wtorek, 29 lipca 2014

#123 "Gwiazd naszych wina"

Tytuł: Gwiazd naszych wina
Oryginalny tytuł: The fault in our stars
Seria: -
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy las
Ilość stron: 312
Wysokość: 2.2 cm

  Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.

  Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.

-lubimyczytac.pl

  Boję się cokolwiek napisać o tej książce. Dlaczego? Bo obawiam się, że żadne moje słowa nie oddadzą jej geniuszu. Może temat raka jest bardzo popularny w wyciskaczach łez - w końcu cóż może bardziej rozczulić człowieka niż niesprawiedliwiość w umieraniu na raka dziecka, które w dodatku do końca zachowuje pogodę ducha i udziela się we wszystkim, co może pomóc innym? No właśnie... W tej książce nie do końca wszystko było dokładnie tak.

  Jedyne, co się zgadza z tym, co napisałam wyżej jest to, że rzeczywiście, główni bohaterowie mają (bądź mieli) raka i są jeszcze dziećmi. Główni bohaterowie nie zachowują się niezwykle anielsko chcąc nieść pomoc innym, póki sami nie zejdą z tego padołu. Zachowują się oni jak typowi nastolatkowie, a do tego widać, że są naprawdę inteligentni. Zostali naprawdę dobrze wykreowani, zarówno pierwszoplanowi, jak i pozostali.

  Książkę mogłabym podzielić na dwie części. Pierwsza część, zdecydowanie dłuższa od drugiej, jest dość zabawna, choroba, choć w tle jest, nie wydaje się być głównym wątkiem - ot, taka przypadłość, z którą da się chwilowo żyć. Jest to część tryskająca humorem. W kolejnej jednak rak pokazuje swoje straszne oblicze. Miałam wrażenie, że autor daje mi pozorne wrażenie bezpieczeństwa - bo jak to, tak luźne podejście do tematu nie może zwiastować niczego złego. Jednak później uznałam, że było to jedynie po to, by nóż wbity w plecy czytelnika zabolał bardziej. I zabolał - wierzcie mi... Ostatni raz tak płakałam na... Nie, łzy wylane przy tej książce były zdecydowanie najliczniejsze. 

  Nie wiem, co jest szczególnego w tej książce, nie umiem tego ując słowami, ale zdecydowanie jest. Ktoś napisał mi, że jeśli "19 razy Katherine" postawiłam pełną 10, to dla reszty książek Greena może mi braknąć skali. Stało się. Ocenić nie dam rady, to co napisałam musi Wam wystarczyć.

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


 


czwartek, 24 lipca 2014

#122 "19 razy Katherine"

Tytuł: 19 razy Katherine
Oryginalny tytuł: An abudance of Katherines
Seria: -
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 304
Wysokość: 2.2 cm

  Colin, cudowne dziecko, mające niegdyś zadatki na geniusza, został porzucony przez Katherine. 19 razy. Mimo tak wielu porażek na polu uczuciowym zerwanie i tak chłopaka boli, dlatego Hassan, najlepszy przyjaciel Collina, zabiera go w podróż po Ameryce. Na jednym z przystanków spotykają Lindsey, która oprowadza ich po miejscowych atrakcjach turystycznych. Zbieg okoliczności sprawia, że chłopcy otrzymują tymczasową posadę w pracy w mieście. Collin mając spokój od wszelkich Katherine, postanawia stworzyć coś, dzięki czemu zostanie zapamiętany na tym świecie i wymyśla Teoremat o zasadzie przewidywalności Katherine, dzięki któremu możliwe ma być przepowiadanie przyszłości związków.



  Dawno chciałam się przekonać na czym polega fenomen tego autora - fabuła książek na pierwszy rzut oka nie wydaje się jakaś wymyślna, a i tak niemal wszyscy rozpływają się w pieśniach pochwalnych na cześć ich i geniuszu pana Greena. Kim jest sam autor? Według tego, co piszą o nim w książce mieszka w Indianapolis z rodziną, prowadzi z bratem wideobloga, zdobył wiele nagród literackich. Największą sławę zapewniła mu książka "Gwiazd naszych wina". W Polsce ukazały się jego cztery powieści. 



