nastawienia krzyczałabym w trakcie seansu rzeczy w stylu "To nie było tak!", czy "Tego nie było!" itd. Jednak gdy odseparowałam wspomnienia z książki mogłam w końcu cieszyć się filmem. Tak więc już na początku przestrzegam - jeśli chcieliście zobaczyć tę ekranizację z nadzieją na trzymanie się faktów, możecie się rozczarować. 

  Na plus produkcji działa humor, którego było dość dużo. Oczywiście Grover był chyba głównym prowodyrem zabawnych dialogów, choć nie tylko. Mmm... SPOJLER, RÓWNIEŻ KSIĄŻKOWY (zaznacz tekst by przeczytać) Uwielbiam moment gdy Grover pokazał się w sukience u cyklopa :D Szkoda tylko, że tu był pokojówką, a nie panną młodą (o ile dobrze pamiętam z książki - czytałam ją jakiś czas temu, a pamięć jest zawodna, jak coś to mnie poprawcie). KONIEC SPOILERA 
Również Tyson był bohaterem, z którego się można było pośmiać. Mimo, że małym dzieckiem nie był, to czasem sprawiał takie wrażenie. Oprócz tego mogę powiedzieć, że był uroczy - to jedno oko działa na jego korzyść :)

  Według mnie obsada została dobrana całkiem nieźle - jeśli chodzi o Logana Lermana, to lubię tego aktora z innych filmów, a tu też mnie nie zawiódł. Całą resztę aktorów mogę oceniać tylko na podstawie ekranizacji Percy'ego i uważam, że się spisali. Choć przy pierwszej części nie byłam do końca zadowolona z aktorki dobranej do roli Annabeth, to tutaj mnie przekonała do siebie. Może nie w 100%, ale zawsze jest postęp. 

  Nie oglądam wielu filmów, szczególnie takich, gdzie potrzeba wielu efektów specjalnych, ale (jak na moje niewielkie doświadczenie) wydaje mi się, że nie można narzekać na te w "Morzu Potworów". Byk, hipokamp, czy prezentowanie mocy głównego bohatera wyszły całkiem nieźle. Co więcej - powiem, że w hipokampie się zakochałam *.* 
  Tak szczerze mówiąc, z ręką na sercu, najbardziej spodobał mi się początek filmu. Nie chodzi mi o rozpoczęcie akcji, tylko o początkowe napisy. Byłam na wersji 3D, a śmigając w oceanie, pomiędzy wodorostami, poczułam, jakby ekran mnie wciągał. Rzadko doświadczam takiego uczucia, szkoda, że towarzyszyło mi ono tylko w trakcie napisów...

  Jest jeden wielki minus polskiej wersji - dubbing. Nie znoszę dubbingu. Nie trawię go tak samo jak lektora. Jestem uparta i jak oglądam film, muszą być napisy. Jak nie ma, to się poświęcam i oglądam w oryginale (chyba że nie jest on po angielsku). Dla mnie właśnie to jest największym minusem całego filmu. No, może oprócz odejścia od książki, ale o tym już chyba wiecie. 

  Czasem, kiedy wyjdę z sali kinowej, mogę myśleć tylko o obejrzanym filmie. Po wyjściu z tego seansu myślałam chyba o wszystkim, tylko nie o nim. Podobał mi się, ale jakby to niezbyt ładnie ujęła moja przyjaciółka "szału nie ma, d*py nie urywa". Bo taka prawda. Z czystym sercem mogę powiedzieć: przeczytajcie książkę, jest o niebo lepsza. 

+ zwiastun





środa, 21 sierpnia 2013

Zabawy blogowe

Ostatnio trochę się nazbierało nominacji do różnych zabaw blogowych. Niektóre sięgają początku sierpnia, ale chyba nie obrazicie się, że dopiero teraz biorę w nich udział? Brak czasu robi swoje, co widać też w ilości recenzji w tym miesiącu... 

