Pokazywanie postów oznaczonych etykietą John Green. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą John Green. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 grudnia 2015

Kalendarz adwentowy - dzień 22. #182 Nie taki kruchy Kruchy, dwaj tacy sami, choć różni bohaterowie, a wszystko to przy dźwiękach Może Martwych Kotów - "Will Grayson, Will Grayson"

Książka ta wyleżała już swoje na półce, a że tę próbuję oczyścić z nieprzeczytanych lektur, w końcu padło na powieść Greena. Mam lekki chaos w głowie, ciężko mi ująć w słowa to, co czuję po skończeniu tej książki, ale postaram się przedstawić wszystko jak najbardziej klarownie. 

Dwa różne miejsca, dwaj różni chłopcy. Łączą ich dwie rzeczy - obaj nazywają się Will Grayson i obaj przypadkiem znajdują się w Frenchy's. Spotkanie to nie jest tylko nic nie wnoszącą niespodzianką. Od tego momentu życie każdego z chłopców zmieni nieco swój tor. Przyjaźnie zostaną poddane próbie, nowe miłości się ujawnią, a wszystko to będzie miało swój finał na deskach teatru.

wtorek, 8 grudnia 2015

Kalendarz adwentowy - dzień 8. #180 "W śnieżną noc"

Książka przeleżała na mojej półce już swoje, a zbliżające się święta zmotywowały mnie do sięgnięcia po nią. Nazwisko Greena przyciągało wielu czytelników i nie ukrywam, że to był główny (o ile nie jedyny) powód, dla którego i ja zdecydowałam się sięgnąć po tę lekturę.

Wielka śnieżyca w Wigilię świąt Bożego Narodzenia łączy bohaterów trzech klimatycznych opowiadań w Waffle House. Rodzice Jubilatki zostają aresztowani, przez co ona zmuszona jest wyjechać do dziadków. Problem w tym, że zasypane tory uniemożliwają dotarcie na miejsce. Trafia więc do przydrożnej knajpki, gdzie spotyka Stuarta. Te święta uświadamiają obojgu kilka ważnych rzeczy. Z tego samego pociągu wyłania się grupka cheerleaderek, na spotkanie których spieszy Tobin z przyjaciółmi. Przeszkody po drodze sprawią jednak, że to nie dziewczyny w kusych spódniczkach są tym, czego chłopak chce. Ostatnia historia opowiada natomiast o cudzie (po)świątecznej przemiany Addie.

Opowiadania są niezwykle klimatyczne, czytając je można poczuć ten zimowy chłód białych świąt, których każdy pragnie. Pierwsza z historii wydała mi się najbardziej zabawna. Sam powód aresztowania rodziców Jubilatki był dość nietuzinkowy. Dalsza część wciągała mocno, była bardzo ciekawa, jednak brakowało mi mocniejszego akcentu. 
Najbardziej zimową opowieścią był "Bożonarodzeniowy cud pomponowy". Pomysł był bardzo dobry, historia wciągała równie mocno, co poprzednia, a może nawet bardziej. Droga, którą bohaterowie przebyli, nie była jedynie trasą do Waffle House. Dzięki długiemu spacerowi w śnieżycy dowiedzieli się wiele o sobie nawzajem.
Ostatnia historia była w moim odczuciu najsłabsza. Dużo użalania się nad sobą dziewczyny, która sama zawiniła w związku i sprowokowała zerwanie z chłopakiem. Mało się działo, choć ilość pecha, jaki zaczął prześladować Addie była w pewnym momencie komiczna. 

Główni bohaterowie zostali dość dobrze zarysowani. Nikt nie wchodził w zbędne szczegóły, ale nie odczuwałam niedosytu w żadnym wypadku. Do postaci drugoplanowych żaden z autorów nie przywiązywał uwagi, choć pewne ciekawe osobistości epizodycznie się pojawiały. Co mi się spodobało, to to, że bohaterowie w każdym z opowiadań nawiązywali do siebie, przez co historie nie wydawały mi się oderwane od siebie. 
Kreacja Addie nie przypadła mi do gustu. To typ bohaterki użalającej się, nie widzącej świata poza czubkiem swojego nosa... Wiem, że było to specjalnie - w końcu historia opierała się na próbie zmiany zachowania dziewczyny, ale niezmiernie mnie ona irytowała.

Jeśli chodzi o język, to nie wiem, czy już wyrosłam z literatury młodzieżowej, czy był on rzeczywiście dość infantylny, niezależnie od opowiadania. Nie było tragicznie, książkę czytało się lekko i szybko, ale jednak autorzy napisali ją zbyt prosto, skupili się chyba bardziej na fabule, niż na stylizacji. 

Mimo wszystko z książką spędziłam miłe chwile, mogłam sie przy niej oderwać na chwilę od rzeczywistości. Jako lekka lektura na śnieżną noc jest idealna. :)

Ocena: ★★★★★★

Tytuł: W śnieżną noc
Oryginalny tytuł: Let it snow
Seria: -
Autor: M. Johnson, J. Green, L. Myracle
Wydawnictwo: Bukowy Las
336 stron

wtorek, 29 lipca 2014

#123 "Gwiazd naszych wina"

Tytuł: Gwiazd naszych wina
Oryginalny tytuł: The fault in our stars
Seria: -
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy las
Ilość stron: 312
Wysokość: 2.2 cm

  Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.

  Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.

