Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amber. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amber. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 grudnia 2016

#198 "Wędrówka przez sen"

Miało być niedługo, a wyszło jak zawsze :) W końcu jednak zebrałam się, żeby podzielić się z Wami opinią na temat drugiej części trylogii pióra Josephine Angelini. 

Helena co noc schodzi w najbardziej nieprzyjemne otchłanie Hadesu. Jej misją jest pozbycie się Erynii, by przerwać zaklęte koło nienawiści. Jednak każde zejście w krainę zmarłych wiąże się z wycieńczeniem dziewczyny, która mogłaby nie podołać zadaniu, gdyby nie niespodziewany towarzysz niedoli, Orion. Nie zapomniała o Lucasie, jednak między Heleną a intrygującym (nie)znajomym rodzi się więź.

Cieszę się, że autorka zdecydowała się dodać nową postać, jaką jest Orion. Jego nie da się nie polubić, jest zdecydowanie mocną stroną w książce. Tak samo Lucas - męska część bohaterów jest bardzo dobrze wykreowana, zapadają w pamięć oraz są postaciami dość głębokimi. Przeciwieństwem jest Helena, która jest skupiona na sobie i swojej misji. Odniosłam wrażenie, że nie bardzo obchodzi ją cokolwiek poza tym, co czuje ona sama. 

Akcja jest zdecydowanie słabsza niż w części pierwszej. Skupia się ona głównie na wędrówkach po Hadesie, co mogłoby być ciekawe, ale zostało przedstawione w bardzo monotonny sposób. Czekałam cierpliwie na jakąś akcję i coś tam w końcu otrzymałam, jednak wartka akcja stanowi może ćwierć książki. Liczyłam również na podobne (melo)dramatyczne sceny, których brak mocno mi doskwierał - jednak domyślam się, że wielu mogłoby poczytać to jako pozytywną zmianę. 
Niestety, podobnie jak "Spętani przez bogów", ta część również zawiera trochę nieścisłości i błędów. Dało się jednak to ignorować i (mimo wszystko) cieszyć się lekturą, z tego co pamiętam, nie były to elementy kluczowe dla akcji. 

Język wciąż jest irytująco prosty. Styl autorki trochę mnie irytował podczas lektury, jestem nim nieco zawiedziona... Ogólnie książkę mogę uznać za średniaczka. Nie zniechęciła mnie jednak do przeczytania kolejnej części. 

OCENA ★★★★★✰✰✰✰✰
Tytuł: Wędrówka przez sen
Oryginalny tytuł: Dreamless
Seria: Spętani przez bogów
Autor: Josephine Angelini
Wydawnictwo: Amber
367 stron

sobota, 23 kwietnia 2016

#187 Technolektryczność, technoświat, technoksiążka - technicznie "Zawładnięci"

Książka, według okładki, porównywana do "Igrzysk śmierci" S. Collins, czy "Delirium" L. Oliver. Może to kolejna perełka wśród literatury młodzieżowej? Rzeczywistość zweryfikowała moje nadzieje już po przeczytaniu pierwszych stron. Później było... tylko gorzej. 

Transmisje propagandowe zmieniają ludzi w posłuszne owieczki. Dlatego też Vi zbuntowała się i potajemnie zaprzestała ich słuchania. Dziewczyna lubi igrać z prawem, buntowniczka, była aresztowana kilka razy. Kolejne zatrzymanie kończy się dla niej wydaleniem z Dobrych Ziem w towarzystwie złego, Jaga, z którym zmuszona była mieszkać w więzieniu. Mimo przeciwności zbliżają się do siebie, a łączy ich walka o niezależny umysł. 

Wielka miłość po tygodniu. A może powinnam powiedzieć: technowielka tehchnomiłość po technotygodniu? "Techno-" zostało przyłączone chyba do wszystkiego, co możliwe, przy tworzeniu futurystycznych wynalazków. Jeden raz - dobra. Drugi - niech będzie. Ale kolejnych pięćdziesiąt to lekka przesada. Wracając do wątku miłosnego, bo to on mnie denerwował najmocniej zaraz po "techno-", jest on mocno naciągany, po tygodniu mamy wielką miłość między niedopasowanymi bohaterami, a gdzieniegdzie potajemnie wślizguje się były chłopak Vi. Cudnie... 
Bohaterka jest płytka, drażniąca, dziecinna, denerwuje w niej wszystko, od zachowania po sposób mówienia - bo to, oczywiście, ona jest narratorką powieści. Jag nie budzi aż tak silnych morderczych chęci, choć nie powiem, że zawsze rozumiałam jego działania. Cała reszta w sumie nie istniała - wszyscy wyblakli pod wpływem beznadziejnych głównych bohaterów, nawet główny zły charakter. 

Narracja jest infantylna do kwadratu, prostota języka nie ułatwia lektury, a jedynie drażni czytelnika. Pojawiają się liczne wtrącenia, jak gdyby bohaterka chciała nawiązać z nami kontakt, jednak zabieg ten jest nietrafiony w tym przypadku... Oprócz tego w niektórych momentach miałam wrażenie, że autorka naginała swój pierwotny plan, wplatała jakieś bonusy w formie nowych zakazów czy praw , jednak tak, że wyglądało to jak dopisane na siłę, żeby tylko bardziej uprzykrzyć życie bohaterce. Dodatkowo, akcja jest banalna, rzadko trzyma w napięciu. Niektóre wydarzenia były opisane w tak chaotyczny sposób, że do teraz nie wiem, co do końca się stało, zaś zachowania głównych bohaterów wydawały mi się czasem irracjonalne i sztuczne, jakby autorka chciała dodać dramatyzmu, ale zrobiła to nieumiejętnie i nieprzemyślanie. 

Kończąc, chcę Was przestrzec przed tą lekturą. Ja zmarnowałam na nią swój czas i trochę tego żałuję. Jeśli macie ochotę przeczytać, robicie to na własną odpowiedzialność, bo podejrzewam, że nic dobrego z tego nie wyniknie... Lepiej sięgnąć po coś ciekawszego...