Jeszcze na początek, w razie gdybyście nie dotarli do końca - zapraszam do udziału w ankiecie w pasku bocznym i do zajrzenia do zakładki BLOGI - tam możecie się zareklamować i mieć pewność, że Was odwiedzę :) A, no i od teraz możecie polubić mnie na FB - w pasku bocznym :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Recenzja #53 "Sekta zabójców"

Tytuł: Sekta zabójców
Oryginalny tytuł: La setta degli assassini 
Seria: Wojny świata wynurzonego
Autor: Licia Troisi 
Wydawnictwo: Videograf II 
Ilość stron: 461 

 Pierwszy tom trylogii o losach młodej wojowniczki Dubhe, która ma uratować świat Wynurzony przed Gildią Sektą zabójców. Dziewczynka, gdy miała osiem lat, w trakcie zabawy przypadkowo zabiła swojego kolegę, przez co została wyrzucona z rodzinnej wsi. Przetrwać pomógł jej wtedy tajemniczy Sarnek, dawny najemnik Sekty, od którego nauczyła się fachu. Po jego śmierci Dubhe, jako dojrzała wojowniczka i zwinna złodziejka, przyciągnęła uwagę Gildii. Sekta uważa ją za Dziecko śmierci, istotę ludzką z wrodzonym talentem do zabijania, i nakłada na nią klątwę, która ma zamienić ją w niewolnicę, gotową zabijać na zawołanie. Czy dzielnej wojowniczce uda się umknąć członkom morderczej Gildii? Czy uratuje Wynurzony świata?

  "Sekta zabójców" to moje drugie spotkanie z autorką. Po przeczytaniu "Marzenia Talithy" poprzeczkę stawiałam wysoko. Byłam pewna, że wzięłam się za debiut pani Troisi, ale okazało się, że ta książka jest początkiem jej drugiej serii. 

  Jak na razie nie miałam z autorką dużej styczności, ale już można zauważyć, że potrafi ona świetnie kreować bohaterów. Dubhe, główna bohaterka, jest złodziejką. To dla niej jedyny sposób na przeżycie. Jej przeszłość można bez obaw nazwać mroczną - już jako dziewczynka zabiła, co prawda przez przypadek, ale mimo to Gildia usiłuje ją zwerbować do swoich zastępów. Dubhe jest dość naturalną postacią - nie jest przesadnie odważna, bohaterska, ale nie jest znów tchórzliwa czy samolubna - wszystkiego ma po trochu w odpowiednich proporcjach. To samo tyczy się Lonerina, postaci, którą poznajemy chyba najlepiej, zaraz po dziewczynie i jej Mistrzu. Każdy bohater jest wyrazisty, może nie ma ich dużo, ale za to każdy z nich jest świetnie wykreowany. 

  W powieści wydarzenia aktualne poprzetykane są historiami z dawnego życia Dubhe. Dzięki temu poznajemy jej przeszłość, dowiadujemy się, czemu żyje tak, a nie inaczej, poznajemy Mistrza oraz dowiadujemy się szczegółów, które mogą być istotne dla teraźniejszości. Rozdziały, w których cofamy się w czasie, są podpisane, dzięki czemu nie jesteśmy zdezorientowani. Chyba to właśnie przeszłość Dubhe była moją ulubioną częścią książki.

  Moje chyba jedyne zastrzeżenie jest przy akcji, która momentami mnie lekko nudziła. Czasem miałam również problem z wciągnięciem się w książkę. Niemniej ogólnie większych zastrzeżeń nie mam, gdyż jak już udało mi się wkręcić, to nie umiałam się uwolnić, a kartki przewracałam wręcz nieświadoma swoich ruchów. Jedyne, czego mi zabrakło to taki porządny punkt kulminacyjny, przy którym obgryzałabym paznokcie śledząc tekst. 
Raczej nie zauważyłam przewidywalności w tej książce, również na zakończeniu się nie rozczarowałam. 
  Jak można się domyślać po nazwie serii, miejscem akcji jest Świat wynurzony, aczkolwiek czytając o nim na myśl przychodzi mi średniowiecze... Mimo, iż nie mam zastrzeżeń do jego kreacji, to brakło mi tego czegoś w całości. 

  Wątek miłosny w książce praktycznie nie istnieje - czym są trzy strony w miłości w porównaniu do całości? Bo gdyby zebrać razem momenty z uczuciem zebrałoby się tyle, a może nawet mniej. Pojedyncze pocałunki zdarzające się raz na pół książki jednak nie działają na niekorzyść powieści, przynajmniej jeśli chodzi o mój gust - lubię, gdy na pierwszym planie jest akcja, a wszystkie miłostki są zepchnięte dalej. 

  Podsumowując: książka mi się bardzo podobała, choć były również gorsze momenty. Nie rzutują one jednak na całość i na pewno sięgnę po kontynuację. 

