Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaguar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaguar. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

#168 Nie ma przeszkód nie do pokonania - "Płonący most"




Tytuł: Płonący most
Oryginalny tytuł: The Burning Bridge
Seria: Zwiadowcy (t.2)
Autor: John Flanagan
Wydawnictwo: Jaguar
350 stron
Ocena: 9/10





sobota, 1 sierpnia 2015

#165 "Tak krucho"

Tytuł: Tak krucho 
Oryginalny tytuł: Breakable
Seria: Kontury serca (t.2) 
Autor: Tammara Webber 
Wydawnictwo: Jaguar 
336 stron

Landon jako dziecko stracił matkę. Po jej śmierci ojciec odsunął się od syna obwiniającego się o tragedię. Z biegiem lat Lucas stara się zapomnieć o przeszłości, która jednak nie tak chętnie odchodzi w zapomnienie.
Lucas spotyka na swojej drodze Jacqueline - dziewczynę niejako będącą dla niego zakazanym owocem. Jednak, jak wiadomo, zakazany owoc smakuje najlepiej...


Nie sięgałam po tę książkę z entuzjazmem, traktowałam ją bardziej jako zapychacz czasu. Moje oczekiwania nie były duże - w końcu czego nowego można chcieć od znanej już historii z "Tak blisko..."? A jak w rzeczywistości książka wypadła? 


wtorek, 20 stycznia 2015

Recenzja #142 "Jedyna"

Tytuł: Jedyna
Oryginalny tytuł: The One
Seria: Selekcja
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 320

W pałacu zostały już tylko  cztery dziewczęta. Rozpoczyna się walka o serce Maxona i koronę, jednak wybór księcia jest niemal jasny. Za każdym razem jednak coś staje na drodze zakochanym, tak jakby cały świat był przeciwko nim. Okazuje się jednak, że za pośrednictwem Americii mogą zmienić się losy Illei - czy to jednak wystarczy, by przekonać Maxona do podjęcia tego ostatniego, ważnego kroku?
  



niedziela, 21 września 2014

#133 "Partials. Częściowcy"

Tytuł: Partials. Częściowcy. 
Oryginalny tytuł: Partials
Seria: Partials
Autor: Dan Wells 
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 480
Wysokość: 3 cm

Wojna z Częściowcami uwolniła groźny wirus, przez co rasa ludzka wymiera. Noworodki umierają zaraz po narodzinach. 99% ludności zniknęła z powierzchni Ziemi. 
Kira, młoda medyczka, ma dość wszechobecnej śmierci i za wszelką cenę usiłuje odnaleźć antybiotyk na RM. By to osiągnąć jest zmuszona przeprowadzić badania na największych wrogach, Częściowcach. Rząd nie jest zadowolony, wojna wisi w powietrzu, bunt jest tylko kwestią czasu. Kira staje się wrogiem publicznym numer 1, ale ważne jest tylko jedno: uratowanie ludzkości. 

  Brzmi nieco heroicznie? Być może i takie jest. Co nie zmienia faktu, że książka jest świetna. Tak, to co czytacie można zaliczyć chyba do hymnów pochwalnych. Jeśli chcecie wiedzieć, co takiego cudownego znalazłam między stronami tej powieści, czytajcie dalej. 

  Postapokaliptycznych książek jest mnóstwo na naszym rynku wydawniczym. Mało która może jednak się równać z tą. Bohaterowie, a głównie Kira, są bardzo dojrzali jak na swój wiek - główna postać ma tylko 16 lat, czego w życiu bym nie powiedziała po jej zachowaniu. Nie przeszkadzało mi to jednak, a wręcz pomagało zrozumieć, jak zła jest sytuacja, skoro losy ludzkości zależą od tak młodych osób. 
  Każda postać jest bardzo naturalna, każda jest inna. Co prawda zachowują się dość heroicznie, ale w dopuszczalnym stopniu, nie jest to jeszcze irytujące. 
  Ciekawym, o ile nie najciekawszym, bohaterem okazał się Częściowiec - do samego końca nie mogłam poznać jego zamiarów, jego zachowanie zmieniało się całkowicie, a co najlepsze, zawsze było to logicznie wyjaśnione i nie powodowało sprzeczności, co czasami niestety się zdarza. 

  Do teraz rozmyślam nad akcją. Co prawda początek zapowiadał się nieco nudno (i jest to jedyny, niewielki minus książki), ale ta rozkręciła się tak, że nie sposób było oderwać się od niej. Ciągły ruch, ciągłe starcia, walki o życie, swoje a zarazem całej ludzkości, sprawiały, że znajdowałam się nie w ciepłym łóżku, a na nieosłoniętym terenie wraz z bohaterami, wyczekując strzału oznajmiającego "koniec gry" dla siebie i innych. Dosłownie. 
  Książka jest wypełniona po brzegi nieustannym napięciem, zdradami, niepewnością, sprzecznymi uczuciami, przyjaźnią. Nie sposób opisać, co czułam czytając - to trzeba samemu przeżyć. 

