sobota, 24 września 2016

Pupa, gęba, łydka, czyli o "Ferdydurke" słów kilka (Nie taka lektura zła)

źródło; kwejk.pl
Gdzieś pomiędzy siąkaniem a popijaniem gorącej herbaty nad "Mistrzem i Małgorzatą" przyszło mi do głowy, że może wartałoby napisać coś o ostatniej mojej lekturze. 

"Ferdydurke". Po jej przeczytaniu pupa, gęba czy łydka już nigdy nie będą dla was normalnymi słowami. Dla mnie ta powieść zasługuje na miano dziwnej - co nie powinno być zaskoczeniem, jako że powstała jako powieść awangardowa. Jeśli podchodzi się do tej książki ze świadomością, że rzeczywistość w niej przedstawiona może być zaskakująca i odrealniona, to można nawet czerpać swoistą przyjemność z przewracanych stron. 
źródło: w.bibliotece.pl

Nie jest łatwo pisać o tej powieści, natomiast, mimo wszystko, dość łatwo się ją czytało. Jednak jeśli ktoś chciałby rozumieć tę powieść w trakcie czytania, polecałabym przeczytać wcześniej jakieś opracowanko, które pomoże rozszyfrować słowa Gombrowicza.  

Jest to książka inna niż wszystkie, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Mimo pozornego chaosu i trudności w zinterpretowaniu jej ma głębszy sens, o którym się rozwodzić nie będę, bo zapewne na lekcji o nim usłyszycie, a nie chcę psuć ewentualnej niespodzianki. Nie zaliczyłabym tej powieści do grona moich ulubionych, ale jeśli chodzi o same lektury, to z pewnością nie jest ona najgorsza. 

środa, 7 września 2016

Językowo: po raz kolejny English Matters - nr 60/2016

Niedawno był wakacyjny numer specjalny, teraz zaś prezentuję Wam wrześniowo-październikową odsłonę tego anglojęzycznego cacka. I ten numer uważam za bardzo udany, znalazło się w nim kilka naprawdę ciekawych artykułów.


1. Infamously Famous - czyli artykuł o tych, którzy sławą mogli się poszczycić, jednak czy to był rozgłos, o jakim marzyli? Symbole zdrady, podwójni szpiedzy - kto nie lubi o nich czytać? W końcu nie bez powodu wielu z nas przepada za literackimi "tymi złymi". Czemu nie dowiedzieć się więcej na temat prawdziwych?

2.   London Actually to tekst o dziełach inspirowanych brytyjską stolicą. Od filmów po piosenki, Londynem interesowali się w różnym czasie różni twórcy. Może dzięki temu materiałowi odkryjecie coś wartego uwagi?

3. American Dream, czyli świętowanie z wujkiem Samem. English Matters oprowadza czytelnika przez najbardziej rozpoznawalne dni w USA. Wiele z nich znałam chociaż ze słyszenia, jak na przykład Dzień Dziękczynienia czy też Dzień Świstaka, jednak artykuł był przyjemny i ciekawie napisany, godny polecenia.

W numerze znalazły się również teksty o poważniejszym charakterze. Poruszona została na przykład aborcja. Ciekawa byłam w jakim świetle autorka artykułu przedstawi ów temat. Jak się okazało, został on napisany raczej bezstronnie. Następnie poczytać możemy o zakupoholizmie, po czym pojawia się temat cyfrowej nieśmiertelności - czy już niedługo nasze umysły będzie można składować on-line?
Dla spragnionych podróży jest artykuł o Australii, po czym na koniec zostajemy uraczeni ciekawostkami na literę E - od przydatnych słówek po mini-artykuł o pewnej wysepce.
Reasumując stwierdzam, iż numer jest wart przeczytania. Myślę, że różnorodność artykułów sprawi, że każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście, potrzeba ku temu znajomości języka angielskiego, ale mniej zaawansowanych również zachęcam do lektury, w której pomogą zapewne słowniczki do każdego z tekstu. 
  

Językowo: po raz kolejny English Matters - nr 60/2016

Niedawno był wakacyjny numer specjalny, teraz zaś prezentuję Wam wrześniowo-październikową odsłonę tego anglojęzycznego cacka. I ten numer uważam za bardzo udany, znalazło się w nim kilka naprawdę ciekawych artykułów.


1. Infamously Famous - czyli artykuł o tych, którzy sławą mogli się poszczycić, jednak czy to był rozgłos, o jakim marzyli? Symbole zdrady, podwójni szpiedzy - kto nie lubi o nich czytać? W końcu nie bez powodu wielu z nas przepada za literackimi "tymi złymi". Czemu nie dowiedzieć się więcej na temat prawdziwych?