____________________________________________
TROCHĘ OGŁOSZEŃ
1. Po prawej stronie możecie zobaczyć ankietę - proszę o odpowiedzi, gdyż to od Was zależy, czy zorganizuję konkurs, czy rozdanie :)
2. Ponieważ nie zawsze mogę wejść na blogi komentujących stworzyłam nową zakładkę - BLOGI. Jeśli zostawicie tam swój adres możecie być pewni, że wejdę, skomentuję i zaobserwuję. Po więcej informacji zapraszam do zakładki :)
3. Skoro już jestem przy zakładkach - pojawiła się również jedna o nazwie "Wymiana" - zachęcam do zajrzenia :) 


sobota, 17 sierpnia 2013

Recenzja #52 "Sprzedana. Moja historia"

Tytuł: Sprzedana. Moja historia
Oryginalny tytuł: Trafficked
Autor: Sophie Hayes
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 320
Moja ocena: 10/10
  Ukochany zaprosił ją do Włoch. Tam zmusił ją do prostytucji.
Seks 30 razy na dobę przez 7 dni w tygodniu…
- Właśnie po to tu jesteś – powiedział wyraźnie, jakby tłumaczył coś dziecku opóźnionemu w rozwoju. – Żeby pomóc mi spłacić ten dług. Znajdę ci miejsce do pracy – na ulicy. Chyba każdy chętnie by się tak poświęcił dla kogoś, kogo kocha.
Sophie miała dwadzieścia cztery lata, kiedy pojechała do Włoch odwiedzić chłopaka – swojego dobrego przyjaciela. Spędzili razem romantyczny weekend i Sophie uwierzyła, że to miłość jej życia.
Ale kiedy powiedziała, że musi wracać do Anglii, wszystko się zmieniło. Uroczy i troskliwy Kas pokazał swoją prawdziwą twarz: brutalną i cyniczną. I poinformował ją, że będzie dla niego pracowała. Na ulicy…
Pierwszej nocy miała dziesięciu klientów. Potem „pracowała” bez przerwy, siedem dni w tygodniu, po trzydzieści razy dziennie. Jeśli nie dość zarobiła, była okrutnie karana. Nie mogła uciec; Kas zapowiedział, że jeśli to zrobi, zabije jej młodszych braci. Wiedziała, że nie żartuje...
Wykorzystywana, gwałcona, bita i poniżana Sophie spędziła sześć miesięcy w piekle.
Ale znalazła siłę, by wyrwać się z zaklętego kręgu strachu i przemocy.
Musiało jednak minąć kolejnych pięć lat, żeby przestała oglądać się przez ramię, poczuła się bezpieczna i opowiedziała o tym, co przeżyła – żeby żadna dziewczyna nie powtórzyła jej losu współczesnej niewolnicy.

  Pierwsza myśl, która nasunęła mi się po skończeniu książki brzmiała: "Cholera, znowu płaczę!". Kolejna: "Jak można być takim [niecenzuralne słówko określające Kasa]?". Nie spodziewałam się, że ta książka tak na mnie wpłynie...

  Gdyby taka główna bohaterka wystąpiła w którejś z książek, które dotychczas przeczytałam, powiedziałabym, że jest strasznie naiwna i sama stwarza sobie problemy. Co więc sprawiło, że nie uznałam Sophie za taką właśnie dziewczynę? Cała otoczka - to, jak Kas ją traktował, groźby, ciągłe mieszanie w głowie dziewczyny, wszechobecny strach przed gniewem chłopaka, można by tak wymieniać w nieskończoność. To się w głowie nie mieści, jakie pranie mózgu jej zrobił. 
Pytanie: Co byście zrobiły na miejscu Sophie, gdyby Wasz [haha] pan wyjechał na kilka dni i zostawił bez jakiegokolwiek nadzoru, uświadamiając Wam jedynie, że nie warto uciekać, bo i tak Was znajdzie, a przy okazji ucierpi na tym Wasza rodzina? Właśnie, zazwyczaj, jeśli załóżmy oglądamy film, to nie mamy tego fragmentu zastraszania (trafiłam jedynie na jeden taki film), więc wydaje nam się, że jak natrafi się okazja, to można spróbować ucieczki. Ten przypadek nie ograniczał się tylko do zastraszania dziewczyny, to miało również związek z jej przeszłością. Nie umiem tego ogarnąć, wiem, że może ta recenzja wyjdzie bardzo chaotyczna, ale po prostu książka nadal działa na mój umysł i to wrażenie, jakie na mnie wywarła nie pozwala mi pisać składnie... W każdym bądź razie, żeby dowiedzieć się, co sprawiło, że tak się zachowuję, musicie przeczytać tę powieść...

  Książka nie wyróżnia się jakimś wspaniałym językiem, ale nie czytałam tej pozycji, by napawać się pięknym słownictwem, czy opisami zapierającymi dech w piersiach. 
To straszne, przez co ta dziewczyna przeszła, ale ta książka pokazuje, że nawet po byciu prostytutką nie z własnej woli, można odbudować swoje życie. Oczywiście Sophie miała dużo szczęścia w nieszczęściu, miała rodzinę, która zrobiłaby dla niej wszystko, na jej drodze pojawiły się osoby, które jej pomogły i z pewnością odegrały wielką rolę w jej powrocie do normalnego życia. 
  Czytając łzy same cisnęły się do oczu (tak właściwie nawet teraz, jak piszę tę recenzję, mam wilgotne oczy - pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło). Przejść przez piekło i się nie sparzyć się nie da, ale widać można oparzenia wyleczyć - to pokazuje nam autorka, która przez tę otchłań gorąca przeszła. 

  Wiem, że ta recenzja nie jest mistrzostwem, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie - po prostu jak już mówiłam, nie jestem w stanie pisać składnie w tym stanie. Do tego chyba mam książkowego kaca...


czwartek, 15 sierpnia 2013

Recenzja #51 "Niewolnica"

Tytuł: Niewolnica
Seria:
Autor: A. M. Chaudiere
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Ilość stron: 568


  "Niewolnica" to debiut naszej rodzimej pisarki Anny Chaudiere. Jak tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Autorka nieźle zaszalała - debiut i od razu ponad 550 stron... Nie powiem, stawiałam poprzeczkę wysoko. Czy autorka sprostała moim oczekiwaniom? Czytajcie dalej :)


  Arina, zniewolony mag, nie ma łatwo - jest nałożnicą Azarela. Jej pan jest sadystyczny i zaborczy. Dziewczynę wspierają przyjaciółki - Anna, człowiek, oraz Cath, wampirzyca. Arina jest całkowicie oddana Azarelowi, porzuciła nadzieję na uwolnienie się, szczególnie, że między nią a jej panem rodzi się zakazane uczucie. Jednak pewne straszne zdarzenie sprawia, że i ono nie ma szans, a przy okazji dziewczyna przypadkiem odzyskuje wolność. Trafia do Akademii Morza Deszczów. Tam poznaje Severio. 


  Na samym początku chciałabym wspomnieć o okładce. Uważam, że jest bardzo ładna, została świetnie wykonana. Urzekła mnie jako pierwsza, potem miałam nadzieję, że treść również tak bardzo mi się spodoba.

  Główna postać, Arina, jest bardzo cicha przez znaczną część książki, dość rzadko się odzywa, cierpi w samotności. Troszczy się przede wszystkim o innych. Dopiero po przyjeździe do Akademii nieco się otwiera, a i to następuje po upływie jakiegoś czasu. Pod koniec książki można zauważyć, że dziewczyna się zmieniła stała się pewniejsza, aczkolwiek pewne cechy w niej pozostały do końca. Zdecydowanie wolę "tę drugą" Arinę.
  Najbardziej polubiłam Yanniego, pierwszego przyjaciela Ariny, choć stosunkowo rzadko występował w książce. Był on takim promyczkiem humoru na tle pozostałych postaci, które raczej pozostawały poważne. 
  Przy niektórych postaciach nie możemy być do końca pewni ich intencji, zdarzają się okrutni i łagodni, czasem przechodzą ze skrajności w skrajność. Właściwie każdy bohater jest inny, wszyscy zostali bardzo dobrze wykreowani. 

  Myślę nad głównym wątkiem powieści - i jakoś nie umiem go złapać. Mam wrażenie, że się zmieniał - najpierw niewolnictwo, przez miłość, do pobytu w Akademii. Nie jest to minus, aczkolwiek nie jestem przyzwyczajona do tego, że nie wiem do czego dąży powieść. W sumie jak tak teraz o tym piszę, to wydaje mi się, że dzięki temu ciężej jest nam przewidzieć bieg wydarzeń, co jak chyba wszyscy wiedzą jest na plus :)
  Jeśli chodzi o akcję to spodziewałam się nieco więcej niewolnictwa. Niemniej nie mam raczej nic do zarzucenia autorce, bo nie sposób było się nudzić czytając jej powieść. Tych co zechcą sięgnąć ostrzegam - WCIĄGA! Akcja zazwyczaj brnie do przodu w odpowiednim tempie, choć może ze dwa razy wydarzenia się nieco ciągnęły. 
Wydarzenia mają miejsce w 2052 roku, a ja jakoś nie umiałam umiejscowić sobie ich w przyszłości. Miałam świadomość daty, a mimo to wyobraźnia podsuwała mi obrazy jak z filmów historycznych. 
  Próbowałam przewidzieć zakończenie. No właśnie - próbowałam... To już chyba mówi wszystko :)