Ocena: ★★✰✰✰✰✰✰✰✰
Tytuł: Zawładnięci
Oryginalny tytuł: Possession
Seria: - 
Autor: Elana Johnson
Wydawnictwo: Amber
320 stron


sobota, 31 października 2015

#177 Androidy, szkoła bez nauczycieli i eksperymenty - "Wariant"

Ile razy idąc do szkoły mieliście nadzieję, że nie będzie nauczyciela? Albo wyobrażaliście sobie taką placówkę, gdzie żadnego by nie było? Coś pięknego? No, nie według Bensona. 

Benson całe życie spędził zmieniając jedną rodzinę zastępczą na kolejną. Akademia Maxfield miała być dla niego ucieczką, spełnieniem marzeń. Gdy dociera na miejsce, zastaje szkołę zupełnie inną od tego, czego się spodziewał. Nie ma tam nauczycieli, uczniowie podzieleni są na gangi, a zasady tam panujące są co najmniej dziwne. Mur i drut kolczasty wokół szkoły uniemożliwia ucieczkę, a każda próba zforsowania zabezpieczeń karana jest aresztem - cokolwiek to znaczy. Przybycie Bensona powoduje, że sekrety szkoły nie są już do końca bezpieczne. Chłopak zaś nie ma zamiaru dać się zamknąć na zawsze. 

"Dla fanów GONE" - tak brzmi napis na okładce. No, to jako fanka tej serii skusiłam się na tę książkę. I nie zawiodłam się, choć można wyczuć dużą inspirację autora serią Granta oraz, co mnie trochę zaskoczyło, książkami Dashnera ("Więzień labiryntu"). Odebrało to trochę oryginalności fabule, jednak mimo to wrażenia pozostały pozytywne. 
Akcja jest szybka, dość zaskakująca. Czytelnik nie może się nudzić, o odłożeniu książki na dłużej nie ma już w ogóle mowy. Może nie poczułam ogromnej dawki adrenaliny, jednak zdecydowanie jej poziom kilka razy mi wzrósł. Wydarzenia są różnorodne i ciekawe. 
Zakończenie przypadło mi do gustu, sprawiło, że mam ochotę przeczytać kolejny tom. 

Podobało mi się, że główny bohater się nie poddawał. I był chłopakiem. Kiedy ostatnio czytałam młodzieżówkę z chłopakiem w roli głównej..? Był on bardzo przyjemną w odbiorze postacią. Na tle pozostałych uczniów wydawał się prawdziwy. Właśnie, pozostali... Nie wiem do końca, jak mam ich ocenić... Z jednej strony ich pogodzenie się z sytuacją było aż dziwne, szczuczne, z drugiej jednak, po tym czasie, jaki oni spędzili w Akademii, nie mam prawa osądzać ich zachowania... Mimo to, ich statyczność czasem działała mi na nerwy. 

Język jest prosty, typowy dla książek młodzieżowych - pokazanie kunsztu autora ustąpiło miejsca nadaniu szybkości akcji. 

Reasumując, książka jest dobra, ale w pewnym sensie brak jej oryginalności. Spodziewałam się przeciętnej powieści, którą czytam tylko dlatego, że już znalazła się na mojej półce, jednak czasu z nią spędzonego na pewno nie nazwałabym czasem zmarnowanym i chętnie sięgnęłabym po kolejną część. Gdyby ją wydali. A nie wydali. Dlaczego?!


 Ocena: ★★★★★★✰✰. i pół :)

Tytuł: Wariant
Oryg. tytuł: Variant
Autor: Robinson Wells
Wydawnictwo: Amber
304 strony


piątek, 1 sierpnia 2014

#124 "Wierna"

Tytuł: Wierna
Oryginalny tytuł: Allegiant
Seria: Niezgodna
Autor: Veronica Roth
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 384
Wysokość: 2.3 cm

  Frakcje już nie istnieją. Bezfrakcyjni kontrolują miasto, Evelyn wprowadza dyktaturę. Tris, Tobias i kilku innych odważnych postanawia wyruszyć za mur, nie wiedząc, co się tam może kryć. Nie spodziewają się, że życie poza miastem może być tak różne od tego, które znali. Jednak nie są do końca bezpieczni, niezależnie od tego, co im mówią. A Tris musi podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w jej życiu. 


  Jedna rzecz bardzo mnie denerwowała, właściwie przez całą serię - scenki miłosne. Nie wiem, co sprawiło, że były takie nieznośne, ale jak tylko Tris i Tobias spotykali się i zaczynali swoje "kocham cię", miałam ochotę przewracać oczami... Jednak mimo to, kreacja bohaterów jest całkiem niezła, właściwie nie zaszły większe zmiany od poprzedniego tomu. Zapałałam sympatią do głównych postaci. 

  Odrobinę rozczarowała mnie akcja. Jakby pomyśleć, to chyba nie działo się nic szczególnego - było trochę różnego rodzaju działań, które jednak nie były specjalnie ciekawe, długie, nie czułam przy nich potrzeby, by się zacząć martwić o bohaterów. Być może to przez język, jakim zostało to napisane, nie czułam napięcia? 

  Powieść ratuje zakończenie - na ostatnich stronach cały czas zastanawiałam się, dlaczego tak się stało, czy aby autorka mnie nie wkręca i czy zaraz nie wyskoczy mi Tris śmiejąc się ze mnie... Do teraz jestem w lekkim szoku.