  Pokochałam tę powieść. Nie mam nic więcej do powiedzenia, po prostu idźcie do księgarni/biblioteki/obcego człowieka, który akurat czyta tę książkę przy Was, weźcie ją do ręki i czytajcie! 10/10

P.S. Wie ktoś, czy w Polsce wydadzą kontynuację? Bo coś chyba się nie zapowiada :(


sobota, 16 sierpnia 2014

#128 "Elita"

Tytuł: Elita
Oryginalny tytuł: The Elite
Seria: Rywalki t.2
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 328
Wysokość: 2.5 cm

  Z 35 dziewcząt przybyłych do pałacu pozostało 6. Wśród nich znalazła się również America. Między nią a Maxonem rodzi się uczucie, lecz Ami ma wątpliwości - nie potrafi zapomnieć o Aspenie, swojej dawnej miłości. Obaj o nią walczą, ona do obu coś czuje. America musi jednak w końcu dokonać wyboru.

  Tak. I to tyle. Nic więcej w książce się nie dzieje. No, ale zacznę od pozytywów. Powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Rozdziały mają idealną długość, a język jest bardzo przystępny dla nastoletnich czytelniczek. A, no i oczywiście okładka - tak jak wszystkie z tej serii jest niezwykle przyjemna dla oka.

  Teraz trochę więcej narzekania. W książce nie dzieje się praktycznie nic. Raz na jakiś czas zdarzył się atak rebeliantów, ale oczywiście pałacowe schrony, spełniły swą funkcję, przez co nie dostałam swojej dziennej dawki napięcia. Autorka całkowicie skupiła się na uczuciach Ami, a te przez większość książki w ogóle się nie zmieniały - po prostu dziewczyna raz chciała być z Aspenem, raz z Maxonem, zmieniała zdanie szybciej niż Elena z "Pamiętników wampirów" (kto czytał lub oglądał, ten wie). Do tego dziewczyna, gdy znajdowała się w otoczeniu kogokolwiek, wyłączając króla i Maxona, przedstawiana była jako osoba cudowna, właściwie bez wad, dobroduszna - kojarzyła mi się z Kopciuszkiem: biedna, dobra dziewczynka nagle dostała wielką szansę na życie w pałacu. Ciągłe zwracanie się do niej przez służbę per "panienko" na dłuższą metę również było bardzo irytujące.

  Nie oszczędzę też samego księcia, ideału niemal każdej dziewczyny w Illei. Chłopak co rusz mówił, jak to bardzo kocha Americę, a chwilę później czytam, że znajduje się w ramionach innej. Tłumaczenie? Żyję w stresie. No proszę Was...

  Jak już wspominałam, akcja nie zachwyca. Ciągle czekałam na jakiś zwrot akcji, na coś ekscytującego, a otrzymałam jedynie głupotę i rozterki głównej bohaterki. 

  Być może już to wywnioskowaliście, ale napiszę to: książka jest do bani. Gratuluję autorce, że udało jej się zniszczyć tak obiecującą serię. Żałuję pieniędzy wydanych na tę pozycję (a często się to nie zdarza...), a Wam radzę, jeśli już koniecznie musicie się z nią zapoznać, wypożyczyć ją z biblioteki. Moja ocena to 2/10 - tylko za okładkę. 


sobota, 24 maja 2014

Recenzja #110 "Morze spokoju"

Tytuł: Morze spokoju
Oryginalny tytuł: Sea of Tranquility 
Seria: -
Autor: Katja Millay
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 455
Wysokość: 3.2 cm

  Nastya Kashnikov chce tylko dwóch rzeczy: przetrwać liceum bez żadnych osób, które będą pouczać ją na temat jej przeszłości oraz sprawić, aby chłopak, który zabrał jej dosłownie wszystko – tożsamość, duszę i chęć życia – zapłacił za to. Historia Josh’a Bennett’a to nie sekret: każda osoba, którą kochał, opuściła ten świat, aż w końcu, gdy chłopak miał 17 lat, nie został mu już nikt. Teraz, wszystko czego Josh pragnie, to to, aby ludzie pozwolili mu zostać samemu, ponieważ gdy Twoje imię jest synonimem śmierci, każdy ma tendencję do pozostawienia Ci Twojej własnej przestrzeni. Każdy z wyjątkiem Nastyi, tajemniczej, nowej dziewczyny w szkole, która zaczyna się kręcić wokół chłopaka i nie ma zamiaru odejść, dopóki nie zyska wpływu na każdy aspekt jego życia. Ale im bardziej Josh ją poznaje, tym większą jest ona dla niego zagadką. Kiedy intensywność ich relacji się nasila, a pytania bez odpowiedzi zaczynają się piętrzyć, chłopak zaczyna się zastanawiać, czy kiedykolwiek odkryje sekrety ukrywane przez dziewczynę – albo czy w ogóle tego chce. - lubimyczytac.pl
  
  Piękna okładka, przyciągająca wzrok - czyli alarm w mojej głowie wyje, że wnętrze niekoniecznie musi takie być. No ale cóż, wzrokowcem jestem to sięgam po to, co ładne... Całe szczęście, bo gdybym usłuchała alarmu mogłabym przegapić coś świetnego!

  Pierwszą rzeczą, która niesłychanie przypadła mi do gustu, jest to, że na poznanie przeszłości Nastyi trzeba czekać praktycznie do samego końca - wcześniej otrzymujemy jedynie niewielkie okruchy informacji, które skutecznie rozbudzają ciekawość. 
  Akcja sama w sobie nie jest jakoś szczególnie porywająca. Pewnie gdybym miała opowiedzieć komuś fabułę wydałaby się ona wręcz nudnawa i przewidywalna. Zaręczam Wam - nie jest. Wciągnęła mnie bez reszty, gdy nie czytałam, to myślałam o bohaterach i o tym, co może się stać. Może nie znajdziecie w tej książce nagłych zwrotów akcji czy scen z fantastyki wziętych, ale tego tej książce nie potrzeba - jest naprawdę interesująca bez tego.

  Bohaterowie są stworzeni po mistrzowsku. Każdy jeden, choćby drugoplanowy, jest wyrazisty, ma swój charakter. Jedynie główna bohaterka nieco mnie denerwowała (co i tak jest sztuką, biorąc pod uwagę, że przez długi czas prawie się nie odzywała). Nie mam na to żadnych dowodów, ale miałam wrażenie, że dziewczyna się odrobinę nad sobą użala - choć jej zachowanie wskazywało na coś zupełnie innego. Nie wiem, dlaczego, ale tak to odebrałam... 

  Autorka nie boi się używać przekleństw, ale również nie nadużywa ich. Mocne słowa często pomagały bardziej urzeczywistnić sytuacje w powieści. Książka napisana została w taki sposób, że nie da się od niej oderwać, a nawet najbardziej zwyczajne momenty stają się ciekawe i/lub piękne. 

9/10

 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:




poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Recenzja #105 "Rywalki"

Tytuł: Rywalki
Oryginalny tytuł: Selection
Seria: Selekcja 
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 335
Wysokość: 2.4 cm














  W Illei rozpoczynają się Eliminacje - konkurs, w którym 35 dziewczyn walczy o serce Maxona, księcia Illei. Swoje zgłoszenie niechętnie wysyła America. Jest przekonana, że nie będzie wśród wybranych. Los się jednak do niej "uśmiecha" i dziewczyna trafia do pałacu, by stanąć do rywalizacji o przyszłego władcę, który okazuje się być kimś zupełnie innym, niż się wydawał. 

  Po przeczytaniu tej książki mam totalną pustkę w głowie, jeśli chodzi o to, co mogę o niej napisać. Walczą we mnie dwie opinie, jedna pochlebna, jedna odrobinę mniej. Może pisząc tę recenzję sama sobie ułożę wszystko? 

  Największy dylemat mam przy akcji - płynie ona sobie spokojnie, równym tempem, z wybuchami płaczu jako najczęstszymi "zakłóceniami". Nie ma raczej nic, co by sprawiło, że adrenalina podskakuje, choćby na chwilę. Większość książki była przeznaczona na rozmowy Maxona i Ami, przekomarzanie się oraz kłótnie. Teoretycznie coś takiego spisane jest u mnie raczej na straty. Ale nie ta książka. Dlaczego? Szczerze powiem, że sama nie wiem... Może to przez umiejętnie wplecione humorystyczne scenki? A może po prostu przez styl pisania autorki? Cokolwiek to było, spisało się na medal!
  Jest jednak coś, co mi się nie do końca podobało. Denerwowały mnie, wcześniej wspomniane, nagłe wybuchy płaczu głównej bohaterki, często jak dla mnie bezsensowne. Zdarzały się również ataki grup rebeliantów, które miały chyba urozmaicić nieco akcję. W praktyce wyglądało to tak: chowamy się, przeczekamy, ktoś przeżyje załamanie, wyjdziemy bez szwanku nie widząc rebeliantów na oczy. Myślę, że można było dodać więcej dramatyzmu dzięki tym właśnie atakom. 

