Tytuł: Elyria. Polowanie na czarownice
Oryginalny tytuł: Elyria – Im Visier der Hexenjäge
Autor: Brigitte Melzer
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 320
Elyrię, osiemnastoletnią córkę
przywódcy trupy komediantów, oskarżono o uprawianie czarów. Gdy jej tropem
ruszają budzący powszechną grozę Łowcy Czarownic, los wiąże ją z Ardanem,
kapitanem Królewskich Wilków. Ardan nieświadomie przekazuje jej swą magiczną
moc, nad którą nastolatka nie potrafi zapanować. W trakcie ucieczki oboje
dowiadują się o prastarym pergaminie z przepowiednią o dziewczynie, która
zniszczy demona - Czarnego Króla - i wybawi świat lub pogrąży go w wiecznej
ciemności. Czy to Elyria jest Świetlistym Naczyniem, dziewczyną o złotych
oczach z proroctwa?
- z okładki
Eh... Ostatnio (jak już
pewnie wiecie) ciężko mi trafić na książkę, która by mnie zadowoliła. Także z
całego serca dziękuję osobie, która pożyczyła mi tę tu, bo przerwała ona pasmo
nudnawych, kiepskawych pozycji. Ta książka nie tylko okładkę ma świetną (na nią
to bym mogła się patrzeć cały czas... :)), treść również okazała się
zadowalająca, a nawet więcej!
Już po pierwszych stronach
pomyślałam, że to może być bardzo klimatyczna powieść. Nie myliłam się. Przez
całą książkę czułam się, jakbym znalazła się nagle w średniowiecznym mieście.
Już za sam ten fakt pozycja wiele zyskała w moich oczach, ale mogła jeszcze
wiele stracić. Okazało się, że jednak do samego końca trzymała fason - wartka
akcja, ciągle nowe problemy, niebezpieczeństwa, humorki bohaterów (nie, nie
typu kocham cie, ty mnie nie i tak w kółko!). Od tego po prostu nie można się
było oderwać! Nie umiem tego do końca ująć słowami, ale tu znalazłam to, czego
najbardziej mi brakuje w większości książek. Cały czas czułam napięcie, nie
potrafiłam się oderwać od wydarzeń, które zostały opisane. Dodatkowo ta
historia, nawet jeśli została umiejscowiona w całkowicie fikcyjnym świecie, w
pewnym sensie ukazuje ciemniejsze oblicze średniowiecza czyli coś, co bardzo
mnie interesuje tak poza książkami.
Nie mam pojęcia, jak ubrać w słowa
to, co mnie tak ujęło w tej powieści. To jest ujęte w książce i żeby to
zrozumieć trzeba ją przeczytać.
Powiem szczerze, że
domyśliłam się zakończenia i to zaskakująco trafnie. Jednak było to już
naprawdę na ostatnich stronach, a wszystko inne, to, co było wcześniej,
zaskakiwało mnie nie raz.
Na początku Elyria
przedstawiła się jako bohaterka, dla mnie, idealna. Nic przerysowanego, wypadała
całkiem naturalnie. Z czasem stawała się nieco bardziej bezradną, słabszą
postacią, i gdyby nie okoliczności pewnie denerwowałoby mnie to w trakcie
czytania. Jednak nawet jak już się zmieniła, to nie została ona irytującą
osóbką, która lubi się nad sobą użalać. Jakoś udało się połączyć silną ze
słabą, choć brzmi to nieco abstrakcyjnie.
Męskich postaci było o
wiele więcej, niż żeńskich. Jak się zastanowić, to kobiety wystąpiły chyba
tylko dwie... No, ale nie o tym chciałam. "Ci dobrzy" mężczyźni przyjmowali
postawę idealnego rycerza. To jest to, co odrobinkę mnie denerwowało, choć nie
aż tak, by odebrało mi przyjemność z czytania. Poza tym maleńkim szkopułem
uważam, że i dobre i złe charaktery zostały bardzo dobrze wykreowane, każdy,
kto się liczył w powieści miał zarysowaną przeszłość na tyle, byśmy wiedzieli,
czym motywuje swoje działania, bądź co takiego przeżył.
Powieść nie jest napisana
językiem archaicznym, a cały czas miałam wrażenie, jakby jednak była. Od samego
początku poznać można, że autorka ma lekkie pióro. To jest lektura, którą
pochłania się w mgnieniu oka i chce się więcej. Oceniam na 9/10
_____________________________________________________________
Liczę, że pamiętacie o rozdaniu? :) Jeśli się jeszcze nie zgłosiliście - zapraszam: