Tytuł: BZRK
Oryginalny tytuł: BZRK
Seria: BZRK tom 1
Autor: Michael Grant
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 350
Moja ocena: 8/10
Świat niedalekiej przyszłości.Fanatyczni twórcy idei zjednoczenia ludzkości na podobieństwo roju pszczół, bez indywidualnych pragnień i wolnej woli, chcą zaprowadzić w ten sposób powszechny spokój i szczęście.
Zamierzają przy pomocy nanorobotów opanować mózgi przywódców państw o najlepiej rozwiniętej technologii.
Ich przeciwnikiem jest BZRK, grupa idealistów, walcząca ze zdradziecką agresją za pomocą biotów, stworzonych z ich DNA w połączeniu z DNA pająków, węży i meduz.
Niestety, na skutek podstępnego zamachu ginie wynalazca technologii hodowli biotów, w tajemnicy wspierający działania BZRK.
Jego córka, Sadie, zostaje ciężko ranna w tym samym zamachu, ale ocaleje. BZRK werbuje ją natychmiast do akcji ochrony prezydentów, razem z Noahem, bratem weterana z Afganistanu, członka tajnej grupy, który zwariował po ataku nanorobotów.
Rozpoczyna się decydujące starcie, niewidzialne dla wszystkich, poza jego uczestnikami.
Stawką jest przyszłość ludzkości…
Michael Grant jest jednym z moich ulubionych autorów. Jego serię "GONE" pokochałam, więc jak tylko zobaczyłam tę książkę w bibliotece, to się nie zawahałam i wypożyczyłam.
Toczącą się akcję możemy obserwować z dwóch stron - oczami członków BZRK oraz AFGC, ich przeciwników, dzięki czemu na bieżąco wiemy, co się dzieje po obu stronach barykady. Noah i Sadie zostali zwerbowani do tej pierwszej grupy. Ich zadaniem jest powstrzymanie bliźniaków stojących na czele AFGC przed opanowaniem najpotężniejszych ludzi na świecie. Duża część akcji dzieje się w "bebechach", czyli w mózgu, czasem w oku czy uchu, rzadziej na innych częściach ciała. Nie ukrywam, że były średnio przyjemne momenty, aczkolwiek nie było dramatu.
Ciekawie zostały opisane elementy ciała z perspektywy biotów, z łatwością można było sobie wszystko wyobrazić.
Jakoś miałam niewielki problem z wciągnięciem się w akcję. Do około 100 strony nie umiałam się odnaleźć, choć to pewnie winna jest tu moja rozproszona uwaga, to nie ukrywam, że zabrakło odrobiny "tego czegoś". Miałam też wrażenie, że akcja rozwija się trochę zbyt wolno. Choć po tych nieszczęsnych 100 stronach całkowicie dałam się ponieść akcji, to ciągle czekałam, aż stanie się coś takiego, że będę zbierać szczękę z podłogi (to w najlepszym razie). Co prawda w końcu się doczekałam punktu kulminacyjnego, gdzie za nic nie odłożyłabym książki na bok, to i tak brakło mi czegoś, takiego wielkiego BUM. To tyle, jeśli chodzi o negatywy.
Bohaterów w książce jest dość dużo, ale oczywiście najwięcej możemy przeczytać o Sadie i Noah - głównych postaciach. Są to nastolatkowie, których zwerbowano, nie oszukujmy się, wbrew ich woli, a właściwie w tajemnicy przed nimi samymi. Nic im nie mówiąc zrobiono testy i już - należą do BZRK. Nie udają odważniejszych, niż są, mają wątpliwości, ale są lojalni wobec swojej grupy. Od dawna jestem zdania, że pan Grant świetnie tworzy bohaterów - są świetni w każdej jego książce, jaką przeczytałam. Naturalni, na ile się da w dziwnych sytuacjach, w jakie autor ich pakuje.
Język, którym posługuje się autor, ma coś takiego w sobie, że jego książki wciągają i nie chcą dać odejść. Mimo to w pewnym momencie czytało mi się ciężej, ale to chyba raczej była "zasługa" akcji, która nieco zbyt mocno zwolniła.
Spodziewałam się, że pojawi się wątek miłosny. Owszem, dostałam go, ale nie w takiej mierze, w jakiej oczekiwałam - bałam się, że zbytnio wyjdzie na prowadzenie, zakochani będą w stanie zrobić dla siebie wszystko - coś, czym ostatnio się karmię (czas zmienić jedzenie...). Gdy okazało się, że ta miłość pojawiła się może raz czy dwa, a i to nie było mega romantyczne spotkanie z nią, byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona.
Musicie chyba przyznać, że autor wymyślił coś naprawdę niebanalnego, coś nowego. Do tego mogę powiedzieć, że świetnie zrealizował ten pomysł do końca. Książka jest zdecydowanie warta przeczytania.