Książka
przeleżała na mojej półce już swoje, a zbliżające się święta zmotywowały mnie
do sięgnięcia po nią. Nazwisko Greena przyciągało wielu czytelników i nie
ukrywam, że to był główny (o ile nie jedyny) powód, dla którego i ja
zdecydowałam się sięgnąć po tę lekturę.
Wielka śnieżyca w Wigilię świąt Bożego Narodzenia łączy
bohaterów trzech klimatycznych opowiadań w Waffle House. Rodzice Jubilatki
zostają aresztowani, przez co ona zmuszona jest wyjechać do dziadków. Problem w
tym, że zasypane tory uniemożliwają dotarcie na miejsce. Trafia więc do
przydrożnej knajpki, gdzie spotyka Stuarta. Te święta uświadamiają obojgu kilka
ważnych rzeczy. Z tego samego pociągu wyłania się grupka cheerleaderek, na
spotkanie których spieszy Tobin z przyjaciółmi. Przeszkody po drodze sprawią
jednak, że to nie dziewczyny w kusych spódniczkach są tym, czego chłopak chce.
Ostatnia historia opowiada natomiast o cudzie (po)świątecznej przemiany Addie.
Opowiadania są niezwykle klimatyczne, czytając je można poczuć ten zimowy
chłód białych świąt, których każdy pragnie. Pierwsza z historii wydała mi się
najbardziej zabawna. Sam powód aresztowania rodziców Jubilatki był dość
nietuzinkowy. Dalsza część wciągała mocno, była bardzo ciekawa, jednak
brakowało mi mocniejszego akcentu.
Najbardziej zimową opowieścią był "Bożonarodzeniowy cud
pomponowy". Pomysł był bardzo dobry, historia wciągała równie mocno, co
poprzednia, a może nawet bardziej. Droga, którą bohaterowie przebyli, nie była
jedynie trasą do Waffle House. Dzięki długiemu spacerowi w śnieżycy dowiedzieli
się wiele o sobie nawzajem.
Ostatnia historia była w moim odczuciu najsłabsza. Dużo użalania się nad
sobą dziewczyny, która sama zawiniła w związku i sprowokowała zerwanie z
chłopakiem. Mało się działo, choć ilość pecha, jaki zaczął prześladować Addie
była w pewnym momencie komiczna.
Główni bohaterowie zostali dość dobrze zarysowani. Nikt nie wchodził w
zbędne szczegóły, ale nie odczuwałam niedosytu w żadnym wypadku. Do postaci
drugoplanowych żaden z autorów nie przywiązywał uwagi, choć pewne ciekawe
osobistości epizodycznie się pojawiały. Co mi się spodobało, to to, że
bohaterowie w każdym z opowiadań nawiązywali do siebie, przez co historie nie
wydawały mi się oderwane od siebie.
Kreacja Addie nie przypadła mi do gustu. To typ bohaterki użalającej się,
nie widzącej świata poza czubkiem swojego nosa... Wiem, że było to specjalnie -
w końcu historia opierała się na próbie zmiany zachowania dziewczyny, ale
niezmiernie mnie ona irytowała.
Jeśli
chodzi o język, to nie wiem, czy już wyrosłam z literatury młodzieżowej, czy
był on rzeczywiście dość infantylny, niezależnie od opowiadania. Nie było
tragicznie, książkę czytało się lekko i szybko, ale jednak autorzy napisali ją
zbyt prosto, skupili się chyba bardziej na fabule, niż na stylizacji.
Mimo
wszystko z książką spędziłam miłe chwile, mogłam sie przy niej oderwać na
chwilę od rzeczywistości. Jako lekka lektura na śnieżną noc jest idealna. :)
Ocena: ★★★★★★✰✰✰✰
Tytuł: W śnieżną noc
Oryginalny tytuł: Let it snow
Seria: -
Autor: M. Johnson, J. Green, L. Myracle
Wydawnictwo: Bukowy Las