Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dom Wydawniczy Rebis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dom Wydawniczy Rebis. Pokaż wszystkie posty

piątek, 8 lipca 2016

#193 "Kamień łez"

Czytając tę książkę radowało mi się serce. Z jakiegoś powodu zapałałam sympatią do Richarda, Kahlan, Zedda i reszty bohaterów. Skończyłam ją już kilka dni temu i dopiero teraz jestem w stanie coś o niej naskrobać - takiej niechęci do pisania nie miałam od wieków!

Gdy Rahl Posępny otworzył jedną ze szkatuł Ordena, wypadł z niej kamień łez. Oznacza to, że zasłona została rozdarta, a Opiekun spróbuje wydostać się z zaświatów i pochłonąć świat żywych. Jedyną osobą, która może być w stanie temu zapobiec, wydaje się być Richard. Problemem mogą być Siostry Światła, które pojawiły się na jego drodze i twierdzą, że jedynie one mogą uratować go od śmierci przez nieokiełznany dar, niezwykle silny w jego przypadku. By jednak mogły to zrobić, muszą udać się z nim do Pałacu Proroków, co oznacza utratę cennego czasu i rozstanie chłopaka z ukochaną, która zaś staje twarzą twarz z okrucieństwem wojny, jaką przyszło jej stoczyć.

Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, i co do której nie potrafię zająć jednoznacznego stanowiska, są dialogi. W przypadku rozmów między "wtajemniczonymi" bohaterami, jak Zedd i Addie, w rozmowach przewijały się definicje rzeczy, jakich byli oni świadkami. Dla czytelnika to dobrze, gdyż inaczej nie wiedziałby o co dokładnie chodzi, jednak rozmowy wydawały się przez to nieco nienaturalne. 
Jeśli chodzi o język sam w sobie, to jest przyjemny, ale momentami jakby zbyt infantylny. Taki styl jednak pasuje do powieści i tworzy taki baśniowy klimat.

Źródło: empik.com
Bohaterowie są niezwykle rozwinięci. Nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać, zaufani przyjaciele okazują się zdrajcami, podczas gdy wróg staje się sprzymierzeńcem. Lubię takie zwroty akcji. Każdy był na tyle mocno zarysowany, że imiona mi się nie plątały, co w przypadku słabszych kreacji ma czasem miejsce... 

Akcja ciągnie się na początku, jednak po pierwszych stu-dwustu stronach tempo zaczyna przyspieszać i do ostatnich stron już nie zwalnia. Pojawiają się trzy wątki, które są ze sobą luźno związane. Najbardziej ciekawym dla mnie okazał się ten dotyczący Kahlan, pozostałe dwa przypadają na Richarda oraz Zedda.
Pojawiają się tu też treści erotyczne, które jednak nie skupiają się na szczegółach, czytelnik dowiaduje się tyle, ile niezbędne. 

Reasumując, nie jest to arcydzieło, jednak książka podobała mi się. Mimo, że to dopiero druga część, zdążyłam poczuć swego rodzaju sentyment do tej serii i na pewno nie skończę z nią szybko. Szczególnie, że przede mną jeszcze kilkanaście tomów. 

Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Kamień łez 
Oryginalny tytuł: The Stone of Tears
Seria: Miecz prawdy
Autor: Terry Goodkind
Wydawnictwo: Rebis
891 stron

|Pierwsze prawo magii|Kamień łez|Bractwo Czystej Krwi|Świątynia Wichrów|Dusza ognia|Nadzieja pokonanych|Filary świata|Bezbronne imperium|Pożoga|Fantom|Spowiedniczka|

czwartek, 28 maja 2015

#154 "Pierwsza spowiedniczka"

Tytuł: Pierwsza spowiedniczka
Oryginalny tytuł: The first confessor
Seria: Miecz prawdy
Autor: Terry Goodkind
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 424

Bohaterami serii są Richard i Kahlan. Jednak jak rozpoczęła się historia miecza i spowiedniczek? Skąd wzięła się ich magia w Midlandach? Ich początki sięgają Magdy Searus, zwykłej kobiety zdolnej do niezwykłych poświęceń. Baraccus, mąż Magdy, po powrocie z ważnej misji popełnia samobójstwo z nieznanego powodu. Magdzie pozostawia list z instrukcjami, które prowadzą kobietę do Meritta - odrzuconego przez Radę czarodzieja. Razem odkrywają prawdę co do rządów w Wieży Czarodziejów -  prawdę, której ujawnienie może uratować cały Nowy Świat. 