  Główna bohaterka czasem była bohaterką idealną, a czasem bardzo irytującą. Momentami wydawała się być naturalną, prawdziwą dziewczyną, żeby chwilę potem stać się osobą przesadzającą we wszystkim. Jej relacja z księciem również nie była stabilna. Raz było naturalnie, dobrze, a na następnej stronie już coś wyglądało mi na manipulację, czy też było przesłodzone. 
  Podobało mi się, że każdy bohater, czy to drugo czy pierwszoplanowy, był dobrze zarysowany. Wszyscy mieli jakąś swoją cechę, dzięki której go pamiętam. 

  Powiem szczerze, że dawno się tak nie odprężyłam przy czytaniu. Jest to lekka, niewymagająca szczególnego wysiłku książka, idealna na jeden, dwa wieczory. Może książka ta ma swoje wady, ale nie rozczarowała mnie. Myślę, że mimo wszystko, zostanie w mojej pamięci jeszcze na długo. Zastanawiam się nad oceną, ale uważam, że 8/10 będzie w porządku - nie jestem w stanie się zmusić, by dać niższą.

| "Rywalki" | "Elita" | "The One" |
 __________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:







czwartek, 30 stycznia 2014

Recenzja #89 "Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu"

Tytuł: Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu.
Oryginalny tytuł: Rangers Apprentice. The Ruins of Gorlan.
Seria: Zwiadowcy t. 1
Autor: John Flanagan
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 319
Wysokość: 2.7 cm 

  Przyszłość piętnastoletniego Willa zależy od decyzji możnego barona. Sam Will najchętniej zostałby rycerzem, ale drobny i zwinny nie odznacza się tężyzną fizyczną, niezbędną do władania mieczem. Tajemniczy Halt proponuje chłopakowi przystanie do zwiadowców ludzi owianych legendą, którzy, jak wieść niesie, parają się mroczną magią, potrafią stawać się niewidzialni... Początek nauki u mistrza Halta to jednocześnie początek wielkiej przygody i prawdziwej męskiej przyjaźni.
- lubimyczytac.pl

  Książka ta kusiła mnie już od dawna, ale nie umiałam jej dorwać. Wiele recenzji przeczytanych na blogach, a także całe mnóstwo usłyszanych opinii o niej utwierdzało mnie w przekonaniu, że na pewno mi się spodoba. A jednak nie wszystko wyszło idealnie...

  Bohaterowie są zdecydowanie mocną stroną książki. Will oraz Halt zostali bardzo dobrze stworzeni, ich historia, którą poznaje się stopniowo, była nieźle obmyślona, a szczegóły stanowiły zwartą całość - nie znalazłam sprzeczności czy niedomówień. Co do samych bohaterów - każdy z nich jest inny. Ze wszystkich poznanych nastolatków z sierocińca najlepiej, oprócz głównego bohatera, poznajemy Horace'a, którego momentami było mi szkoda. Za plus uznać można fakt, że postaci zmieniają się w trakcie trwania akcji. W trakcie tych trzystu stron Will i Horace, a także może odrobinę Halt, nie przypominają tych ludzi, którymi byli na początku książki. 

  W powieści dzieje się dużo. Treningi, polowanie, tropienie i wiele innych rzeczy znalazło się tutaj. Nie było momentów, w których uznać bym mogła, że mi się nudzi. Akcja brnie do przodu w tempie średnim, ale zdecydowanie pasującym. Jest jednak pewien minus. Były momenty grozy, ale ja tego nie czułam. Czytałam, bo było ciekawe, ale ani razu nie musiałam denerwować się o los bohaterów - a normalnie miałabym ku temu powody. Do tego powieść była nieco przewidywalna.

  Widać, że autor ma lekkie pióro. Książkę czyta się bardzo szybko. Według mnie jest to dobra lektura, aczkolwiek na razie nie mogę zaliczyć jej do pocztu moich ulubionych - mimo wszystko czytając ją nie obudziły się we mnie raczej żadne emocje, mało było momentów, w których bym się martwiła, śmiała czy bała. Moja ocena to 7/10.

