środa, 31 lipca 2013

Recenzja #47 "Tam, gdzie śpiewają drzewa"

Tytuł: Tam, gdzie śpiewają drzewa
Oryginalny tytuł: Donde los árboles cantan 
Autor: Laura Gallego
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 399 
Moja ocena: 10/10

  Viana jedyna córka księcia z Rocagrís wraz z nadejściem wiosny planuje swój ślub z ukochanym Robianem z Castelmar, któremu przyrzeczona została jeszcze gdy byli dziećmi. Jednak podczas święta zimowego przesilenia na zamek przybywa Wlik, rycerz z gór, aby ostrzec króla Nortii o zbliżającej się inwazji stepowych barbarzyńców. Robian, książę, jak i pozostali rycerze, zmuszeni są bronić swojego króla i ziem. Większość z nich ginie w walce i królestwo zostaje podbite przez barbarzyńców. Pozostałymi przy życiu rebelianci wraz z Vianą postanawiają uwolnić królestwo Nortii spod panowania okrutnego i pozornie nieśmiertelnego króla Haraka. Aby zwyciężyć, muszą poznać tajemnicę Wielkiego Lasu i dotrzeć tam, gdzie śpiewają drzewa... Wzruszająca i niezwykle wciągająca historia o miłości i pokonywaniu przeszkód.

  Na książkę nabrałam ochoty głównie przez jej okładkę. Oprawa graficzna książki jest przepiękna, a do tego odezwała się moja słabość do sukni. Miałam nadzieję, że nie zawiodę się na treści. 

  Główną bohaterką książki jest córką księcia Corvena de Rocagris. Viana została wychowana na damę, miała beztroskie życie w zamku. Chcąc nie chcąc została nieco rozpieszczona, przyzwyczaiła się do wygód. Gdy musiała opuścić swoje miejsce zamieszkania los jej już tak nie dogadzał - musiała szybko nauczyć się, jak żyć w lesie, jak walczyć, pozbyła się sukni. Od początku książki, do samego końca, przeszła wielką metamorfozę. Szybko się uczyła, aczkolwiek nie była posłuszna. Mimo, że za każdym razem miała jak najlepsze intencje, to nie za bardzo wychodziło jej to, co chciała. Po stosunkowo krótkim pobycie w lesie nie potrafiła zrobić tego, czego ją uczono za dawnych czasów - nie umiała usiedzieć na miejscu, chciała wziąć sprawy w swoje ręce. Był to według mnie wielki plus, że bohaterka nie była taką panienką typu "zróbcie to za mnie, a ja zostanę bohaterką". 
  Pozostali bohaterowie również byli dość dobrze stworzeni. Jeśli o mnie chodzi, to autorce należą się brawa za stworzenie Uriego, chłopaka spotkanego w lesie przez Vianę. Wiemy, że coś jest z nim nie tak, ale właściwie do końca nie wiemy o co z nim chodzi. Co prawda ja domyśliłam się tego kilka stron przed wyjawieniem tajemnicy, aczkolwiek i tak długo się nad nim zastanawiałam. 
UWAGA SPOILER - JEŚLI KTOŚ CHCE PRZECZYTAĆ TRZEBA ZAZNACZYĆ TEKST Przez fakt, że dopiero przy Vianie "uaktywniły się" jego uczucia, był bezpośredni w sprawach miłosnych, co dodawało mu uroku oraz sprawiało, że nie dało się uwierzyć w jego słowa. On się nie wstydził tego, że się zakochał. KONIEC SPOJLERA
  
  Autorka wykreowała przepiękny świat, opisy Wielkiego Lasu mnie ujęły (zawsze takie rzeczy uwielbiam :)). Większość akcji dzieje się właśnie w tym lesie, czytając naprawdę się tam przeniosłam. Widać, że autorka miała świetny pomysł na scenerię, i wykorzystała go w 100%. Do teraz powracam myślami do Nortii. 

  Akcja idzie do przodu w odpowiednim tempie. Gdy już mogłoby się zacząć robić nudno, autorka wyskakuje z kolejnym pomysłem, który nie pozwala nam odłożyć książki. Tę pozycję pochłaniałam z zapartym tchem, spodobała mi się właściwie od samego początku. Rozwiązania tajemnic, sekretów były zaskakujące, zarówno to, kim tak naprawdę okazał się Uri, jak i to, jakim cudem Harak wydawał się nieśmiertelny. Mimo wszystko jest jeden minusik w całości - otóż jak już autorka zbudowała napięcie, to brakło mi takiego ostatecznego uderzenia, aczkolwiek żeby uzyskać taki efekt, na jaki liczę, musiałabym zacząć czytać thrillery... Tak to jest, jak już człowiek na jeden się zdecyduje, potem nie można się uwolnić...  

  Autorka ma naprawdę lekkie pióro. Książkę czytało się lekko, co chwila wyskakiwało coś nowego, a do tego nastąpiło niebanalne zakończenie. Jak zwykle miałam łzy w oczach. Zastanawiam się teraz, czy to z powodu treści, czy faktu, że już skończyłam przygodę z książką. Epilog zamiast wybiegać niedaleko w przyszłość, jak zazwyczaj, ciągnie się aż do kilkuset lat po wydarzeniach opisanych w książce. 

  Miłość, którą tutaj znajdziemy, zupełnie nie przypomina tych rodem ze "Zmierzchu". Ciężko mi to opisać, ale po prostu jest inna, wydawała mi się prawdziwsza, nie rozwinęła się ot tak, to trochę trwało. Cieszę się, że nie wychodziła ona na pierwszy plan, nie była najważniejsza, a do tego NIE BYŁO TRÓJKĄCIKA! 

  Podsumowując: obawiałam się nieco tej książki, mimo pozytywnych ocen. Niepotrzebnie. Żałuję, że tyle z nią zwlekałam, jestem całkowicie pod jej urokiem i na pewno jeszcze ją kiedyś przeczytam. Nie odmówiłabym sobie kolejnej wyprawy do miejsca, gdzie śpiewają drzewa. 

wtorek, 30 lipca 2013

Recenzja #46 "Pięćdziesiąt twarzy Greya"

Tytuł: Pięćdziesiąt twarzy Greya
Oryginalny tytuł: Fifty shades of Grey 
Seria: Pięćdziesiąt odcieni 
Autor: E. L. James 
Wydawnictwo: Sonia Draga 
Ilość stron: 514 (wersja ang.)
Moja ocena: 4/10

Studentka literatury Anastasia Steele przeprowadza wywiad z młodym przedsiębiorcą Christianem Greyem. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi strach. Przekonana, że ich spotkania nie należało do udanych, próbuje o nim zapomnieć – tyle że on zjawia się w sklepie, w którym Ana pracuje, i prosi o drugie spotkanie.

Młoda, niewinna dziewczyna wkrótce ze zdumieniem odkrywa, że pragnie tego mężczyzny. Że po raz pierwszy zaczyna rozumieć, czym jest pożądanie w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Instynktownie czuje też, że nie jest w swej fascynacji osamotniona. Nie wie tylko, że Christian to człowiek opętany potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych warunkach…

Czy wiszący w powietrzu, pełen namiętności romans będzie początkiem końca czy obietnicą czegoś niezwykłego? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?


