niedziela, 29 września 2013

Recenzja #64 "Zieleń szmaragdu"

Tytuł: Zieleń szmaragdu
Oryginalny tytuł: Smaragdgrün 
Seria: Trylogia czasu 
Autor: Kerstin Gier 
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 454
  
  Co robi dziewczyna, której właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką, pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen – podróżniczka w czasie mimo woli – musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi z przeszłości także dziś splatają się w zabójczą sieć. Złowrogi hrabia de Saint Germain jest bardzo bliski swego celu: Gwendolyn musi stanąć do walki o prawdę, miłość i własne życie.
- Lubimyczytać.pl




  Jakoś nie zachwycałam się Trylogią czasu tak, jak wiele znanych mi osób. Miała coś w sobie, aczkolwiek nadal było całości daleko do ideału. Nie wiedziałam, czy ostatnia część będzie na poziomie pozostałych, czy gorsza, czy lepsza. Muszę przyznać, że zostałam bardzo mile zaskoczona!

  Kojarzycie moje narzekanie na główną bohaterkę, na to, jaka to ona jest denerwująca, irytująca i w ogóle jak ja jej nie lubię? W tej części niby się nie zmieniła, ale ta jej gorsza część gdzieś się schowała i nie wychodziła przez całą książkę! Szkoda, że dopiero teraz, ale lepiej późno, niż wcale. Pod koniec okazała się być nieco niemądrą, no ale jestem w stanie na ten jeden raz przymknąć oko. 
  Gideon - eh, uwielbiam go! OK, nadal czasem zachowuje się jak bufon (ale mniej), wciąż jest nieco arogancki (też trochę mniej), ale mimo to jest uroczy. Trochę późno przejrzał na oczy, aczkolwiek nie winię go - został wychowany tak, żeby być po stronie hrabiego. 
  Tak dawno czytałam poprzednią część, że całkowicie zapomniałam o Xemeriusie - toż to jest najlepsza postać (lub duch gwoli ścisłości) serii! Przy jego uwagach momentami płakałam ze śmiechu! Tak na prawdę chyba nic nie wnosi do fabuły, ale dodanie go do serii było genialne, a jego teksty są świetne! 
  Jeśli więc chodzi o bohaterów, to autorka poprawiła wszelkie niedociągnięcia tworząc naprawdę udane postaci.

  W tej książce naprawdę dużo się dzieje. Spotykamy się po raz kolejny z zagadką, co się stanie, gdy krąg zostanie zamknięty, dlaczego Lucy i Paul ukradli chronograf, a przy okazji dowiadujemy się szokującej rzeczy o prawdziwym pochodzeniu Gwen, poznajemy szokującą prawdę o hrabim De Saint Germain oraz o głównej bohaterce. W końcu wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, ale nie powiem, różne możliwości chodziły mi po głowie zanim do tego doszło. Akcja idzie szybkim tempem, ani razu nie zwalnia na tyle, żebym zaczęła się nudzić. W większości nieprzewidywalna, jestem zaskoczona obrotem niektórych spraw. W pewnym momencie myślałam już, że Gwen się podda, ale nie przyszło mi do głowy inne rozwiązanie, na które wpadła autorka - teoretycznie oczywiste, a jednak...

  Wątek miłosny był dobrze zbudowany. Nie było przesłodzonego "kocham cię, dla ciebie umrę" i rzeczy w ten deseń, wszystko było idealnie wyważone - szczególnie z komentarzami Xemeriusa!

  Obawiałam się, że będę mieć o tej serii średnio pozytywne zdanie, ale okazuje się, że ostatnia część zmienia moją opinię o niej całkowicie. To zdecydowanie najlepsza część trylogii, warto przeczytać poprzednie tomy chociażby dla niej! Uwielbiam i zdecydowanie polecam!
P.S. Również okładka najbardziej z wszystkich trzech mi się podoba :) 
_____________________________________________
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytamy polecone książki"



środa, 25 września 2013

Wydawnictwo Colorful Media - czyli trochę o czasopismach :)

  Dziś nie będzie recenzji książki, za to chciałabym zaprezentować Wam wydawnictwo Colorful Media. Jest to firma, której wiodącą działalnością jest wydawanie magazynów językowych. Colorful Media to największe wydawnictwo czasopism językowych w Polsce. Artykuły pisane są zarówno przez Polaków, jak i przez ludzi z zagranicy, z którymi wydawnictwo współpracuje. Magazyny językowe mogą z sukcesem służyć jako dodatek do książek do nauki języków dzięki słowniczkom pod każdym artykułem, a także dzięki działom poświęconym gramatyce bądź słownictwu. Występują również wydania specjalne poświęcone szczególnie jednemu tematowi, przykładowo przemysłowi filmowemu, jedzeniu, czy tematach tabu. 
Oto czasopisma, które są wydawane przez Colorful Media:

Najnowsze numery



  Ja mam u siebie kilka numerów tychże gazet i jestem z nich bardzo zadowolona. W każdej znalazłam wiele ciekawych artykułów o różnej tematyce - od podróży, przez nowości na rynku: filmy, książki, po nieco tradycji czy ciekawostek. Pod każdym z nich jest słowniczek, w którym znajduje się wiele wyrazów, które mogą sprawiać kłopot. Muszę przyznać, że jest to bardzo przydatne. Do tego niektórych artykułów możemy wysłuchać w formie nagrania. Takie magazyny to świetna pomoc w nauce, łatwiej przyswajamy nowe słówka, gramatykę, a także mamy szansę "osłuchać się" z językiem. Również mamy szansę poznać angielskie wersje różnych powiedzonek i przysłów.

