Tytuł: Niezgodna
Oryginalny tytuł: Divergent
Reżyseria: Neil Burger
Scenariusz: Evan Daugherty, Vanessa Taylor
Czas trwania: 143 min
Obsada:
Shailene Woodley - Beatrice Prior
Theo James - Cztery
Jai Courtney - Eric
Społeczeństwo
zostało podzielone na pięć frakcji. Każdy obywatel musi dołączyć do jednej z
nich, z którą się identyfikuje, jeśli chce żyć w miarę spokojnie. Problemy i
zagrożenie życia pojawia się wtedy, gdy ktoś czuje, że może należeć do każdej z
frakcji. Taką właśnie osobą jest Tris. Dziewczyna musi za wszelką cenę ukrywać
to, kim jest naprawdę, jeśli chce nadal żyć w miarę spokojnie... o ile można
tak powiedzieć o życiu w jej frakcji.
Mimo iż książka nie do końca spełniła moje
oczekiwania, obejrzałam film. Mam po nim mieszane uczucia. Może więc zacznę od
minusów.
Po pierwsze: bardzo nie lubię tego, gdy jest walka,
dużo tarzania się w kurzu, wysiłku fizycznego, a bohaterowie wychodzą z tego,
nie dość że szczęśliwym trafem cało, to jeszcze bez żadnego zadrapania,
rozdarcia na ubraniu, czy nawet pyłku czy potu na twarzy. Niestety, w tym
filmie z czymś takim się spotkałam. Zastanawiające jest również to, że
uciekający w deszczu pocisków bohater umyka bez żadnej rany...
Kolejną rzeczą, jaką mogę zarzucić temu filmowi, są
aktorzy. Jeśli chodzi o wygląd - w porządku, pasują. Jednak gdy przyszło im
pokazać trochę uczuć... Klapa, przynajmniej w przypadku głównej bohaterki...
Shailene Woodley mogę określić jako aktorkę jednej miny. Cała reszta aktorów
poradziła sobie w miarę dobrze.
No, to teraz pozytywy, bo całkiem się nie wykruszyły.
Wielki plus ode mnie za to, że trzymano się dość ściśle papierowego pierwowzoru
- przynajmniej z tego, co pamiętam, a przyznaję, że jakiś czas temu to było.
Dobrze, że nie skupiono się na tym, żeby wybuchy były
jak największe i jak najefektowniejsze. Uwagę zwrócono głównie na bohaterów, a
nie na popisy efektami specjalnymi.
Podobał mi się ogół - wszystko, choć może momentami
nieidealne, złożyło się w dość spójną, dobrze stworzoną całość, która
pozostawiła po sobie pozytywne wrażenia. Nie wiem, co na to wpłynęło, ale po
prostu nie mogę powiedzieć, że czas spędzony na oglądaniu tego filmu jest
stracony. Cokolwiek to było sprawiło, że nie będę Wam odradzać wyjścia do kina.
Film okazał się być dobrym na rozluźnienie, był ciekawy i wciągający. Mogę
spokojnie polecić :)
Mnie jaskoś nie ciagnie ani do ksiażki, ani do filmu, nie wiem czemu, ale nie mma takiej chęci wejscia do tego świata.
OdpowiedzUsuńNa razie i tak nie mam na nic czasu, ale jeśli już wolałabym obejrzeć film, bo jeśli mi się nie spodoba to stracę mniej czasu.
OdpowiedzUsuńChciałabym najpierw przeczytać książkę. Taką kolejność preferuję :)
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje plusy i minusy :) film z chęcią by obejrzała, do książki jakoś mnie nie ciągnie, chociaż kto wie, może zmieni się to później ;)
OdpowiedzUsuńNeil Burger? Biedny, pewnie miał w życiu parę sugestywnych ksywek :D
OdpowiedzUsuńPozdrawia
Bukwa
- jak zawsze pisząca nie na temat
PS Nawet u siebie na blogu.
PS2 No, a co do filmu, to nie znam książki, więc raczej mnie nie pociąga. To dlatego musiałam walnąć tekst o Burgerze c:
Mi film spodobał sie bardziej niż książka, a to coś znaczy. ;) Muszę sama coś skrobnąć natemat filmu. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Uwielbiam książkę. Jest świetna. Jutro idę w końcu na film. :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Patrycji Waniek - bardziej podobał mi się film od książki ^^ Taki "fajny" sposób na rozluźnienie, czy na wyjście gdzieś z przyjaciółmi. Według mnie papierowa wersja "Niezgodnej" to kompletna klapa...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Jeśli skuszę się na książkę, to zapewne obejrzę i film.
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć ten film
OdpowiedzUsuńTeż nie cierpię kiedy po wielkiej walce bohater wychodzi cało albo z malutką ranką na policzku... Ech, Hollywood .
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl