Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kerstin Gern. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kerstin Gern. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 września 2013

Recenzja #64 "Zieleń szmaragdu"

Tytuł: Zieleń szmaragdu
Oryginalny tytuł: Smaragdgrün 
Seria: Trylogia czasu 
Autor: Kerstin Gier 
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 454
  
  Co robi dziewczyna, której właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką, pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen – podróżniczka w czasie mimo woli – musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi z przeszłości także dziś splatają się w zabójczą sieć. Złowrogi hrabia de Saint Germain jest bardzo bliski swego celu: Gwendolyn musi stanąć do walki o prawdę, miłość i własne życie.
- Lubimyczytać.pl




  Jakoś nie zachwycałam się Trylogią czasu tak, jak wiele znanych mi osób. Miała coś w sobie, aczkolwiek nadal było całości daleko do ideału. Nie wiedziałam, czy ostatnia część będzie na poziomie pozostałych, czy gorsza, czy lepsza. Muszę przyznać, że zostałam bardzo mile zaskoczona!

  Kojarzycie moje narzekanie na główną bohaterkę, na to, jaka to ona jest denerwująca, irytująca i w ogóle jak ja jej nie lubię? W tej części niby się nie zmieniła, ale ta jej gorsza część gdzieś się schowała i nie wychodziła przez całą książkę! Szkoda, że dopiero teraz, ale lepiej późno, niż wcale. Pod koniec okazała się być nieco niemądrą, no ale jestem w stanie na ten jeden raz przymknąć oko. 
  Gideon - eh, uwielbiam go! OK, nadal czasem zachowuje się jak bufon (ale mniej), wciąż jest nieco arogancki (też trochę mniej), ale mimo to jest uroczy. Trochę późno przejrzał na oczy, aczkolwiek nie winię go - został wychowany tak, żeby być po stronie hrabiego. 
  Tak dawno czytałam poprzednią część, że całkowicie zapomniałam o Xemeriusie - toż to jest najlepsza postać (lub duch gwoli ścisłości) serii! Przy jego uwagach momentami płakałam ze śmiechu! Tak na prawdę chyba nic nie wnosi do fabuły, ale dodanie go do serii było genialne, a jego teksty są świetne! 
  Jeśli więc chodzi o bohaterów, to autorka poprawiła wszelkie niedociągnięcia tworząc naprawdę udane postaci.

  W tej książce naprawdę dużo się dzieje. Spotykamy się po raz kolejny z zagadką, co się stanie, gdy krąg zostanie zamknięty, dlaczego Lucy i Paul ukradli chronograf, a przy okazji dowiadujemy się szokującej rzeczy o prawdziwym pochodzeniu Gwen, poznajemy szokującą prawdę o hrabim De Saint Germain oraz o głównej bohaterce. W końcu wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, ale nie powiem, różne możliwości chodziły mi po głowie zanim do tego doszło. Akcja idzie szybkim tempem, ani razu nie zwalnia na tyle, żebym zaczęła się nudzić. W większości nieprzewidywalna, jestem zaskoczona obrotem niektórych spraw. W pewnym momencie myślałam już, że Gwen się podda, ale nie przyszło mi do głowy inne rozwiązanie, na które wpadła autorka - teoretycznie oczywiste, a jednak...

  Wątek miłosny był dobrze zbudowany. Nie było przesłodzonego "kocham cię, dla ciebie umrę" i rzeczy w ten deseń, wszystko było idealnie wyważone - szczególnie z komentarzami Xemeriusa!

  Obawiałam się, że będę mieć o tej serii średnio pozytywne zdanie, ale okazuje się, że ostatnia część zmienia moją opinię o niej całkowicie. To zdecydowanie najlepsza część trylogii, warto przeczytać poprzednie tomy chociażby dla niej! Uwielbiam i zdecydowanie polecam!
P.S. Również okładka najbardziej z wszystkich trzech mi się podoba :) 
_____________________________________________
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytamy polecone książki"



sobota, 22 czerwca 2013

Recenzja #32 "Błękit szafiru"

Tytuł: Błękit szafiru
Oryginalny tytuł: Saphirblau
Seria: Trylogia czasu (cz. 2. Cz. 1 ->KLIK)
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 364
Moja ocena: 7/10

  Gwendolyn i Gideon zapatrzeni w siebie wrócili właśnie z początku XX wieku. Ale sprawy tylko się skomplikowały. Czy Strażnicy mają rację uznając Lucy i Paula za przestępców, czy też może mylą się w swej wierności Hrabiemu de Saint Germain? Gwendolyn jako jedyna zdaje się mieć wątpliwości. Uczucia Gideona do Gwen wystawione zostają na najpoważniejszą próbę… Podróże w czasie, niebezpieczeństwa, miłość… 


UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY!

czwartek, 9 maja 2013

Recenzja #14 "Czerwień Rubinu"

Tytuł: Czerwień Rubinu
Oryginalny tytuł: Rubinrot
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 344
Moja ocena: 6.5/10

Pewnego dnia piętnastoletnia Gwen odkrywa, że jest posiadaczką genu podróży w czasie - niespodziewanie przemieszcza się o sto lat wstecz. Okazuje się, że nie jest jedynym podróżnikiem - istnieje całe tajne bractwo, zajmujące się kontrolą dwunastu podróżników w czasie - Gwen jest ostatnim z nich. Szybko odkrywa, że jedenastym jest bardzo atrakcyjny dziewiętnastolatek: Gideon. Ale zakochiwanie się nie jest takie proste, gdy skacze się tam i z powrotem w czasie i gdy trzeba wypełnić niebezpieczną misję w XVIII wieku.





  Gwen jest zwykłą piętnastoletnią dziewczyną, uczęszczającą do zwykłej szkoły, lubiącą plotkować z przyjaciółką. Mieszka w domu razem z liczną, średnio miłą rodzinką. Tak się jakoś złożyło, że niektóre osoby z ich rodu posiadają gen, który umożliwia (bądź zmusza) do podróży w czasie. W powszechnym przekonaniu gen ten odziedziczyła Charlotta - kuzynka naszej bohaterki, jednak okazuje się, że wszyscy byli w błędzie. Wszystko wychodzi na jaw, kiedy to Gwendolyn przenosi się w czasie. Dziewczyna przekonuje się, że nie istnieje całe bractwo kontrolujące przeskoki do innych epok. Tam poznaje między innymi Gideona, który chcąc nie chcąc będzie musiał trochę z nią poprzebywać...

  Autorka wymyśliła coś niebanalnego. Nie było sił nadprzyrodzonych (no, prawie...), jakichś potworków mniej lub bardziej groźnych - nie, w tej książce wszystko jest postawione na jedną kartę. Osobiście najbardziej spodobały mi się fragmenty, gdzie były opisane stroje, w których Gwen i Gideon podróżowali, gdyż sama interesuję się modą historyczną. Autorka miała jakieś pojęcie o ubiorze z dawnych czasów. Jednak jeśli chodzi o całą akcję i bohaterów...

  Główna bohaterka jest typową nastolatką, przeciętną (dla niewtajemniczonych) dziewczyną z Londynu. Nie jest może jakaś bardzo błyskotliwa czy dowcipna, ale jednak nie jest też zbyt głupia, z jaką to opinią spotkałam się na pewnym blogu. Właściwie jest całkiem fajna, nie mam nic do niej, ale nie jest zbyt barwną postacią. Wydaje mi się, że autorka mogła ją nieco urozmaicić, może to zrobi w kolejnych częściach.

  Gideon jest lekko nadętym zabójczo przystojnym (według Gwen) podróżnikiem w czasie. Jest on chyba najlepszą postacią w całej książce. Mam dziwne wrażenie, że gdyby to o nim była ta książka, byłaby nieco lepsza... Ale, nie wyłamujemy się ze schematu - to dziewczyna jest główną bohaterką, chłopak jest ucieleśnieniem ideału, ale jest delikatnie spychany na drugi plan. To Gideon czasem dowcipkował, miał (zazwyczaj) trafne opinie i obserwacje, a jednak to Gwen została postacią pierwszoplanową (w tym miejscu pragnę przeprosić fanów Gwen, ale niestety recenzja, o której pisałam wyżej nieco zaburzyła mi jej wizerunek i mam problem z jej obiektywną oceną - widząc jak autor jedzie po książce nie czytałam dalej i na Gwen się skończyło :) Wybaczycie?)

  W akcji brakło mi... tego czegoś. To znaczy, nudno nie było, zdarzały się ciekawe momenty, które wciągały i nie pozwalały zamknąć książki, ale jeśli chodzi o mnie, to biorąc pod uwagę całość, szału nie było... Cały czas czekałam na rozwinięcie akcji... I się nie doczekałam... Jednak nierozwiązana tajemnica oraz odpowiednie zakończenie sprawiły, że nie odpuszczę i sięgnę po kolejną część. Mimo woli dałam się wciągnąć w te podróże w czasie, nawet polubiłam tę książkę.
Pozwolę sobie przytoczyć jeden cytat, który mi zapadł w pamięć, w sumie nie wiem czemu :)

"[...] Kiedy jego wargi dotknęły moich ust, zamknęłam oczy. Okej. To ja sobie teraz zemdleję. "