  Czytając tę powieść byłam pod niemałym wrażeniem. Bohaterowie są stworzeni po mistrzowsku - nietypowi, ale nieodstający (zbytnio) od reszty społeczeństwa. Przedstawieni zostali naprawdę ciekawie, ciągle odkrywałam ich kolejne cechy, powoli dokopywałam się w nich do kolejnych warstw. 

  Akcja - tu mam małe zawirowanie, ponieważ, szczerze mówiąc, nie było w niej nic, co powinno przytrzymać mnie na dłużej przy książce. Jednak - ale ci niespodzianka... - powieść ta porwała mnie całkowicie, nie umiałam się od niej uwolnić nawet gdy na moment ją odłożyłam. Na moment, ponieważ okazała się być tak ciekawa, że na dłuższą metę nie możliwe było danie sobie z nią spokoju. 
  W książce znalazło się miejsce i na humor, i na poważne rozmowy, i na delikatnie zaakcentowane uczucie, i na matematykę (nie przerazić się! :)), i wiele innych. 
   Co prawda zakończenie przewidziałam, aczkolwiek mimo to cała reszta książki często zaskakiwała. 

  Niewątpliwie, wielką zaletą książki jest język, jakim została napisana. Plusem są również częste przypisy autora, dzięki którym możemy poznać lepiej bohaterów, lepiej zrozumieć "matematyczny bełkot" czy choćby nauczyć się kilku słówek w... wielu językach. Nieraz przypisy te okazały się również być humorystyczne, co tylko umilało lekturę. 

  Eh, takie książki aż miło się recenzuje - 10/10

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


 

wtorek, 22 lipca 2014

Nowości w sieci - Kenis.pl - technologiczny uniwersytet internetowy

  1 września startuje nowa platforma edukacyjna Kenis.pl - nie przeraźcie się słowem edukacyjna! Jest to (lub właściwie będzie) strona, głównie z materiałami wideo oraz kursami dostosowanymi do praktycznie każdego poziomu edukacji - od szkoły podstawowej zaczynając, na studentach kończąc. 



  Główne motto twórców to "uczysz się czego chcesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz". Strona ma na celu likwidowanie barier w dostępie do wiedzy - dlatego też platforma będzie darmowa. Możliwe będzie dzięki niej zarówno powtórzenie materiału jak i poszerzanie swojej wiedzy 

  Myślę, że strona okaże się warta zerknięcia w trakcie roku szkolnego. Jednak aby projekt się udał potrzebne jest wsparcie, które można okazać m. in. przez wykupienie cegiełki reklamowej do budowy internetowego uniwersytetu. 
























Słyszeliście o tym? Co o tym myślicie? 

P.S. Na stronie głównej (TU) możecie obejrzeć próbki "korepetycji" :)


poniedziałek, 21 lipca 2014

#121 "Królestwo łabędzi"

Tytuł: Królestwo łabędzi
Oryginalny tytuł: The swan kingdom
Seria: Poza czasem
Autor: Zoe Marriott
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 263
Wysokość: 1.6 cm

  Aleksandra wraz ze swoją rodziną spokojnie żyją na dworze królewskim. Ojciec dziewczyny stracił nadzieję na jej mariaż, a dziewczyna straciła przychylność ojca. Oddana jest całkowicie matce, z którą, za pomocą odrobiny magii, uprawiają ogród i dbają o urodzaj na ich ziemiach. Nieoczekiwanie królowa ginie z rąk tajemniczej bestii. Załamany król co dzień wyrusza na polowanie, lecz zamiast niebezpiecznego stworzenia przyprowadza na zamek przepiękną kobietę. Aleksandra wyczuwa niebezpieczeństwo, lecz jest zbyt późno - bracia zostają wygnani jako zdrajcy, a ona sama jest odesłana daleko od swojego domu. Dziewczyna musi odnaleść w sobie siłę, by przeciwstawić się złu, które zapanowało w królestwie.

  Książka ta nawiązuje do jednej z moich ulubionych baśni Andersena - "Dzikich łabędzi". Został zachowany ogólny sens, autorka właściwie jedynie rozbudowała fabułę, zmieniając naprawdę niewiele. 