  Język nie zmienił się zbytnio przez te trzy tomy. Ciężko było z napięciem, ponieważ, jak już pisałam, praktycznie go nie czułam, poza samym końcem. Książka nieco mnie rozczarowała, bo spodziewałam się szybkiej akcji, niebezpieczeństwa. Książce należy się 5/10


czwartek, 17 lipca 2014

#120 "Zbuntowana"

Tytuł: Zbuntowana
Oryginalny tytuł: Insurgent
Seria: Niezgodna t.2
Autor: Veronica Roth
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 367
Wysokość: 2.3 cm

  Tris i Tobias znaleźli schronienie przed Erudytami w siedzibie Serdeczności. Nie są tam jednak do końca bezpieczni. Jeannine nie odpuszcza. Usiłuje za wszelką cenę opanować za pomocą symulacji każdego, nawet odpornych Niezgodnych, i posunie sie do najgorszych czynów, by dopiąć swego. A cała reszta powoli przygotowuje się do walki. Nie każdy jednak ma ten sam cel.





  Pierwsza część była dla mnie dość przeciętna. Nieco niechętnie sięgnęłam po drugi tom - zrobiłam to tylko dlatego, że nie lubię pozostawiać niedokończonych serii. Jednak dobrze zrobiłam nie poddając się. 

  Jak wcześniej cieszyłam się, że Tris nie jest ofiarą losu, która przypadkiem została bohaterką, tak teraz cieszyć się nie ma z czego - przez dobrą połowę książki (a może i więcej) dziewczyna usiłuje się poświęcić, jest bierna i dość irytująca. Za to Tobias, przez większą część lektury zachowywał się wręcz nienagannie - był barwny, wyrazisty, momenty z nim aż miło się czytało, choć... No, nie zawsze były miłe. 
  Jeśli chodzi o bohaterów, to spodobało mi się to, że, jak się okazało, nie można było być pewnym zamiarów każdego w 100%. 

  Akcja okazała się być o wiele ciekawsza, niż przypuszczałam. Wciągnęła mnie bez reszty, sprawiła, że chwilami drżałam z napięcia. Tempo wydarzeń było w miarę szybkie. Kilka rzeczy zaskoczyło mnie, pojawiło się trochę zwrotów akcji - ogólnie rzecz biorąc wszystko na plus. 

  Nie było tu zbyt dużo miłosnych scen (uff... na szczęście!). Jednak za każdym razem, gdy takowa się już pojawiła, to chciało mi się bez przerwy przewracać oczami - odrobinę zbyt dużo słodyczy się pojawiło tu i ówdzie... Jednak, jak wspomniałam, schadzki zakochanych ograniczono do minimum. 

  Język jest bardzo prosty w odbiorze, łatwo i przyjemnie się czyta. Tej książki nie można tak po prostu odłożyć, cały czas coś tam siedzi w głowie i każe o niej myśleć. Uważam, że mimo wad zasługuje na 8/10.  

|"Niezgodna"|"Zbuntowana"|"Wierna"|
__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:





piątek, 9 maja 2014

Recenzja #107 "Dziewczyna, którą kochały pioruny"

Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny 
Oryginalny tytuł: Struck
Seria: -
Autor: Jennifer Bosworth 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 320
Wysokość: 2 cm

  Mia Price to dziewczyna, którą kochają pioruny. Los Angeles jest jednym z niewielu miejsc, gdzie czuje się bezpieczna. Do czasu gdy trzęsienie ziemi niszczy miasto. Wokół panuje chaos. Plaże zmieniają się w gigantyczne wioski namiotów. Śródmieście jest rumowiskiem. Nocami w opuszczonych budynkach odbywają się dzikie imprezy. Ich uczestników przyciąga w ruiny moc, której nie potrafią się oprzeć. Dwie walczące ze sobą sekty gromadzą coraz więcej wyznawców. I obie widzą w Mii klucz do wypełnienia dwóch apokaliptycznych proroctw… Tajemniczy Jeremy obiecuje ją chronić, lecz czy jest tym, za kogo się podaje? Mia nie jest tego pewna. Wie tylko, że jego dotyk jest bardziej elektryzujący niż uderzenie pioruna…
- lubimyczytac.pl

  Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, był język autorki. Już od początku miałam wrażenie, że książka napisana jest w sposób bardzo lekki, może wręcz zbyt lekki. Wraz z upływem stron wrażenie to zaczęło zanikać, by chwilę później znów wrócić. Nie wiem, co było główną tego przyczyną, ale nie język nie przypadł mi zbytnio do gustu...

  Mia, Jeremy, Tropiciele i Wyznawcy... To są główni bohaterowie i sekty występujące w książce. Skoro główni, to chyba powinniśmy wiedzieć coś na ich temat, prawda? Widać niekoniecznie - o głównych bohaterach mogłabym jeszcze coś powiedzieć: Mia jest nieco naiwną dziewczyną, dość odważną, ale bez przesady. Kocha pioruny tak samo, jak te kochają ją. Sceptycznie podchodzi do nauk Proroka jak i nie spogląda przychylnym okiem na sektę Tropicieli. Przede wszystkim troszczy się o swoją rodzinę. Jeremy... O nim mogę powiedzieć trochę mniej. Momentami miałam wrażenie, że z niego są takie ciepłe kluchy. Troszczy się głównie o Mię, broni jej przed sektami. Jest bardzo tajemniczy. Tyle. A o sektach? Tu nie napiszę nic. Powód jest prosty: wszystko (czyli niewiele) okazałoby się spojlerem. Szkoda, że poświęcono im tak mało uwagi... 

  Niewątpliwym plusem była akcja, a przynajmniej jeden jej aspekt: napięcie. Zdecydowanie nie generowały go wszechobecne pioruny czy burze. Autorce udało się kilka razy podnieść mi nieco adrenalinę, choć też nie było to coś fenomenalnego. Sama akcja również nie jest zła, szybko wciąga, jest nawet interesująca. Niemniej uważam, że można było zrobić z tej książki coś świetnego, a nie "nawet nawet", jak też to niestety wyszło. 