  Nie spodziewałam się niczego dobrego po tej książce. Kupiłam ją właściwie nie wiedząc dokładnie o czym jest (jako że opis był po angielsku i nie do końca wszystko zrozumiałam w krótkim czasie, jaki miałam na podjęcie decyzji), po prostu wzięłam ją z promocji... Gdy w domu poszukałam opinii, pytałam siebie co ja zrobiłam... Ostatnio jednak powiedziałam sobie, że muszę w końcu się za nią zabrać i... uporałam się z nią szybciej, niż myślałam mimo wszystkich negatywów, jakie zaraz poznacie. 

  Bohaterowie w książce byli średnio dobrze wykreowani. Główny bohater wyszedł autorce najlepiej, ma jakieś sekrety, jest nieco tajemniczy, aczkolwiek w porównaniu do postaci wielu innych książek, jakie czytałam, i on wyszedł kiepsko. Anastasia ma coś 21 lat, jak dobrze pamiętam, ale momentami miałam wrażenie, że jest o kilka lat młodsza i zachowuje się jak typowa nastolatka. Ogólnie rzecz biorąc bohaterowie nie są mocną stroną książki - płascy i nieco denerwujący...

  Jeśli chodzi o fabułę - wiem, że głównym wątkiem miał być romans między Aną i Christianem, no ale wydaje mi się, że można było wpleść tam coś jeszcze. Aczkolwiek nie będę się czepiać, nie mam wystarczającego doświadczenia z takimi książkami. 

  Bardzo mnie denerwowały dwie rzeczy (pewnie, było ich więcej, ale dwie utknęły mi w pamięci). Po pierwsze - ile razy można powiedzieć do dziewczyny "mała"? Rozumiem, można kilka razy, ale są chyba jeszcze inne określenia? Ten epitet przylgnął do Anastasii jak imię! Po drugie przy chyba każdej scenie łóżkowej powtarzało się coś w stylu "pięknie pachniesz, Anastasio". W pewnym momencie wiedziałam, co Christian będzie mówił, zanim jeszcze przewinęłam stronę - po prostu wszystko się powtarza, zmienione są naprawdę drobne elementy, które zbyt wiele nie wnoszą. 

  Sądząc po tej litanii wad można by się spodziewać, że ocena poleci jeszcze niżej, aczkolwiek nie potrafiłam się do tego zmusić. Mimo wszystko czytało mi się to szybko, nie umiałam się oderwać - choć czasem mnie kusiło, gdy miałam już dość powtarzających się rzeczy. Ogólnie książka nie pozostawiła po sobie takich złych wspomnień, jakich się spodziewałam. 

piątek, 26 lipca 2013

Recenzja #45 "Numery. Czas uciekać."

Tytuł: Numery. Czas uciekać
Oryginalny tytuł: Numbers 
Seria: Numery
Autor: Rachel Ward 
Wydawnictwo: Wilga
Ilość stron: 316 
Moja ocena: 10/10


Psychologiczny thriller dla nastolatków. 
Piętnastoletnia Jem widzi w oczach ludzi numery - daty ich śmierci. Zna dzień śmierci matki. Wie, kiedy w ataku terrorystów na Londyn zginą ludzie. I kiedy umrze jej chłopak. Nikogo nie umie obronić przed śmiercią, więc ucieka - przed rówieśnikami i policją.






  Jem posiada dar - widzi numery ludzi, będące datą ich śmierci. Nie ma matki, wagaruje, nie dba właściwie o nic. Dziewczyna poznaje Pająka, który staje się jej pierwszym prawdziwym przyjacielem. Razem znajdują się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, przez co muszą uciekać przed policją. Jem zna datę śmierci chłopaka i stara się zmienić bieg zdarzeń.

  Nie jestem pewna, co takiego ta książka w sobie ma, że ją tak polubiłam. Zaczynając od bohaterów, przez akcję, po styl pisania - po prostu wszystko jest niemal idealne. 
  Główne postaci to odludki, które spotkały się przez przypadek. Nieco zbuntowani, może odrobinę zaniedbani, bardzo podobni do siebie. Mimo początkowej niechęci Jem do Pająka rozwija się pomiędzy nimi przyjaźń. Oboje mają odpowiednią dawkę sprytu, oboje starają się nie okazać słabości. Uciekając, mimo wysiłków, co chwila wpadają w tarapaty. 

  Głównym motywem akcji jest ucieczka. Przez cały czas w głowie tłukły mi się słowa, które usłyszałam na projekcie filmowym, na który jeździłam ze szkoły: "Ucieczka to świetny motyw na dobry film". Podejrzewam, że do książek też się to odnosi. Wydawałoby się, że pozycja, w której jest tylko uciekanie i uciekanie mogłaby być nieco nudna - tak nie było. Jak w końcu otwarłam książkę, od razu pochłonęłam ze 100 stron. Nie umiałam się oderwać od lektury, tak wciągnęła mnie akcja. Jak tylko odłożyłam książkę, to od razu dopadała mnie ciekawość, co będzie na kolejnej stronie, chciałam otworzyć książkę, by zobaczyć, czy nie będzie czegoś ważnego. 
  Do końca nie wiedziałam, co stanie się z Pająkiem. Napisałabym coś więcej o tym, ale nie chcę robić spoilerów, jeśli ktoś jeszcze nie przeczytał tej książki. Powiem tylko, że zakończenia można się spodziewać, ale i tak zaskakuje - cały czas ma się nadzieję, że jednak wszystko potoczy się inaczej.

  Nie wiem, czy to z powodu późnej pory, ckliwego filmu, obejrzanego na moment przed ponownym otwarciem książki, czy po prostu była to zasługa autorki, ale były chwile, na których płakałam. Nie było ich wiele, po prostu raz, czy dwa zdarzyło mi się uronić kilka łez... Ale weźmy pod uwagę jeszcze fakt, że ja ryczę non stop na wszystkim... 

  Tak właściwie to tej książki się nie czyta - ją się pochłania w całości. Ta książka zdecydowanie znajduje się na górze listy moich ulubionych lektur. 

środa, 24 lipca 2013

Recenzja #44 "BZRK"

Tytuł: BZRK 
Oryginalny tytuł: BZRK 
Seria: BZRK tom 1
Autor: Michael Grant 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 350 
Moja ocena: 8/10
Świat niedalekiej przyszłości.
Fanatyczni twórcy idei zjednoczenia ludzkości na podobieństwo roju pszczół, bez indywidualnych pragnień i wolnej woli, chcą zaprowadzić w ten sposób powszechny spokój i szczęście.
Zamierzają przy pomocy nanorobotów opanować mózgi przywódców państw o najlepiej rozwiniętej technologii.
Ich przeciwnikiem jest BZRK, grupa idealistów, walcząca ze zdradziecką agresją za pomocą biotów, stworzonych z ich DNA w połączeniu z DNA pająków, węży i meduz.
Niestety, na skutek podstępnego zamachu ginie wynalazca technologii hodowli biotów, w tajemnicy wspierający działania BZRK.
Jego córka, Sadie, zostaje ciężko ranna w tym samym zamachu, ale ocaleje. BZRK werbuje ją natychmiast do akcji ochrony prezydentów, razem z Noahem, bratem weterana z Afganistanu, członka tajnej grupy, który zwariował po ataku nanorobotów.
Rozpoczyna się decydujące starcie, niewidzialne dla wszystkich, poza jego uczestnikami.
Stawką jest przyszłość ludzkości… 


  Michael Grant jest jednym z moich ulubionych autorów. Jego serię "GONE" pokochałam, więc jak tylko zobaczyłam tę książkę w bibliotece, to się nie zawahałam i wypożyczyłam. 