  Akcja, szczerze mówiąc, nieco się wlecze. Wszystko jest bardzo dokładnie opisane, w dodatku takim "basniowym" językiem, także tempo siłą rzeczy musi być dość wolne. Przez tenże właśnie język wręcz niemożliwe było odczuwanie zbyt dużego napięcia w miejscach, gdy byłoby ono pożądane. Powieść okazała się również odrobinę przewidywalna. Niemniej, mimo wszystko, akcja wciągnęła mnie dość mocno, poczułam się odrobinę jakbym cofnęła się o kilka lat. 

  Bohaterowie zostali w miarę dobrze przedstawieni, każdy miał w sobie coś charakterystycznego. Czasem wydawali się wręcz zbyt idealni. Z jednej strony podobało mi się to, że jeśli ktoś był zły, to był zły na 100%, z dobrocią to samo, jednak z drugiej nie było żadnego elementu zaskoczenia. 

  Czytając tę książkę prawdziwie czułam charakter baśni, co na swój sposób mi się podobało, nawet jeśli sama powieść idealna nie była. Przez ilość stron okazała się być lekturą na jeden dzień opalania się i myślę, że na takie warunki jest najlepsza, jako niezobowiązująca, lekka lektura. Moja ocena to 6/10 
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


czwartek, 17 lipca 2014

#120 "Zbuntowana"

Tytuł: Zbuntowana
Oryginalny tytuł: Insurgent
Seria: Niezgodna t.2
Autor: Veronica Roth
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 367
Wysokość: 2.3 cm

  Tris i Tobias znaleźli schronienie przed Erudytami w siedzibie Serdeczności. Nie są tam jednak do końca bezpieczni. Jeannine nie odpuszcza. Usiłuje za wszelką cenę opanować za pomocą symulacji każdego, nawet odpornych Niezgodnych, i posunie sie do najgorszych czynów, by dopiąć swego. A cała reszta powoli przygotowuje się do walki. Nie każdy jednak ma ten sam cel.





  Pierwsza część była dla mnie dość przeciętna. Nieco niechętnie sięgnęłam po drugi tom - zrobiłam to tylko dlatego, że nie lubię pozostawiać niedokończonych serii. Jednak dobrze zrobiłam nie poddając się. 

  Jak wcześniej cieszyłam się, że Tris nie jest ofiarą losu, która przypadkiem została bohaterką, tak teraz cieszyć się nie ma z czego - przez dobrą połowę książki (a może i więcej) dziewczyna usiłuje się poświęcić, jest bierna i dość irytująca. Za to Tobias, przez większą część lektury zachowywał się wręcz nienagannie - był barwny, wyrazisty, momenty z nim aż miło się czytało, choć... No, nie zawsze były miłe. 
  Jeśli chodzi o bohaterów, to spodobało mi się to, że, jak się okazało, nie można było być pewnym zamiarów każdego w 100%. 

  Akcja okazała się być o wiele ciekawsza, niż przypuszczałam. Wciągnęła mnie bez reszty, sprawiła, że chwilami drżałam z napięcia. Tempo wydarzeń było w miarę szybkie. Kilka rzeczy zaskoczyło mnie, pojawiło się trochę zwrotów akcji - ogólnie rzecz biorąc wszystko na plus. 

  Nie było tu zbyt dużo miłosnych scen (uff... na szczęście!). Jednak za każdym razem, gdy takowa się już pojawiła, to chciało mi się bez przerwy przewracać oczami - odrobinę zbyt dużo słodyczy się pojawiło tu i ówdzie... Jednak, jak wspomniałam, schadzki zakochanych ograniczono do minimum. 

  Język jest bardzo prosty w odbiorze, łatwo i przyjemnie się czyta. Tej książki nie można tak po prostu odłożyć, cały czas coś tam siedzi w głowie i każe o niej myśleć. Uważam, że mimo wad zasługuje na 8/10.  

|"Niezgodna"|"Zbuntowana"|"Wierna"|
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:





niedziela, 13 lipca 2014

#119 "Zabawka diabła"

Tytuł: Zabawka diabła
Oryginalny tytuł: Devil's Plaything
Seria:
Autor: Matt Richtel
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 528
Wysokość: 3.5 cm

  Co piętnaście lat podwaja się liczba osób cierpiących na poważne zaniki pamięci. Produkcja pamięci komputerowych podwaja się co dwa lata. Między tymi faktami istnieje silniejszy związek, niż ktokolwiek byłby gotów przypuszczać.

