poniedziałek, 25 listopada 2013

Recenzja #77 "W kolorze krwi. Wieczna miłość"

Tytuł: Wieczna miłość.  
Seria: W kolorze krwi. 
Autor: Katarzyna Stachowiak 
Wydawnictwo: bookio.pl 
Ilość stron: 322

Mówią, że miłość jest wieczna. Mówią, że przekracza granice czasu, że jest silniejsza nawet od śmierci. Ale czy na pewno?
Elizabeth - niewinna dziewczyna z dobrego domu, szukająca oparcia po śmierci rodziców. Roderick - tajemniczy osobnik, dla którego człowiek nic nie znaczy. Dla którego ludzie są jedynie pożywieniem... 
Ich drogi przypadkowo się krzyżują. Rodzi się między nimi niezwykła więź, która może doprowadzić do tragicznego końca.
Czy istnieje wieczna miłość, która przezwycięży wszystko, a jeśli tak, to jakim człowiekiem trzeba być, aby ją odnaleźć? A może nie trzeba być człowiekiem?

  Kolejna książka o wampirach? Ano tak wyszło. Temat wydaje się już być wyczerpany - tyle książek powstało, czy jest jeszcze coś, co można by wymyślić z tymi osobnikami w roli głównej? Zobaczmy... 

  XIX wieczna Anglia. Na prowincji grasuje bestia, która osusza mieszkańców z krwi. Lucas wraz ze swoją siostrą Elizabeth przenosi się na wieś, gdzie młodzieniec zaczyna polowanie na potwora, a dziewczyna znajduje miłość. Roderick Robilliard wydaje się być ideałem, ale skrywa straszną tajemnicę. Niedługo potem pojawia się książę Duncan, który stara się o rękę dziewczyny. Nie robi tego jednak z miłości do niej - okazuje się, że dziewczyna jest jedynie narzędziem w zemście.

  Na samym początku chcę zaznaczyć, że nie miałam wygórowanych oczekiwań co do tej lektury. Co prawda autorka ujęła mnie swoją "Magią ukrytą w kamieniu", przez co w ogóle zdecydowałam się na sięgnięcie po tego e-booka, ale literaturę z wampirami w roli głównej traktuję raczej z przymrużeniem oka. 

  Główną bohaterką jest niejaka Elizabeth Westmoor, dziewczyna pochodząca z wyższych sfer, z XIX wiecznej Anglii. Po stracie rodziców zostaje sama z bratem, który stara się zastąpić jej straconego ojca. Traktuje siostrę jak nieco naiwną dziewczynkę, głupiutką kobietkę, która nie da sobie sama rady w życiu. Sama Elizabeth momentami również sobie nie pomagała - zdarzało jej się zachowywać w taki sposób. Normalnie narzekałabym na taką kreację bohaterki, ale biorąc pod uwagę czasy, w których przyszło jej żyć, jest to zrozumiałe. Szczególnie, że nie przez cały czas była bezbronną istotką - jak przychodziło co do czego, to stawiała na swoim, udowadniała swoją odwagę.
  Ukochany Elizabeth nie będzie jednak miał okoliczności łagodzących. Wydaje się być ideałem: opiekuńczy, szaleńczo zakochany, gotowy zrobić dla swojej wybranki wszystko. Gdyby ktoś taki stanął na mojej drodze pewnie skakałabym z radości ze szczęścia, ale gdy takie chodzenie na paluszkach wokół dziewczyny się opisze słowami... to wychodzi nieco zbyt słodko...