  Książka jest dość przeciętną młodzieżówką. Dobrze, że znalazłam ją na przecenie, bo żałowałabym pewnie jej kupna - w końcu kosztuje prawie 38 złotych (naprawdę, nie wiem za co...). Czytacie na własną odpowiedzialność, ja nie zachęcam ani nie zniechęcam. Moja ocena: 5/10

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:















__________________________________________________

Co powiecie na "Krzesanego" Wojciecha Kilara? :)




piątek, 21 marca 2014

Recenzja #100 "Porwana i sprzedana"

Tytuł: Porwana i sprzedana
Oryginalny tytuł: Slave girl 
Seria: Historie prawdziwe
Autor: Sarah Forsyth
Wydawnictwo: Amber 
Ilość stron: 278 
Wysokość: 1.7 cm















   Niektórzy mogą pomyśleć, że niewolnictwo nie jest już problemem w naszych czasach. Nieprawda. Zmieniło nazwę, może nieco formę, ale wciąż istnieje. O czym mowa? Oczywiście o prostytucji. Zatrważająca jest liczba kobiet, które zostały sprzedane. Strach budzi również ilość tych nielicznych, którym udało się wyrwać. Sarah Forsyth jest jedną z takich szczęściar.

  Sarah jako mała dziewczynka przeżyła w domu koszmar - ojciec, osoba, do której powinna mieć bezgraniczne zaufanie, bezkarnie ją wykorzystywał w bestialski sposób. Trafiła do domu dziecka. Wydawało się, że koszmar się skończył, ale on nadal trwał - i tam nie zaznała spokoju od pedofilii. W końcu zaczęła sobie układać życie, znalazła wymarzoną pracę w Amsterdamie. Wyjechała, lecz jej marzenia zostały brutalnie pogrzebane w momencie, gdy przystawiono jej lufę pistoletu do skroni i zmuszono do zarabiania pieniędzy na ulicy. Tak koszmar rozpoczął się od nowa. 

  Książka pokazuje brutalną prawdę: niewolnictwo w formie prostytucji jest niemalże akceptowalne przez społeczność. Po tym, co autorka przeżyła, wiele kobiet pewnie skończyłoby na oddziale psychiatrycznym lub nawet gorzej - taka dawka nieszczęścia to zdecydowanie zbyt dużo, jak na jedną osobę. Nie ukrywam jednak, że była ona trochę sama sobie winna, przez swą naiwność. Przynajmniej ostatni okropny epizod w jej życiu mógł się spokojnie nie wydarzyć. Ale szczęśliwa kobieta nie zawsze ma ochotę rozważać, co może pójść nie tak...

  Lubię czasem przeczytać takie książki. Nie są łatwymi lekturami, ale warto po nie sięgnąć raz na jakiś czas. Ta jednak nie jest najlepsza. Przez dużą część książki miałam wrażenie, że autorka się nad sobą nieco użala - oczywiście, po tym co przeszła, ma do tego prawo, aczkolwiek gdy czytałam jej historię, było to naprawdę denerwujące. 

  Książka mnie nie porwała, momentami bardzo mnie nużyła. Nie wywołała we mnie żadnych głębszych emocji. Jeśli chodzi o tę tematykę, to sto razy mocniej mogę polecić "Sprzedaną" Sophie Hayes z tego samego cyklu. Tę mogę ocenić jedynie na 5.5/10

__________________________________________________
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


__________________________________________________
Zakochałam się, dziękuję osóbce, która mi pokazała coś nowego :3 "Phantom of the opera - All I ask of you"



piątek, 14 lutego 2014

Recenzja #93 "Przez ciebie"

Tytuł: Przez ciebie 
Oryginalny tytuł: Through to you
Seria: -  
Autor: Emily Hainsworth
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 256
Wysokość: 1.5 cm














  Liczyłam na książkę jakich wiele: chłopak, dziewczyna, któreś z nich nie jest człowiekiem, tworzy się trójkącik, pojawiają się rozterki głównego bohatera, a na końcu i tak są razem. Założę się, że dla wielu to już znany scenariusz wielu książek. Ta jednak była inna.

  Główny bohater Cam stracił ukochaną dziewczynę w wypadku. Byli ze sobą długo, poświęcili dla siebie wiele, a po tym nastąpił tragiczny koniec ich związku. Nie dziwota więc, że chłopakowi jest ciężko uporać się ze stratą. Pewnego razu, gdy odwiedził miejsce tragedii, widzi dziewczynę - dziwną, przeźroczystą i zielonkawą. Nie zna jej, ale ona jego tak. I okazuje się, że zna ona sposób, by tragicznie rozdzieleni zakochani znów mogli być razem - tylko czy zechce się nim podzielić? 

  Powiem tylko, że wbrew pozorom nie jest to historia o duchach. Jest w tej powieści pomysł o niebo oryginalniejszy, ale jaki, to Wam nie zdradzę. Akcja nie jest zbyt szybka, ani zróżnicowana. Wydarzenia to głównie podróżowanie przez światło. Nie dzieje się nic, przy czym obgryzałabym mimowolnie paznokcie, nie ma dramatycznych wydarzeń (no, poza śmiercią ukochanej, aczkolwiek i to działo się przed czasem akcji...). Nie trudno jest więc chyba wywnioskować, że książka okazała się być trochę nudna. 
  Powieść była również nieco przewidywalna, co było jej dużym minusem. 

  Główny bohater był ciekawą postacią, choć czasem się zbytnio użalał nad sobą. Również nie był zbyt bystry, raczej trochę naiwny, aczkolwiek poza tym zdarzało mu się raz na jakiś czas błysnąć rozsądkiem. Podobała mi się kreacja Niny - to jest bohaterka, która najbardziej mi przypadła mi do gustu: rozsądna, mądra, choć momentami wydawała mi się być męczennicą. Viv, "martwa" dziewczyna, idealna nie jest. Denerwowała mnie bardzo, czułam, że jest fałszywa...   

