Tytuł: Wilczy pakt
Oryginalny tytuł: Wolf pact
Seria: Błękitnokrwiści (dodatkowo)
Autor: Melissa de la Cruz
Wydawnictwo: Jaguar
Moja ocena: 7/10
Uwięzieni w najmroczniejszych głębiach podziemnego świata, Lawson i jego pobratymcy mieli stać się Ogarami Piekieł. Ucieczka na ziemię tylko odwlekła to, co nieuniknione. Mistrz wytropił hordę i odebrał Lawsonowi to, co trzymało go przy zdrowych zmysłach – dziewczynę, którą kochał. Teraz chłopak sam poluje na bestie przed którymi niegdyś uciekał, w próżnej nadziei odzyskania ukochanej. Kiedy Lawson dowiaduje się, że Bliss, tajemnicza eks-wampirzyca poszukuje Ogarów na własną rękę, wie, że oto dostał kolejną szansę. Ale czy dziewczyna, w której żyłach płynie krew aniołów będzie w stanie zaufać mężczyźnie z wilczą duszą
Bliss pokonała ducha Lucyfera opanowującego jej ciało i umysł. By odkupić swoje czyny wyrusza w podróż, której celem jest sprowadzenie Wilków, by te pomogły wampirom w walce ze Srebrnokrwistymi. Dziewczynie w końcu udaje się odnaleźć sforę, jednak zanim poprosi ją o pomoc musi pomóc jej pokonać sługę Księcia Ciemności. Sfora jednak nie wie, że Bliss jest córką ich wroga.
Bliss od początku była moją ulubioną postacią w serii. Nie wiem dlaczego, tak jakoś się po prostu stało. Dlatego też cieszę się, że powstała książka opowiadająca właśnie o niej. Dziewczyna jest dość cicha, ale ma swoje momenty. Jest mocno zdeterminowana, by pomóc swojej byłej rasie.
Ulf, później Lawson (nie wiem czemu, ale to imię kojarzy mi się ze staruszkiem, tak na marginesie), pomad wszystko stawia sforę. Czuje się odpowiedzialny za nią i za bezpieczeństwo grupy. Cały czas usiłuje dojść do jednego: do uwolnienia reszty Wilków. Czytając mamy pełny wgląd do jego myśli, przeżywamy z nim każdą stratę, radość, każdą myśl. Dzięki temu możemy świetnie wczuć się w jego sytuację.
Jedyny minus książki, jaki wyłapałam, to to, że akcja nie jest jakaś zawiła, nieco przewidywalna. Toczy się niezbyt szybko, miałam wrażenie, że momentami wręcz zbyt wolno. Kilka razy powtarzało się: O, jesteśmy bezpieczni, o, już nie, powalczymy trochę, odniesiemy obrażenia i lecimy dalej. Jeśli o akcję chodzi, to miałam większe nadzieje.
Co do plusów: autorka ma niesamowicie lekkie pióro. Jej książki czyta się szybko, a mimo to nadal możemy się nimi delektować. Co prawda, pomysł nie jest zbyt oryginalny, jeśli chodzi o tematykę (biorę pod uwagę całą serię), aczkolwiek czyta się (większość) z zapartym tchem i nie chce się odłożyć książki choćby na moment.
P.S. Tak, tak, wiem, że następna miała być "Apokalipsa" Koontza, ale tak jakoś wyszło, że tę książkę już skończyłam, a w tamtej jestem dopiero w połowie :)
piątek, 31 maja 2013
5 komentarzy:
Każdy komentarz to motywacja. Słowa nie zawsze chcą płynąć tak, jakbym sobie tego życzyła, ale blokadę łatwiej przełamać wiedząc, że ktoś po drugiej stronie ekranu przeczyta tych kilka zdań.
Staram się odwiedzać blogi komentujących, jednak wybaczcie, jeśli zdarzy mi się nie zajrzeć do Was. Będę nadrabiać moje zaległości - nie krępujcie się zatem linkować do siebie :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przede mną pierwsza część "Błękitnokrwistych":)
OdpowiedzUsuńHmm... jeszcze nie miałam okazji poznać tej serii, ale mam nadzieje, że w końcu to nastąpi. :)
OdpowiedzUsuńMam takie samo zdanie jak ty tylko dodam od siebie, że chcę aby nastąpiło to jak najszybciej :)
UsuńCo do tej ksiakzi, to nie słyszałam o niej, a co do ksiazki Deana Koontza to czytałam i bardzo mi sie podobała :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej serii, ale słyszałam dużo o niej pozytywnych opinii. Mimo to nie mam jej w swoich planach.
OdpowiedzUsuń