  Książkę czytało się miło szczególnie dzięki językowi, którym została napisana. Istnieje wielka przepaść między tą książką a większością książek, które przeczytałam. Oczywiście to ta powieść jest na wyższym poziomie :) Czasem jednak miałam wrażenie, że język przechodzi w zbyt oficjalny, aczkolwiek nie zdarzało się to często i szybko wracał do "normalnego" trybu. 

  Przy opisie na lubimyczytać.pl bądź na stronie wydawnictwa napotykamy się na zdanie "Powieść zawiera wątki erotyczne". Były, owszem, aczkolwiek miłą niespodzianką było to, że autorka nie wgłębiała się w niepotrzebne szczegóły i wszystko było opisane ze smakiem (jeśli tak można powiedzieć o zbliżeniach Ariny z Azarelem...). 

  Okazało się, że na końcu książki mamy rysunki - mapki posiadłości Azarela, Akademii, oraz świata w przyszłości. Sama lubię takie dodatki, lepiej jest mi wtedy ogarnąć scenerie/świat przedstawiony w powieści. 

  Książka jest zdecydowanie warta przeczytania, ciekawa, nieprzewidywalna, zawiera to, co najlepsze :) Polecam, a sama czekam na kolejną część :)


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Recenzja #50 "Magia ukryta w kamieniu"

Tytuł: Magia ukryta w kamieniu
Autor: Katarzyna Beata Stachowiak 
Wydawnictwo: Virtualo (link do książki na końcu recenzji)
Ilość stron: 357 
Moja ocena: 9/10

  To nie jest zwykła opowieść. Każda strona tej historii emanuje magią  owianą nutką tajemnicy. Nic nie jest takie, jakby się wydawało. Przyjaciele nie zawsze są przyjaciółmi, a wrogowie wrogami.  Czasem pozory mylą… 
Julia, za sprawą magii zostaje przeniesiona z XXI wiecznej polskiej wsi wprost do tajemniczej krainy zatopionej zdawałoby się w mrokach średniowiecza. Dzielni rycerze, piękne damy, rytualne uczty, łowy na skrzydlaki, wielka tajemnica i prawa niezrozumiałe dla współczesnej dziewczyny – to wszystko znajdziesz na kartach tej historii. Dodatkowo miłość, która pojawia się niespodziewanie i skutecznie może skomplikować życie.  Trudne wybory, walka z własnym sumieniem i odwieczny dylemat pomiędzy tym co słuszne, a tym czego pragnie serce. Jak Julia odnajdzie się wśród tak odmiennych dla siebie realiów? Czy zdoła powrócić do domu? Czy odkryje sekret  Mateo, którego imię wszyscy wypowiadają z lękiem?

  Rzadko sięgam po książki autorstwa naszych rodaków. Gdy nadarzyła się okazja, by przeczytać tę pozycję nie wahałam się, aczkolwiek miałam niewielkie obiekcje, bałam się, że nie przypadnie mi do gustu. Szczerze mówiąc nie do końca nawet wiedziałam, o czym ta książka jest, opis przeczytałam jedynie pobieżnie. Nie wiem, co było powodem mojej niepewności, ale żałuję, że tak zwlekałam z zabraniem się za tę pozycję. 

  Główną bohaterką jest Julia (na marginesie, autorka zapunktowała dając dziewczynie tak piękne imię :)). Na samym początku nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia, wydała mi się nieco rozpieszczona, aczkolwiek szybko się zreflektowała i zaczęła naprawiać to, co mi nie przypadło do gustu. Ma talent do pakowania się w kłopoty, szczególnie wtedy, gdy chce pomóc innym. Oprócz tego jest sprytna, nie jest tak do końca bezradną dziewczynką, ale również nie sprawia wrażenia takiej twardzielki - w końcu trafiłam na świetnie wykreowaną bohaterkę, która ma w sobie obie te osobowości w odpowiednich proporcjach! 
  "Średniowieczni" bohaterowie byli dokładnie tacy, jak można by sobie ich wyobrażać - delikatne damy w pięknych sukniach, waleczni, honorowi rycerze, do tego ogromny zamek... Pisząc to rozpływam się, ponieważ uwielbiam te klimaty. Dałabym wiele, by być na miejscu Julii - no może pomijając niektóre zdarzenia, w które się wpakowała. 
Tak naprawdę nie możemy być do końca pewni żadnego z bohaterów, nie wiemy, który w końcu jest zły, który dobry, autorka co chwila zasiewa nam ziarna zwątpienia. Nawet po skończeniu książki nie mamy wątpliwości, gdyż powieść kończy się tak, że z pewnością będą kolejne części (a przynajmniej na to liczę!). 

