wtorek, 23 kwietnia 2013

Recenzja #9 "Nienasyceni"

Tytuł: Nienasyceni
Oryginalny tytuł: Insantiable
Autor: Meg Cabot
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 499
Moja ocena: 10/10

Masz już serdecznie dość słuchania o wampirach?

Meena Harper też.

Niestety jej szef uważa, że wątek wampiryczny doskonale sprawdzi się w telenoweli, której scenariusz pisze Meena. Jakby nie miała dość problemów ze zjawiskami paranormalnymi: w końcu nie każdy potrafi tak jak ona przewidywać śmierć innych ludzi. Ale prawdziwe kłopoty zaczną się dopiero, gdy spotka Luciena… choć mogłoby się wydawać, że to chodzący ideał – piekielnie inteligentny, nieludzko przystojny i nieziemsko seksowny…

Meena Harper prowadzi w miarę zwyczajne życie: ma pracę, którą kocha (pisze scenariusze dla "Nienasyconych"), przytulne mieszkanko, denerwującą sąsiadkę i wiernego przyjaciela - psa. Oprócz tego ma niezwyczajny dar: patrząc na ludzi wie dokładnie jaką śmiercią umrą. Niestety, sponsorzy serialu, dla którego pisze, chcą wprowadzić w nim wątek wampirzy. Ona sama nienawidzi wampirów i jest zdecydowanie przeciwna temu pomysłowi. W międzyczasie dochodzi do kilku zabójstw na terenie miaste. Nic nadzwyczajnego, normalny dzień. Wszystko się zmienia, gdy podczas spaceru poznaje w dość nietypowych okolicznościach Luciena. Jest zaintrygowana nieznajomym, gdyż z jakiegoś powodu nie potrafi przewidzieć jego śmierci. Jak już możemy się spodziewać, nie jest on istotą ludzką. Jest szarmancki, uprzejmy - chodzący ideał po prostu. Nic dziwnego, że nasza bohaterka jest nim zauroczona już po pierwszym spotkaniu. Jakież jest jej zaskoczenie, gdy spotyka go ponownie na przyjęciu organizowanym przez jej denerwującą sąsiadkę na cześć księcia. Szkoda tylko, że owy książe nie jest hmm... Człowiekiem. Meena zakochuje się w nim i już tej samej nocy ląduje w jego łóżku. Niedługo po powrocie na stare śmieci (czytaj: do siebie) wizytę składa jej nieproszony gość, bo chyba tak można nazwać obcego mężczyznę z mieczem w dłoni, wparowującego niemal siłą do mieszkania. Okazuje się, że zawodowo ściga wampiry. To on wyznaje całą prawdę dziewczynie, która (po tym, jak już dała się przekonać, że facet nie zwariował i mówi prawdę) usilnie próbuje skontaktować siębz ukochanym. Lucien natomiast ma swoje przeprawy z bratem. Dochodzi do wojny wampirów. Są w nią zaangażowani praktycznie wszyscy, również ci niewymienieni w streszczeniu z imienia. W trakcie walki okazuje się, że Lucien chował kolejny sekret, że jest nie tylko wampirem.
Podobała mi się postać Meeny. Kobieta nie była typową ofiarą, jak zdarza się to często w książkach, gdzie to samiec jest głównym nadprzyrodzonym wątkiem. Miło, że autorka stworzyła bohaterkę, która przynajmniej próbuje o siebie zadbać i całkiem nieźle (jak na takie okoliczności) jej to wychodzi. Meena nie jest też taka głupia, choć momentami jest trochę naiwna.
Lucien zachowuje się jak na księcia przystało - adoruje ukochaną, stara się ją chronić, szkoda tylko, że nie do końca liczy się z jej wolą. Stara się zmienić Meenę w to, czym sam jest. Powstrzymuje się szlachetnie na jej prośbę. Tyle dobrze... Gdyby się okazało, że jeszcze dziewczyna chce się zmienić... Hmm, ocena poleciałaby w dół za schematyczność.
Moją ulubioną postacią okazał się Alaric - łowca, mimo, że nie okazywał najlepszych cech. Nieco arogancki, impulsywny, z pewnością brak mu było delikatności. Bez mrugnięcia okiem mógł pozbawić wampira głowy swoim Senôr Śliskim. Jednak pod tym jego zachowaniem coś się kryło. Od pierwszych rodziałów z jego udziałem go polubiłam. Najbardziej spodobały mi się momenty, gdy przebywał w mieszkaniu Meeny - trochę humoru, trochę powagi, wszystko w równowadze.
Nareszcie doczekałam się walki, w której było naprawdę realne prawdopodobieństwo śmierci. Cała bitwa była dobrze opisana, działo się dużo i ani na moment nie chciałam odrywać się od tekstu.
Podobały mi się elementy, gdzie mimo powagi sytuacji znajdował się ktoś lub coś, co rozładowywało napięcie, ale nie całkiem. Mimo wszystko pozostawała niepewność. To zasługa świetnego stylu pisania pani Cabot. Nie powiem, zaskoczyła mnie pozytywnie, szczególnie, że zakończenie nie było do końca przewidywalne. Do tego elementy Draculi - mistrzostwo.
Książkę polecam z całego serca, uważam, że jest to lektura obowiązkowa dla każdego, kto lubi wampiry.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to motywacja. Słowa nie zawsze chcą płynąć tak, jakbym sobie tego życzyła, ale blokadę łatwiej przełamać wiedząc, że ktoś po drugiej stronie ekranu przeczyta tych kilka zdań.

Staram się odwiedzać blogi komentujących, jednak wybaczcie, jeśli zdarzy mi się nie zajrzeć do Was. Będę nadrabiać moje zaległości - nie krępujcie się zatem linkować do siebie :)