niedziela, 25 stycznia 2015

#143 "Love, Rosie"

Tytuł: Love, Rosie (wcześniej: Na końcu tęczy)
Oryginalny tytuł: Where rainbows end
Seria: -
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 512

  Rosie i Alex znają się od dzieciństwa, są najlepszymi przyjaciółmi. Dorastają razem, planują wyjechać na studia i spełniać marzenia - oczywiście też wspólnie. Wszystko zmienia się w noc balu, kiedy jedno wydarzenie pociąga za sobą konsekwencje przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Przyjaźń trwa, ale czy to jest to, czego oboje oczekują? Niestety, nie dane im się tego dowiedzieć przez przeciwności losu, które co chwila wyrastają na ich drogach. 




  Nie miałam na tę książki ochoty ani trochę - myślałam, że jest na nią szał przez niedawną ekranizację i wielu patrzy na powieść przez pryzmat filmu. Dostałam jednak szansę jej poznania, więc zdecydowałam się zaryzykować. Już teraz mogę Wam powiedzieć, że moje życie bez tej lektury byłoby puste!


  Książka, wbrew temu, co myślałam, nie skupia się na nastoletnim wieku bohaterów - wręcz przeciwnie. Jest w niej pokazane całe życie, od najmłodszych lat do starości. Wszystkiego - upływu czasu, bierzących wydarzeń, uczuć bohaterów - dowiadujemy się z listów, czatu, sms-ów wysyłanych przez każdą pojawiającą się postać. Często trzeba się domyślać, co się stało, jednak myślę, że nie ma miejsca na błędne wnioski - prawda jest zakryta tylko cienką warstwą pyłu. 

  Widać zmiany zachodzące w bohaterach, widać ich uczucia, obawy. Autorka nie miała litości dla głównych bohaterów, przez długi czas wodziła ich za nosy i przeszkadzała w osiągnięciu szczęścia - ale czyż przez to w końcu osiągnięta radość (bohaterów i czytelnika) nie była większa? 

  Książka jest niezwykle prawdziwa, piękna, wzruszająca, ale zdarzają się momenty, w których zwijałam się ze śmiechu - razem z koleżanką, której nie przeszkadzało to, że fragmenty są zupełnie wyrwane z kontekstu. Myślę, że to ważne, że ten humor się pojawił, gdyż w innym wypadku można by pogrążyć się w depresji. 

  Książkę polecam każdemu. Piękna powieść, cudownie się ją czyta - naprawdę warto się za nią zabrać! 10/10


16 komentarzy:

  1. Widzę, że i Ciebie dopadło, a ja jeszcze nie miałam okazji :) a bardzo bardzo bym chciała

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam na swoim stosiku już chyba od miesiąca, muszę w końcu przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ogromną ochotę na tę książkę, wszyscy, ale to dosłownie wszyscy ją zachwalają, coś w tym być musi! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kusi mnie coraz bardziej :) Na razie czytałam o niej same pozytywne opinie.
    Forma listów też bardzo do mnie przemawia - lubię tak :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłe zaskoczenie, bo niektórzy twierdzą, że książka jest mało prawdopodobna i infantylna. Ale skoro piszesz, że warto rzucić okiem, to niech tak będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam jedną książkę Ahern. Może kiedyś uda mi się sięgnąć też po inne jej powieści :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Powyższa książka opanowała blpgosferę. Mam ją na półce planuje przeczytać w lutym.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno sięgnę po tę książkę, bo intryguje mnie. Poza tym koleżanka kupiła "Love, Rosie", więc grzechem byłoby nie pożyczyć tej lektury... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jedna z moich ulubionych książek, chociaż z początku obawiałam się, że jest szum wokół niej i ta historia nie sprosta moim oczekiwaniom.

    OdpowiedzUsuń
  10. Właśnie nią czytam i mnie tylko irytuje zachowanie bohaterów, nie mogę się przyzwyczaić do listów, ogólnie nie zabardzo mi się podoba, bo w końcu ile można zwlekać by powiedzieć sobie te dwa magiczne słowa ? A tak dużo od niej oczekiwałam, a zawiodłam się ;/

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam straszną ochotę przeczytać tę książkę, ale czasu brak...
    Zapraszam do siebie,
    http://worldofbookss.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  12. To prawda, książka jest do bólu prawdziwa, ale i bezgranicznie cudowna. Jedna z lepszych, jakie miałam okazję czytać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nabrałam ochoty na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Już od dłuższego czasu mam na nią "chrapkę" :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja. Słowa nie zawsze chcą płynąć tak, jakbym sobie tego życzyła, ale blokadę łatwiej przełamać wiedząc, że ktoś po drugiej stronie ekranu przeczyta tych kilka zdań.

Staram się odwiedzać blogi komentujących, jednak wybaczcie, jeśli zdarzy mi się nie zajrzeć do Was. Będę nadrabiać moje zaległości - nie krępujcie się zatem linkować do siebie :)