  Pióro autorki jest lekkie, język, którym się posługuje potrafi zatrzymać czytelnika. Książka mimo wad jest niezła, szybko się ją czyta. Nie należy do ambitnych lektur, aczkolwiek jeśli ktoś ma ochotę na lekką, niezobowiązującą lekturę - polecam. Moja ocena to 5.5/10

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

 


poniedziałek, 23 września 2013

Recenzja #63 "Profesor"

Tytuł: Profesor
Oryginalny tytuł: What comes next
Autor: John Katzenbach
Wydawnictwo: Amber 
Ilość stron: 415 

Szanowany profesor psychologii jest (prawie) świadkiem porwania. Samego zdarzenia nie widzi, ale okoliczności, w których się to wydarzyło mowią same za siebie.
Jennifer po raz kolejny ucieka z domu. Tym razem nie ma jednak szansy na daleką ucieczkę, zostaje bowiem porwana, a jedyną osobą, która o tym wie, jest profesor, który powoli traci rozum. To właśnie on rozpoczyna poszukiwania dziewczyny nieskrępowany raportami i przepisami, którymi tak bardzo się przejmuje Terri Collins - policjantka, która również angażuje się w szukanie.



  Szukam dobrego thrillera. Miałam nadzieję, że ten tu mnie usatysfakcjonuje, ale cóż... To nie do końca to, czego chciałam...

  W książce znalazłam ciekawe postaci. Adrian - profesor, dla którego jego umysł jest rzeczą najważniejszą na świecie, a który traci swoje zdolności po trochu przez złośliwą chorobę. Jest tak zrozpaczony, że z tego powodu jest gotów popełnić samobójstwo. Od tego ratuje go czapka, którą znalazł na ulicy chwilę po tym, jak przechodziła tam dziewczyna. Czuje, że czapka nie została po prostu zgubiona, wie, że chodzi o coś więcej. Mimo, że profesor jest samotny, to znaczy cała jego rodzina nie żyje, mamy szansę ją poznać. Adrianowi towarzyszą bowiem halucynacje zmarłych bliskich, które pomagają mu w szukaniu dziewczyny, ale w specyficzny sposób. Nie mówią one czegoś w stylu "idź tam, tam mieszka jej matka", tylko naprowadzają go na to, co powinien zrobić. Wydaje mi się, że te halucynacje to tak naprawdę część umysłu profesora, która jeszcze pozostała trzeźwa, nie zarażona. 
  Wiemy, że Jennifer ucieka. Nie wiemy jednak do końca przed czym. I to nawet po skończeniu książki. Możemy mieć pewne podejrzenia, aczkolwiek wprost nie jest to powiedziane. Mimo, że to wokół tej postaci kręci się właściwie cała akcja, to nie poznajemy do końca Jennifer. Wiemy, że cierpi, wiemy, jak się czuje w danej chwili, ale o niej samej niewiele mogę powiedzieć.
  Jest też kilka postaci drugoplanowych, które zostały zaskakująco dobrze wykreowane. 

  Pierwsze strony powieści niesamowicie mnie wciągnęły. Znacie to, kiedy czytacie w nocy na zasadzie "jeszcze tylko rozdział"? Od dawna tego nie miałam. Dopiero przy tej książce nie zasypiałam. Stopniowo wzrastało napięcie mimo, że od początku wiedzieliśmy kto uprowadził Jennifer. Akcja była niezwykle wciągająca... do połowy książki. Po przekroczeniu tej granicy niestety było coraz hmm... Nie powiem, że nudniej, bo bym skłamała, ale przydałby się jakiś powiew zagrożenia większego, niż obecne. Dopiero w ostatnich, kulminacyjnych rozdziałach znów się coś zaczęło dziać. Na punkcie kulminacyjnym się nie zawiodłam, brakło mi jednak tego napięcia przed nim.
  Cały pomysł na książkę jest ciekawy, niby jest to porwanie na tle seksualnym - co nowego można w takiej tematyce wymyślić? A jednak! Od razu mówię: nie było scen dla nieletnich. Jennifer nieświadomie brała udział w czymś, o czym jeszcze nie miałam okazji czytać. Do tego śledztwo było prowadzone w dość szybkim tempie - chodzi mi głównie o śledztwo profesora, nie było tajemniczych zbiegów okoliczności, które przypadkiem by pomagały głównym bohaterom. 

  Autor dbał o szczegóły, ale nie zanudzał nas nimi. Pióro ma lekkie, książkę czytało się bardzo miło. Mimo, że do ideału książce nieco brakuje, to zachęcam do jej przeczytania. 

Moja ocena: 6.5/10


sobota, 14 września 2013

Recenzja #61 "Anielska"

Tytuł: Anielska
Oryginalny tytuł: Hallowed
Seria: Nieziemska (tom 2)
Autor: Cynthia Hand
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 336

W bestsellerowej powieści Nieziemska Clara Gardner poznała swój cel, odkryła, po co została zesłana na ziemię jako anioł. Stawiła czoło pożarowi ze swoich wizji i ocaliła z płomieni uwodzicielskiego, tajemniczego Christiana.

Lecz pożar był zaledwie początkiem. Wciągana coraz głębiej w świat aniołów, w coraz bardziej gwałtowną walkę dobra i zła, Clara doświadcza nowych przerażających wizji. Czy wskażą jej nowe zadanie? I podpowiedzą, który z dwóch chłopaków jest jej przeznaczony: Christian, którego darzy skomplikowanym uczuciem, czy Tucker, dla którego miłość Clary może okazać się najstraszliwszą groźbą… 

-Lubimyczytać.pl

  Pierwsze spotkanie z Clarą Gardner w "Nieziemskiej" wypadło średnio. Słyszałam, że kolejny tom jest lepszy, ale hmm... Jakoś nie wydaje mi się... Dlaczego? Zapraszam do dalszego czytania.