Lane Idle zna pewną tajemnicę, ale jej nie pamięta. Niczego nie pamięta. Ma ponad osiemdziesiąt lat i cierpi na starczą demencję. To niedobrze, tak się bowiem składa, że jeśli jej tajemnica nie zostanie ujawniona, świat czekają ogromne zmiany. Zdecydowanie na gorsze.
Nat Idle jest dziennikarzem śledczym. W miarę możliwości stara się opiekować dotkniętą starczą demencją babcią. Kiedy pewnego dnia wychodzi z nią na spacer do parku, padają strzały. Okazuje się, że to oni byli celem ataku. Uciekając przed gotowymi na wszystko prześladowcami, Nat trafia na trop gigantycznej afery sięgającej korzeniami do samego serca Doliny Krzemowej. Klucz do zagadki, którą musi rozwikłać, by ocalić życie, jest ukryty we wspomnieniach ponad osiemdziesięcioletniej staruszki. Problem w tym, że tych wspomnień – przynajmniej pozornie – już nie ma…

 - lubimyczytac.pl

  Od razu powiem, że denerwuje mnie jedna rzecz - książkę skończyłam, a w sumie do teraz nie wiem w 100 procentach, o co w niej chodziło. Opis mówi o wielkiej tajemnicy staruszki - myślę i myślę i nie umiem dojść do tego, co to była za tajemnica i gdzie mi ona umknęła. No chyba że było to to, o czym myślę - w takim bądź razie nie umiem skojarzyć dlaczego miałaby ona zmienić świat. Myślę jednak, że wiem, dlaczego mam takie luki w pamięci (zbieg okoliczności? :)) - nie umiałam do końca się wczuć w akcję. Książka, mimo iż dość ciekawa, nie wciągnęła mnie na tyle, bym skupiła na niej całą swoją uwagę, po odłożeniu jej niewiele o niej myślałam. Po prostu przewracałam kolejne strony, jak przez mgłę pamiętając co było na poprzednich.  Jednak powodu tego zjawiska znaleźć już nie potrafię - bo fabuła była całkiem ciekawa. 

  Podobała mi się kreacja bohaterów. Lubię wielowarstwowe postaci i właśnie takie otrzymałam w tej książce - i to nie tylko o głównych mowa. Co chwila otrzymywałam nowe informacje, które kazały mi raz wierzyć w czyjeś dobre intencje, a raz znów mieć co do nich wątpliwości. Ostatecznie wszystkiego dowiedziałam się dosłownie na ostatnich stronach - czyli tak, jak lubię. 

  Jako że to thriller medyczny, w książce jest dużo zagadnień z medycyny właśnie. Normalnie pewnie nie zrozumiałabym wielu rzeczy, ale ich wyjaśnienia zostały zgrabnie wplecione w tekst. Język jest przystępny dla czytelnika. 

  6/10
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


 



piątek, 11 lipca 2014

Językowo - "English Matters" nr 47/2014 lipiec/sierpień

  W zgodności z obecną porą roku to wydanie magazynu jest bardzo wakacyjne - choć... może nie do końca. Na samym początku wita nas matematyka po angielsku oraz trochę słynnych cytatów - wszystko opatrzone czujnym wzrokiem Golluma. Jest tu również ciekawy artykuł dotyczący Native Speakerów oraz mitów na temat naszego IQ. 
  Odchodząc jednak od nauki: w tym numerze znalazły się dwa artykuły o podróżach - jeden opisujący uroki Malty, drugi zaś oprowadzający po najpiękniejszych lub najciekawszych miejscach Wielkiej Brytanii. A tym, którzy planują na wakacjach poznać swoją drugą połówkę przyda się co nieco z działu z rozmówkami - jest tam kilka wskazówek, jak można w języku angielskim zagadać do zerkającej spod rzęs dziewczyny w barze, lub też jak tego NIE robić. 

  Interesujący również okazał się artykuł o "Bad Boysach", czyli różnego rodzaju rozrabiakach grasujących na przełomie wieków. 