-lubimyczytac.pl

  Boję się cokolwiek napisać o tej książce. Dlaczego? Bo obawiam się, że żadne moje słowa nie oddadzą jej geniuszu. Może temat raka jest bardzo popularny w wyciskaczach łez - w końcu cóż może bardziej rozczulić człowieka niż niesprawiedliwiość w umieraniu na raka dziecka, które w dodatku do końca zachowuje pogodę ducha i udziela się we wszystkim, co może pomóc innym? No właśnie... W tej książce nie do końca wszystko było dokładnie tak.

  Jedyne, co się zgadza z tym, co napisałam wyżej jest to, że rzeczywiście, główni bohaterowie mają (bądź mieli) raka i są jeszcze dziećmi. Główni bohaterowie nie zachowują się niezwykle anielsko chcąc nieść pomoc innym, póki sami nie zejdą z tego padołu. Zachowują się oni jak typowi nastolatkowie, a do tego widać, że są naprawdę inteligentni. Zostali naprawdę dobrze wykreowani, zarówno pierwszoplanowi, jak i pozostali.

  Książkę mogłabym podzielić na dwie części. Pierwsza część, zdecydowanie dłuższa od drugiej, jest dość zabawna, choroba, choć w tle jest, nie wydaje się być głównym wątkiem - ot, taka przypadłość, z którą da się chwilowo żyć. Jest to część tryskająca humorem. W kolejnej jednak rak pokazuje swoje straszne oblicze. Miałam wrażenie, że autor daje mi pozorne wrażenie bezpieczeństwa - bo jak to, tak luźne podejście do tematu nie może zwiastować niczego złego. Jednak później uznałam, że było to jedynie po to, by nóż wbity w plecy czytelnika zabolał bardziej. I zabolał - wierzcie mi... Ostatni raz tak płakałam na... Nie, łzy wylane przy tej książce były zdecydowanie najliczniejsze. 

  Nie wiem, co jest szczególnego w tej książce, nie umiem tego ując słowami, ale zdecydowanie jest. Ktoś napisał mi, że jeśli "19 razy Katherine" postawiłam pełną 10, to dla reszty książek Greena może mi braknąć skali. Stało się. Ocenić nie dam rady, to co napisałam musi Wam wystarczyć.

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


 


czwartek, 24 lipca 2014

#122 "19 razy Katherine"

Tytuł: 19 razy Katherine
Oryginalny tytuł: An abudance of Katherines
Seria: -
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 304
Wysokość: 2.2 cm

  Colin, cudowne dziecko, mające niegdyś zadatki na geniusza, został porzucony przez Katherine. 19 razy. Mimo tak wielu porażek na polu uczuciowym zerwanie i tak chłopaka boli, dlatego Hassan, najlepszy przyjaciel Collina, zabiera go w podróż po Ameryce. Na jednym z przystanków spotykają Lindsey, która oprowadza ich po miejscowych atrakcjach turystycznych. Zbieg okoliczności sprawia, że chłopcy otrzymują tymczasową posadę w pracy w mieście. Collin mając spokój od wszelkich Katherine, postanawia stworzyć coś, dzięki czemu zostanie zapamiętany na tym świecie i wymyśla Teoremat o zasadzie przewidywalności Katherine, dzięki któremu możliwe ma być przepowiadanie przyszłości związków.



  Dawno chciałam się przekonać na czym polega fenomen tego autora - fabuła książek na pierwszy rzut oka nie wydaje się jakaś wymyślna, a i tak niemal wszyscy rozpływają się w pieśniach pochwalnych na cześć ich i geniuszu pana Greena. Kim jest sam autor? Według tego, co piszą o nim w książce mieszka w Indianapolis z rodziną, prowadzi z bratem wideobloga, zdobył wiele nagród literackich. Największą sławę zapewniła mu książka "Gwiazd naszych wina". W Polsce ukazały się jego cztery powieści. 



  Czytając tę powieść byłam pod niemałym wrażeniem. Bohaterowie są stworzeni po mistrzowsku - nietypowi, ale nieodstający (zbytnio) od reszty społeczeństwa. Przedstawieni zostali naprawdę ciekawie, ciągle odkrywałam ich kolejne cechy, powoli dokopywałam się w nich do kolejnych warstw. 

  Akcja - tu mam małe zawirowanie, ponieważ, szczerze mówiąc, nie było w niej nic, co powinno przytrzymać mnie na dłużej przy książce. Jednak - ale ci niespodzianka... - powieść ta porwała mnie całkowicie, nie umiałam się od niej uwolnić nawet gdy na moment ją odłożyłam. Na moment, ponieważ okazała się być tak ciekawa, że na dłuższą metę nie możliwe było danie sobie z nią spokoju. 
  W książce znalazło się miejsce i na humor, i na poważne rozmowy, i na delikatnie zaakcentowane uczucie, i na matematykę (nie przerazić się! :)), i wiele innych. 
   Co prawda zakończenie przewidziałam, aczkolwiek mimo to cała reszta książki często zaskakiwała. 

  Niewątpliwie, wielką zaletą książki jest język, jakim została napisana. Plusem są również częste przypisy autora, dzięki którym możemy poznać lepiej bohaterów, lepiej zrozumieć "matematyczny bełkot" czy choćby nauczyć się kilku słówek w... wielu językach. Nieraz przypisy te okazały się również być humorystyczne, co tylko umilało lekturę. 

  Eh, takie książki aż miło się recenzuje - 10/10

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: