Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Galeria Książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Galeria Książki. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 sierpnia 2015

środa, 27 sierpnia 2014

#130 "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"

Tytuł: Dziewczyna w czerwonej pelerynie
Oryginalny tytuł: Red riding hood
Seria: -
Autor: Sarah Blakley-Cartwright
Wydawnictwo: Galeria książki
Ilość stron: 368
Wysokość: 2.2 cm

  Siostra Valerie była "tą lepszą" - ładniejsza, z większą gracją, łagodnością. Ale to ona zginęła. Cztery uderzenia dzwonu oznajmiają, że Wilk złamał pakt i znów zaatakował. Przerażeni wieśniacy, chcąc się pozbyć potwora, ściągają pogromcę wilkołaków. Okazuje się, że zabójca może być wśród nich. 
  Podczas świętowania dochodzi do ataku - wtedy też Valerie odkrywa, że potrafi się porozumiewać z Wilkiem. Mówi on, że jeśli dziewczyna nie podporządkuje się jego woli, wszyscy, których kocha, zginą.
  
  Jak tylko dostałam w końcu tę książkę, od razu rozpoczęłam lekturę. Jako małe dziecko kochałam baśnie i bajki, szczególnie te, które opowiadała mi babcia. "Czerwony kapturek" był jednym z częstszych opowiadań, które słyszałam. Ucieszyłam się, że w nieco starszym wieku nie muszę rezygnować z przyjemności, której mi ona dostarczała - bowiem, jak może już się domyśliliście, "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" jest nieco bardziej rozbudowaną i odrobinę zmienioną wersją tej baśni. 

  Pozytywne wrażenie wywarli na mnie główni bohaterowie, dość mocno zarysowani, nie każdego można było od razu rozszyfrować. Jednak relacja między Valerie a dwójką adoratorów (tak, znów...) Peterem i Henrym bardzo przypominała mi "Zmierzchową" miłość. Na szczęście autorka ograniczyła się do minimum w rozważaniach głównej bohaterki na temat odpowiedniego towarzysza życia, a więcej uwagi poświęciła samej akcji. Mam jednak zastrzeżenia, jeśli chodzi o postaci drugoplanowe. Nie były one chyba aż tak dobrze wykreowane, ponieważ praktycznie do samego końca myliło mi się, która dziewczyna była kim, a co zrobił ten mężczyzna, a co inny.

  Akcja, jak wspominałam, jest oparta na "Czerwonym kapturku", ale ta wersja jest zdecydowanie bardziej... mroczna? Chyba tak mogę to określić. Niemniej taki klimat bardzo mi odpowiadał. Plusem jest to, że utrzymywał się praktycznie przez całą powieść. Tempo wydarzeń jest odpowiednie, przyspiesza w odpowiednich momentach. Wydarzenia przez większość czasu trzymają w napięciu. 
  Do samego końca nie umiałam odgadnąć, kto jest wilkołakiem, podejrzewałam chyba... każdego. Oprócz tej właściwej osoby. Nie wiem, jak to się udało autorce, ale rzuciła cień niepewności na na niemal każdego bohatera i mieszała w głowie do ostatnich stron - dosłownie. Zakończenie również przypadło mi do gustu - nie było to ciastko z kremem polane lukrem obtoczone w cukrze, a takowego się trochę obawiałam. 

  Tym razem rzuciło mi się w oczy przeskakiwanie z myśli jednego bohatera do drugiego - pewnie w wielu książkach zastosowano ten zabieg, ale tylko tu go zauważyłam. Było to świetne posunięcie, między innymi chyba dzięki temu udało się do końca utrzymać mnie w niepewności. 

  Język autorki jest łatwy w odbiorze, ale nie jest infantylny. Książkę się pochłania jednym tchem, wciąga od pierwszych stron. Mogę polecić ją z czystym sumieniem! 8/10


czwartek, 13 marca 2014

Recenzja #98 "Złodziej pioruna"

Tytuł: "Złodziej pioruna"
Oryginalny tytuł: The lighting thief
Seria: Percy Jackson i bogowie olimpijscy
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 360
Wysokość: 2.5 cm

  Percy Jackson nie ma łatwo: co chwila wywalają go ze szkoły, nauczyciele są dla niego wyjątkowo wredni, on sam ma dysleksję i ADHD. Do tego matka mieszka z mężczyzną, który traktuje ich jak śmieci. Gdy razem z mamą wyjeżdża na wybłagane wakacje, on sam omal nie ginie, a matka zostaje porwana. W ten dramatyczny sposób dowiaduje się, że nie jest zwykłym śmiertelnikiem, a w jego żyłach płynie krew bogów. W dodatku dość zagniewanych, bo zginęło im coś bardzo cennego. A Percy ma im to zwrócić. 



  Twórczość pana Riordana ubóstwiam! Seria o Percym należy do moich ulubionych. Obawiałam się jednak sięgnięcia po tę książkę - ostatnio miałam nieprzyjemne powtórne spotkanie z inną, także obawiałam się, że magiczne coś, co kazało mi pokochać tę książkę, zniknęło. Na szczęście nie. 

  Pierwszą rzeczą, jaka mi się nasunęła podczas czytania, było to, że pod jednym względem Percy przywodzi na myśl Harry'ego Pottera. Nie lata on z różdżką na miotle (Zeus nie byłby zadowolony), ale jest bohaterem "silnym i słabym jednocześnie", jak to gdzieś kiedyś przeczytałam o Harrym. Dlaczego? Ponieważ jest w stanie dokonać wielkich czynów, ale bez wsparcia przyjaciół nie dałby sobie rady. 
  Pan Riordan stworzył całą masę różnych bohaterów o całej gamie charakterów, z sekretami, czasem fałszywych, wrednych, niektórych cudownych. Nigdy do końca nie można być pewnym, czy aby na pewno ten tu jest pokojowo nastawiony do głównego bohatera. Również ani Percy, ani Annabeth, ani żaden inny, nie jest też ukazany jako ktoś idealny, przez co zdają się być bardziej realni. 

  Mity. Jedno słowo a przyciąga moją uwagę jak magnes od chwili, w której dowiedziałam się, czym są. To pewnie dlatego, dawno, dawno temu, gdy książki czytałam raz na jakiś czas (straszne czasy...), sięgnęłam po tę pozycję. Jest wiele nawiązań do starożytnych wierzeń (co jest chyba logiczne :)). Autor zastosował tu pewien myk: zamiast kazać się czytelnikowi domyśleć, o jaki mit chodzi, to często przemycał w jakiś sposób historię tak, że wszystko łączyło się ze sobą. Powiem szczerze, że choć kiedyś przeczytałam mity Parandowskiego od deski do deski, to wiele rzeczy pozapominałam. W tym wypadku zabieg autora był przydatny. 
  
  Akcja jest dynamiczna, ciekawa, obfituje w różne niespodzianki. Autor zatroszczył się, by nie każda rzecz była oczywista, dodał trochę ludzkiego fałszu, trochę tajemnic, przez co książkę czyta się jednym tchem. W dodatku cały świat wymyślony przez niego, choć na pierwszy rzut oka podobny do naszego, jest świetnie obmyślony. 

  Występuje tu trochę opisów, ale nie na tyle, by przynudzać - odpowiednia ilość by sobie wyobrazić scenerię i nie przysnąć. Język jest prosty i przystępny, ale nie infantylny. Dużym plusem jest humor, którego w tej książce nie brak. 

  Nie potrafię się doszukać żadnej skazy w tej książce, jest to pozycja, według mnie, idealna! Jeśli lubisz mity, a jeszcze nie przeczytałeś/aś tej pozycji - do biblioteki marsz! 10/10
 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:



__________________________________________________ 
Co by wam tu dziś zaserwować...? A może Wy macie jakieś ulubione sceny baletowe/operowe/jakiekolwiek? 
Na razie dam Wam pas de deux z "Kopciuszka"