  Toczącą się akcję możemy obserwować z dwóch stron - oczami członków BZRK oraz AFGC, ich przeciwników, dzięki czemu na bieżąco wiemy, co się dzieje po obu stronach barykady. Noah i Sadie zostali zwerbowani do tej pierwszej grupy. Ich zadaniem jest powstrzymanie bliźniaków stojących na czele AFGC przed opanowaniem najpotężniejszych ludzi na świecie. Duża część akcji dzieje się w "bebechach", czyli w mózgu, czasem w oku czy uchu, rzadziej na innych częściach ciała. Nie ukrywam, że były średnio przyjemne momenty, aczkolwiek nie było dramatu. 
  Ciekawie zostały opisane elementy ciała z perspektywy biotów, z łatwością można było sobie wszystko wyobrazić. 
  
  Jakoś miałam niewielki problem z wciągnięciem się w akcję. Do około 100 strony nie umiałam się odnaleźć, choć to pewnie winna jest tu moja rozproszona uwaga, to nie ukrywam, że zabrakło odrobiny "tego czegoś". Miałam też wrażenie, że akcja rozwija się trochę zbyt wolno. Choć po tych nieszczęsnych 100 stronach całkowicie dałam się ponieść akcji, to ciągle czekałam, aż stanie się coś takiego, że będę zbierać szczękę z podłogi (to w najlepszym razie). Co prawda w końcu się doczekałam punktu kulminacyjnego, gdzie za nic nie odłożyłabym książki na bok, to i tak brakło mi czegoś, takiego wielkiego BUM. To tyle, jeśli chodzi o negatywy.

  Bohaterów w książce jest dość dużo, ale oczywiście najwięcej możemy przeczytać o Sadie i Noah - głównych postaciach. Są to nastolatkowie, których zwerbowano, nie oszukujmy się, wbrew ich woli, a właściwie w tajemnicy przed nimi samymi. Nic im nie mówiąc zrobiono testy i już - należą do BZRK. Nie udają odważniejszych, niż są, mają wątpliwości, ale są lojalni wobec swojej grupy. Od dawna jestem zdania, że pan Grant świetnie tworzy bohaterów - są świetni w każdej jego książce, jaką przeczytałam. Naturalni, na ile się da w dziwnych sytuacjach, w jakie autor ich pakuje. 

  Język, którym posługuje się autor, ma coś takiego w sobie, że jego książki wciągają i nie chcą dać odejść. Mimo to w pewnym momencie czytało mi się ciężej, ale to chyba raczej była "zasługa" akcji, która nieco zbyt mocno zwolniła. 

  Spodziewałam się, że pojawi się wątek miłosny. Owszem, dostałam go, ale nie w takiej mierze, w jakiej oczekiwałam - bałam się, że zbytnio wyjdzie na prowadzenie, zakochani będą w stanie zrobić dla siebie wszystko - coś, czym ostatnio się karmię (czas zmienić jedzenie...). Gdy okazało się, że ta miłość pojawiła się może raz czy dwa, a i to nie było mega romantyczne spotkanie z nią, byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona. 

  Musicie chyba przyznać, że autor wymyślił coś naprawdę niebanalnego, coś nowego. Do tego mogę powiedzieć, że świetnie zrealizował ten pomysł do końca. Książka jest zdecydowanie warta przeczytania.

wtorek, 23 lipca 2013

Konkurs z Fabryką Słów

Konkurs organizowany przez Fabrykę Słów. Oto co o nim piszą:
"Szanowni Państwo!

Powoli zaczynamy wcielać w życie hasło: „Wszystko zostaje w rodzinie”.

Z tej okazji ogłosiliśmy konkurs „na najlepszą Dorę Wilk” na kolejnej okładce, czwartej już części serii Anety Jadowskiej.

Odpowiedzi ze swoimi wizjami prosimy przesyłać na adres: konkurs@fabrykaslow.com.pl do 4 sierpnia do północy.

Każda propozycja będzie bardzo cenną wskazówką!
Żeby było ciekawiej, najciekawszą nagrodzimy pakietem 3 książek!!!

A oto piosenka przewodnia http://www.youtube.com/watch?v=w6iRNVwslM4
- może Was zainspiruje ;-)"


niedziela, 21 lipca 2013

Recenzja #43 "Ósemka wygrywa"

Tytuł: Ósemka wygrywa
Oryginalny tytuł: Hard eight 
Seria: Stephanie Plum 
Autor: Janet Evanovich 
Wydawnictwo: Fabryka słów 
Ilość stron: 400 
Moja ocena: 9/10

 Stephanie Plum doskonale wie, że rozpad związku nie należy do najprzyjemniejszych chwil w życiu. Wyjątkowo gorzkie było też rozstanie Evelyn i Stevena. Jego skutkiem jest wyjazd Evelyn z dzieckiem. Nikt nie wie dokąd. Nikt nie wie, od czego zacząć poszukiwania. Do akcji wkracza Stephanie Plum, do spółki z Morellim i Komandosem. A przy okazji odkrywa dla siebie sport.



  Czy może ktoś mi powiedzieć, dlaczego nie czytałam wcześniej żadnej książki tej autorki? Jak mogłam przegapić siedem tomów tej serii!? 

  Stephanie Plum sprawia wrażenie nieco niezdarnej, a mimo to dość pewnej siebie osoby. W jednym czasie ma kilka zajęć - poszukuje zaginionej kobiety i dziecka, toczy wojnę z Abruzzim i przywodzi zbiegów pod sąd. 
  Pokochałam jedną z postaci - babcię głównej bohaterki. Ta kobieta była chyba najlepszą postacią w całej książce. Gdy teraz sobie ją wyobrażę, to zaczynam się ponownie śmiać. Tak właściwie, to wszyscy bohaterowie zostali świetnie wykreowani. Każdy z nich jest inny, każdy choć raz robi coś, z czego można się pośmiać. 

  Akcja rozłożona jest równomiernie między każde zajęcie Stephanie. Zdecydowanie najbardziej polubiłam "polowanie" na jednego ze zbiegów - zdobył chyba niezłą kolekcję kajdanków w trakcie całej książki. Wojna z Abruzzim również była niczego sobie - kto nie chciałby być śledzonym przez królika? Muszę przyznać, że znalazło się wiele fragmentów, przy których dostawałam niekontrolowanych napadów chichotu/śmiechu. 
Zdecydowana większość książki przedstawia sytuacje z humorem, aczkolwiek zdarzały się fragmenty, gdzie humor raczej nie byłby na miejscu. Do tego większość zabawnych zdarzeń tak normalnie byłaby tragiczna dla większości ludzi, ale w tej książce po prostu nie dało się tego tragizmu zazwyczaj dostrzec. Nie wiedziałam, że tak mogę się śmiać z tego, że komuś spalono samochód, bądź z małej przygody z kaczkami... i innymi zwierzętami. Tak mi coś się zdaje, że ktoś tam chyba obrabował ZOO...