  Akcja prze do przodu w odpowiednim tempie, co chwila nas coś zaskakuje, także nie sposób odłożyć książkę z własnej woli. Muszę przyznać, że pomysł na zabawianie dworu latarką czy telefonem był bardzo trafiony! Z tym się jeszcze nie spotkałam. Mamy tajemnice, które zostają odkryte w odpowiednich momentach (niektóre ciągną się nawet po zakończeniu książki), a do tego dochodzi nam wątek miłosny. Co prawda mamy tutaj zakazaną miłość, jak to zazwyczaj bywa w książkach, aczkolwiek cała otoczka wokół niej nadaje świeżości. 
  Nie mamy właściwie opisanej krainy, w której dzieje się akcja, autorka skupiła się raczej na dworze królewskim oraz lesie. Szkoda, bo chętnie bym zobaczyła, jak toczyło się życie również na innych obszarach, aczkolwiek nie narzekam, bo to, na czym pani Katarzyna się skupiła wyszło jej świetnie. 

  Język, którym napisana jest książka, z oczywistych powodów jest archaiczny, choć nie do końca - powiewu XXI wieku dodaje główna postać, która czasem rzuci coś znanego w naszych czasach, przez co czasem wychodzą niewielkie nieporozumienia. Jest to na plus, dzięki temu było jeszcze ciekawiej. Zauważyłam, że wraz z biegiem akcji zmieniał się sposób myślenia Julii, to znaczy po jakimś czasie jej przemyślenia też nabierały takiego archaicznego zabarwienia pod względem dobieranego słownictwa. Nie była to drastyczna zmiana, ale jak dla mnie działała na plus.
  
  Podobało mi się zakończenie. Szczerze mówiąc przez dłuższy czas przewidywałam inne rozwiązanie historii. Teraz będą mnie męczyły te nierozwiązane sprawy... Wiadomość do autorki: czekam na kolejną część :)
A wszyscy ci, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z tą książką - przeczytajcie, nie pożałujecie! Ja, gdy miałam już tylko dwie strony do końca, przeciągałam przeczytanie ich jak najdłużej umiałam, bo nie chciałam kończyć przygody z tą książką!


piątek, 9 sierpnia 2013

Recenzja #49 "Idealna chemia"

Tytuł: Idealna chemia
Oryginalny tytuł: Perfect chemistry
Seria: Idealna chemia tom 1
Autor: Simone Elkeles 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 336 
Moja ocena: 8/10


  W liceum Fairfields uczniów z „dobrej” i „złej” części miasta dzieli mur nie do przebycia. Więc kiedy Brittany, popularna, piękna, bogata, i Alex, członek ulicznego gangu, zostają dobrani w parę do realizacji projektu z chemii, wszystko wskazuje, że nie skończy się to dobrze. Nikt – nawet oni sami – nie spodziewa się, że ten związek wywoła najbardziej zaskakującą reakcję chemiczną: miłość. Ale żeby być razem, będą musieli przeciwstawić się stereotypom i uprzedzeniom, jakie ich dzielą.



  Jak widać powróciłam do Was! Wypoczęłam i nabrałam ponownie ochoty na czytanie, przy okazji pochłonęłam ze dwie i pół książki, tak więc na pewno nie będziecie narzekać na to, że Was zaniedbuję :D

  O głównych bohaterach książki można by pisać i pisać, ale nie chcąc robić spoilerów zmuszona jestem pominąć kilka spraw... Postaci są zdecydowanie najmocniejszą stroną książki, mają kilka warstw, przez które przebijamy się w miarę przewijania stron. Britt na pierwszy rzut oka jest nieco rozpieszczoną, bogatą, trochę zadzierającą nosa nastolatką, umawia się z najlepszą partią w szkole. Jeśli autorka poprzestałaby na tym, otrzymalibyśmy nie najlepszą główną bohaterkę. Na szczęście dane mi było odkryć inne twarze dziewczyny. Brittany, choć sprawia wrażenie idealnej dziewczyny, z idealnego domu, z idealną rodzinką, wcale nie jest taka perfekcyjna. Ma swoje sekrety, jak chce, to potrafi być niesamolubna, widać, że troszczy się o tych, których kocha. Okazuje się, że ani ona, ani jej najbliższe otoczenie nie jest tak różowe, jak widzi to większość ludzi. Dziewczyna jest również pod presją rodziców, którzy wydają się nie akceptować jakiegokolwiek odstępstwa od wizerunku idealnej córeczki, choć sami nie za bardzo starają się być idealnymi rodzicami ani dla Britt, ani dla jej niepełnosprawnej siostry. 