  PO PIERWSZE: BOHATEROWIE
Jak już zauważyłam w "Pierwszym prawie magii", autor ma niezwykły talent do tworzenia postaci. Każda z nich jest wyrazista, ma swój wyjątkowy charakter. Ich różnorodność jest wręcz zadziwiająca, a kunszt, którym autor się wykazał przy ich kreacji, jest niebywały. Bardzo spodobała mi się postać Meritta - spokojny, ale zdecydowany człowiek, przyjemny w odbiorze, bardzo naturalny. Magda, jako główna bohaterka również wyszła bardzo dobrze, jednak czarodziej to zdecydowanie mój numer jeden w tej książce. 

PO DRUGIE: AKCJA
Wydarzenia nie zawsze mają zawrotne tempo, jednak wciągają bez reszty nawet w spokojniejszych fragmentach. Niemal do samego końca nie można dotrzeć do źródła spisku, wszystkiego dowiadujemy się wraz z bohaterką. Myślę, że sam pomysł na akcję okazał się dość oryginalny, a potencjał, jaki w nim drzemał, został w pełni wykorzystany. Były momenty, w których przeżywałam razem z bohaterami ciężkie chwile, były momenty, w których wstrzymywałam oddech niepewna co do ich dalszego losu - wszystko to złożyło się na arcyciekawą lekturę. 
Dobrze został też ukazany wątek miłosny - delikatny, nie wybijał się na pierwszy plan, a jednak był zauważalny. Spodobał mi się bardzo sposób, w który autor wplótł go do treści. 

PO TRZECIE: STYL
Nie chcę się rozwodzić zbytnio nad stylem pisania - jest on na wysokim poziomie, przez co książki tej się nie czyta, lecz chłonie. Wydarzeniami z niej żyłam, do teraz zajmuje ona część moich myśli. 

Czy polecam? Chyba głupie pytanie... Zachęcam do zapoznania się z tą książką każdego fana fantastyki! 10/10

czwartek, 14 maja 2015

#152 "Pierwsze prawo magii"

Tytuł: Pierwsze prawo magii
Oryginalny tytuł: Wizard's first rule
Seria: Miecz prawdy
Autor: Terry Goodkind
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron: 696

Richard Cypher, przewodnik po lasach Hartlandu, ratuje nieznajomą przed oddziałem zabójców wysłanych przez władcę Midlandów, Rahla Posępnego. Kobieta okazuje się być ostatnią Matką Spowiedniczką. Wyruszyła ona w podróż, by odnaleźć czarodzieja w nadziei, iż ten naznaczy Poszukiwacza Prawdy - jedyną osobę, która może pokonać okrutnego władcę. 




PO PIERWSZE: BOHATEROWIE
Co za uczta! Taki bukiet charakterów nieczęsto się zdarza. Każdy idealnie zarysowany, ciekawie stworzony, wielowarstwowy - nic dodać, nic ująć! Mój ukochany (już od czasów serialu) Zedd obronił tytuł najlepszego bohatera wszech czasów. Jest on czynnikiem, który dodaje chyba 100 procent komizmu do książki. Kahlan widziałam (niestety) przez pryzmat serialu, co nieco zmieniało mi jej wyobrażenie - "tamta" dziewczyna miała mocniejszy charakterek, przez co lepiej zapadła mi w pamięć. Myślę, że ona jest w tym tomie najsłabszym ogniwem, jeśli chodzi o kreację, co nie zmienia faktu, iż i tak jest ona stworzona na wysokim poziomie. 

PO DRUGIE: AKCJA
Akcją się delektowałam powoli - nie z własnej woli co prawda, a przez brak czasu. Gdyby nie to, pochłonęłabym tę książkę kilka tygodni wcześniej. Wydarzenia brną do przodu w szybkim tempie, zaskakują czytelnika i gdy już się człowiek porządnie zaczyta, nie pozwalają się oderwać od lektury. 
Godny pochwały jest pomysł, a także jego realizacja. Widać, że autor miał wyraźnie zarysowaną koncepcję i wykorzystał potencjał. 

PO TRZECIE: STYL
Jedyne, co mi przeszkadzało, to kilka dialogów, które wydały mi się infantylne - nie tyle przez treść, co przez styl, jakim zostały napisane. Poza tym jednym mankamentem nie mam nic do zarzucenia autorowi. Książka jest lekko napisana, dobrze się czyta i zapada w pamięć. 