  Książka jest napisana lekkim językiem, przez co nie zauważa się przewracania kolejnych stron. W trakcie czytania (w moim przypadku, bo czytam głównie nocami) oczy mi się zamykały, ale mózg wołał "Jeszcze! Jeszcze!", tak więc powieki podparłam zapałkami i brnęłam dalej. Ta powieść to kawał dobrej roboty ze strony autorki, jedna z lepszych, jakie czytałam. Tak więc, jeśli ktokolwiek popełnił ten sam błąd co ja i tak długo zwlekał z rozpoczęciem swojej przygody ze Śliwką - DO KSIĄŻKI MARSZ!

piątek, 19 lipca 2013

Versatile Blogger Award - nominacja I, II i III

Oj, ale się tych nominacji posypało... Dziękuję za nie bardzo Monice, Annie oraz Agnes :)




Zasady:

1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2.Pokazać logo The Versatile blogger u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów. 






Nie wiem, czy mam ujawniać 3 razy po 7 faktów, czy jeden raz 7 Wam wystarczy? Może zróbmy tak: na początek dam pierwszą siódemkę, jeśli będziecie chcieli kolejnych, to piszcie w komentarzach i dodam kolejne :)

 1. Od dwóch tygodni chodzę na zumbę.
2. Bardzo mi się podobają gotyckie stroje, ale sama bym czegoś takiego nie założyła, mimo szczerych chęci.
3. Chciałabym odwiedzić kilka epok historycznych. Bynajmniej nie w celach naukowych - chciałabym przymierzyć suknie, które wtedy noszono (mam hopla na tym punkcie:)).
4. Moja przygoda z czytaniem zaczęła się kiedy przeczytałam "Zmierzch" S. Meyer.
5. Zbieram pocztówki z całego świata dzięki stronie postcrossing.com.
6. Zafarbowałam włosy na różowo.
7. Mimo braku talentu aktorskiego chciałabym wystąpić w filmie.

Eh, 15 blogów, tak? To jedziemy...

czwartek, 18 lipca 2013

Recenzja #42 "Miasto popiołów"

Tytuł: Miasto popiołów
Oryginalny tytuł: City of Ashes 
Seria: Dary Anioła 
Autor: Cassandra Clare 
Wydawnictwo: Mag 
Ilość stron: 448 
Moja ocena: 7/10

Od tysięcy lat Cisi Bracia strzegli Darów Anioła.
I było tak aż do Powstania, wojny domowej, która niemal na zawsze zniszczyła tajemny świat Nocnych Łowców. I mimo że od śmierci Valentine`a, Nocnego Łowcy, który rozpoczął wojnę, minęło wiele lat, rany, jakie zostawił, nigdy się nie zabliźniły.
Od Powstania minęło piętnaście lat. Jest upalny sierpień w tętniącym życiem Nowym Jorku. W podziemnym świecie szerzy się wieść, że Valentine powrócił na czele armii wyklętych.
A Kielich zaginął...

  Druga część serii o Nocnych Łowcach jak widać nie spodobała mi się tak, jak poprzednia. Nie wiem do końca, co spowodowało ten spadek. Lubię, gdy bohaterowie z książki na książkę przechodzą jakąś metamorfozę, nawet niewielką, jeśli chodzi o charakter. Według mnie takie zmiany wychodzą zazwyczaj na plus. Tutaj zauważyłam zmianę jedynie w Jasie (ktoś wie, jak prawidłowo odmienić jego imię??), który z nieco aroganckiego i odważnego Łowcy zmienił się w niechcianego ponuraka. Poza tym chyba wszyscy bohaterowie pozostali sobą. Nie wiem, czy to dobrze, może i tak, gdyż nikomu nie udało się mnie zirytować. 

  Jeśli chodzi o akcję, to uważam, że zbyt mało się działo. Lubię żywą akcję, kiedy dzieje się naprawdę dużo. Tutaj przez większość książki nic takiego nie było. Mimo, że zdarzały się momenty, w których akcja przyspieszała, to trwały one zdecydowanie zbyt krótko. Dobrze, że pod koniec wszystko ruszyło do przodu, ale i szkoda, że tak późno... Niemniej właśnie końcówka uratowała tę książkę, gdyż w końcu mogłam czytać z większym zainteresowaniem, w końcu zaczęło się coś dziać. 
W tej części brakło mi humoru, którego było dużo w pierwszej części, aczkolwiek głównym prowokatorem zabawnych sytuacji czy rozmów był Jace, który jak już powiedziałam zmienił się w ponuraka. Szkoda, bo humor to był duży atut poprzedniej części. 

  Autorka ma lekkie pióro, więc mimo, że akcja nieco kulała w moim odczuciu, to książkę czytało się bardzo szybko. Co jakiś czas zerkałam na numer strony i za każdym razem zastanawiałam się, kiedy przeczytałam tak dużo. 
Można by powiedzieć, że ta książka ma w sobie jakiś magnes, który nie pozwalał mi się od niej oderwać. Mimo wszystko dałam się wciągnąć w wydarzenia zawarte w książce. 

  Książkę mogę polecić tym, co czytali pierwszą część serii. Mam nadzieję, że kolejna okaże się lepsza, bo mam zamiar po nią sięgnąć, szczególnie, że zainteresował mnie pewien wątek z Simonem, to, co wyszło na jaw właściwie na ostatnich stronach powieści. 


poniedziałek, 15 lipca 2013

Recenzja #41 "52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca" PRZEDPREMIEROWO


Tytuł: 52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca
Oryginalny tytuł: 52 reasons to hate my father 
Autor: Jessica Brody 
Wydawnictwo: Fabryka słów 
Ilość stron: 408 
Moja ocena: 8/10
  
Historia Kopciuszka opowiedziana od tyłu

Zbliża się najszczęśliwszy moment w życiu Lex. W dniu swoich osiemnastych urodzin ma otrzymać od „kochającego tatusia” czek na 25 milionów dolarów. To jej upragniona swoboda i wolność, która należy się „z urodzenia” każdemu członkowi rodziny. 

Tymczasem ojciec odracza środki z funduszu powierniczego o 52 tygodnie. Młoda celebrytka znana dotychczas z pierwszych stron gazet, kanałów informacyjnych oraz imprez dla vipów, musi poznać smak pracy. 