  W tym numerze ponownie możemy znaleźć lekcję angielskiego na podstawie piosenki - tym razem padło na "Tennis Court" Lorde, o której, nawiasem mówiąc, również pojawił się krótki tekst.

W tym numerze pojawiła się nowość - co trudniejsze wyrazy w słowniczku są również zapisane w transkrypcji fonetycznej, co może być przydatne w niektórych sytuacjach. Również mamy osobny dodatek: "At the airport" z przydatnymi słówkami. 

Myślę, że każdy znajdzie w tym numerze coś dla siebie, a także przy okazji poćwiczy język. Z boku cały spis treści dla ciekawych! 



czwartek, 10 lipca 2014

Michael Vey powraca! "Michael Vey: Bunt" - ZWIASTUN KSIĄŻKI



Kolejna część "Michaela Veya" pióra Richarda Paula Evansa pojawiła się niedawno, bo 4 lipca, na polskim rynku. O cóż tym razem może chodzić? Przekażę Wam to w filmowy sposób: 



Chcę przeczytać Michaela Veya: Bunt, bo pokochałam ten dreszczyk emocji, który towarzyszył mi przy czytaniu pierwszej części. Czekałam na kontynuację z niecierpliwością - w momentach skrajnego wyczerpania ciekawością miałam nawet ochotę kupić oryginał i męczyć się z nim! No bo jak można nie chcieć przeczytać tak elektryzującej serii całej od razu? :) 


Podoba się zwiastun? Jestem ciekawa, czy i Wy macie ochotę na tę książkę! Piszcie!




poniedziałek, 7 lipca 2014

#118 "Niezbędnik obserwatorów gwiazd"

Tytuł: Niezbędnik obserwatorów gwiazd
Oryginalny tytuł: Boy 21 
Seria: -
Autor: Matthew Quick
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Ilość stron: 320
Wysokość: 2.2 cm

  Witajcie w Belmont, gdzie rządzą czarne gangi oraz irlandzka mafia (zależy od dzielnicy) i gdzie mieszka Finley. Jego dziadek nie ma obu nóg, ojciec pracuje na nocną zmianę, a matka zginęła w okolicznościach, o których nikt nie chce mówić. Finley też nie chce mówić – odzywa się tylko wtedy, gdy musi. Woli grać w koszykówkę. Jedyną osobą, która rozumie Finleya, jest jego dziewczyna Erin. Oboje co wieczór spotykają się na dachu jego domu, patrzą w gwiazdy i marzą o tym, aby wydostać się z piekła, jakim jest Belmont. Pewnego dnia trener Finleya prosi go o dziwną przysługę… -lubimyczytac.pl


  Bardzo mocno, już od samego początku, spodobała mi się kreacja bohaterów. Autor nie stworzył typowych nastolatków, a mimo to zachowaniem (w większej części) nie odbiegali od reszty. Najciekawszy był tajemniczy Numer 21 - chłopak, którym Finley ma się "zaopiekować" w nowym otoczeniu. Chłopak wiele przeżył i miał swój własny sposób na odreagowanie wszystkiego - tego Wam nie zdradzę, aczkolwiek pomysł był oryginalny. Postać ta okazała się nieco złożona, właściwie do samego końca nie dało się chłopaka rozszyfrować. Równie ciekawym bohaterem okazał się Finley - cicha osoba, kochająca koszykówkę i Erin, swoją dziewczynę. Podobało mi się to, że praktycznie każdy bohater był inny, choć trochę, a i autorowi udało się wprowadzić coś oryginalnego w tej kwestii.

  Akcja, wbrew pozorom, okazała się bardzo wciągająca. To jest ten typ książki, który można odłożyć za "jeszcze jeden rozdział", przez co kończy się ją w błyskawicznym tempie. Książka była nieprzewidywalna, kilka rzeczy mnie pod koniec zaskoczyło. 