  Jednym z tych niewielu osób, które przedarły się przez maskę, którą dziewczyna przywdziała, jest Alex - chłopak, którego prawdopodobnie większość rodziców nie zaakceptowała. Należy do gangu, pochodzi z "tej gorszej" strony miasta, nikt nie chce z nim zadrzeć, by nie narobić sobie biedy. Na samym początku nie robi na nas dobrego wrażenia - zakłada się o coś, za co od każdej dziewczyny dostałby porządnie w twarz, gdyby tylko się dowiedziały. Jest bezczelny, mało co może zwrócić jego uwagę, nie ma perspektyw. Ale to tak jak i w przypadku Brittany tylko maska. Nie bez powodu trzyma z niebezpiecznymi typami, nie jest tak nieczułym facetem, na jakiego się kreował. Poznajemy go lepiej równolegle z Britt. Choć on ukrywa prawdziwego siebie nieco dłużej, niż główna bohaterka, to również w końcu udaje nam się dostrzec prawdziwego, o niebo lepszego Alexa. 

  Książka jest współczesną wersją "Romea i Julii", więc nie możemy liczyć na żadną niespodziankę, jeśli chodzi o wątek miłosny. Przed zabraniem się za tę książkę nie nastawiałam się na wiele zwrotów akcji, na niespodzianki, więc się nie rozczarowałam. Natomiast dobrze rozbudowane zostały wątki poruszające problemy w rodzinach głównych bohaterów, czy ogólnie te o ich życiu prywatnym, kiedy mogli być sobą. Może nie tarzałam się ze śmiechu, aczkolwiek było kilka zabawnych momentów, dzięki którym książkę czytało się jeszcze przyjemniej.  
  Rozczarowało mnie nieco zakończenie, według mnie można by głównym bohaterom trochę jeszcze dopiec. Taki koniec, jaki znalazł się tutaj, był nieco przewidywalny. 

  Język jest przystępny, całkiem nieźle zostały stworzone dialogi - nie wyszły sztucznie. Nie miałam zastojów, jak to czasem mi się zdarza, pochłonęłam książkę bardzo szybko, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę czas, jaki mogłam przeznaczyć na czytanie. Myślę, że jeśli ktoś szuka czegoś oryginalnego, to książka nie przypadnie mu do gustu, ale w razie szukania lekkiej lektury na wakacje (i nie tylko:)), to ta pozycja będzie świetnym wyborem :)

sobota, 3 sierpnia 2013

Recenzja #48 "Dotyk"

Tytuł: Dotyk
Oryginalny tytuł: Touch 
Seria: Denazen
Autor: Jus Accardo
Wydawnictwo: Dreams 
Ilość stron: 344 
Moja ocena: 7.5/10

Pewnego dnia tajemniczy chłopak po upadku z nadrzecznego wału ląduje u stóp Deznee Cross, szalonej 17-letniej miłośniczki mocnych wrażeń. Dziewczyna uznaje to za świetną okazję, żeby wkurzyć ojca i sprowadza błękitnookiego przystojniaka do domu.
Jednak nie wszystko jest z nim w porządku. Kale zachowuje się na tyle dziwnie, że nawet Deznee zaczyna coś podejrzewać. Okazuje się, że chłopak był więziony przez Denazen Corporation, organizację, która wykorzystuje ludzi o specjalnych umiejętnościach jako broń. A umiejętności Kale'a są wyjątkowo niebezpieczne – jego dotyk zabija...

  Zanim zaczęłam tę książkę spodziewałam się stereotypowego "paranormala". Obawiałam się tego, ale po książkę mimo wszystko sięgnęłam. Moje obawy się spełniły w niewielkim stopniu, ale i tak jestem pod wrażeniem tej książki. 