__________________________________________________ 
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:



 
__________________________________________________ 

Dziś baletu nie dodam, ale za to posłuchajcie czegoś, co podsunęła mi Clary  :)


David Garret - Swan Lake Theme 



czwartek, 4 lipca 2013

Recenzja #36 "Tak blisko..." Tammara Webber

Tytuł: Tak blisko
Oryginalny tytuł: Easy 
Autor: Tammara Webber 
Wydawnictwo: Jaguar 
Ilość stron: 336 
Moja ocena: 8/10
 Kiedy Jacqueline przyjechała za swoim chłopakiem, do college’u, nie spodziewała się, że po dwóch miesiącach Brad zakończy wieloletni związek. Teraz musi odnaleźć się w zupełnie obcej rzeczywistości – jest singielką, studiuje ekonomię zamiast muzyki, a byli znajomi traktują ją jak powietrze.
Pewnej nocy, tuż po wyjściu z imprezy, Jacqueline zostaje zaatakowana przez Bucka, przyjaciela jej eks-chłopaka. Ocalona przez nieznajomego, który wydaje się być przypadkiem we właściwym miejscu o właściwym czasie, dziewczyna chce tylko zapomnieć o koszmarnym wydarzeniu. Jednak Lucas, jej wybawca, nie spuszcza z niej oka. Jacqueline nie wie, czego może się spodziewać po skrytym mężczyźnie, który całe zajęcia spędza gapiąc się na jej plecy i szkicując w notatniku. Kiedy okazuje się, że Buck nadal prześladuje Jacqueline, ta ma do wyboru pozostać ofiarą, lub nauczyć się bronić. Luke wydaje się być rycerzem na białym koniu, ale i on ma swoje tajemnice.  

  Książka rozpoczyna się od razu mocnym zdarzeniem - Jacqueline prawie zostaje ofiarą gwałtu. Napada na nią chłopak, którego znała, po którym nikt by się tego nie spodziewał. Dziewczyna jednak ma szczęście w nieszczęściu - zjawia się ktoś, kto może jej pomóc. 
  Dzięki narracji pierwszoosobowej mamy wgląd do uczuć głównej bohaterki, a jest ich cała gama - od odrzucenia, przez strach i obrzydzenie, motywację do działania, do fascynacji nieznajomym. Jest może nieco zbyt ciekawska (ale wychodzi to chyba dopiero przy końcu książki), z jednej strony jest silna, nie załamuje się po próbach gwałtu, a z drugiej jest jednak łatwo ją zranić. Zdziwiło mnie jedno - że nie domyśliła się jednej rzeczy związanej z Lucasem i tajemniczym Landonem, tutorem ekonomii, ale nie wiem, czy na jej miejscu wpadłabym na to, czego się czytając i mogąc łatwo złożyć wszystko razem. 
  Lucas, oj Lucas... Tu ratuje Jacqueline, raz ją podrywa, raz ignoruje, ciągle na nią wpada. Wydaje się takim lekkim buntownikiem, wytatuowany, z kolczykiem w wardze, umie się porządnie bić. Jednak tak na prawdę okazuje się, że ma inną naturę. Okazuje się, że w tym chłopaku drzemie artysta. Do tego z niemałym bagażem doświadczeń, których nigdy nie powinien mieć. Bawi się z Jacqueline w kotka i myszkę, choć widać, że oboje czują do siebie miętę. 
  Nie jest przerysowany, denerwujący, prawdę mówiąc on i Jacqueline są jednymi z lepiej stworzonych bohaterów. Ona nie jest słodką idiotką (dzięki Bogu...), w końcu postanawia walczyć o swoje szczęście pod każdym względem, on jest czuły, inteligentny, ale potrafi pokazać charakterek. 

  Muszę przyznać, że dałam się wciągnąć w tę historię praktycznie od razu. Pokazuje ona, że tak naprawdę nie możemy być pewni, że w kumplu nie czai się potwór. Dopatrzyłam się jednego malutkiego minusika - powieść była nieco przewidywalna, kilka fragmentów całości potoczyło się mniej więcej tak, jak sobie wyobrażałam. Mimo to bardzo mi się podobało. Książka wciąga, bohaterowie nie zostali przerysowani, i choć może nie jest to książka idealna, to na pewno jest warta przeczytania. 




piątek, 31 maja 2013

Recenzja #21 "Wilczy pakt"

Tytuł: Wilczy pakt
Oryginalny tytuł: Wolf pact
Seria: Błękitnokrwiści (dodatkowo)
Autor: Melissa de la Cruz
Wydawnictwo: Jaguar
Moja ocena: 7/10
Uwięzieni w najmroczniejszych głębiach podziemnego świata, Lawson i jego pobratymcy mieli stać się Ogarami Piekieł. Ucieczka na ziemię tylko odwlekła to, co nieuniknione. Mistrz wytropił hordę i odebrał Lawsonowi to, co trzymało go przy zdrowych zmysłach – dziewczynę, którą kochał. Teraz chłopak sam poluje na bestie przed którymi niegdyś uciekał, w próżnej nadziei odzyskania ukochanej. Kiedy Lawson dowiaduje się, że Bliss, tajemnicza eks-wampirzyca poszukuje Ogarów na własną rękę, wie, że oto dostał kolejną szansę. Ale czy dziewczyna, w której żyłach płynie krew aniołów będzie w stanie zaufać mężczyźnie z wilczą duszą

  Bliss pokonała ducha Lucyfera opanowującego jej ciało i umysł. By odkupić swoje czyny wyrusza w podróż, której celem jest sprowadzenie Wilków, by te pomogły wampirom w walce ze Srebrnokrwistymi. Dziewczynie w końcu udaje się odnaleźć sforę, jednak zanim poprosi ją o pomoc musi pomóc jej pokonać sługę Księcia Ciemności. Sfora jednak nie wie, że Bliss jest córką ich wroga.