Reasumując, nie zostaje mi nic, tylko pozazdrościć wyobraźni autorowi, a Was wszystkich zachęcić do lektury. W końcu, z czystym sercem, mogę postawić czyste 10/10. 



niedziela, 14 lipca 2013

Recenzja #40 "Informacjonistka"

Tytuł: Informacjonistka 
Oryginalny tytuł: The Informatjonist
Autor: Taylor Stevens 
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron: 316
Moja ocena: 7/10


Zawrotne tempo, przemoc nieustannie tląca się w sercu Afryki - oto Informacjonistka - thriller z bohaterką, jakiej dotąd nie spotkaliście.
Vanessa Munroe ma dość nietypowe zajęcie: handluje informacjami - drogimi informacjami. Wśród jej klientów są korporacje, przywódcy państw i osoby prywatne. Pewien teksański miliarder wynajmuje ją, by odnalazła jego córkę, która zaginęła kilka lat wcześniej w Afryce. Zaintrygowana zagadką zaginięcia dziewczyny Munroe wraca do krainy swego dzieciństwa, gdzie szybko odkrywa, że została zdradzona, odcięta od cywilizacji i pozostawiona na pewną śmierć. Żeby wydostać się z dżungli i uciec przed prześladującymi ją demonami, musi stawić czoło przeszłości, o której od dawna próbowała zapomnieć.

  Główna bohaterka książki nie jest osobą, o których powieści mamy od groma. Jest pewna siebie, przebiegła i bardzo inteligentna. Z niezwykłą wręcz łatwością przyswaja sobie nowe języki oraz zdobywa informacje, których potrzebuje. By to drugie było możliwe potrafi wtopić się w każde otoczenie. Okazuje się jednak, że ma za sobą ciężkie przeżycia, że nie zawsze było jej łatwo. Wracając do Afryki jej wspomnienia odżywają, lecz ona potrafi zdusić je w sobie. 
Miles Bradford dorównuje inteligencją głównej bohaterce. Mimo, iż ona nie chce jego towarzystwa, to tak na prawdę jest on dość przydatny. Patrząc na całą książkę, autorka wykreowała całkiem dobrych bohaterów, każdy z nich mógłby się pochwalić wysoką inteligencją. Prawie że do końca książki nie możemy być tak całkiem pewni za każdego z nich, co chwila zostają nam zasiane kolejne ziarna zwątpienia, co do tego, kto jest po tej "naszej" stronie. Uważam, że za postaci należy się wielki plus dla autorki.
  
  Jeśli chodzi o akcję sprawa nie jest już tak cudowna. Cytat z okładki: "Niezwykły thriller, mocny i poruszający, z przyprawiającym o dreszcz, zabójczym finałem". I ja mam teraz takie pytanie: gdzie jest ten dreszcz i zabójczy finał? Hmm... No cóż, zaginął w akcji... Nie wiem, czy to takie moje odczucie, czy inni mieli podobne, ale wydaje mi się, że trochę mało się działo w tej książce. Co prawda śledztwo szło do przodu wręcz w zaskakującym tempie, aczkolwiek miałam nadzieję na więcej działania, a nie tylko myślenia, na to, że bohaterka będzie w poważnym niebezpieczeństwie więcej, niż te dwa razy, a przynajmniej będzie miała trochę ciężej wyjść z opresji. Sceny, gdzie coś się działo trwały dla mnie zdecydowanie zbyt krótko, a te, gdzie było myślenie zbyt długo. Do tego cała tajemnica została trochę zbyt wcześnie odkryta, jednak dalszą część ratowało dochodzenie do zdrajcy. No, może tutaj byłam nieco zaskoczona finałem, aczkolwiek zabójczy? No, trochę zbyt dużo powiedziane... 

  Podobał mi się styl pisania autorki - prosty, ale bez przesady. Szkoda tylko, że nie zostało dodanych trochę opisów przyrody miejsc, w których dzieje się akcja - nie chodzi mi o to, żeby powstał jakiś atlas przyrodniczy, ale myślę, że było tego troszeczkę za mało, a mogłoby to wpłynąć pozytywnie na powieść, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Podobały mi się też nieliczne retrospekcje, które dodawały urozmaicenia.

  Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś więcej po tej książce. Mimo, że mi się podobała, to zawiodłam się nieco na tej akcji...