  Bohaterowie nie zmienili się zbytnio od poprzedniej części, właściwie wcale. Jedyna minimalna różnica to fakt, że Clara nie była już dla mnie neutralną postacią - i ona zaczęła mnie nieco irytować swoim zachowaniem typu "kocham jednego a mam być z innym, co mam zrobić..?". Moją ulubioną postacią oficjalnie zostaje Tucker - w ciągu dwóch tomów był jak dla mnie najmniej irytującą postacią w całości. Może był trochę zbyt... idealnym chłopakiem, by wyjść naturalnie, ale nie irytował mnie. Christian się nic nie zmienił. Ogólnie bohaterowie nie rzucają na kolana, są tacy, jakich wiele, nic specjalnego.

  Książkę męczyłam przez dość długi czas - jakieś dwa tygodnie. Jak już się zabrałam za nią, to przeczytałam kilka stron i zamykałam książkę na rzecz innej. Powód? Nuda. Nudziła mnie akcja, której właściwie było niewiele. Liczyłam, że będzie jakieś "mocniejsze" spotkanie z Samjazą, a tu... Nic. Dowiedzieliśmy się nieco rzeczy o Anielitach, aczkolwiek według mnie te informacje mogłyby zostać usunięte, gdyby tylko stało się to na rzecz wartkiej akcji. 
  Znaczenia wizji Clary domyśliłam się na długo przed wszystkimi, a przynajmniej podejrzewałam, co się może stać.  Jedyne, co mnie zaintrygowało, to zachowanie Jeffrey'a, brata Clary. Wytłumaczenie tego było chyba najciekawszym wydarzeniem w książce. 
  W książce znajdziemy duuużo przemyśleń głównej bohaterki, jej rozterki, wszystko to, co dzieje się w jej głowie. Teoretycznie powinno być to na swój sposób ciekawe, ponieważ lubię momenty, gdzie poznajemy myśli bohaterów, ale nie wiadomo czemu tutaj mi się to nie spodobało. 

  Wątek miłosny jest typowy: dziewczyna chce być z jednym, ale powinna wybrać tego drugiego, i ona w końcu nie wie, którego wybrać, bo chyba kocha obu na swój sposób... Domyślałam się, jaki będzie finał i nie chybiłam... Mimo to, miłostki Clary nie były najgorszą stroną książki.

  Styl pisania autorki nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie jest ani zły, ani jakiś bardzo dobry, plasuje się gdzieś pośrodku. Dialogi były OK, wypadały w miarę naturalnie, ale to chyba jest jedyny taki plus, który jestem w stanie opisać. Pani Hand nie umiała przytrzymać mnie przy książce, męczyłam się czytając ją.

  Podsumowując: akcja w książce nie powala, to samo tyczy się bohaterów, wątek miłosny jest mimo wszystko najmocniejszą stroną książki. Mimo, że słyszałam nieco dobrych rzeczy na temat tej powieści, jestem zawiedziona, a najwyższa ocena, jaką mogę wystawić jest 5/10.


sobota, 17 sierpnia 2013

Recenzja #52 "Sprzedana. Moja historia"

Tytuł: Sprzedana. Moja historia
Oryginalny tytuł: Trafficked
Autor: Sophie Hayes
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 320
Moja ocena: 10/10
  Ukochany zaprosił ją do Włoch. Tam zmusił ją do prostytucji.
Seks 30 razy na dobę przez 7 dni w tygodniu…
- Właśnie po to tu jesteś – powiedział wyraźnie, jakby tłumaczył coś dziecku opóźnionemu w rozwoju. – Żeby pomóc mi spłacić ten dług. Znajdę ci miejsce do pracy – na ulicy. Chyba każdy chętnie by się tak poświęcił dla kogoś, kogo kocha.
Sophie miała dwadzieścia cztery lata, kiedy pojechała do Włoch odwiedzić chłopaka – swojego dobrego przyjaciela. Spędzili razem romantyczny weekend i Sophie uwierzyła, że to miłość jej życia.
Ale kiedy powiedziała, że musi wracać do Anglii, wszystko się zmieniło. Uroczy i troskliwy Kas pokazał swoją prawdziwą twarz: brutalną i cyniczną. I poinformował ją, że będzie dla niego pracowała. Na ulicy…
Pierwszej nocy miała dziesięciu klientów. Potem „pracowała” bez przerwy, siedem dni w tygodniu, po trzydzieści razy dziennie. Jeśli nie dość zarobiła, była okrutnie karana. Nie mogła uciec; Kas zapowiedział, że jeśli to zrobi, zabije jej młodszych braci. Wiedziała, że nie żartuje...
Wykorzystywana, gwałcona, bita i poniżana Sophie spędziła sześć miesięcy w piekle.
Ale znalazła siłę, by wyrwać się z zaklętego kręgu strachu i przemocy.
Musiało jednak minąć kolejnych pięć lat, żeby przestała oglądać się przez ramię, poczuła się bezpieczna i opowiedziała o tym, co przeżyła – żeby żadna dziewczyna nie powtórzyła jej losu współczesnej niewolnicy.

  Pierwsza myśl, która nasunęła mi się po skończeniu książki brzmiała: "Cholera, znowu płaczę!". Kolejna: "Jak można być takim [niecenzuralne słówko określające Kasa]?". Nie spodziewałam się, że ta książka tak na mnie wpłynie...