  W książce można rozróżnić dwa etapy: pobyt w Anglii i pobyt w Ameryce. Powiem szczerze, że bardziej podobał mi się ten pierwszy. Pojawienie się złego Duncana (nie, nie trójkącik) i cały wątek z nim w roli głównej okazał się moim ulubionym w ciągu całej lektury. Szkoda tylko, że tak stosunkowo szybko się zakończył, bo to przy nim czułam dreszczyk ekscytacji. Pobyt w Ameryce również owocował w nowe, czasem zaskakujące zdarzenia, ale niestety nie było to to samo...
  Niechętnie to piszę, ale napisać to muszę: momentami czułam trochę naleciałości ze "Zmierzchu" - nie chodzi o ten typ książki, tylko z tego oryginalnego. Ukochany opuszcza dziewczynę, by ją chronić, walka pomiędzy dwoma gatunkami (?) drapieżników, nagle pojawia się dodatkowa miłość - w hm... dziwny sposób. W trakcie czytania wyłapałam jeszcze kilka takich, przy których autentycznie na myśl przychodziła mi książka pani Meyer, ale nie pamiętam  reszty przykładów. Niemniej akcja jest chyba bardziej interesująca, niż w opowieści o Belli, a osadzenie jej w XIX wieku było świetnym posunięciem. 
  Książka okazała się nieco przewidywalna, ale nie było tragedii. Malutkim minusem, który złapałam, jest jeszcze to, że niektóre wydarzenia były na zasadzie "-Jestem wampirem. - OK.", aczkolwiek takie przypadki były może ze dwa, trzy, nie więcej. 

  Język autorki na pierwszy rzut oka wydał mi się archaiczny, choć wcale taki nie jest. To po prostu ta uprzejmość, zwroty z szacunkiem, nawet jeśli nie są do końca uprzejme, to to sprawiło, że poczułam jakby język naprawdę był staromodny. To właśnie tak wyobrażam sobie rozmowy w tamtych czasach (wyłączmy z tego wampiry, oczywiście :)). Jedyne moje zastrzeżenie, które pokrywa się w pewnym sensie z bohaterami: dialogi między kochankami wydawały mi się nieco przesłodzone. 

  Podsumowując: książka jest lekka, niewymagająca, ale przyjemna w odbiorze. Nawet jeśli dość macie wampirów, to zachęcam do zapoznania się z polskim spojrzeniem na ten temat i przeczytania tej powieści, ale nie oczekujcie od niej nie wiadomo czego. Moja ocena to 6/10


13 komentarzy:

  1. Tym razem sobie daruję, zupełnie nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka mnie oczarowała *-*
    Lubię wampiry, nawet bardzo więc chyba skuszę się na tą książkę jeśli trafi się okazja.
    Pozdrawiam :)
    Niko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przewidywalność aż tak bardzo mi nie przeszkadza. Może się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, masz świetny blog, dodaję do obserwowanych, zapraszam do siebie na Imperium Lektur

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię wampirów. Nie lubię romansów. Nie lubię wampirzych romansów i romantycznych wampirów.
    Hm, raczej się nie skuszę, jak z tego wynika... ^^'
    B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna pozycja o wampirach... Na pewno się skuszę ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubie książki fantastyczne i pewnie się skusze na tą książkę..
    Mam tylko nadzieje, że nie usne przy niej czytając, bo po Twojej recenzji widze, że jest taka możliwość ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Na razie się nie skuszę, lecz nie mówię ostatecznego nie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wciąż mam w planach tą serię, tylko jakoś mi się wydłużają:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Z wampirzych klimatów na razie mam w planach "Wywiad z wampirem" Anne Rice, a co za dużo to nie zdrowo więc tytuł o którym wspominasz sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwsze co zauważyłam i co muszę przyznać to zdecydowanie to, że okładka nie wygląda na polską, co jest naprawdę dobrym wstępem do książki :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja. Słowa nie zawsze chcą płynąć tak, jakbym sobie tego życzyła, ale blokadę łatwiej przełamać wiedząc, że ktoś po drugiej stronie ekranu przeczyta tych kilka zdań.

Staram się odwiedzać blogi komentujących, jednak wybaczcie, jeśli zdarzy mi się nie zajrzeć do Was. Będę nadrabiać moje zaległości - nie krępujcie się zatem linkować do siebie :)