ENGLISH MATTERS nr 42/2013

  W najnowszym numerze English Matters artykuły są na tyle krótkie, by nas nie zanudzić, i na tyle długie, by przekazać wiele ciekawych informacji. Z tego numeru można się dowiedzieć:
THAT&THAT - poznajemy Petera Porkera, zwierzęcego odpowiednika Spidermana, dowiadujemy się, kim była Audrey Marie Munson, a także ocieramy się o historię i dowiadujemy się, co to takiego "Left-handed Marriage". A dla rozluźnienia dowiemy się, co tak naprawdę oznaczają pewne słowa, np. UGLY - U Gotta Love Yourself :)
PEOPLE&LIFESTYLE - W tym dziale poznajemy brytyjskiego projektanta Jaspera Conrana, mamy wywiad o turystyce rowerowej, a także dowiemy się nowych informacji o operacjach plastycznych.
CULTURE - dzięki temu działowi dowiemy się, co piszczy w świecie sław, kim jest Alfred Hawthorn Hill, przeczytamy o Teatrze cieni, czy o niedługo wychodzącej ekranizacji "W pierścieniu ognia".
TRAVEL - Tu mamy szansę dowiedzieć się, co w świecie piszczy. Tym razem na celowniku jest Kuba.
LEISURE - W tym dziale znajdziemy luźniejsze artykuły, jak np. o wyścigach osłów czy świń czy walkach kogutów.
SPORT - Nie tylko piłka nożna, siatkówka, ale raczej mniej znane dyscypliny, jak np. krykiet, boks, czy żeglarstwo. Niekoniecznie dowiemy się, kto jest teraz w tym najlepszy, ale za to przeczytamy o samym sporcie.

  Artykuły przeczytałam jednym tchem, słowniczki pod każdym były świetną pomocą. Uczycie się angielskiego? W takim bądź razie zachęcam do sięgnięcia po to czasopismo! Na pewno okaże się pomocne, a także dostarczy trochę rozrywki. Całość jest opatrzona wieloma zdjęciami, czcionka jest odpowiedniej wielkości, a do tego możemy znaleźć kody, dzięki którym odtworzymy artykuły w wersji mp3. Czy potrzeba czegoś jeszcze?

DEUTSCH AKTUELL nr 60/2013

  Niemiecki to język, którego zaczęłam się uczyć dopiero trzy lata temu, dlatego przebrnięcie przez ten numer okazało się nie lada zadaniem. Niemniej kiedy już zaopatrzyłam się w słownik/translator (zależy od sytuacji) wszystko zrobiło się jaśniejsze i ciekawsze :) W tym numerze znajdziemy:
IN DER KÜRZE LIEGT DIE WÜRZE - Poznajemy Karla Lagerfielda i dowiemy się co nieco o sprawach medycznych
FILM | BUCH | CD - W tym dziale polecają nam ciekawe książki, filmy oraz płyty.
KALENDERBLATT - Kalendarz, czyli co ciekawego się wydarzy w najbliższych miesiącach?
WORTSCHATZ - Chcecie poznać trochę nowych słówek? To dział dla Was!
UMWELTSCHUTZ - Trochę informacji o ochronie środowiska zawsze może się przydać, prawda?
LEUTE - Poznamy "niemieckiego Bono", czyli Herberta Grönemeyera i przeczytamy co nieco o stereotypach.
KULTUR - Czyli temat z okładki - niemieckie wesele, a także Halloween w Niemczech.
BILDUNG - Ciekawi, jak wygląda edukacja w Niemczech? Zachęcam do przeczytania tego artykułu!
SPORT - Słyszeliście o Aqua Zumbie? Aqua Cycling, czy Aqua Aerobic coś Wam mówią? Niezależnie od tego zachęcam do poczytania o tych formach gimnastyki w wodzie. Oczywiście fakt, że po niemiecku wyjdzie Wam na korzyść :)
REISE - Lubicie podróże? Kojarzycie Książ? Zachęcam do przeczytania artykułu o tym miejscu, a także o zamku tam się znajdującym!. 

  Jak w przypadku angielskiej wersji gazety - nie mam nic do zarzucenia. Tym razem słowniczek mi nie zawsze wystarczał, aczkolwiek niemieckiego nie uczę się długo, więc miałam prawo korzystać z dodatkowych pomocy :) Każdy artykuł opatrzono pięknymi zdjęciami, sam tekst również można czasem wysłuchać, no nic dodać, nic ująć! Mimo, że do niektórych rzeczy w gazecie byłam uprzedzona, to w trakcie czytania zdałam sobie sprawę, że zupełnie bez powodu - wszystko jest tak ciekawie opisane, że gdyby nie moje problemy z językiem nie umiałabym się oderwać. Zdecydowanie polecam!

  A już niedługo trochę o wydaniach specjalnych!


Znacie to wydawnictwo? Czytacie te magazyny? 

poniedziałek, 23 września 2013

Recenzja #63 "Profesor"

Tytuł: Profesor
Oryginalny tytuł: What comes next
Autor: John Katzenbach
Wydawnictwo: Amber 
Ilość stron: 415 

Szanowany profesor psychologii jest (prawie) świadkiem porwania. Samego zdarzenia nie widzi, ale okoliczności, w których się to wydarzyło mowią same za siebie.
Jennifer po raz kolejny ucieka z domu. Tym razem nie ma jednak szansy na daleką ucieczkę, zostaje bowiem porwana, a jedyną osobą, która o tym wie, jest profesor, który powoli traci rozum. To właśnie on rozpoczyna poszukiwania dziewczyny nieskrępowany raportami i przepisami, którymi tak bardzo się przejmuje Terri Collins - policjantka, która również angażuje się w szukanie.



  Szukam dobrego thrillera. Miałam nadzieję, że ten tu mnie usatysfakcjonuje, ale cóż... To nie do końca to, czego chciałam...

  W książce znalazłam ciekawe postaci. Adrian - profesor, dla którego jego umysł jest rzeczą najważniejszą na świecie, a który traci swoje zdolności po trochu przez złośliwą chorobę. Jest tak zrozpaczony, że z tego powodu jest gotów popełnić samobójstwo. Od tego ratuje go czapka, którą znalazł na ulicy chwilę po tym, jak przechodziła tam dziewczyna. Czuje, że czapka nie została po prostu zgubiona, wie, że chodzi o coś więcej. Mimo, że profesor jest samotny, to znaczy cała jego rodzina nie żyje, mamy szansę ją poznać. Adrianowi towarzyszą bowiem halucynacje zmarłych bliskich, które pomagają mu w szukaniu dziewczyny, ale w specyficzny sposób. Nie mówią one czegoś w stylu "idź tam, tam mieszka jej matka", tylko naprowadzają go na to, co powinien zrobić. Wydaje mi się, że te halucynacje to tak naprawdę część umysłu profesora, która jeszcze pozostała trzeźwa, nie zarażona. 
  Wiemy, że Jennifer ucieka. Nie wiemy jednak do końca przed czym. I to nawet po skończeniu książki. Możemy mieć pewne podejrzenia, aczkolwiek wprost nie jest to powiedziane. Mimo, że to wokół tej postaci kręci się właściwie cała akcja, to nie poznajemy do końca Jennifer. Wiemy, że cierpi, wiemy, jak się czuje w danej chwili, ale o niej samej niewiele mogę powiedzieć.
  Jest też kilka postaci drugoplanowych, które zostały zaskakująco dobrze wykreowane. 

