Tytuł: Szczęściarz
Oryginalny
tytuł: The
lucky one
Reżyseria: Scott Hicks
Scenariusz: Will Fetters, Douglas McGrath
Czas trwania: 101
min.
Premiera: 15.06.2012
(Polska) 20.04.2012 (świat)
Obsada:
Zac Efron - Logan Thibault
Taylor Schilling - Beth Clayton
Blythe Danner - Nana
Riley Thomas Stewart - Ben Clayton
Jay R. Ferguson - Keith Clayton
Logan jest żołnierzem
na misji w Iraku. Przypadkiem znajduje zdjęcie dziewczyny pośród ruin. Okazuje
się, że to ratuje mu życie. To samo dzieje się kilka razy, cudem przeżywa, gdy
inni giną. Po powrocie do domu poszukuje tajemniczej kobiety ze zdjęcia.
Jak już się
wzięłam za oglądanie filmów, to nie umiem przestać... Tym razem trafiło na
kolejną ekranizację powieści Sparksa. Nie wiem, dlaczego się nimi torturuję -
na każdej jak na razie płakałam, a mimo to je oglądam. No, ale tym razem nie
było idealnie...
Zaca Efrona
znałam właściwie tylko z High School Musical. Nie wiedziałam, jak się spisze w
tym filmie, i... zostałam mile zaskoczona. Może jego gra to nie był szczyt
moich marzeń, aczkolwiek uważam, że mogło być o wiele gorzej. Według mnie
najlepszą robotę odwalił najmłodszy z obsady - Riley T. Stewart, oraz
najstarsza - Blythe Danner. Mimo, że nie byli głównymi postaciami, jakoś
najbardziej ich polubiłam.
Nie mam nic do
zarzucenia żadnemu z aktorów. Choć nie było może w 100% idealnie, to dali radę.
Mam jedną,
wielką rzecz do zarzucenia: strasznie przewidywalny film. Nie doszłam jeszcze
do połowy, a już miałam w głowie swój scenariusz głównych elementów, które się
mogą znaleźć. I znalazły się... Jak dla mnie jest to wielką wadą tego filmu.
Nic mnie nie zaskoczyło, niby zwroty akcji były, ale ja się ich domyśliłam
jakiś czas wcześniej. Pod tym względem rozczarowałam się na ekranizacji. I tu
pytanie do tych, co czytali książkę: czy papierowa wersja również jest tak
przewidywalna? Ja już tego pewnie nie stwierdzę, gdyż jak zwykle łatwiej mi
było zdobyć film niż książkę, ale nie wiem, czy warto ją czytać.
Mimo
przewidywalności nie sposób było się oderwać od ekranu. Oprócz tego schematu,
który sobie nakreśliłam w głowie, pojawiło się dużo wątków dodatkowych, które
urozmaicały film. Skoro coś jest przewidywalne, to musi być nudne? No, nie w
tym przypadku. Bardzo przyjemnie się oglądało. Oprócz tego znowu poszło kilka
chusteczek, tym razem mniej, niż na poprzednim filmie Sparksa, ale zawsze.
Film może nie
był arcydziełem, jak widać mam trochę zastrzeżeń, aczkolwiek mimo wszystko
zachęcam do obejrzenia. Myślę, że nie będziecie żałować. Ja nie żałuję ani trochę.
No, chyba że tego, że nie przeczytałam najpierw książki.