  Lexington Larabee - córka jednego z najbogatszych ludzi. Nie sprawia dobrego pierwszego wrażenia. Gdy ją poznajemy na myśl nasuwają się myśli typu "jak można tak rozpuścić dziecko...?". Ciągle chowa urazę do swojego ojca, którego prawie nigdy nie ma z rodziną, chyba że może się pokazać przed kamerami. Dziewczyna czeka tylko na swój czek, możliwość opuszczenia domu. Odroczenie środków jest najgorszym, co mogło się jej przydarzyć, a fakt, że ma być pilnowana przez jednego z pracowników ojca tylko pogarsza całą sprawę. 
Dziewczyna wydaje się po prostu rozpieszczoną nastolatką, ale tak na prawdę nie jest to do końca jej wina. Mimo, że posiada ojca, to jest wychowywana bez niego, w atmosferze dającej jej poczucie, że nic nie musi robić. Nie zna całej prawdy o swojej matce, jest karmiona tym, co stało się oficjalną formułką na wszelkie pytania o nią, sprawia wrażenie nieco opuszczonej przez ludzi, którzy powinni z nią być. Autorka bardzo dobrze wykreowała tę postać. Choć jej wierzchnia warstwa jest po prostu rozwydrzoną lalunią, to tak na prawdę skrywa ona wiele uczuć i wątpliwości. Jeśli chodzi o jej charakter, to czytając jesteśmy świadkami wielkiej metamorfozy. Luke, ojciec Lex, oni również skrywają swoje sekrety, również są głębszymi postaciami. Bohaterowie są zdecydowanie mocną stroną książki.

  Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po akcji - obawiałam się, że każdy rozdział będzie poświęcony innej pracy i niczemu innemu, choć wydawało mi się to mało prawdopodobne. Na szczęście, choć były rozdziały poświęcone temu głównemu wątkowi 52 prac, to autorka wplotła w fabułę inne zdarzenia. Akcja posuwała się do przodu w ładzie, nie pozostawiała wątpliwości, nie nużyła. Momentami była nieco przewidywalna, aczkolwiek która książka nie ma takich momentów? 

  Sposób pisania ogólnie mi się podobał. Autorka posługuje się łatwym językiem, przez co książkę bardzo przyjemnie się czyta. Niestety wystąpił jeden element, który czasem mnie irytuje, a czasem dodaje książce uroku. Tu wyszło na to pierwsze. Mianowicie, chodzi mi o to, że czasem bohaterka jakby się zwracała bezpośrednio do nas. Nie zawsze to lubię, tu nie spodobało mi się to. Nie wiem, od czego to zależy. 

  Ogólnie rzecz biorąc - książka może nie należy do tych bardzo ambitnych, aczkolwiek wydaje mi się, że autorka wpadła na świetny pomysł, jeśli chodzi o fabułę, i sprostała moim oczekiwaniom. Czyta się szybko i naprawdę miło. Jest to idealna książka na wakacje: lekka, ciekawa, wciągająca. 

  + Mam dla was fragment powieści - KLIK



niedziela, 14 lipca 2013

Recenzja #40 "Informacjonistka"

Tytuł: Informacjonistka 
Oryginalny tytuł: The Informatjonist
Autor: Taylor Stevens 
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron: 316
Moja ocena: 7/10


Zawrotne tempo, przemoc nieustannie tląca się w sercu Afryki - oto Informacjonistka - thriller z bohaterką, jakiej dotąd nie spotkaliście.
Vanessa Munroe ma dość nietypowe zajęcie: handluje informacjami - drogimi informacjami. Wśród jej klientów są korporacje, przywódcy państw i osoby prywatne. Pewien teksański miliarder wynajmuje ją, by odnalazła jego córkę, która zaginęła kilka lat wcześniej w Afryce. Zaintrygowana zagadką zaginięcia dziewczyny Munroe wraca do krainy swego dzieciństwa, gdzie szybko odkrywa, że została zdradzona, odcięta od cywilizacji i pozostawiona na pewną śmierć. Żeby wydostać się z dżungli i uciec przed prześladującymi ją demonami, musi stawić czoło przeszłości, o której od dawna próbowała zapomnieć.

  Główna bohaterka książki nie jest osobą, o których powieści mamy od groma. Jest pewna siebie, przebiegła i bardzo inteligentna. Z niezwykłą wręcz łatwością przyswaja sobie nowe języki oraz zdobywa informacje, których potrzebuje. By to drugie było możliwe potrafi wtopić się w każde otoczenie. Okazuje się jednak, że ma za sobą ciężkie przeżycia, że nie zawsze było jej łatwo. Wracając do Afryki jej wspomnienia odżywają, lecz ona potrafi zdusić je w sobie. 
Miles Bradford dorównuje inteligencją głównej bohaterce. Mimo, iż ona nie chce jego towarzystwa, to tak na prawdę jest on dość przydatny. Patrząc na całą książkę, autorka wykreowała całkiem dobrych bohaterów, każdy z nich mógłby się pochwalić wysoką inteligencją. Prawie że do końca książki nie możemy być tak całkiem pewni za każdego z nich, co chwila zostają nam zasiane kolejne ziarna zwątpienia, co do tego, kto jest po tej "naszej" stronie. Uważam, że za postaci należy się wielki plus dla autorki.
  
  Jeśli chodzi o akcję sprawa nie jest już tak cudowna. Cytat z okładki: "Niezwykły thriller, mocny i poruszający, z przyprawiającym o dreszcz, zabójczym finałem". I ja mam teraz takie pytanie: gdzie jest ten dreszcz i zabójczy finał? Hmm... No cóż, zaginął w akcji... Nie wiem, czy to takie moje odczucie, czy inni mieli podobne, ale wydaje mi się, że trochę mało się działo w tej książce. Co prawda śledztwo szło do przodu wręcz w zaskakującym tempie, aczkolwiek miałam nadzieję na więcej działania, a nie tylko myślenia, na to, że bohaterka będzie w poważnym niebezpieczeństwie więcej, niż te dwa razy, a przynajmniej będzie miała trochę ciężej wyjść z opresji. Sceny, gdzie coś się działo trwały dla mnie zdecydowanie zbyt krótko, a te, gdzie było myślenie zbyt długo. Do tego cała tajemnica została trochę zbyt wcześnie odkryta, jednak dalszą część ratowało dochodzenie do zdrajcy. No, może tutaj byłam nieco zaskoczona finałem, aczkolwiek zabójczy? No, trochę zbyt dużo powiedziane... 

  Podobał mi się styl pisania autorki - prosty, ale bez przesady. Szkoda tylko, że nie zostało dodanych trochę opisów przyrody miejsc, w których dzieje się akcja - nie chodzi mi o to, żeby powstał jakiś atlas przyrodniczy, ale myślę, że było tego troszeczkę za mało, a mogłoby to wpłynąć pozytywnie na powieść, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Podobały mi się też nieliczne retrospekcje, które dodawały urozmaicenia.

  Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś więcej po tej książce. Mimo, że mi się podobała, to zawiodłam się nieco na tej akcji... 

piątek, 12 lipca 2013

Liebster Blog Award - po raz III

Po raz kolejny zostałam nominowana do Liebster Blog Award. Miło mi i dziękuję Kasi ze Świata Książek ^^ :)

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

1. Co zainspirowało Cię do stworzenia bloga?
Od dawna uwielbiam czytać. Jednak po skończonej książce nie miałam komu opowiedzieć o swoich odczuciach, więc zaczęłam pisać.
2. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Bez większego namysłu - "Opowieści z Narnii".
3. Której lektury szkolnej szczerze nienawidzisz?
Hmm... Właściwie to nie ma takiej, zawsze jakoś umiałam przebrnąć przez nie bez negatywnych uczuć. Najgorszą była "Ania z Zielonego Wzgórza", ale było to dawno, kiedy jeszcze 200 stronicowa książka była dla mnie wyzwaniem.
4. Uprawiasz jakiś sport? 
Ja i sport to nie najlepsze połączenie. Chociaż jeśli zumba się liczy, to tak :)
5. Z czym wiążesz swoją przyszłość?
Dobre pytanie... Nie mam najmniejszego pojęcia. Zobaczy się jak się pożyje :)
6. Jakie jest Twoje hobby (oprócz czytania książek)?
Lubię projektować ubrania, rysować oraz czasem pisać opowiadania do szuflady.
7. Jeśli mogłabyś przenieść się w czasie, jaki byłby to okres w Twoim życiu?
Chyba cofnęłabym się do podstawówki, żeby znów mieć dużo czasu do spędzenia z przyjaciółmi i żebym mogła wskazać na siebie palcem i powiedzieć "ty ośle, tego nie umiesz??".
8. Jak długo siedzisz przy komputerze?
Zdecydowanie zbyt długo... Zazwyczaj są to może 3-4 godziny dziennie...
9. Jakie miejsce na świecie najchętniej byś odwiedziła?
Hmm... Chyba byłby to Nowy Jork, choć jest jeszcze wiele miejsc, w które chętnie bym pojechała.
10. Masz swój autorytet? Jak tak to podaj.
Moim autorytetem są dla mnie rodzice. Może niezbyt oryginalne, ale prawdziwe :)
11. Jakie jest Twoje największe marzenie? 
Chciałabym kiedyś napisać książkę, która odniosłaby sukces, ale do tego to jeszcze dłuuuga droga...

Pytania ode mnie:
1. Wolisz miasto czy wieś?
2. Jakie są trzy rzeczy, które chciałabyś/chciałbyś zrobić w swoim życiu najbardziej?
3. Jaka była najbardziej szalona rzecz, którą zrobiłeś/zrobiłaś?
4. Jak możesz siebie krótko opisać?
5. Gdzie spędziłaś/spędziłeś najlepsze wakacje swojego życia?
6. Czy masz swój amulet na szczęście? Jak tak, to co to jest?
7. Jaki masz talent/talenty?
8. Co najbardziej cenisz sobie w ludziach?
9. Co najbardziej cenisz sobie w sobie?
10. O jakiej tematyce blogi najbardziej lubisz?
11. Jakiej muzyki najczęściej słuchasz?

Nominacje:
http://mirror-of--soul.blogspot.com/
http://spetana-przez-ksiazki.blogspot.com/
http://miedzystronami-agrey.blogspot.com/
http://crazyworld1000.blogspot.com/
http://nieczytam.blogspot.com/
http://kosmetyczka-kamy.blogspot.com/
http://theresaursulasjewelry.blogspot.com/
http://tramwajnr4.blogspot.com/
http://modelinowa-volie.blogspot.com/
http://treletomorele.blogspot.com/
http://esaczyta.blogspot.com/

środa, 10 lipca 2013

Recenzja #39 "Larista" Melissa Darwood

Tytuł: Larista
Autor: Melissa Darwood
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 383
Moja ocena: 7/10

Larysa kończy właśnie 18 lat. Ma jedno marzenie - chce odnaleźć prawdziwą miłość. W dniu swoich osiemnastych urodzin wypowiada życzenie i wkrótce napotyka na swojej drodze przystojnego Nieznajomego. Kilka dni później poznaje także Daniela. Od tej chwili jej życie zmienia się - obaj mężczyźni, Gabriel i Daniel, kryją w sobie tajemnicę, która kusi Larysę, ale także przeraża. Kiedy poznaje tajemnice Guardianów i Tentatorów, jej życie nabiera tempa. Finał powieści przynosi zaś bardzo zaskakujące rozwiązanie...



  Od razu powiem, że wiem, że większość może się nie zgodzić z moją oceną - widziałam wiele recenzji, które raczej odradzały tę książkę. Przez nie byłam nastawiona do niej sceptycznie i... Jestem zaskoczona! Właściwie zaskoczyła mnie też własna reakcja, ale o tym później.

  Larysa jest zwyczajną dziewczyną. Tak, już mamy powiew schematu, wiem... Jej życie zmienia się po tym, jak poznała tajemniczych mężczyzn. Ok, kolejny powiew, wiem, wiem. Dziewczyna jest uzdolniona plastycznie, nieco nieśmiała, bardzo ładna. Jest bardzo dociekliwa, nie daje za wygraną jeśli coś ją zaintryguje. Zaczytana w książkach, ma duszę romantyczki, wierzy, że gdzieś tam jest ktoś, kto jest jej przeznaczony. 
  Męski główny bohater nie robi na początku dobrego wrażenia - patrzy na kobietę, która umiera i nic nie robi. Na pierwszy rzut oka nieco opryskliwy, bezczelny, odpychający. Poza tym wydaje się, że nikt poza Larysą go nie widział. Okazuje się, że ma swój sekret. I tu nieco odbijamy od schematu, do którego podążaliśmy, gdyż nie jest on "mroczny", jak to zazwyczaj bywa. 

  Sama siebie zaskoczyłam dziś, tak około 21. Czemu? Ano uświadomiłam sobie, że mimo, że w książce akcja nie rwie do przodu to i tak wciąga bardziej, niż zazwyczaj! Książka została pochłonięta w jeden dzień, a przy tempie rozwiązywania się pewnych niewiadomych powinna mnie nudzić. Brakło mi właściwie jednego, takiego wielkiego BUM, przy którym byłoby mi jeszcze ciężej się oderwać od książki, aczkolwiek dostałam i namiastkę tego. Naprawdę, do teraz się zastanawiam, co sprawiło, że pochłonęłam tak szybko tę książkę... Autorka napisała ją niezłym językiem, bardzo łatwo mogłam sobie wyobrazić wszystko, o czym pisała. Do tego czasem znajduję w książkach wątki, które nieco kłócą się z moim przekonaniami. Tutaj było wręcz odwrotnie - znalazłam tam wiele odzwierciedleń tego, co siedzi zakodowane we mnie. 

  Podsumowując: książka wciąga z nie do końca wiadomego powodu, może to te tajemnice, których rozwiązania poznajemy dopiero przy końcu, może to przez dobry język, w każdym bądź razie ja się nie umiałam uwolnić, bohaterowie są nieźle wykreowani i muszę przyznać, że jak na "paranormala", to jest jakiś nowy pomysł, choć w części. 
Jak już pisałam książka mnie zaskoczyła - pozytywnie. Wbrew większości recenzji, na jakie trafiłam, polecam książkę fanom gatunku paranormal romance, a może nawet tym, co za nim nie przepadają.

wtorek, 9 lipca 2013

Recenzja #38 "Pośród złudzeń" Julia Deja

Tytuł: Pośród złudzeń
Autor: Julia Deja 
Wydawnictwo: Bookio.pl 
Ilość stron: 350 
Moja ocena: 8/10

  W życiu prawie każdej dziewczyny, pojawia się taki moment, w którym uświadamia sobie, że czas zostawić dumę i rozsądek, kiedy spotyka się kogoś, dla kogo warto porzucić dawne zasady.

