Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rick Riordan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rick Riordan. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 sierpnia 2015

czwartek, 13 marca 2014

Recenzja #98 "Złodziej pioruna"

Tytuł: "Złodziej pioruna"
Oryginalny tytuł: The lighting thief
Seria: Percy Jackson i bogowie olimpijscy
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 360
Wysokość: 2.5 cm

  Percy Jackson nie ma łatwo: co chwila wywalają go ze szkoły, nauczyciele są dla niego wyjątkowo wredni, on sam ma dysleksję i ADHD. Do tego matka mieszka z mężczyzną, który traktuje ich jak śmieci. Gdy razem z mamą wyjeżdża na wybłagane wakacje, on sam omal nie ginie, a matka zostaje porwana. W ten dramatyczny sposób dowiaduje się, że nie jest zwykłym śmiertelnikiem, a w jego żyłach płynie krew bogów. W dodatku dość zagniewanych, bo zginęło im coś bardzo cennego. A Percy ma im to zwrócić. 



  Twórczość pana Riordana ubóstwiam! Seria o Percym należy do moich ulubionych. Obawiałam się jednak sięgnięcia po tę książkę - ostatnio miałam nieprzyjemne powtórne spotkanie z inną, także obawiałam się, że magiczne coś, co kazało mi pokochać tę książkę, zniknęło. Na szczęście nie. 

  Pierwszą rzeczą, jaka mi się nasunęła podczas czytania, było to, że pod jednym względem Percy przywodzi na myśl Harry'ego Pottera. Nie lata on z różdżką na miotle (Zeus nie byłby zadowolony), ale jest bohaterem "silnym i słabym jednocześnie", jak to gdzieś kiedyś przeczytałam o Harrym. Dlaczego? Ponieważ jest w stanie dokonać wielkich czynów, ale bez wsparcia przyjaciół nie dałby sobie rady. 
  Pan Riordan stworzył całą masę różnych bohaterów o całej gamie charakterów, z sekretami, czasem fałszywych, wrednych, niektórych cudownych. Nigdy do końca nie można być pewnym, czy aby na pewno ten tu jest pokojowo nastawiony do głównego bohatera. Również ani Percy, ani Annabeth, ani żaden inny, nie jest też ukazany jako ktoś idealny, przez co zdają się być bardziej realni. 

  Mity. Jedno słowo a przyciąga moją uwagę jak magnes od chwili, w której dowiedziałam się, czym są. To pewnie dlatego, dawno, dawno temu, gdy książki czytałam raz na jakiś czas (straszne czasy...), sięgnęłam po tę pozycję. Jest wiele nawiązań do starożytnych wierzeń (co jest chyba logiczne :)). Autor zastosował tu pewien myk: zamiast kazać się czytelnikowi domyśleć, o jaki mit chodzi, to często przemycał w jakiś sposób historię tak, że wszystko łączyło się ze sobą. Powiem szczerze, że choć kiedyś przeczytałam mity Parandowskiego od deski do deski, to wiele rzeczy pozapominałam. W tym wypadku zabieg autora był przydatny. 
  
  Akcja jest dynamiczna, ciekawa, obfituje w różne niespodzianki. Autor zatroszczył się, by nie każda rzecz była oczywista, dodał trochę ludzkiego fałszu, trochę tajemnic, przez co książkę czyta się jednym tchem. W dodatku cały świat wymyślony przez niego, choć na pierwszy rzut oka podobny do naszego, jest świetnie obmyślony. 

  Występuje tu trochę opisów, ale nie na tyle, by przynudzać - odpowiednia ilość by sobie wyobrazić scenerię i nie przysnąć. Język jest prosty i przystępny, ale nie infantylny. Dużym plusem jest humor, którego w tej książce nie brak. 

  Nie potrafię się doszukać żadnej skazy w tej książce, jest to pozycja, według mnie, idealna! Jeśli lubisz mity, a jeszcze nie przeczytałeś/aś tej pozycji - do biblioteki marsz! 10/10
 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:



__________________________________________________ 
Co by wam tu dziś zaserwować...? A może Wy macie jakieś ulubione sceny baletowe/operowe/jakiekolwiek? 
Na razie dam Wam pas de deux z "Kopciuszka"