sobota, 13 kwietnia 2013

Recenzja #7 "Pomiędzy"

TYTUŁ: Pomiędzy
TYTUŁ ORYGINALNY: Hereafter 
AUTOR: Tara Hudson
WYDAWNICTWO: Jaguar
ILOŚĆ STRON: 344
MOJA OCENA: 9/10

Unosząc się w wodach ciemnej rzeki, Amelia jest świadoma tylko jednego – tego, że nie żyje. Nie wie, kim była przed śmiercią, nie wie, dlaczego i w jaki sposób umarła. Skazana na wieczne dryfowanie w bezczasie, zamknięta w pułapce, Amelia jest tylko szeptem w mroku, cichym, nieszczęśliwym cieniem dziewczyny, którą kiedyś, być może, była.
Nagle wszystko się zmienia.
Jako duch, Amelia nie może pomóc chłopakowi, który tonie w bezdennej rzece. Może tylko życzyć mu szczęścia. A jednak, w krótkiej chwili porozumienia, która nigdy nie powinna nastąpić, dzieje się coś dziwnego i Joshua nie umiera.
Kim jest Amelia? Kto skazał ją na śmierć? Zafascynowany cieniem chłopak angażuje się bez pamięci w dziwny związek, żyjąc nadzieją na to, że któregoś dnia wspólnie z Amelią rozwikła jej zagadkę. Chwile szczęścia są krótkie, przyszłość zaś niemożliwa... Zły duch imieniem Eli chce za wszelką cenę wciągnąć zmarłą dziewczynę z powrotem w otchłań. Tym razem na zawsze.

Książkę otrzymałam dzięki wymianie. Miałam do wyboru kilka, ale wybrałam właśnie tą kierując się głównie okładką. Wiem, nie powinno się patrzeć na nią, tylko na treść, ale po prostu tak mam... Jak widać na obrazku okładka jest wykonana estetycznie, nie jest pusto, nie jest napaćkane. Założę się, że nawet jeśli ktoś nie widziałby tytułu i nie znał treści, to i tak domyśliłby się o czym jest ta powieść. Kolory pięknie ze sobą współgrają, co sprawia, że mogłabym się patrzeć na ten kawałek tekturki cały czas. Tak... Nie jestem do końca normalna... Jednak oderwałam wzrok od obrazka i otwarłam książkę. Miłe było to, że tym razem postacią z innego świata nie był chłopak/mężczyzna/samiec - jak zwał, tak zwał, tylko właśnie dziewczyna. Biedna, nieżywa, bez pamięci, błąkająca się samotnie aż do pewnego zdarzenia. Gdy miała swój "koszmar", jak nazywała swoją śmierć, którą przeżywała ciągle na nowo, niedaleko niej zaczął tonąć chłopak. Oczywiście koniec końców nic mu się nie stało, a jego prawie-śmierć zachęciła ich do bliższego poznania się. Hmm... Trochę schematyczne mi się to wydaje, ale napisane jest tak dobrym językiem, że na to nawet nie zwróciłam z początku uwagi. Amelia gdy jest z chłopakiem czuje się... bardziej żywa, tak to chyba można określić. O dziwo Joshua nie jest boskim-przystojniakiem-w-którym-każda-dziewczyna-jest-zakochana-na-zabój-bo-ma-ładne-włoski-i-jest-popularny. Jest po prostu zwykłym chłopakiem, uprzejmym (zazwyczaj), może trochę upartym. Miło, że ktoś w końcu postanowił ukazać tych zwyczajnych jako ważniejszych w opowiadaniu.
Gdy Amelia błąkała się sama nie mogła czuć zapachów, dotyków, a o dziwo w towarzystwie chłopaka zdarza się jej poczuć jego dłoń czy zapach. Jak można by się spodziewać są razem, zakochani w sobie pomimo różnicy, hmm... gatunków? Oczywiście, sielanka nie może trwać wiecznie. Osoby postronne chcą ich rozdzielić. W powietrzu unosi się lekka woń schematu, ale piękne i bogate opisy skutecznie oddalają ten przykry zapach i zastępują go milszym. Jedziemy dalej. Okazuje się, że Joshua nie jest zwykłym człowiekiem i to, że widzi duchy nie jest niczym zaskakującym-przynajmniej tak sądzi jego babcia, która również ma ten dar. W międzyczasie Amelia poznaje kolejnego ducha. No, nie jest on najmilszą osobą w książce... Może śmiało konkurować z Ruth, babcią Joshui, na najwredniejszy charakter książki... 
Amelia usiłuje dowiedzieć się, jak umarła i kim była. Choć części dowiedziała się razem z Joshuą, to musiała i tak zasięgnąć wiedzy u Eli'ego, który gdy dowiaduje się o związku (bo chyba tak to już możemy nazwać), robi się nieco zazdrosny. Tak, tak, bez trójkącika się nie obeszło, choć na szczęście nie trwał on długo, da się przeżyć. Właściwie to podobał mi się, mimo, że występuje w co drugiej książce.
Amelia jest taką dziewczyną (czy duchem, ale wiecie o co mi chodzi), która czerwieni się gdy ma zamienić słówko z chłopakiem, brak jej słów, gdy usłyszy komplement itd. Jest nieśmiała, może troszeczkę naiwna, ale gdzieś tam głęboko ma ukryte pokłady odwagi, które wypływają na wierzch w końcowej części książki. 
Czy polecę tą książkę? Jak najbardziej. Są w niej bogate opisy, porównania, ciekawa fabuła. Miłość Amelii i Joshuy nie jest cukierkowo przedstawiona, nie ma też jakiegoś erotyzmu jak niekiedy się zdarza. To uczucie opiera się na rozumieniu siebie nawzajem, pomaganiu sobie, a dopiero potem na jakimś pocałunku raz na jakiś czas. Choć zdarzają się fragmenty podchodzące pod schemat, nie są one zauważalne od razu, nie rzucają się w oczy i nie zdradzają końca, jak czasem się to zdarza. Łatwy język sprawia, że książkę czyta się miło, lekko, przyjemnie. Ja pochłonęłam ją w jeden dzień. Nie pozostaje nic, jak zabrać się do lektury (kto jeszcze tego nie zrobił) i pogratulować autorce.

Jak widzicie zmieniłam formę, w której piszę recenzje. Hah, poprzednich nawet tak nie można nazwać... Mam nadzieję, że lepiej się to czyta i że zachęcam Was do sięgnięcia po książkę :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to motywacja. Słowa nie zawsze chcą płynąć tak, jakbym sobie tego życzyła, ale blokadę łatwiej przełamać wiedząc, że ktoś po drugiej stronie ekranu przeczyta tych kilka zdań.

Staram się odwiedzać blogi komentujących, jednak wybaczcie, jeśli zdarzy mi się nie zajrzeć do Was. Będę nadrabiać moje zaległości - nie krępujcie się zatem linkować do siebie :)