Powieści
Kathrin Lange mają w sobie coś, co przyciąga do nich czytelnika. Pomimo wielu
wad, jakich się doszukałam w trzeciej i, z tego co mi wiadomo, ostatniej części
serii, "Serce z popiołu" dostarczyło mi rozrywki, na jaką liczyłam.
W Sorrow coraz
gorzej się dzieje. Charlie wróciła z martwych komplikując życie Juli i Davida,
a duch Madeline doprowadza ich do obłędu - dosłownie. Ktoś zdecydowanie chce,
by klif Gay Head pochłonął kolejne ofiary. David chce uwolnić Juli spod wpływu
klątwy, w którą powoli zaczynają wszyscy wierzyć, jednak ta nie chce tak łatwo
wypuścić ich ze swoich szponów.
Zacznę od
bohaterów. A właściwie od bohaterki, Juli, która niesamowicie działała mi na
nerwy. Nie zmieniła się bardzo od pierwszej części - zapamiętałam ją jako
najczęściej płaczącą postać wszech czasów i z taką też mamy do czynienia teraz.
David natomiast... Ktoś mógłby uznać go (no, w sumie Juli też, ale skupmy się
na Davidzie :)) za zbyt melodramatycznego, skłonnego do odgrywania
cierpiętnika, ale... mi się to podoba. Coś w tej postaci jest, że budzi moją
ogromną sympatię.
Cieszę się też, że pojawiła się ponownie
sprawa Charlie, która okazała się być bardzo ciekawą osobą. Za plus można
poczytać autorce to, że znów pokazała, że nie można ufać żadnej ze stworzonych
przez nią postaci - nienawiść połączona z obłędem daje zaskakujące efekty.
Duża część
powieści skupia się bardziej na pokazaniu psychiki bohaterów i tego, co w nich
"siedzi", niż na wartkiej akcji. Nie można się oczywiście spodziewać
dogłębnej psychoanalizy, ale faktem jest, że autorka położyła nacisk bardziej
na wnętrzu, niż na tym, co się dzieje wokół Juli, Davida i Charlie. Wręcz
mogłabym powiedzieć, że, zanim doszło do punktu kulminacyjnego, powieść
cechowała lekka monotonia, a gdy coś się zaczynało dziać, wydawało się to
wstawiane trochę na siłę, jak gdyby autorka chciała jeszcze dołożyć Juli
traumatycznych wspomnień. Na szczęście punkt kulminacyjny razem z zakończeniem
bardzo mi przypadły do gustu. Znowu, było trochę melodramatycznie, było
zaskakująco, a akcja nabrała tempa tak, że wciągnęła mnie całkowicie. Nie
każdemu mogą odpowiadać te klimaty, ale mi - jak najbardziej!
Sama historia związana z klątwą Madeline
wydawała mi się ciekawie skonstruowana - do końca nie do końca wiadomo, czy
bohaterowie naprawdę są skazani za swoje uczucie, czy też ktoś nieżyczliwy
stara się doprowadzić ich do obłędu. I gdy mówię, że do końca, mam na myśli
samiutki koniec.
Z jednej strony
zakończenie przypadło mi do gustu, z drugiej jednak mam wrażenie, że autorka
sama nie była zdecydowana na żadną z wersji, jeśli chodzi o klątwę i całą
otoczkę, jaką wokół niej zbudowała. Nie wiem, czy nie miała pomysłu, jak
wybrnąć z pewnych nierozwiązanych sytuacji, czy chciała sobie zostawić furtkę w
razie natchnienia na kolejne części.
Język to
kolejna rzecz, której mogłabym się czepiać. Często był najzwyczajniej w świecie
infantylny, choć czasem miałam wrażenie, że to wina tłumaczenia. Nie
przeszkadzało mi to jednak w czerpaniu przyjemności z lektury, która
ostatecznie podobała mi się. Trzyma poziom poprzednich części - nie jest
szczególnie wybitną powieścią, która zmieni Wasze życie, ale jest na tyle
dobra, że czytelnik nie chce się od niej odrywać.
Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: Serce z popiołu
Oryginalny tytuł: Herz zu Asche
Autor: Kathrin Lange
Wydawnictwo: Muza
416 stron