Nastoletnia Mia zakochuje się w swoim nauczycielu. Starając się ukryć swoje kontakty z matematykiem, nie zauważa gdy zwykłe relacje zmieniają się w toksyczny związek. Z czasem zdaje sobie sprawę jak bardzo się pomyliła, a naiwność zaprowadziła ją w pułapkę. 





  Robert wydaje się ucieleśnieniem męskiego ideału. Szybko zyskuje sobie sympatię żeńskiej części szkoły w której zaczyna uczyć. Jedną z dziewczyn, które uległy jego urokowi jest główna bohaterka Mia. Okazuje się, że nie jest skazana na wzdychanie w ukryciu do człowieka, który powinien być poza jej zasięgiem, gdyż jest on również zainteresowany bliższym poznaniem dziewczyny. Mimo strachu, że zostanie nakryta, Mia wplątuje się w romans z 30-letnim nauczycielem. Jednak okazuje się, że mimo jego zapewnień o miłości do niej, nie waha się podnieść na nią ręki. Mia przestaje się czuć bezpiecznie, ale nie potrafi wyplątać się z tego toksycznego związku. 

  Główna bohaterka to siedemnastoletnia dziewczyna, która uległa urokowi nauczyciela. Jest otoczona wianuszkiem oddanych przyjaciół, ma kochającego ojca i wydaje się, że znalazła miłość życia. Dobrze się uczy i jest utalentowana plastycznie. Jednak w jej paczce przyjaciół zaczynają się tworzyć problemy - od tak błahych jak nieodwzajemniona miłość skierowana w jej stronę, po uzależnienie od narkotyków. W rodzinie przeżywa szok, gdy dowiaduje się, co ojciec ukrywał przed nią od zawsze. 
Mia jest inteligentną osobą, choć może nieco naiwną. Widać, że przyjaciele i rodzina są dla niej najważniejsi. 

  Robert, jak już pisałam, wydaje się ideałem. Choć fakt, że zainteresował się związkiem z uczennicą mógłby wzbudzić lekkie podejrzenia, to tak naprawdę nasza czujność jest uśpiona jego zachowaniem, które na początku jest bez zarzutu. Dopiero później wychodzi na jaw jakim potworem jest naprawdę.

  Autorka pisze dobrym językiem, miło się czyta jej książkę, bardzo szybko przewija się kolejne strony. Gdy tylko akcja zwalniała dawała kolejny element, który znów wprawiał wszystko w ruch, a przy okazji nie jest to wymuszone, naturalnie wtapia się w fabułę. Co prawda kilku elementów można było się domyślić, aczkolwiek nie przeszkadzało mi to. Ostatnim małym minusikiem jest fakt, że kilkakrotnie miałam wrażenie, że kilka dialogów nie wyszło zbyt naturalnie, słownictwo i forma wydały mi się nieco zbyt dojrzałe jak na nastolatków. Nie było to jednak za każdym razem, zdarzało się jedynie sporadycznie, raz czy dwa. 
Zdarzało się kilka wstrząsających zdarzeń w książce, raz uroniłam kilka łez gdy... Nie, powstrzymam się, dam wam tę radość z czytania, gdyż mam nadzieję, że sięgniecie po tę pozycję. Ja się nie spodziewałam, że tak mi się spodoba. Szkoda tylko, że dostępna jest tylko w formie ebook. Mimo wszystko nie odebrało mi to radości z czytania. Nie tym razem.. 



poniedziałek, 8 lipca 2013

Stosiki VI

Oj, ostatnie plany stosikowe legły w gruzach... Zostały mi jeszcze dwie książki z ostatniego stosu, niedługo mam nadzieję je zrecenzuję, reszty nie udało mi się przeczytać - biblioteka się upomina o swój dobytek... Niestety... Może następnym razem :) Te tu na pewno zrecenzuję, nie ma bata! 
Stosik z biblioteki:

Wiem, że jakość zdjęcia pozostawia wiele do życzenia... Przepraszam :)

- "Sklepik z marzeniami" Stephen King
- "BZRK" Michael Grant
- "Numery" Rachel Ward
- "Miasto popiołów" Cassandra Clare
- "Informacjonistka" Taylor Stevens
- "Tam, gdzie śpiewają drzewa" Laura Galleo

I stosik książek otrzymanych w ramach współpracy:

Po raz kolejny przepraszam za jakość...

- "Larista" Melissa Darwood - od portalu kotek.pl
- "52 powody dla których nienawidzę mojego ojca" Jessica Brody - od wydawnictwa Fabryka Słów
- "Ósemka wygrywa" Janet Evanovich - od wydawnictwa Fabryka Słów
- "Pośród złudzeń" Julia Deja - od autorki (ebook, dlatego nie ma na zdjęciu:))

Obiecuję, że tym razem przeczytam te tu książki, tym razem zdążę przed terminem oddawania :D 

niedziela, 7 lipca 2013

Recenzja #37 "Morderczy dotyk" Beverly Barton

Tytuł: Morderczy dotyk 
Oryginalny tytuł: Murder Game
Seria: Griffin Powell 
Autor: Beverly Barton 
Wydawnictwo: Amber 
Ilość stron: 294
Moja ocena: 9/10

On jest myśliwym. One  zwierzyną. Daje im szansę. Żeby uciec. Schować się. Przechytrzyć go. Ale w końcu zawsze je dopada... Psychopata nazywający siebie Łowcą urządza przerażające polowania na młode kobiety. Agentka FBI Nicole Baxter i prywatny detektyw Griffin Powell, którzy serdecznie się nienawidzą od czasu, gdy pięć lat temu wspólnie prowadzili śledztwo, muszą połączyć siły. Bo to właśnie im zabójca zostawia wskazówki dotyczące przyszłych ofiar. A jedno z nich obrał sobie za kolejny cel...




  To był drugi raz jak przeczytałam tę książkę. Za pierwszym razem ją pokochałam i uznałam, że trzeba by sobie przypomnieć czym mnie tak urzekła.

  Książka rozpoczyna się opisem polowania. Nie jest to byle jakie polowanie, gdyż bierze w nim udział nietypowa "zwierzyna", jak to "Łowca" nazywa. Jest to kobieta. Nie znamy wielu szczegółów tego chorego pościgu, co wywołało u mnie reakcję typu "dawajcie mi więcej fragmentów z tym psychopatą". Pudge traktuje kobiety jak zwierzęta, zmusza je, by grały według jego zasad, żeby on mógł się nacieszyć grą. Jest inteligentny, przebiegły i na tyle arogancki, by wciągnąć w swoją grę agentkę FBI i prywatnego detektywa. W trakcie czytania poznajemy kilka szczegółów z jego życia, które mogły być choć w części przyczyną jego skrzywienia. 
  Nicole Baxter i Griffin Powell są bardzo podobni. Oboje są twardzi, nie lubią kompromisów, oraz dążą do jednego: schwytania zabójcy. Mimo niechęci, która została zapoczątkowana w poprzedniej książce, starają się współpracować, głównie dlatego, że oboje dostają wskazówki od Łowcy. Nicole jest przedstawiona nieco jako "wojująca feministka". Usiłuje dorównać mężczyznom we wszystkim. Griff, kiedy tylko nie prowadzi jakiejś sprawy, używa życia. Griffin jest nieco arogancki, a przy okazji czarujący. Oboje są bardzo inteligentni, co działa oczywiście na plus powieści. 