  Pierwsze strony powieści niesamowicie mnie wciągnęły. Znacie to, kiedy czytacie w nocy na zasadzie "jeszcze tylko rozdział"? Od dawna tego nie miałam. Dopiero przy tej książce nie zasypiałam. Stopniowo wzrastało napięcie mimo, że od początku wiedzieliśmy kto uprowadził Jennifer. Akcja była niezwykle wciągająca... do połowy książki. Po przekroczeniu tej granicy niestety było coraz hmm... Nie powiem, że nudniej, bo bym skłamała, ale przydałby się jakiś powiew zagrożenia większego, niż obecne. Dopiero w ostatnich, kulminacyjnych rozdziałach znów się coś zaczęło dziać. Na punkcie kulminacyjnym się nie zawiodłam, brakło mi jednak tego napięcia przed nim.
  Cały pomysł na książkę jest ciekawy, niby jest to porwanie na tle seksualnym - co nowego można w takiej tematyce wymyślić? A jednak! Od razu mówię: nie było scen dla nieletnich. Jennifer nieświadomie brała udział w czymś, o czym jeszcze nie miałam okazji czytać. Do tego śledztwo było prowadzone w dość szybkim tempie - chodzi mi głównie o śledztwo profesora, nie było tajemniczych zbiegów okoliczności, które przypadkiem by pomagały głównym bohaterom. 

  Autor dbał o szczegóły, ale nie zanudzał nas nimi. Pióro ma lekkie, książkę czytało się bardzo miło. Mimo, że do ideału książce nieco brakuje, to zachęcam do jej przeczytania. 

Moja ocena: 6.5/10


piątek, 20 września 2013

Filmowo #4 "Szczęściarz"

Tytuł: Szczęściarz
Oryginalny tytuł: The lucky one
Reżyseria: Scott Hicks
Scenariusz: Will Fetters, Douglas McGrath
Czas trwania: 101 min.
Premiera: 15.06.2012 (Polska) 20.04.2012 (świat)
Obsada:
Zac Efron - Logan Thibault
Taylor Schilling - Beth Clayton
Blythe Danner - Nana
Riley Thomas Stewart - Ben Clayton
Jay R. Ferguson - Keith Clayton

  Logan jest żołnierzem na misji w Iraku. Przypadkiem znajduje zdjęcie dziewczyny pośród ruin. Okazuje się, że to ratuje mu życie. To samo dzieje się kilka razy, cudem przeżywa, gdy inni giną. Po powrocie do domu poszukuje tajemniczej kobiety ze zdjęcia.



  Jak już się wzięłam za oglądanie filmów, to nie umiem przestać... Tym razem trafiło na kolejną ekranizację powieści Sparksa. Nie wiem, dlaczego się nimi torturuję - na każdej jak na razie płakałam, a mimo to je oglądam. No, ale tym razem nie było idealnie...

  Zaca Efrona znałam właściwie tylko z High School Musical. Nie wiedziałam, jak się spisze w tym filmie, i... zostałam mile zaskoczona. Może jego gra to nie był szczyt moich marzeń, aczkolwiek uważam, że mogło być o wiele gorzej. Według mnie najlepszą robotę odwalił najmłodszy z obsady - Riley T. Stewart, oraz najstarsza - Blythe Danner. Mimo, że nie byli głównymi postaciami, jakoś najbardziej ich polubiłam.
  Nie mam nic do zarzucenia żadnemu z aktorów. Choć nie było może w 100% idealnie, to dali radę.

  Mam jedną, wielką rzecz do zarzucenia: strasznie przewidywalny film. Nie doszłam jeszcze do połowy, a już miałam w głowie swój scenariusz głównych elementów, które się mogą znaleźć. I znalazły się... Jak dla mnie jest to wielką wadą tego filmu. Nic mnie nie zaskoczyło, niby zwroty akcji były, ale ja się ich domyśliłam jakiś czas wcześniej. Pod tym względem rozczarowałam się na ekranizacji. I tu pytanie do tych, co czytali książkę: czy papierowa wersja również jest tak przewidywalna? Ja już tego pewnie nie stwierdzę, gdyż jak zwykle łatwiej mi było zdobyć film niż książkę, ale nie wiem, czy warto ją czytać.

  Mimo przewidywalności nie sposób było się oderwać od ekranu. Oprócz tego schematu, który sobie nakreśliłam w głowie, pojawiło się dużo wątków dodatkowych, które urozmaicały film. Skoro coś jest przewidywalne, to musi być nudne? No, nie w tym przypadku. Bardzo przyjemnie się oglądało. Oprócz tego znowu poszło kilka chusteczek, tym razem mniej, niż na poprzednim filmie Sparksa, ale zawsze.

  Film może nie był arcydziełem, jak widać mam trochę zastrzeżeń, aczkolwiek mimo wszystko zachęcam do obejrzenia. Myślę, że nie będziecie żałować. Ja nie żałuję ani trochę. No, chyba że tego, że nie przeczytałam najpierw książki.


poniedziałek, 16 września 2013

Recenzja #62 "Krąg"

Tytuł: Krąg
Oryginalny tytuł: Cirklen
Seria: Engelsfors
Autor: Mats Strandberg, Sara B. Elfgren
Wydawnictwo: Czarna owca
Ilość stron: 575
Małe, otoczone gęstymi lasami miasteczko Engelsfors. Sześć dziewcząt właśnie rozpoczęło naukę w liceum. Nic ich ze sobą nie łączy, każda z nich jest inna. Na początku semestru w szkolnej toalecie znaleziony zostaje martwy uczeń. Wszyscy podejrzewają samobójstwo, wszyscy z wyjątkiem tych, którzy znają prawdę... 
Pewnej nocy, gdy na niebie pojawia się czerwony księżyc, dziewczyny spotykają się w parku. Nie wiedzą jak, ani dlaczego się tu znalazły. Odkrywają, że drzemią w nich tajemne moce, a ich życiu zagraża niebezpieczeństwo... 
Aby przeżyć, muszą działać wspólnie, tworząc magiczny krąg. Od tej chwili szkoła staje się dla nich sprawą życia i śmierci…
- Lubimyczytać.pl

  Dawno nie czytałam książki o takiej tematyce. O "Kręgu" jest ostatnio dość głośno, więc jak tylko nadarzyła się okazja nie mogłam z niej nie skorzystać. Czarownice, magiczne kręgi, rzeczy tego typu, nie są moim ulubionym tematem, aczkolwiek żeby móc się wypowiadać muszę mieć jakieś tam doświadczenie. I oto co z tego wynikło.