  Bliss od początku była moją ulubioną postacią w serii. Nie wiem dlaczego, tak jakoś się po prostu stało. Dlatego też cieszę się, że powstała książka opowiadająca właśnie o niej. Dziewczyna jest dość cicha, ale ma swoje momenty. Jest mocno zdeterminowana, by pomóc swojej byłej rasie.

  Ulf, później Lawson (nie wiem czemu, ale to imię kojarzy mi się ze staruszkiem, tak na marginesie), pomad wszystko stawia sforę. Czuje się odpowiedzialny za nią i za bezpieczeństwo grupy. Cały czas usiłuje dojść do jednego: do uwolnienia reszty Wilków. Czytając mamy pełny wgląd do jego myśli, przeżywamy z nim każdą stratę, radość, każdą myśl. Dzięki temu możemy świetnie wczuć się w jego sytuację.

  Jedyny minus książki, jaki wyłapałam, to to, że akcja nie jest jakaś zawiła, nieco przewidywalna. Toczy się niezbyt szybko, miałam wrażenie, że momentami wręcz zbyt wolno. Kilka razy powtarzało się: O, jesteśmy bezpieczni, o, już nie, powalczymy trochę, odniesiemy obrażenia i lecimy dalej. Jeśli o akcję chodzi, to miałam większe nadzieje.
Co do plusów: autorka ma niesamowicie lekkie pióro. Jej książki czyta się szybko, a mimo to nadal możemy się nimi delektować. Co prawda, pomysł nie jest zbyt oryginalny, jeśli chodzi o tematykę (biorę pod uwagę całą serię), aczkolwiek czyta się (większość) z zapartym tchem i nie chce się odłożyć książki choćby na moment.

P.S. Tak, tak, wiem, że następna miała być "Apokalipsa" Koontza, ale tak jakoś wyszło, że tę książkę już skończyłam, a w tamtej jestem dopiero w połowie :)

czwartek, 2 maja 2013

Recenzja #12 "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele"

Tytuł: Dziewczyna, która chciała zbyt wiele
Oryginalny tytuł: Going too far
Autor: Jennifer Echols
Wydawnictwo: Jaguar
Moja ocena: 10/10

Wszystko, czego pragnie Meg, to uciec. Uciec z rodzinnego miasteczka. Uciec ze szkoły. Uciec od przywiązanych do skrajnie nudnego życia rodziców. To dlatego pewnego dnia posuwa się za daleko. Łamie prawo i zostaje nakryta przez policję.

John ma dziewiętnaście lat. Był najlepszym uczniem w szkole. Mógł iść do collage’u. A jednak zdecydował się zostać. Przestrzegać prawa. Służyć i chronić. To dlatego nie potrafi spojrzeć przez palce na wybryk Meg i postanawia dać dziewczynie nauczkę, której szybko nie zapomni.

Zbuntowana nastolatka i młody policjant. Ona wyśmiewa jego zasady. On krytykuje jej rebelianckie zapędy. Doprowadzają się do szału. Testują swoje granice. Aż, któregoś dnia, posuwają się za daleko.


  Niebieskie włosy, szaleństwo w każdym ruchu, nieco aroganckie zachowanie - to właśnie Meg. Dziewczyna nie dba o zasady, nie obchodzi ich opinia innych, żyje chwilą. Aż do... No właśnie. W końcu jej styl życia prowadzi ją do policyjnego wozu. Od tamtej chwili dziewczyna się powoli zmienia. Nie jest to jakaś radykalna zmiana, jest subtelna, ale według mnie ważna. Meg z (pseudo)przyjaciółmi, którzy również wpakowali się w kłopoty muszą odbyć karę, którą jest między innymi przebywanie i poznawanie pracy policjanta, sanitariusza i strażaka. Meg trafia do tego pierwszego. Na jej nieszczęście. Zakochuje się bowiem w funkcjonariuszu, pomimo tego, że mają całkiem różne poglądy na... wszystko. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że oboje coś ukrywają, że oboje z jakiegoś powodu chowają się za maskami.