  Gdyby taka główna bohaterka wystąpiła w którejś z książek, które dotychczas przeczytałam, powiedziałabym, że jest strasznie naiwna i sama stwarza sobie problemy. Co więc sprawiło, że nie uznałam Sophie za taką właśnie dziewczynę? Cała otoczka - to, jak Kas ją traktował, groźby, ciągłe mieszanie w głowie dziewczyny, wszechobecny strach przed gniewem chłopaka, można by tak wymieniać w nieskończoność. To się w głowie nie mieści, jakie pranie mózgu jej zrobił. 
Pytanie: Co byście zrobiły na miejscu Sophie, gdyby Wasz [haha] pan wyjechał na kilka dni i zostawił bez jakiegokolwiek nadzoru, uświadamiając Wam jedynie, że nie warto uciekać, bo i tak Was znajdzie, a przy okazji ucierpi na tym Wasza rodzina? Właśnie, zazwyczaj, jeśli załóżmy oglądamy film, to nie mamy tego fragmentu zastraszania (trafiłam jedynie na jeden taki film), więc wydaje nam się, że jak natrafi się okazja, to można spróbować ucieczki. Ten przypadek nie ograniczał się tylko do zastraszania dziewczyny, to miało również związek z jej przeszłością. Nie umiem tego ogarnąć, wiem, że może ta recenzja wyjdzie bardzo chaotyczna, ale po prostu książka nadal działa na mój umysł i to wrażenie, jakie na mnie wywarła nie pozwala mi pisać składnie... W każdym bądź razie, żeby dowiedzieć się, co sprawiło, że tak się zachowuję, musicie przeczytać tę powieść...

  Książka nie wyróżnia się jakimś wspaniałym językiem, ale nie czytałam tej pozycji, by napawać się pięknym słownictwem, czy opisami zapierającymi dech w piersiach. 
To straszne, przez co ta dziewczyna przeszła, ale ta książka pokazuje, że nawet po byciu prostytutką nie z własnej woli, można odbudować swoje życie. Oczywiście Sophie miała dużo szczęścia w nieszczęściu, miała rodzinę, która zrobiłaby dla niej wszystko, na jej drodze pojawiły się osoby, które jej pomogły i z pewnością odegrały wielką rolę w jej powrocie do normalnego życia. 
  Czytając łzy same cisnęły się do oczu (tak właściwie nawet teraz, jak piszę tę recenzję, mam wilgotne oczy - pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło). Przejść przez piekło i się nie sparzyć się nie da, ale widać można oparzenia wyleczyć - to pokazuje nam autorka, która przez tę otchłań gorąca przeszła. 

  Wiem, że ta recenzja nie jest mistrzostwem, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie - po prostu jak już mówiłam, nie jestem w stanie pisać składnie w tym stanie. Do tego chyba mam książkowego kaca...


piątek, 9 sierpnia 2013

Recenzja #49 "Idealna chemia"

Tytuł: Idealna chemia
Oryginalny tytuł: Perfect chemistry
Seria: Idealna chemia tom 1
Autor: Simone Elkeles 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 336 
Moja ocena: 8/10


  W liceum Fairfields uczniów z „dobrej” i „złej” części miasta dzieli mur nie do przebycia. Więc kiedy Brittany, popularna, piękna, bogata, i Alex, członek ulicznego gangu, zostają dobrani w parę do realizacji projektu z chemii, wszystko wskazuje, że nie skończy się to dobrze. Nikt – nawet oni sami – nie spodziewa się, że ten związek wywoła najbardziej zaskakującą reakcję chemiczną: miłość. Ale żeby być razem, będą musieli przeciwstawić się stereotypom i uprzedzeniom, jakie ich dzielą.



  Jak widać powróciłam do Was! Wypoczęłam i nabrałam ponownie ochoty na czytanie, przy okazji pochłonęłam ze dwie i pół książki, tak więc na pewno nie będziecie narzekać na to, że Was zaniedbuję :D

  O głównych bohaterach książki można by pisać i pisać, ale nie chcąc robić spoilerów zmuszona jestem pominąć kilka spraw... Postaci są zdecydowanie najmocniejszą stroną książki, mają kilka warstw, przez które przebijamy się w miarę przewijania stron. Britt na pierwszy rzut oka jest nieco rozpieszczoną, bogatą, trochę zadzierającą nosa nastolatką, umawia się z najlepszą partią w szkole. Jeśli autorka poprzestałaby na tym, otrzymalibyśmy nie najlepszą główną bohaterkę. Na szczęście dane mi było odkryć inne twarze dziewczyny. Brittany, choć sprawia wrażenie idealnej dziewczyny, z idealnego domu, z idealną rodzinką, wcale nie jest taka perfekcyjna. Ma swoje sekrety, jak chce, to potrafi być niesamolubna, widać, że troszczy się o tych, których kocha. Okazuje się, że ani ona, ani jej najbliższe otoczenie nie jest tak różowe, jak widzi to większość ludzi. Dziewczyna jest również pod presją rodziców, którzy wydają się nie akceptować jakiegokolwiek odstępstwa od wizerunku idealnej córeczki, choć sami nie za bardzo starają się być idealnymi rodzicami ani dla Britt, ani dla jej niepełnosprawnej siostry. 

  Jednym z tych niewielu osób, które przedarły się przez maskę, którą dziewczyna przywdziała, jest Alex - chłopak, którego prawdopodobnie większość rodziców nie zaakceptowała. Należy do gangu, pochodzi z "tej gorszej" strony miasta, nikt nie chce z nim zadrzeć, by nie narobić sobie biedy. Na samym początku nie robi na nas dobrego wrażenia - zakłada się o coś, za co od każdej dziewczyny dostałby porządnie w twarz, gdyby tylko się dowiedziały. Jest bezczelny, mało co może zwrócić jego uwagę, nie ma perspektyw. Ale to tak jak i w przypadku Brittany tylko maska. Nie bez powodu trzyma z niebezpiecznymi typami, nie jest tak nieczułym facetem, na jakiego się kreował. Poznajemy go lepiej równolegle z Britt. Choć on ukrywa prawdziwego siebie nieco dłużej, niż główna bohaterka, to również w końcu udaje nam się dostrzec prawdziwego, o niebo lepszego Alexa. 