  Najlepsza strona książki - bohaterowie. Jak tak myślę, to chyba jeszcze nie trafiłam na tak dobrze wykreowanych nastolatków z naszych czasów. Każda z dziewczyn wyszła jak najbardziej naturalnie, każda ma coś w sobie. Po prostu widać, że autorzy przyłożyli się tworząc każdą z nich z osobna. Minoo, Rebecka, Linnea, Vanessa, Anna - Karin, Ida, każda z nich to inny charakter, inne problemy, inna osobowość. Żadna z nich nie jest idealna, co sprawia, że stają się bardziej realne. Nie są superbohaterkami ani tchórzliwymi panienkami. Zachowują się tak, jakbyśmy my się prawdopodobnie zachowywali w ich sytuacji. 

  Dziewczyny oprócz "magicznych" kłopotów mają też swoje prywatne dramaty na różnych frontach. Od osamotnienia, przez kłótnie w rodzinie, do miłosnych rozterek różnego typu. No właśnie... Miłość. Kolejny plus autorom należy się za fakt, że w książce nie ma głównego wątku miłosnego, akcja nie toczy się tylko i wyłącznie wokół tego uczucia. Tak, jest w tle, ale raczej jest (idealnie stworzonym) dodatkiem do całości. 
  W książce mamy do czynienia z magią, choć wbrew pozorom nie jest jej wiele. Przynajmniej jeśli chodzi o taką typową, rodem z Harry'ego Pottera. Raczej jak już coś się pojawia, to jest to wahadełko czy serum prawdy. Całość skupia się bardziej na indywidualnych zdolnościach bohaterek oraz na ich wykorzystaniu. 

  Akcja jest średnio ciekawa. Z jednej strony są tajemnice, trochę wodzenia nas za nos, a z drugiej odrobinę wieje nudą. Głównym celem jest odnalezienie mordercy - tu zostałam zaskoczona. Nigdy nie przypuszczałabym kto się nim okazał. Budowanie napięcia wyszło średnio, za to otrzymałam coś, na co czekałam od dawna - porządny moment kulminacyjny! Było dynamicznie, ciekawie i wreszcie czułam ten przyjemny ucisk w brzuchu świadczący o niepewności. 

  Język jest przystępny, nie infantylny, łatwy w odbiorze. Książkę czyta się łatwo i szybko, ale żeby tak się stało trzeba było naprawdę dać się porwać historii. 

  Jak widać książka ma trochę naprawdę mocnych stron, ale nie obyło się też bez minusów. Mimo wszystko nie jestem do końca usatysfakcjonowana powieścią, także moja ocena to 6/10. 
__________________________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytamy polecone książki.

sobota, 14 września 2013

Recenzja #61 "Anielska"

Tytuł: Anielska
Oryginalny tytuł: Hallowed
Seria: Nieziemska (tom 2)
Autor: Cynthia Hand
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 336

W bestsellerowej powieści Nieziemska Clara Gardner poznała swój cel, odkryła, po co została zesłana na ziemię jako anioł. Stawiła czoło pożarowi ze swoich wizji i ocaliła z płomieni uwodzicielskiego, tajemniczego Christiana.

Lecz pożar był zaledwie początkiem. Wciągana coraz głębiej w świat aniołów, w coraz bardziej gwałtowną walkę dobra i zła, Clara doświadcza nowych przerażających wizji. Czy wskażą jej nowe zadanie? I podpowiedzą, który z dwóch chłopaków jest jej przeznaczony: Christian, którego darzy skomplikowanym uczuciem, czy Tucker, dla którego miłość Clary może okazać się najstraszliwszą groźbą… 

-Lubimyczytać.pl

  Pierwsze spotkanie z Clarą Gardner w "Nieziemskiej" wypadło średnio. Słyszałam, że kolejny tom jest lepszy, ale hmm... Jakoś nie wydaje mi się... Dlaczego? Zapraszam do dalszego czytania.

  Bohaterowie nie zmienili się zbytnio od poprzedniej części, właściwie wcale. Jedyna minimalna różnica to fakt, że Clara nie była już dla mnie neutralną postacią - i ona zaczęła mnie nieco irytować swoim zachowaniem typu "kocham jednego a mam być z innym, co mam zrobić..?". Moją ulubioną postacią oficjalnie zostaje Tucker - w ciągu dwóch tomów był jak dla mnie najmniej irytującą postacią w całości. Może był trochę zbyt... idealnym chłopakiem, by wyjść naturalnie, ale nie irytował mnie. Christian się nic nie zmienił. Ogólnie bohaterowie nie rzucają na kolana, są tacy, jakich wiele, nic specjalnego.

  Książkę męczyłam przez dość długi czas - jakieś dwa tygodnie. Jak już się zabrałam za nią, to przeczytałam kilka stron i zamykałam książkę na rzecz innej. Powód? Nuda. Nudziła mnie akcja, której właściwie było niewiele. Liczyłam, że będzie jakieś "mocniejsze" spotkanie z Samjazą, a tu... Nic. Dowiedzieliśmy się nieco rzeczy o Anielitach, aczkolwiek według mnie te informacje mogłyby zostać usunięte, gdyby tylko stało się to na rzecz wartkiej akcji. 
  Znaczenia wizji Clary domyśliłam się na długo przed wszystkimi, a przynajmniej podejrzewałam, co się może stać.  Jedyne, co mnie zaintrygowało, to zachowanie Jeffrey'a, brata Clary. Wytłumaczenie tego było chyba najciekawszym wydarzeniem w książce. 
  W książce znajdziemy duuużo przemyśleń głównej bohaterki, jej rozterki, wszystko to, co dzieje się w jej głowie. Teoretycznie powinno być to na swój sposób ciekawe, ponieważ lubię momenty, gdzie poznajemy myśli bohaterów, ale nie wiadomo czemu tutaj mi się to nie spodobało. 

  Wątek miłosny jest typowy: dziewczyna chce być z jednym, ale powinna wybrać tego drugiego, i ona w końcu nie wie, którego wybrać, bo chyba kocha obu na swój sposób... Domyślałam się, jaki będzie finał i nie chybiłam... Mimo to, miłostki Clary nie były najgorszą stroną książki.

  Styl pisania autorki nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie jest ani zły, ani jakiś bardzo dobry, plasuje się gdzieś pośrodku. Dialogi były OK, wypadały w miarę naturalnie, ale to chyba jest jedyny taki plus, który jestem w stanie opisać. Pani Hand nie umiała przytrzymać mnie przy książce, męczyłam się czytając ją.

  Podsumowując: akcja w książce nie powala, to samo tyczy się bohaterów, wątek miłosny jest mimo wszystko najmocniejszą stroną książki. Mimo, że słyszałam nieco dobrych rzeczy na temat tej powieści, jestem zawiedziona, a najwyższa ocena, jaką mogę wystawić jest 5/10.


środa, 11 września 2013

Filmowo #3 "Czarny łabędź"

Tytuł: Czarny łabędź
Oryginalny tytuł: Black swan
Reżyseria: Darren Aronofsky
Scenariusz: Mark Heyman, John J.McLaughlin, Andres Heinz
Czas trwania: 108 min.
Premiera: 21.01.2011 (Polska), 1.09.2010 (świat)
Obsada:
Natalie Portman - Nina Sayers
Mila Kunis - Lily
Vincent Cassel - Thomas Leroy
Barbara Hershey - Erica Sayers

Nina jest baletnicą, stara się dostać główną rolę w "Jeziorze łabędzim". Jest to trudna rola, ponieważ polega na zagraniu białego i czarnego łabędzia. Dziewczyna ma problem z perfekcyjnym zatańczeniem tej drugiej wersji, nie potrafi się zatracić w ruchach. Mimo to udaje jej się dopiąć swego i otrzymuje rolę. Jednak Nina jest przekonana, że ktoś chce jej ją odebrać i jest w stanie zrobić wszystko, by do tego nie doszło.

  Film chciałam już od dawna obejrzeć, aczkolwiek nieco się bałam. Czego? Otóż jestem dość wrażliwa na sceny z krwią. Nie dotyczy to wszystkiego, z jakiegoś powodu mi wystarczy, żeby główna bohaterka zacięła się głębiej nożem i już trochę mięknę, a sceny strzelaniny mogę oglądać bez mrugnięcia okiem. Po streszczeniu filmu przez rodziców wiedziałam, że może być dla mnie trochę zbyt... Zbyt trudny, zbyt mocny, po prostu nie na mój wiek. Odważyłam się jednak niedawno go obejrzeć i oto, co mam na jego temat do powiedzenia.

  Obsada jest świetnie dobrana. Nie widziałam zbyt wielu filmów z Natalie Portman mimo, że ma ich na swoim koncie całkiem pokaźną sumę. Mam zamiar jednak nadrobić zaległości, bo jeśli we wszystkim zagrała tak, jak w tym, to jest naprawdę świetną aktorką. Genialnie zagrała dziewczynę oszalałą z pasji (choć nie tylko z tego). Komplementy można by też prawić Mili Kunis, która, miałam wrażenie, musiała zagrać dwie różne osoby - prawdziwą Lily i Lily widzianą oczami Niny.






Miałam rację, co do tego, że nie powinnam oglądać tego filmu wcześniej. Zdarzały się sceny, na które patrzyłam przez palce - powód wyżej. Pewnie jestem trochę przewrażliwiona, więc nie przejmujcie się tym tu zbytnio, aczkolwiek w moim odczuciu film ma kilka naprawdę mocnych scen. Mimo to, akcja jest naprawdę ciekawa, widzimy drogę Niny do obłędu przez chęć bycia perfekcyjną. Dziewczyna traci siebie na rzecz łabędzia, którego tak usilnie stara się zagrać. Film jest nieco pogmatwany, ale nie na tyle, by się można było pogubić. Są zaskakujące sceny, niekiedy są też takie, które możemy zrozumieć dopiero pod koniec filmu. Nie sposób się oderwać od oglądania tej produkcji.

  Przez większość akcji w tle słyszymy melodie z "Jeziora łabędziego", które w 100% pasowały mimo, że gdybym tego nie usłyszała w filmie, powiedziałabym, że nie powinny się pojawić w niektórych scenach, na przykład w klubie. Ta muzyka jednak cudownie dopełniała film, nie wychodząc na pierwszy plan.



Wiem, że obrazki pozostawiają wiele do życzenia, ale chciałam Wam choć trochę przybliżyć te dwie sceny - jedne z moich ulubionych :)

  Ciekawie zostały niektóre sceny, gdy siedzimy na ogonie głównej bohaterce, idziemy za nią krok w krok.
Choć nie było wielu efektów specjalnych, te, które się pojawiły, były zachwycające.

  Zazwyczaj recenzje piszę "na świeżo". W tym przypadku musiałam odczekać jakiś czas, ponieważ byłby tu jeden wielki chaos. Choć już trochę czasu minęło, to nadal jestem pod wrażeniem tej produkcji. Nie wiem, czy zrozumiałam ten film w 100%, ponieważ do łatwych nie należy, aczkolwiek myślę, że w dużej części jednak to zrobiłam. To w pewnym sensie jest piękny, a zarazem straszny film, który pokazuje dążenie do perfekcji graniczące z obsesją, za wszelką cenę. Delikatny balet kontrastuje z wydarzeniami, które oglądamy. Zachęcam do obejrzenia, ale osoby powyżej 15 lat, a może jeszcze starsze.