  Nie mogę powiedzieć, że od razu polubiłam główną bohaterkę. Wydała mi się nieodpowiedzialna, nie dbająca o nic. Żyje chwilą, naprawdę, idzie na całość. Jednak po dalszym zapoznaniu się z nią zmieniłam o niej zdanie. Dziewczyna... hm... No, nie miała w życiu łatwo. Oberwała nieźle. Nie do końca wiedziałam, o co chodzi z jej rodzicami, nie potrafię rozstrzygnąć kwestii, czy są "pozytywni" czy "negatywni" (jeśli tak można powiedzieć o rodzicach). Chyba musiałabym przekartkować książkę raz jeszcze. 
Meg... hmm... Jakby to powiedzieć nie robiąc spoilerów... Po może setnej stronie zaczęłam ją rozumieć. Nie do końca, ale już nie miałam o niej takiego złego zdania. Mimo że no, chcąc nie chcąc muszę ją nazwać lekko puszczalską. Jednak od właśnie tamtego momentu (no, może o kolejne sto stron dalej) zaczyna rozumieć, że nie może tak marnować życia. Przekonuje ją do tego głównie policjant, z którym wylądowała w jednym samochodzie na pięć nocy z rzędu odbębniając swoją karę. Dalej szokowało mnie jej zachowanie, ale tak naprawdę była już kimś innym. Kiedy w końcu wyrzuciła z siebie wszystko, co ukrywała, chcąc nie chcąc przyznam się wam, popłakałam się. Może to nie świadczy o niczym, biorąc pod uwagę, że płaczę ostatnio często, ale tym razem tych kilka urojonych łez miało sens.

  Miejscami byłam zaskoczona zachowaniem Johna. To z jednej strony. Z drugiej chciałam krzyczeć z radości "NAREEEESZCIE! BRAK SCHEMATÓW I GRZECZNEGO CHŁOPTASIA!!!". Chłopak, bądź właściwie mężczyzna, nie miał oporów, by ignorować zbuntowaną nastolatkę a chwilę później gapić się na jej biust i kazać jeździć jej na nocne patrole w parze z nim. Porządny stróż prawa sterczący ciągle przy moście ratując nawalonych nastolatków. Dziwiło mnie jego przywiązanie do tego mostu. Przy końcu lektury okazuje się, że jest wręcz przewrażliwiony na jego punkcie. Kiedy dowiedziałam się w końcu, dlaczego, moja szczęka dotykała już podłogi. 

 Muszę przyznać, że książka, mimo braku fantastycznych elementów powaliła mnie na kolana. Zaskoczyła mnie pozytywnie. Brak utartych schematów, barwne postaci (jeśli tak mogę to ująć), które mają więcej, niż jedną twarz, tą którą poznajemy na samym początku, zaskakujące momenty, to wszystko jest w tej książce na tych trzystu stronach. Kto tak jak ja ma już dość mizdrzących się do siebie wampirów, wilkołaków itp., nie ma wyboru, musi przeczytać tą książkę. A więc, DO LEKTURY BIEGIEM MARSZ!
Wasza Julia :D

sobota, 13 kwietnia 2013

Recenzja #7 "Pomiędzy"

TYTUŁ: Pomiędzy
TYTUŁ ORYGINALNY: Hereafter 
AUTOR: Tara Hudson
WYDAWNICTWO: Jaguar
ILOŚĆ STRON: 344
MOJA OCENA: 9/10

Unosząc się w wodach ciemnej rzeki, Amelia jest świadoma tylko jednego – tego, że nie żyje. Nie wie, kim była przed śmiercią, nie wie, dlaczego i w jaki sposób umarła. Skazana na wieczne dryfowanie w bezczasie, zamknięta w pułapce, Amelia jest tylko szeptem w mroku, cichym, nieszczęśliwym cieniem dziewczyny, którą kiedyś, być może, była.
Nagle wszystko się zmienia.
Jako duch, Amelia nie może pomóc chłopakowi, który tonie w bezdennej rzece. Może tylko życzyć mu szczęścia. A jednak, w krótkiej chwili porozumienia, która nigdy nie powinna nastąpić, dzieje się coś dziwnego i Joshua nie umiera.
Kim jest Amelia? Kto skazał ją na śmierć? Zafascynowany cieniem chłopak angażuje się bez pamięci w dziwny związek, żyjąc nadzieją na to, że któregoś dnia wspólnie z Amelią rozwikła jej zagadkę. Chwile szczęścia są krótkie, przyszłość zaś niemożliwa... Zły duch imieniem Eli chce za wszelką cenę wciągnąć zmarłą dziewczynę z powrotem w otchłań. Tym razem na zawsze.