  Książka jest współczesną wersją "Romea i Julii", więc nie możemy liczyć na żadną niespodziankę, jeśli chodzi o wątek miłosny. Przed zabraniem się za tę książkę nie nastawiałam się na wiele zwrotów akcji, na niespodzianki, więc się nie rozczarowałam. Natomiast dobrze rozbudowane zostały wątki poruszające problemy w rodzinach głównych bohaterów, czy ogólnie te o ich życiu prywatnym, kiedy mogli być sobą. Może nie tarzałam się ze śmiechu, aczkolwiek było kilka zabawnych momentów, dzięki którym książkę czytało się jeszcze przyjemniej.  
  Rozczarowało mnie nieco zakończenie, według mnie można by głównym bohaterom trochę jeszcze dopiec. Taki koniec, jaki znalazł się tutaj, był nieco przewidywalny. 

  Język jest przystępny, całkiem nieźle zostały stworzone dialogi - nie wyszły sztucznie. Nie miałam zastojów, jak to czasem mi się zdarza, pochłonęłam książkę bardzo szybko, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę czas, jaki mogłam przeznaczyć na czytanie. Myślę, że jeśli ktoś szuka czegoś oryginalnego, to książka nie przypadnie mu do gustu, ale w razie szukania lekkiej lektury na wakacje (i nie tylko:)), to ta pozycja będzie świetnym wyborem :)

środa, 24 lipca 2013

Recenzja #44 "BZRK"

Tytuł: BZRK 
Oryginalny tytuł: BZRK 
Seria: BZRK tom 1
Autor: Michael Grant 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 350 
Moja ocena: 8/10
Świat niedalekiej przyszłości.
Fanatyczni twórcy idei zjednoczenia ludzkości na podobieństwo roju pszczół, bez indywidualnych pragnień i wolnej woli, chcą zaprowadzić w ten sposób powszechny spokój i szczęście.
Zamierzają przy pomocy nanorobotów opanować mózgi przywódców państw o najlepiej rozwiniętej technologii.
Ich przeciwnikiem jest BZRK, grupa idealistów, walcząca ze zdradziecką agresją za pomocą biotów, stworzonych z ich DNA w połączeniu z DNA pająków, węży i meduz.
Niestety, na skutek podstępnego zamachu ginie wynalazca technologii hodowli biotów, w tajemnicy wspierający działania BZRK.
Jego córka, Sadie, zostaje ciężko ranna w tym samym zamachu, ale ocaleje. BZRK werbuje ją natychmiast do akcji ochrony prezydentów, razem z Noahem, bratem weterana z Afganistanu, członka tajnej grupy, który zwariował po ataku nanorobotów.
Rozpoczyna się decydujące starcie, niewidzialne dla wszystkich, poza jego uczestnikami.
Stawką jest przyszłość ludzkości… 


  Michael Grant jest jednym z moich ulubionych autorów. Jego serię "GONE" pokochałam, więc jak tylko zobaczyłam tę książkę w bibliotece, to się nie zawahałam i wypożyczyłam. 

  Toczącą się akcję możemy obserwować z dwóch stron - oczami członków BZRK oraz AFGC, ich przeciwników, dzięki czemu na bieżąco wiemy, co się dzieje po obu stronach barykady. Noah i Sadie zostali zwerbowani do tej pierwszej grupy. Ich zadaniem jest powstrzymanie bliźniaków stojących na czele AFGC przed opanowaniem najpotężniejszych ludzi na świecie. Duża część akcji dzieje się w "bebechach", czyli w mózgu, czasem w oku czy uchu, rzadziej na innych częściach ciała. Nie ukrywam, że były średnio przyjemne momenty, aczkolwiek nie było dramatu. 
  Ciekawie zostały opisane elementy ciała z perspektywy biotów, z łatwością można było sobie wszystko wyobrazić. 
  
  Jakoś miałam niewielki problem z wciągnięciem się w akcję. Do około 100 strony nie umiałam się odnaleźć, choć to pewnie winna jest tu moja rozproszona uwaga, to nie ukrywam, że zabrakło odrobiny "tego czegoś". Miałam też wrażenie, że akcja rozwija się trochę zbyt wolno. Choć po tych nieszczęsnych 100 stronach całkowicie dałam się ponieść akcji, to ciągle czekałam, aż stanie się coś takiego, że będę zbierać szczękę z podłogi (to w najlepszym razie). Co prawda w końcu się doczekałam punktu kulminacyjnego, gdzie za nic nie odłożyłabym książki na bok, to i tak brakło mi czegoś, takiego wielkiego BUM. To tyle, jeśli chodzi o negatywy.

  Bohaterów w książce jest dość dużo, ale oczywiście najwięcej możemy przeczytać o Sadie i Noah - głównych postaciach. Są to nastolatkowie, których zwerbowano, nie oszukujmy się, wbrew ich woli, a właściwie w tajemnicy przed nimi samymi. Nic im nie mówiąc zrobiono testy i już - należą do BZRK. Nie udają odważniejszych, niż są, mają wątpliwości, ale są lojalni wobec swojej grupy. Od dawna jestem zdania, że pan Grant świetnie tworzy bohaterów - są świetni w każdej jego książce, jaką przeczytałam. Naturalni, na ile się da w dziwnych sytuacjach, w jakie autor ich pakuje. 

  Język, którym posługuje się autor, ma coś takiego w sobie, że jego książki wciągają i nie chcą dać odejść. Mimo to w pewnym momencie czytało mi się ciężej, ale to chyba raczej była "zasługa" akcji, która nieco zbyt mocno zwolniła. 

  Spodziewałam się, że pojawi się wątek miłosny. Owszem, dostałam go, ale nie w takiej mierze, w jakiej oczekiwałam - bałam się, że zbytnio wyjdzie na prowadzenie, zakochani będą w stanie zrobić dla siebie wszystko - coś, czym ostatnio się karmię (czas zmienić jedzenie...). Gdy okazało się, że ta miłość pojawiła się może raz czy dwa, a i to nie było mega romantyczne spotkanie z nią, byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona. 

  Musicie chyba przyznać, że autor wymyślił coś naprawdę niebanalnego, coś nowego. Do tego mogę powiedzieć, że świetnie zrealizował ten pomysł do końca. Książka jest zdecydowanie warta przeczytania.