+ zwiastun:




niedziela, 8 września 2013

Recenzja #60 "Magiczna gondola"

Tytuł: Magiczna gondola
Oryginalny tytuł: Die magische Gondel
Seria: Poza czasem 
Autor: Eva Voller
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 464 
Moja ocena:

Siedemnastoletnia Anna spędza wakacje w Wenecji. Podczas jednego ze spacerów jej uwagę przykuwa czerwona gondola. Dziwne. Czyż w Wenecji wszystkie gondole nie są czarne? Gdy niedługo potem Anna wraz z rodzicami ogląda paradę historycznych łodzi, zostaje wepchnięta do wody – a na pokład czerwonej gondoli wciąga ją niewiarygodnie przystojny młody mężczyzna. Zanim dziewczyna zejdzie z powrotem na pomost, powietrze nagle zacznie drżeć i świat rozpłynie się Annie przed oczami.
- Lubimyczytać.pl

  "Magiczna gondola" to powieść bardzo zachwalana przez bloggerów, negatywnych recenzji jest naprawdę niewiele. Zazwyczaj ludzie się rozpływają w zachwytach nad tą książką. Ja na pewno nie zaliczam się do osób, które uważają tę książkę za kiepską, ale czy jest nad czym się tak rozpływać...? No nie wiem, zobaczymy :)

  Pierwsze, na co chciałabym zwrócić uwagę, to okładka. Rzadko to robię, ponieważ rzadko mam ku temu powody. Jeśli miałabym się nad czymś rozpływać, to byłaby to właśnie oprawa graficzna książki. Naprawdę świetnie oddaje klimat książki, jest z nią powiązana (choć maska mogłaby wyglądać nieco inaczej, taki szczególik :)), nawet znalazł się tu księżyc, który przyznam się, dopiero teraz zauważyłam, a który ma znaczenie w pewnej kwestii w książce. 

  Anna przebywa w Wenecji. Pewnego dnia dziewczyna ląduje w jednym z kanałów, po czym zostaje wciągnięta to tajemniczej czerwonej gondoli. Po chwili dziewczyna traci przytomność i budzi się w tym samym mieście, ale pięćset lat wstecz. Okazuje się, że jej obecność w przeszłości nie jest bezcelowa, że ma do wykonania zadanie, od którego zależą losy współczesnego świata.

  Główna bohaterka to Anna, siedemnastolatka, zwykła dziewczyna, nie wyróżniająca się raczej niczym specjalnym. Oczywiście mamy też postać męską - Sebastiano. Jest on hmm... Z tego, co przeczytałam można wywnioskować, że jest ideałem. Ups... Czy to nie brzmi nieco jak schemat? Trochę mi nim zalatywało, aczkolwiek chyba tylko przy równaniu zwykła dziewczyna+megaprzystojny idealny facet.
  Może niektórzy wiedzą, że przy Trylogii czasu bardzo mnie irytowała główna bohaterka. Miałam taki uraz, przez który bałam się, że i pani Voller tak wykreuje swoje postaci, przez co odwlekałam w czasie sięgnięcie po tę książkę. Na szczęście tak się nie stało, śmiało mogę powiedzieć, że Anna zaskarbiła sobie moją przyjaźń, to samo jest z Sebastianem.  Co prawda dziewczyna była jak na moje oko zbyt łatwowierna, aczkolwiek mogę przymknąć na to oko. Nie było tu zbyt dużej dawki odwagi, ani biednej dziewicy w potrzebie. Wszystko było wyważone, co ostatnio rzadko się zdarza. 

  Jest jedna sprawa, za którą jestem w stanie dać autorce ogromnego plusa - mianowicie, usytuowanie akcji w końcówce XV wieku, w czasie renesansu, który uwielbiam, a do tego klimat Wenecji... No, nie ma co, za samo miejsce i czas akcji polubiłam tę książkę. 
  Co do samej akcji: nie było nudno, nie umiałam się po prostu oderwać. Wydarzenia opisane w książce bardzo mnie wciągnęły. Mimo to mam jedno zastrzeżenie: w kilku miejscach odniosłam wrażenie, że trochę rzeczy znalazło się tam po to, by zwiększyć objętość książki, a bez których byśmy się mogli obejść. 
  Nie mogę powiedzieć, że akcja była przewidywalna. Autorka często mnie zaskakiwała, szczególnie na sam koniec. 
  Podobał mi się pomysł z blokadą, która nie pozwalała przekazać niektórych wiadomości w żaden sposób osobom niewtajemniczonym w podróżowanie. Wydał mi się ciekawy :) 
  
  Szkoda, że nie było zaskakujących momentów w wątku miłosnych. Jedyne, co zwróciło moją uwagę to fakt, że nie było trójkącika miłosnego, o który się z początku nieco obawiałam. Plusem jest, że big love nie wybijała się na pierwszy plan, raczej przez większość czasu robiła za tło. 

Ogólnie książka była bardzo dobra, z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu fanowi podróży w czasie. Mimo niewielu minusów nie powinniście czuć się zawiedzeni. 
  
Moja ocena: 8/10


piątek, 6 września 2013

Filmowo #2 "Jutro, jak wybuchnie wojna"

Tytuł: Jutro, jak wybuchnie wojna
Oryginalny tytuł: Tomorrow, when the war began
Reżyseria: Stuart Beattie
Scenariusz: Stuart Beattie
Czas trwania: 103 min.
Obsada:
Caitlyn Stasey - Ellie Linton
Rachel Hurd-Wood - Corrie Mackenzie
Linkoln Lewis - Kevin Holmes
Deniz Akdeniz - Homer Yannos
Phoebe Tonkin - Fiona "Fi" Maxwell
Chris Pang - Lee Takkam
Aschleigh Cummings - Robin Mathers
Andrew Ryan - Chris Lang

  Siódemka przyjaciół wyjeżdża na wycieczkę w góry. Po powrocie zastają martwe zwierzęta, puste domy. Okazuje się, że ich kraj został najechany przez wrogie armie, a oni są jednymi z nielicznych, którzy zostali.


  Nie będę robić długiego streszczenia, ponieważ większość zna treść z książki. Od razu mówię, że nie znalazłam polskiej wersji filmu. Nie ma napisów ani lektora, przynajmniej ja nie umiałam znaleźć. Film oglądałam więc w oryginale, ale w razie czego zachęcam do przeszukiwania sieci - może coś znajdziecie :) Jeszcze na wstępie chciałam powiedzieć, że oglądając chciało mi się krzyczeć. Czemu? Zapraszam dalej.