Książkę otrzymałam dzięki wymianie. Miałam do wyboru kilka, ale wybrałam właśnie tą kierując się głównie okładką. Wiem, nie powinno się patrzeć na nią, tylko na treść, ale po prostu tak mam... Jak widać na obrazku okładka jest wykonana estetycznie, nie jest pusto, nie jest napaćkane. Założę się, że nawet jeśli ktoś nie widziałby tytułu i nie znał treści, to i tak domyśliłby się o czym jest ta powieść. Kolory pięknie ze sobą współgrają, co sprawia, że mogłabym się patrzeć na ten kawałek tekturki cały czas. Tak... Nie jestem do końca normalna... Jednak oderwałam wzrok od obrazka i otwarłam książkę. Miłe było to, że tym razem postacią z innego świata nie był chłopak/mężczyzna/samiec - jak zwał, tak zwał, tylko właśnie dziewczyna. Biedna, nieżywa, bez pamięci, błąkająca się samotnie aż do pewnego zdarzenia. Gdy miała swój "koszmar", jak nazywała swoją śmierć, którą przeżywała ciągle na nowo, niedaleko niej zaczął tonąć chłopak. Oczywiście koniec końców nic mu się nie stało, a jego prawie-śmierć zachęciła ich do bliższego poznania się. Hmm... Trochę schematyczne mi się to wydaje, ale napisane jest tak dobrym językiem, że na to nawet nie zwróciłam z początku uwagi. Amelia gdy jest z chłopakiem czuje się... bardziej żywa, tak to chyba można określić. O dziwo Joshua nie jest boskim-przystojniakiem-w-którym-każda-dziewczyna-jest-zakochana-na-zabój-bo-ma-ładne-włoski-i-jest-popularny. Jest po prostu zwykłym chłopakiem, uprzejmym (zazwyczaj), może trochę upartym. Miło, że ktoś w końcu postanowił ukazać tych zwyczajnych jako ważniejszych w opowiadaniu.
Gdy Amelia błąkała się sama nie mogła czuć zapachów, dotyków, a o dziwo w towarzystwie chłopaka zdarza się jej poczuć jego dłoń czy zapach. Jak można by się spodziewać są razem, zakochani w sobie pomimo różnicy, hmm... gatunków? Oczywiście, sielanka nie może trwać wiecznie. Osoby postronne chcą ich rozdzielić. W powietrzu unosi się lekka woń schematu, ale piękne i bogate opisy skutecznie oddalają ten przykry zapach i zastępują go milszym. Jedziemy dalej. Okazuje się, że Joshua nie jest zwykłym człowiekiem i to, że widzi duchy nie jest niczym zaskakującym-przynajmniej tak sądzi jego babcia, która również ma ten dar. W międzyczasie Amelia poznaje kolejnego ducha. No, nie jest on najmilszą osobą w książce... Może śmiało konkurować z Ruth, babcią Joshui, na najwredniejszy charakter książki... 
Amelia usiłuje dowiedzieć się, jak umarła i kim była. Choć części dowiedziała się razem z Joshuą, to musiała i tak zasięgnąć wiedzy u Eli'ego, który gdy dowiaduje się o związku (bo chyba tak to już możemy nazwać), robi się nieco zazdrosny. Tak, tak, bez trójkącika się nie obeszło, choć na szczęście nie trwał on długo, da się przeżyć. Właściwie to podobał mi się, mimo, że występuje w co drugiej książce.
Amelia jest taką dziewczyną (czy duchem, ale wiecie o co mi chodzi), która czerwieni się gdy ma zamienić słówko z chłopakiem, brak jej słów, gdy usłyszy komplement itd. Jest nieśmiała, może troszeczkę naiwna, ale gdzieś tam głęboko ma ukryte pokłady odwagi, które wypływają na wierzch w końcowej części książki. 
Czy polecę tą książkę? Jak najbardziej. Są w niej bogate opisy, porównania, ciekawa fabuła. Miłość Amelii i Joshuy nie jest cukierkowo przedstawiona, nie ma też jakiegoś erotyzmu jak niekiedy się zdarza. To uczucie opiera się na rozumieniu siebie nawzajem, pomaganiu sobie, a dopiero potem na jakimś pocałunku raz na jakiś czas. Choć zdarzają się fragmenty podchodzące pod schemat, nie są one zauważalne od razu, nie rzucają się w oczy i nie zdradzają końca, jak czasem się to zdarza. Łatwy język sprawia, że książkę czyta się miło, lekko, przyjemnie. Ja pochłonęłam ją w jeden dzień. Nie pozostaje nic, jak zabrać się do lektury (kto jeszcze tego nie zrobił) i pogratulować autorce.

Jak widzicie zmieniłam formę, w której piszę recenzje. Hah, poprzednich nawet tak nie można nazwać... Mam nadzieję, że lepiej się to czyta i że zachęcam Was do sięgnięcia po książkę :).