  Widać było, że autor ma lekkie pióro. Książka została naprawdę dobrze napisana, w ciekawy sposób. Mimo iż w pewnym sensie opowiada o ciężkich sprawach, to nastrój nie jest ciężki, czyta się ją łatwo i przyjemnie. 10/10
__________________________________________________
 Recenzja bierze udział w wyzwaniach:






piątek, 4 lipca 2014

Recenzja #117 "Bransoletka"

Tytuł: Bransoletka
Oryginalny tytuł: -
Seria: -
Autor: Ewa Nowak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Ilość stron: 295
Wysokość: 2.5 cm

  Weronika to szesnastoletnia dziewczyna, która żyje jak większość osób w jej wieku: kłóci się z bratem, nie dogaduje się z rodzicami, ma problemy w przyjaźni i... chce się zakochać. Poznaje Łukasza, który szybko staje się obiektem jej wzdychań. Jednak, jak się okazuje, on nie jest nią zainteresowany w ten sposób. W nieco pokręcony sposób Weronika trafia na warsztaty teatralne. Z początku sceptycznie nastawiona, powoli się przekonuje do dziwnych ludzi, których tam spotyka. Jednak jedna osoba jest szczególnie intrygująca... 

  Bardzo przypadł mi do gustu sposób, w jaki autorka ukazała bohaterów. Właściwie do samego końca nie wiadomo kto jaki jest, czy jak go możemy ocenić. Weronika miała w zwyczaju szybko oceniać ludzi, przez co chcąc nie chcąc przyjmowałam jej punkt widzenia za pewnik - co okazywało się często błędem. Prawdy o wszystkich mogłam dowiedzieć się dopiero gdy Weronika skonfrontowała swoją wizję z rzeczywistością. A co do samej Weroniki - to naprawdę ciekawa postać. Autorka świetnie odwzorowała zachowanie typowych 16-latek - czytając książkę uznałam, że w niektórych sytuacjach zachowałabym się identycznie. 

  Książka jest naprawdę ciekawa. Nie jest przewidywalna (no, może troszeczkę...), czyta się ją z wciąż rosnącym zainteresowaniem. Gdy odkładałam ją, choćby na chwilę, moje myśli wciąż krążyły wokół niej. Tematyka jest dość oryginalna. Powiem szczerze, że może choć skrót na okładce nie wygląda bardzo zachęcająco (znów 16-latka, zapowiada się na trójkącik, eh... tylko wampira brakuje), to książka jest naprawdę świetna. Autorka ani trochę nie nie przynudza, akcja płynie w równym tempie.

  Spodobało mi się to, że autorka pokazała jak "naprawić" relacje, które niekoniecznie były zepsute. Szczerze mówiąc przy okazji zauważyłam, że i ja czasem psułam je trochę na siłę, tak jak bohaterka.

  Nie mam nic do zarzucenia, jeśli chodzi o tę książkę. Spędziłam z nią naprawdę miły czas i myślę, że nie była to taka bezwartościowa lekturka dla odprężenia, choć na taką się zapowiadało. Warto po nią sięgnąć! 
9/10
 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:





Walka na cytaty - wyniki konkursu!

Choćbym chciała, dłużej zwlekać nie mogę. W końcu trzeba podjąć decyzję, który cytat jest tym najlepszym. Jeden od razu skradł moje serce:


"Skoczył w morze ciemne i mordercze.
Ześliznął się po taflach cienia.

Miał ciężkie serce.

Nie musiał przywiązywać kamienia.
Z głębi wody ukłonił się światu.
Minął sepie, piękną i szkaradną.
I spoczął na dnie wśród kwiatów.
Z takim sercem idzie się na dno"

To właśnie jego hmmm... no, autorka może nie, ale osoba, która go podesłała, otrzyma "Żarna niebios". Jest to Ironia Lasu. 

Co ja to... A! No przecież jest i kolejna nagroda - "Cień i kość". Tu wyzwanie było zdecydowanie większe, ponieważ ilosć osób, które się zgłosiły po tę książkę, była o wiele większa. Dylemat miałam z dwuma pewnymi cytatami... Zdecydowałam się jednak na ten: 

„Gdyby wszyscy moi przyjaciele skoczyli z mostu ja bym z nimi nie skoczył. Stałbym na dole i czekał, żeby ich złapać.”




A przytoczyła go Patka. 




Gratuluję zwycięzcom i czekam na maile z adresami do następnego piątku! (julia321998@gmail.com)