2.   London Actually to tekst o dziełach inspirowanych brytyjską stolicą. Od filmów po piosenki, Londynem interesowali się w różnym czasie różni twórcy. Może dzięki temu materiałowi odkryjecie coś wartego uwagi?

3. American Dream, czyli świętowanie z wujkiem Samem. English Matters oprowadza czytelnika przez najbardziej rozpoznawalne dni w USA. Wiele z nich znałam chociaż ze słyszenia, jak na przykład Dzień Dziękczynienia czy też Dzień Świstaka, jednak artykuł był przyjemny i ciekawie napisany, godny polecenia.

W numerze znalazły się również teksty o poważniejszym charakterze. Poruszona została na przykład aborcja. Ciekawa byłam w jakim świetle autorka artykułu przedstawi ów temat. Jak się okazało, został on napisany raczej bezstronnie. Następnie poczytać możemy o zakupoholizmie, po czym pojawia się temat cyfrowej nieśmiertelności - czy już niedługo nasze umysły będzie można składować on-line?
Dla spragnionych podróży jest artykuł o Australii, po czym na koniec zostajemy uraczeni ciekawostkami na literę E - od przydatnych słówek po mini-artykuł o pewnej wysepce.
Reasumując stwierdzam, iż numer jest wart przeczytania. Myślę, że różnorodność artykułów sprawi, że każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście, potrzeba ku temu znajomości języka angielskiego, ale mniej zaawansowanych również zachęcam do lektury, w której pomogą zapewne słowniczki do każdego z tekstu. 
  

poniedziałek, 5 września 2016

#194 PRZEDPREMIEROWO Mafia, wybuchy i szczęśliwa butelka - "Obłędna szesnastka"

lubimyczytac.pl
Kolejna, już szesnasta, książka z cyklu o łowcy nagród z przypadku, Stephanie Plum, nieoczekiwanie wpadła w moje rozleniwione łapki. A pomimo tego, że Śliweczka nie jest idealna, wciąż za nią przepadam, więc zabrałam się za czytanie niemal od razu. Co tym razem zaserwowała nam pani Evanovich?

Stephanie otrzymuje w spadku po wujku tajemniczą Szczęśliwą Butelkę. Szczęście nie sprzyja jednak jej pracodawcy - kuzyn Vinnie zaginął, wplątany w mafijne porachunki, i to na Stephanie zrzucona zostaje odpowiedzialność odnalezienia go. W takiej sytuacji jedno jest pewne: gdziekolwiek bohaterka się nie pojawi, będzie wybuchowo, a w powietrzu będzie wyczuwalny zapach skrzydełek z Gdaczącego Kubełka. 

Im więcej części cyklu mam za sobą, tym wyraźniej widzę schematy, w które popadła autorka. To, co powodowało spazmatyczne wybuchy śmiechu (przesadzam? może, ale wiecie o co chodzi :)) przy pierwszym spotkaniu z Plum, teraz staje się codziennością. Manewrowanie między Komandosem a Morellim, łapanie zbiegów oraz niesamowite szczęście do niebezpiecznych przymusowych znajomych pojawiają się chyba w każdej z części. Mimo to jednak nie można skreślić z góry każdej kolejnej książki. Każdy z wyżej wymienionych elementów jest bowiem, mimo powtarzalności, tak a) zabawny, b) ciekawy c) absurdalnie (nie)normalny (niepotrzebne skreślić), że ja, jako czytelnik nie mogłam z własnej woli oderwać się od lektury. Jednakże miałam nadzieję na bardziej spektakularne poszukiwania zbiegów, które zazwyczaj były dla mnie główną atrakcją, a tym razem odbywały sie one zaskakująco spokojnie - oczywiście w skali śliwkowej.

Bardzo podobała mi się kreacja Vinniego, którego mieliśmy szansę poznać odrobinę lepiej. Z ciekawszych postaci wymienić można również Zakręta, który niejednokrotnie wywołał na mojej twarzy uśmiech. Jeśli chodzi o postaci pierwszoplanowe, Stephanie, Lulę oraz Connie, nie mam im nic do zarzucenia. Dziewczyny były wystarczająco wyraziste, ale nie zaskoczyły mnie niczym nowym. 

Nie jest to bardzo ambitna literatura. Język jest przyjemnie prosty. Cała książka jest natomiast pełna zabawnego absurdu, który zapewne nie każdemu przypadnie do gustu, ja jednak należę do grona fanów. Zaznaczyć też muszę, że mimo, iż to już szesnasta część, można po nią sięgnąć bez znajomości poprzednich. A myślę, że warto.

Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Obłędna szesnastka
Oryginalny tytuł: Sizzling sixteen
Seria: Stephanie Plum
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów
368 stron