niedziela, 5 kwietnia 2015

Filmowo #12 "Bóg nie umarł"

Tytuł: Bóg nie umarł
Oryginalny tytuł: God's not dead
Reżyseria: Harold Cronk 
Scenariusz: Cary Solomon, Chuck Konzelman 
Czas trwania: 1 godz. 52 min. .
Premiera polska: 6 marca 2015

Na pierwszych zajęciach z filozofii profesor Radisson (Kevin Sorbo) każe uczniom napisać trzy słowa - "Bóg nie żyje". Jedyną osobą, która się temu sprzeciwia, jest Josh (Shane Harper). Dostaje zadanie - musi udowodnić, że Bóg żyje. W przeciwnym razie nie zaliczy przedmiotu. 




  Ilu młodych osób miałoby odwagę przyznać przed wszystkimi, i wbrew wszystkim, że wierzy w Boga? Niewykluczone, że w sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater, wielu z nas zachowałoby się tak, jak pozostała część klasy. Jednak historia Josha nie była jedynym wątkiem w filmie - Amy, blogerka lewicowa, Mina, dziewczyna profesora Radissona, Ayisha, wychowana w muzłumańskiej rodzinie chrześcijanka - ich historie, choć różne, przeplatają się ze sobą, a wszystkie one schodzą się w jednym punkcie - w Bogu. 

  Jest to film w "amerykańskim stylu" - słodkawo, happy end, a jednak ma on przesłanie. Znalazło się kilka cytatów mądrych, pięknych w swojej prostocie. Oczywistych, a jednak nie przez wszystkich znanych. Momenty wzruszające przeplatały się z zabawnymi. Czytałam recenzje, w których ten film określany był jako chrześcijańska propaganda - zgodzę się po części: film ten pokazuje zalety wiary, cytuje biblię, próbuje przekonać do tego, iż Bóg jest tym, co człowiekowi potrzebne. Ale czy to źle? Według mnie nie. 

  Prowadziłam ostatnio krótką dyskusję z dziewczyną, która również recenzowała ten film. Według niej niewierzący lub innowiercy byli ukazani jako "ci źli". Ja natomiast uważam, że to nie przez ich wiarę czy niewiarę zostali tak ukazani, lecz pokazane były różne charaktery i kultury na tle chrześcijan. 

  Dla mnie ten film jest naprawdę dobry. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziałam, co napisać - zostawił w mojej głowie mętlik, także muszę sobie wszystko dokładnie poukładać. Jedyne, co wiem na pewno, to to, że warto go obejrzeć, jeśli ma się ochotę na coś głębszego, a nie przytłaczającego. 

P.S. Przepraszam, za ewentualny brak składni, niezrozumiały przekaz, czy też wszelkie inne błędy, ale jestem świeżo po filmie, a ta "recenzja" była dla mnie bardziej układaniem sobie wszystkiego w głowie :) 


7 komentarzy:

  1. Słyszałam o tym filmie i zapisałam sobie już na listę :) Ciekawa jestem co z tym ukazaniem niewierzących jako złych. Zawsze mnie to drażniło, jakby ludzi można było podzielić na czarnych i białych tylko dlatego, że mają taki kolor skóry. Ale oglądnę na pewno

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję się do wiary w Boga otwarcie i jestem z tego naprawdę dumna. Film z pewnością obejrzę, już wiele dobrego się o nim nasłuchałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mieliśmy oglądać klasowo, wybraliśmy Carte Blanche :(

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie w szkole istnieje powszechny zachwyt tym filmem, ale ja obejrzę, gdy to wszystko ochłonie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze napisać coś świeżo po obejrzeniu czy przeczytaniu - wtedy nasze emocje są najczystsze :) Ciekawi mnie ten film :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze słyszę o tym filmie, ale dodaję go do swojej listy MUST WATCH :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Obejrzę jak tylko znajdę czas, widziałam zapowiedź w kinie i bardzo mnie zainteresowała :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja. Słowa nie zawsze chcą płynąć tak, jakbym sobie tego życzyła, ale blokadę łatwiej przełamać wiedząc, że ktoś po drugiej stronie ekranu przeczyta tych kilka zdań.

Staram się odwiedzać blogi komentujących, jednak wybaczcie, jeśli zdarzy mi się nie zajrzeć do Was. Będę nadrabiać moje zaległości - nie krępujcie się zatem linkować do siebie :)