  Tą stereotypową częścią są postaci, co nie oznacza, że ich nie lubię :) 
Mam wrażenie, że w książkach z gatunku paranormal romance występują dwie skrajności żeńskich postaci - albo są kompletnie nieporadne, czekają na ratunek, albo są buntowniczkami, ryzykują, nie dbają o wiele. Nie ma takiego czegoś pomiędzy, zazwyczaj występuje jedna ze skrajności. Dez jest tym drugim typem. Dziewczyna jest zdolna zrobić wiele, by tylko wkurzyć ojca, który kompletnie nie zwraca na nią uwagi. Plusem jest to, że nie tylko chłopak skrywa pewien sekret (który na marginesie trochę zbyt szybko przestaje być dla Dez sekretem). Oczywiście dziewczyna ma tylko ojca, to również zalicza się do szablonu. Polubiłam tę postać Mimo, że są elementy szablonowe, to została wykreowana całkiem dobrze. Właściwie, to to tyczy się większości bohaterów w tej książce.  
  Kale, mimo że jest dorosłym facetem, wie mało o świecie. Całe życie był w zamknięciu zmuszany do strasznych rzeczy. Przez to czasem wydawał mi się taki trochę jak małe dziecko. Pamiętacie Uri'ego z poprzedniej recenzji? Powiedzmy, że Kale trochę mi go przypominał. 

  Książka nie nudziła, czytałam ją z ciągle rosnącym zainteresowaniem. Pewne wydarzenia zaskakiwały, do samego końca nie można było być pewnym nawet tak ostatecznej rzeczy, jak śmierć. Plusem było to, że do końca jesteśmy zwodzeni, strony, po których stają niektóre postaci, się co chwila zmieniają. Przez to powieść o dziwo nie była przewidywalna.
 Oczywiście,  Kale zabija wszystkich dotykiem, ale cudem Dez żyje nawet po dłuższym dotykaniu chłopaka... Do tego bardzo szybko się w sobie zakochują - może nieco zbyt szybko..? Myślę, że byłoby ciekawiej, gdyby ta możliwość dotyku dziewczyny była efektem jakiegoś niespodziewanego zdarzenia, ale narzekać nie będę, a jeśli chodzi o miłość... Mam mieszane uczucia do wątku miłosnego. Z jednej strony byłam z niego zadowolona, z drugiej - był podobny do każdego innego z "paranormali". Pozytywnie się rozczarowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że właściwie nie występował tu trójkącik, może przez jedną-dwie strony była dla niego szansa, ale na całe szczęście autorka zdecydowała się nie niszczyć wątku miłosnego :) Plusem dla mnie było też zachowanie Dez w stosunku do Kale'a. 

  Jak już wspominałam, książkę czytało się szybko, z rosnącym zainteresowaniem. Co prawda na początek patrzyłam nieco sceptycznie, nie do końca mi się spodobał, aczkolwiek potem dałam się wciągnąć w akcję. Może nie była to najlepsza książka, jaką miałam okazję czytać, ale z pewnością była to jedna z lepszych pozycji typu paranormal romance. 

piątek, 2 sierpnia 2013

Stosik VII

Ponownie przepraszam za jakość - dość późno się zabrałam za robienie zdjęcia, a aparat w telefonie nie pomaga -.-

Jak widać moje plany na sierpień zbyt duże nie są, aczkolwiek jestem pewna, że do tych tu książek dojdzie jeszcze kilka - nie odwiedziłam jeszcze biblioteki :D Tak w ogóle pomyślałam, że wypadałoby przeczytać swoje własne książki, więc jak tylko odzyskam wszystkie od koleżanek, to się za nie zabiorę, bo trochę ich się nazbierało. 
Książki od góry:
- "Pisarz, który nienawidził kobiet" John Leake - pożyczone od koleżanki
- "Księga labiryntu" Carlo Frabetti - pożyczone od koleżanki
- "Idealna chemia" Simone Elkeles - pożyczone od koleżanki
- "Jesienna miłość" Nicholas Sparks - biblioteka
- "Sekta zabójców" Licia Troisi - biblioteka
- "Dotyk" Jus Accardo - biblioteka
- "Jutro" John Marsden - biblioteka
- "Magiczna gondola" Eva Voller - biblioteka
- "Magia ukryta w kamieniu" Katarzyna Stachowiak - ebook od autorki (w pewnym sensie :))
+ pewnie jeszcze jakiś ebook, zobaczy się jeszcze :)

Tak przy okazji chciałam poinformować, że prawdopodobnie nie będę mogła publikować postów w dniach 5-10 sierpnia, gdyż wyjeżdżam :)