  Akcja książki ma odpowiednie tempo. Jesteśmy na bieżąco informowani o poczynaniach Łowcy, jak i o postępach w śledztwie. Oprócz tego w tle ciągnie się romans głównych bohaterów, jednak to nie on jest najważniejszy, mimo, iż ma swoje pięć minut na pierwszym planie. Nie dostajemy od razu wszystkich informacji, co dzieje się z porwanymi kobietami, wszystko jest dozowane, z każdą nową ofiarą dowiadujemy się kolejnych szczegółów. Przez to nie sposób jest oderwać się od książki. Jest co prawda nieco przewidywalna, ale całość rekompensuje świetny język, którym jest napisana. Do końca czyta się ją z napięciem, nie czuje się upływu stron. 

sobota, 6 lipca 2013

WYNIKI ROZDANIA

Ponieważ kilka dni temu oficjalnie zakończył się konkurs z okazji 100 obserwatorów. Dziś podaje Wam wyniki. Ale zanim dowiecie się, kto zwinął nagrody podam Wam trochę cyferek :D
Zgłosiło się 113 osób, z czego musiałam niestety wyeliminować 7, które nie zaobserwowały bloga (warunek konieczny). W sumie wycięłam 165 losów. Z powodu dużej ilości zgłoszeń postanowiłam nagrodzić 3 osoby.
OK, nie przedłużam już... Maszyna losująca (w tej roli mój brat) wybrał te oto osoby:


Albo jeszcze was podręczę?

Te kruszynki skrywają nicki trzech wygranych osób...
Przepraszam, wiem, że niewyraźne...
A więc... Wygranymi są...


Wydaje mi się, że mimo, że piszę niewyraźnie (cecha ludzi inteligentnych - tak się pocieszam :D), to chyba widać zwycięzców, ale mimo wszystko są to:
MALI PI - "Naznaczona" 
VERY_IMPORTANT (SWIADOMOSC) - "Zagubieni"  Ciebie proszę o wysłanie maila na adres julia321998@gmail.com, gdyż chyba podałaś błędny przy zgłoszeniu :)
KINGA WŁUDYKA - "Szukając Noel"

Gratuluję szczęściarzom! Za moment się z Wami skontaktuję, a reszcie mówię, żeby się nie zrażali, gdyż planuję kolejny konkurs już w przyszłym miesiącu!
Od razu mówię, że książki wyślę dopiero gdy dostanę wszystkie adresy.

czwartek, 4 lipca 2013

Recenzja #36 "Tak blisko..." Tammara Webber

Tytuł: Tak blisko
Oryginalny tytuł: Easy 
Autor: Tammara Webber 
Wydawnictwo: Jaguar 
Ilość stron: 336 
Moja ocena: 8/10
 Kiedy Jacqueline przyjechała za swoim chłopakiem, do college’u, nie spodziewała się, że po dwóch miesiącach Brad zakończy wieloletni związek. Teraz musi odnaleźć się w zupełnie obcej rzeczywistości – jest singielką, studiuje ekonomię zamiast muzyki, a byli znajomi traktują ją jak powietrze.
Pewnej nocy, tuż po wyjściu z imprezy, Jacqueline zostaje zaatakowana przez Bucka, przyjaciela jej eks-chłopaka. Ocalona przez nieznajomego, który wydaje się być przypadkiem we właściwym miejscu o właściwym czasie, dziewczyna chce tylko zapomnieć o koszmarnym wydarzeniu. Jednak Lucas, jej wybawca, nie spuszcza z niej oka. Jacqueline nie wie, czego może się spodziewać po skrytym mężczyźnie, który całe zajęcia spędza gapiąc się na jej plecy i szkicując w notatniku. Kiedy okazuje się, że Buck nadal prześladuje Jacqueline, ta ma do wyboru pozostać ofiarą, lub nauczyć się bronić. Luke wydaje się być rycerzem na białym koniu, ale i on ma swoje tajemnice.  

  Książka rozpoczyna się od razu mocnym zdarzeniem - Jacqueline prawie zostaje ofiarą gwałtu. Napada na nią chłopak, którego znała, po którym nikt by się tego nie spodziewał. Dziewczyna jednak ma szczęście w nieszczęściu - zjawia się ktoś, kto może jej pomóc. 
  Dzięki narracji pierwszoosobowej mamy wgląd do uczuć głównej bohaterki, a jest ich cała gama - od odrzucenia, przez strach i obrzydzenie, motywację do działania, do fascynacji nieznajomym. Jest może nieco zbyt ciekawska (ale wychodzi to chyba dopiero przy końcu książki), z jednej strony jest silna, nie załamuje się po próbach gwałtu, a z drugiej jest jednak łatwo ją zranić. Zdziwiło mnie jedno - że nie domyśliła się jednej rzeczy związanej z Lucasem i tajemniczym Landonem, tutorem ekonomii, ale nie wiem, czy na jej miejscu wpadłabym na to, czego się czytając i mogąc łatwo złożyć wszystko razem. 
  Lucas, oj Lucas... Tu ratuje Jacqueline, raz ją podrywa, raz ignoruje, ciągle na nią wpada. Wydaje się takim lekkim buntownikiem, wytatuowany, z kolczykiem w wardze, umie się porządnie bić. Jednak tak na prawdę okazuje się, że ma inną naturę. Okazuje się, że w tym chłopaku drzemie artysta. Do tego z niemałym bagażem doświadczeń, których nigdy nie powinien mieć. Bawi się z Jacqueline w kotka i myszkę, choć widać, że oboje czują do siebie miętę. 
  Nie jest przerysowany, denerwujący, prawdę mówiąc on i Jacqueline są jednymi z lepiej stworzonych bohaterów. Ona nie jest słodką idiotką (dzięki Bogu...), w końcu postanawia walczyć o swoje szczęście pod każdym względem, on jest czuły, inteligentny, ale potrafi pokazać charakterek. 

  Muszę przyznać, że dałam się wciągnąć w tę historię praktycznie od razu. Pokazuje ona, że tak naprawdę nie możemy być pewni, że w kumplu nie czai się potwór. Dopatrzyłam się jednego malutkiego minusika - powieść była nieco przewidywalna, kilka fragmentów całości potoczyło się mniej więcej tak, jak sobie wyobrażałam. Mimo to bardzo mi się podobało. Książka wciąga, bohaterowie nie zostali przerysowani, i choć może nie jest to książka idealna, to na pewno jest warta przeczytania.