  Gdy zobaczyłam obsadę zrzedła mi mina. Aktorzy nijak mi nie pasowali do postaci, o których czytałam w książce Marsdena. Nie tak ich sobie wyobrażałam. Jednak właściwie każdy z nich przekonał mnie do siebie swoją grą. Może nie było idealnie, zdarzyło się kilka sztucznych momentów, aczkolwiek było ich niewiele i nie były długie. Na plus wychodzi fakt, że aktorzy grający w tej ekranizacji nie są zbyt rozpoznawalni. Dzięki temu jakoś łatwiej było mi uwierzyć, że to są naprawdę te postaci, w które się wcielili, nie wtrącały mi się wspomnienia z innych filmów z ich udziałem. Pod koniec filmu byłam już pewna, że aktorzy zostali wybrani idealnie.

  Dochodzimy do momentu, w którym chciało mi się krzyczeć, a powstrzymałam się przez późną porę. Lubicie, gdy ekranizacja bardzo różni się od książki? Ja nie znoszę. To jest najgorsze, co może się zdarzyć (no, chyba że książka to gniot a film jest całkiem niezły). W tym przypadku reżyserowi należą się gromkie brawa! Pierwszy raz widziałam ekranizację, która jest tak dobrze zrobiona pod względem treści! Losy przyjaciół na ekranie można by spokojnie śledzić z książką - prawie nie było różnic! Jedyne co, to zostały wycięte niewielkie fragmenty, które (przynajmniej w pierwszej części, nie wiem jak dalej) nie miały większego wpływu na akcję. Jestem z książką na świeżo, więc pamiętam z niej jeszcze dużo. Naprawdę się cieszę, że film się pokrył z wersją papierową, a nawet złapałam kilka cytatów wyjętych żywcem z książki (pamięta ktoś rozmowę o zupce chińskiej i zmienianiu życia? :D), a to się bardzo rzadko zdarza. Muszę powiedzieć, że za to reżyser ma u mnie ogromnego plusa, oraz że to podobieństwo jest przyczyną mojej sympatii do tego filmu.

  Jest wojna, więc przyda się trochę efektów specjalnych, czyż nie? Cóż mogę o nich powiedzieć? Jak na moje oko były dobrze zrobione. Nie mam jednak dużego doświadczenia w tej dziedzinie, więc zamilknę :)

  Miłość... Eh, ta miłość. Pamiętacie, jak narzekałam, że w książce autor zbyt rozbudował to uczucie w książce? Reżyser naprawił ten błąd, przynajmniej trochę, i już nie mogę narzekać, że było zbyt dużo całusków na ekranie.

  Mimo, że tematyka filmu zbyt radosna nie jest, to nie zabrakło tu humoru. Jak i w książce, głównie Homer nas zabawiał, aczkolwiek nie tylko. Dzięki temu film nie był tak ciężki, miło się go oglądało.
  Film został wyprodukowany w Australii, toteż aktorzy mają tamtejszy akcent. Nie jestem do niego przyzwyczajona i z początku ciężko było mi się przestawić i zrozumieć tekst. Jednak po chwili się przyzwyczaiłam i oglądało się dobrze :) W takich chwilach doceniam naukę języków w szkole...

  Film polecam tym, którzy mają książkę już za sobą, jak i tym, co nie mają zamiaru jej czytać. Jeśli jednak chcecie po nią sięgnąć lepiej obejrzeć film potem - narobicie sobie spoilerów. Oczywiście, warunek jest jeden - znajomość języka angielskiego... Niestety...


środa, 4 września 2013

Recenzja #59 "Przebudzenie śpiącej królewny"

Tytuł: Przebudzenie śpiącej królewny
Oryginalny tytuł: The Claiming of Sleeping Beauty
Seria: Różyczka
Autor: Anna Rice
Wydawnictwo: Mystery
Ilość stron: 241

  Po stu latach Śpiąca Królewna zostaje przebudzona z zaczarowanego snu.Trafia na dwór królowej Eleanory jako niewolnica księcia. Wkrótce potem ulega własnym pragnieniom i wbrew zakazom decyduje się na przygodę miłosną z buntowniczym niewolnikiem - księciem Tristanem. Za karę zostaje odesłana z tętniącego rozwiązłością zamku królewskiego i sprzedana na licytacji. W wiosce edukacją Różyczki w sprawach miłości, okrucieństwa, dominacji, uległości i czułości zajmuje się przystojny kapitan gwardii. Baśniowa opowieść Anne Rice o rozkoszy i cierpieniu zgłębia najbardziej pierwotne, dobrze skrywane pragnienia ludzkiego serca i ciała. Wydawało Ci się że wiesz o seksie wszystko lub wiele? Masz rację tylko Ci się wydawało - ta książka z pewnością Cię zaskoczy. Nieraz...
-Lubimyczytać.pl


  Do teraz nie wiem, co mnie podkusiło, by wypożyczyć tę książkę. Znałam opinie o niej, a mimo to znalazła się na mojej półce. Co o niej dokładnie myślę? Czytajcie dalej. 


  Zacznijmy od bohaterów. Płascy, myślący tylko o wiadomej rzeczy. Tak można określić właściwie każdą z postaci występujących w tej książce. Do głównej bohaterki, Różyczki, mogę dodać jeszcze kilka słów, takich jak naiwna, kochliwa (o ile można w ogóle nazwać cokolwiek w tej książce miłością), nie ubierając w miłe słówka: najgorsza główna bohaterka, z jaką miałam styczność. Proszę Was... Zobaczyła księcia, nie zamieniła z nim ani słowa, ale tak! ONA GO KOCHA!! Czyż to nie cudowne? To samo tyczy się obiektu jej "uczuć"... 

  Akcja - leży. Można powiedzieć, że dosłownie. A w dodatku jeszcze rozkłada nóżki. Całość opiera się na seksie, nie ma właściwie nic poza tym. Żadnej porządnej fabuły, nic, co mogłoby jeszcze przytrzymać czytelnika. Autorka w książce nawiązuje do Śpiącej Królewny. Jak można było tak zniszczyć tę piękną baśń, ja się pytam?? Już od pierwszego rozdziału, opisującego pobudkę ze snu, mamy do czynienia ze stosunkiem. Bez przerwy wieje nudą. 

  Język autorki nie jest wulgarny, ale to chyba jedyny plus całości, przy takim zestawieniu raczej niewiele wnoszący. Książka, choć krótka, ciągnęła mi się strasznie. Nie umiałam jej skończyć, po paru stronach na raz musiałam ją odłożyć. 


  Myślicie, że słynny Grey to porażka? Nie czytaliście tego...  Recenzja krótka, z jednego powodu: nie mam wiele do powiedzenia na temat tej książki. Co chciałam, to napisałam. A Was przestrzegam przed tą pozycją! 

Moja ocena: 1/10

wtorek, 3 września 2013

Recenzja #58 "Obca pamięć"

Tytuł: Obca pamięć
Oryginalny tytuł: False memory
Autor: Dan Krokos
Wydawnictwo: Drageus Publishing House 
Ilość stron:  336
 Dziewczyna budzi się sama na ławce w parku, w stanie amnezji. W przypływie paniki uwalnia tajemniczą energię, która powoduje przerażenie i niszczycielską panikę wśród otaczających ją ludzi. Wyjątkiem w tym oceanie strachu jest Peter, chłopiec, który ani trochę nie jest zaskoczony szokującymi zdolnościami Mirandy.
Nie mając innego wyboru, jak tylko zaufać nieznajomemu, Miranda powoli zaczyna odkrywać, że została specjalnie wyszkolona i stanowi trybik pewnego eksperymentu - wchodzi w skład zespołu,którego członkowie posiadają doskonałe umiejętności walki oraz tajemnicze, śmiertelnie groźne zdolności. Jednak powtórne przystosowanie się do starego życia nie jest łatwe, a powracające wspomnienia komplikują jeszcze sprawę. Miranda odkrywa mroczną tajemnicę, która zmusza jej zespół do ucieczki. Nagle jej przeszłość nie wydaje się już taka ważna… bo okazuje się, że może nie być dla niej przyszłości.

- Lubimyczytać.pl
  "Obca pamięć" to debiut Dana Krokosa. Czy udany? Czytajcie dalej.
  Głównymi bohaterami książki jest czwórka przyjaciół: Miranda, Olive, Peter i Noah, ale na świat patrzymy oczami tej pierwszej. Dziewczynę poznajemy gdy błąka się po centrum handlowym i nic nie pamięta. Po chwili przez przypadek wywołuje panikę siłą swojego umysłu. Petera poznajemy chwilę potem, na samym końcu pozostałą dwójkę. Cała czwórka jest wykreowana całkiem dobrze, wydają się naturalni (no, pomińmy momenty walk, wtedy są lepsi od wyszkolonego żołnierza), zachowują się w większości adekwatnie do swojego wieku. Nie mam raczej nic do zarzucenia autorowi, jeśli chodzi o ich kreację. Również postaci drugoplanowe zostały dobrze stworzone.

  Książka jest napisana prostym w odbiorze językiem, nie będącym jednocześnie infantylnym. Nie ma raczej czegoś w stylu zapchajdziury, byleby było więcej stron. 

  Akcja toczy się umiarkowanym tempem, nie jest zbyt wolna, czasem trochę przyspiesza. Jest wiele scen walk wręcz. Momentami czytając opisy tych starć miałam wrażenie, jakbym oglądała film w zwolnionym tempie. Praktycznie każdy ruch jest dokładnie opisany, co powinno być dobre, ale jak to sobie wyobrażałam, to było to tak, jakbym oglądała film klatka po klatce. Raz, czy dwa zdarzyło mi się wyłączyć, ponieważ stawało się nieco nudno. Na szczęście nie trwało to długo. Raczej nie było przewidywalności, nieraz zostałam zaskoczona tym, co się stało, szczególnie w przeszłości Mirandy. No właśnie, mamy trochę retrospekcji, gdy główna bohaterka przypomina sobie niektóre rzeczy z dawnego życia.

  Co do treści nie mam większych zastrzeżeń, wszystko było spójne, nie doszukałam się chyba żadnej nieścisłości. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to trójkącik, który się tam w tle tworzył, ale był skutecznie zagłuszany pozostałymi wydarzeniami. Może odjęłabym trochę miłosnych scen, ale tak w sumie nie było najgorzej.
  Pomysł na książkę był ciekawy, uważam, że autor dobrze go wykorzystał, biorąc pod uwagę fakt, że jest to jego pierwsza powieść. Nie ukrywam jednak, że od kolejnej jego książki wymagać będę więcej.  

Moja ocena: 6.5/10

poniedziałek, 2 września 2013

Podsumowanie sierpnia


Nie umiem uwierzyć, że wakacje się skończyły... Jakoś te dwa miesiące szybko mi uciekły :( Również moje wyniki nie do końca mnie satysfakcjonują... No, ale może przejdźmy już do nich:

-Odwiedziliście mnie 2981 razy.
-Zostawiliście przy tym 365 komentarzy
-Najczęściej zaglądaliście do postów konkursowych (chodzi o te okładki:)). Następnie najczęściej odwiedzanym postem jest recenzja filmu "Percy Jackson. Morze potworów" (184 wejścia).
-Najwięcej komentarzy zebrałam pod postem "Recenzja #50 "Magia ukryta w kamieniu"" (38 komentarzy).
-Przeczytałam 11 książek, z czego 10 zrecenzowałam (ta ostatnia czeka na publikację :)):
Zrecenzowałam też pierwszy raz film - "Percy Jackson.Morze potworów".
-Opublikowałam 17 postów z czego tylko 11 to recenzje.

Najlepsze książki sierpnia: "Księga labiryntu", "Sprzedana. Moja historia"
Najgorsza książka sierpnia: Zdecydowanie "Przebudzenie śpiącej królewny" - niedługo dowiecie się, dlaczego...
Ilość przeczytanych stron: 3599, co daje nam ok. 116 stron.

Moje plany na wrzesień? Mam nadzieję, że się nie obrazicie, jeśli skupię się przez jakiś czas na nauce. Nie porzucę Was, ale prawdopodobnie nie będę przekraczać 10 książek na miesiąc. Jestem w III klasie gimnazjum i chciałabym tak porządnie się przygotować do olimpiady z j. angielskiego. Gdy napiszę pierwszy etap wezmę się znów za książki :)
Przez wakacje zaniedbałam trochę Was pod względem odwiedzania/komentowania. Postaram się poprawić :)

Gotowa okładka :)

Dziś pokazuję Wam w końcu ostatnią odsłonę okładki - tym razem jest już gotowa :) Wszystkie odpowiedzi były prawidłowe, dziękuję Wam, że tak licznie mnie wsparliście! Nie spodziewałam się takiej ilości komentarzy! Dziękuję Wam :) W nagrodę możecie się spodziewać rozdania w najbliższym czasie!